Narzędzia osobiste
Jesteś w: Start Artykuły Kamienie i kości. Mocne dowody przeciwko ewolucji

Kamienie i kości. Mocne dowody przeciwko ewolucji


Czy ewolucjonizm nie jest nauką, a kreacjonizm tylko wiarą religijną?

Jeśliby to powszechne wyobrażenie było prawdziwe, to dlaczego tak wielu wysoko wykształconych naukowców akceptuje dziś bezpośrednie stworzenie funkcjonującego świata (tak, jak jest ono zapisane w Księdze Rodzaju — pierwszej księdze judeo-chrześcijańskiego Pisma św.), a odrzuca ewolucję (ideę długo trwającej samoprzemiany wszystkich istot od ich niezwykle prostych początków)? Faktem jest, że współczesny ruch kreacjonistyczny stanowi mniejszość, mniejszość ta jednak szybko się rozrasta.

Ostrożnie się oblicza, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych znajduje się ponad 10 tys. zawodowych uczonych (większość z nich nie jest oficjalnie powiązana z organizacjami kreacjonistycznymi), którzy wierzą w biblijne stworzenie. W 1993 roku w Korei Południowej do Stowarzyszenia Badań Kreacjonistycznych należało ponad 1 000 naukowców, z przewagą osób posiadających stopnie naukowe M.Sc. (magistra nauk przyrodniczych) czy Ph.D. (doktora) w niektórych dziedzinach nauki, a wśród nich znajdowało się stu profesorów na stanowiskach uniwersyteckich. Niedawno zostało utworzone Moskiewskie Towarzystwo Nauki o Stworzeniu, które liczyło dziesięciu członków. Rok później liczba ta wzrosła do 120 osób, posiadających wyższe stopnie naukowe.

Większość profesorów uniwersytetów ma na koncie jeden doktorat. Czasami wśród członków ruchu kreacjonistycznego znajdowali się ludzie mający więcej niż jeden doktorat (jak nieżyjący już profesor A.E Wilder-Smith, który miał ich aż trzy).


Nauka natomiast...?

Prawdziwa nauka polega na mierzeniu, czy obserwowaniu czegoś, co się wydarza i na potwierdzaniu tego. Na przykład, nawet jeśliby gady rzeczywiście zmieniły się w ptaki miliony lat temu — jak to utrzymują ewolucjoniści — to i tak naukowo nie można by uznać czegoś takiego za fakt, gdyż nie podlega to obserwacji. Nawet gdyby jakimś sposobem można było zmienić dzisiaj gada w ptaka, to nawet i to nie udowadniałoby, jak się to stało miliony lat temu. Tak samo nie można wymagać, aby Bóg powtórzył cudowne stwarzanie owych licznych grup ptaków, czy też gadów zaprogramowanych na rozmnażanie się według własnego rodzaju, po to tylko, aby można było to oglądać.

Obydwie te idee bazują na wierze; każdy bowiem system wyznaniowy (ewolucjonizm czy kreacjonizm) oferuje argumenty oraz dowody wspierające taką wiarę. Kreacjoniści utrzymują, że ich idea jest rozsądna i logiczna, wsparta wagą posiadanego świadectwa empirycznego.


Czy kreacjoniści sądzą, iż znają wszystkie odpowiedzi?

Nie. W modelu kreacjonistycznym istnieją także nierozwiązane problemy, a niektóre pytania zostają bez odpowiedzi, ale to samo odnosi się do ewolucjonizmu. Na rozwiązanie zagadnień dotyczących ewolucji, każdego roku z podatków wydawane są miliardy dolarów. Na badania nad stwarzaniem w porównaniu z tym wydaje się grosze. Mimo to w ostatnich kilku latach, część — tylko z pozoru trudnych — problemów została wyjaśniona dzięki badaniom kreacjonistów. (W procesie tym niektóre z poprzednich pomysłów i propozycji kreacjonistów musiały być skorygowane bądź też odrzucone, co w nauce jest rzeczą całkiem normalną).

Mówiąc o ewolucji, mówimy o nie nadającym się do udowodnienia (tj. religijnym) wierzeniu, że wszystkie rzeczy same się porobiły w wyniku ich własnych, naturalnych właściwości przy braku jakiegokolwiek nadnaturalnego układu. Chaos stał się Kosmosem — sam z siebie: cząsteczki dały początek planetom, palmom, pelikanom oraz ludziom bez żadnej pomocy spoza materii i energii. Teorie odnośnie tego, jak to się mogło stać (tj. dotyczące mechanizmu ewolucji), mogą powstawać i upadać, ale ten istotny pogląd, że jakoś się to samo stało, dla wielu ludzi jest aktem niezachwianej wiary.

Niektórzy ludzie próbują włączać jakiegoś "boga" w taki proces, lecz przeważnie teoretycy ewolucjonizmu zdecydowanie odrzucają wszelkie sugestie jakiegokolwiek inteligentnego kierownictwa. Nawet wielu naukowców, będących „teistycznymi ewolucjonistami” (którzy twierdzą, iż wierzą zarówno w ewolucję, jak i w Boga) uważa, że proces ten był całkowicie naturalny. Taki ewolucyjny "proces stwarzania" miał rzekomo trwać miliardy lat, podczas których niezliczona liczba stworzeń walczyła, cierpiała i umierała, w wyniku czego mocniejsi brutalnie likwidowali słabszych.


Dlaczego ma to znaczenie?

1. Ewolucjonizm usprawiedliwia ateizm

Każdy kto twierdzi, że nie ma Boga, musi odwyływać się do ewolucji, by tłumaczyć przyrodę bez jej Projektanta. Stanowi ona konieczny fundament dla wielu postaw takich jak ateizm, agnostycyzm i związany z nimi świecki humanizm wraz z jego mottem: "Jeśli nikt nas nie uczynił, nie jesteśmy niczyją własnością, a więc nie ma nikogo, kto mógłby ustanawiać prawa oprócz nas samych." Nie ma żadnej logicznej przyczyny, aby czuć się związanym przez zasady ustanowione na przykład w Dziesięciu Przykazaniach, jeśli inne części Starego Testamentu są odrzucane jako mit kulturowy.

2. Ewolucjonizm jest niezgodny z chrześcijaństwem

Poprzez całą Biblię (o której chrześcijanie twierdzą, iż jest Objawieniem pochodzącym od samego Stwórcy) przewija się temat, że Bóg — stale się w Biblii ujawniający — uczynił świat dobry (bez śmierci, walki, przemocy, okrucieństwa i przelewu krwi). W konsekwencji buntu (grzechu) pierwszego człowieka, Adama, przeciw Stwórcy, cały Wszechświat został przez Boga przeklęty (Księga Rodzaju 3, List do Rzymian 8).

Jednakże wkroczenie śmierci i cierpienia itp. jest tylko chwilowe, jako że świat będzie odnowiony (Dzieje Apostolskie 3:21). Powróci on nie do miliardów lat śmierci, okrucieństwa i przelewu krwi, lecz do bezgrzesznego stanu bez śmierci, gdyż od takiego się zaczął. Jezus Chrystus, Ucieleśniony Stworzyciel ("ostatni Adam"), przelał Swą krew niewinną, aby odkupić i odnowić nie tylko tych spośród grzesznych ludzi, którzy wierzą, ale aby uwolnić cały Wszechświat z przekleństwa śmierci i przelewu krwi sprowadzonego przez pierwszego Adama.

Gdyby historyjka ewolucyjna była prawdziwa, całe sedno posłania Ewangelii ("Dobrej Nowiny") byłoby stracone, gdyż poprzednicy Adama zabijaliby sie wzajemnie w świecie pełnym przelewu krwi. Znaczyłoby to również, że mite była idea prawdziwego — umieszczonego w miejscu i czasie — upadku Adama oraz wiążącego się z tym przekleństwa stworzenia.

Prawda Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie (że ludzie mogą być na wieki przywróceni do przyjaźni ze swoim Stworzycielem) jest całkowicie uzależniona od prawdy o złej nowinie, w jaki sposób nasz poprzednik Adam zbuntował się, łamiąc pierwotną harmonię pomiędzy Bogiem a człowiekiem. (1 List do Koryntian 15:21-22 łączy nierozerwalnie Ewangelię ze sprowadzeniem śmierci przez Adama. "Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez Człowieka też dokona się zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni.") Można więc ogólnie powiedzieć, że wątpienie w Księgę Rodzaju sprawiło, iż coraz więcej ludzi zaczęło wątpić w resztę Pisma Św.


Skąd jednak wiemy, że Księga Rodzaju została napisana, aby powiedzieć nam, iż dzieła zostały naprawdę stworzone w ciągu sześciu dni — czy opis ten nie mógłby mieć jakiegoś innego znaczenia?

Jeśli tylko chcemy być uczciwi, nie możemy sugerować, że Księga Rodzaju miała oznaczać coś innego niż realną, prawdziwą historię. Według jednego z czołowych hebraistów [1] wszyscy światowej klasy profesorowie hebraiści, których on zna, są całkowicie zgodni, że Księga Rodzaju 1-11 została napisana, aby opowiedzieć nam o prawdziwym, niedawnym stworzeniu wszystkich rzeczy w ciągu sześciu zwyczajnych dni oraz o katastrofalnym potopie, pokrywającym cały glob.

Nie oznacza to, że ci profesorowie koniecznie w to wierzą, ale tylko tyle, że język Księgi Rodzaju mówi nam, iż jej autor nie mógł mieć żadnych innych intencji. Najwyraźniej księga ta znaczy to, co mówi (a mówi to, co jest oczywiste dla każdego dziesięciolatka).

Bądźmy szczerzy: inne pomysły co do znaczenia Księgi Rodzaju prawie zawsze powstają poza Biblią i wynikają z prób dopasowania Biblii do innych wierzeń (takich jak pomysł długich wieków geologicznych).


Zastanówmy się

Jeśli przed Adamem nie było żadnej śmierci ani przelewu krwi, to moglibyśmy się spytać, skąd się wzięły warstwy skał osadzonych przez wodę, które znajdują się na całym świecie i zawierają w sobie pogrzebane szczątki miliardów martwych istnień? Czyż nie tego właśnie spodziewalibyśmy się, jeśli Biblia ma rację w sprawie zniszczenia całej ziemi przez wodę czyli przez Potop Noego? Skamieniałości faktycznie pokazują ślady szybkiego pogrzebania — a nie powolnego i stopniowego procesu, jak wierzy większość ludzi.

Na przykład istnieją niezliczone miliony dobrze zachowanych skamieniałości ryb, pokazujące nawet łuski, płetwy i oczodoły. W przyrodzie martwa ryba jest szybko rozrywana poprzez padlinożerców i szybko się rozkłada. Jeśliby więc ryby nie zostały pogrzebane natychmiast, a osady (na przykład muł, piasek) szybko nie stwardniały, takie cechy nie mogłyby się zachować.


Czy jednak węgiel nie tworzył się wolno na moczarach przez miliony lat?

Fakty zdecydowanie wskazują na szybkie formowanie się węgla, kiedy to rozległe lasy zostały wyrwane z korzeniami i zgromadzone w jednym miejscu, a następnie szybko pogrzebane. W Yallourn w Wiktorii (Australia) znajdują się pokaźne złoża węgla brunatnego, zawierające dużą liczbę pni drewna sosnowego — gatunków, jakie dziś nie rosną na moczarach.

Niektóre grube warstwy, zawierające do 50% czystego pyłku, pokrywające rozległe obszary, wskazują wyraźnie na wodne powstanie złóż węgla brunatnego. Także wiele złóż węgla na półkuli południowej nie wskazuje na żaden ślad czegokolwiek, co mogłoby reprezentować kopalną "glebę", na której lasy te rzekomo wyrastały. [2]

Badacze z Argonne National Laboratory (USA) wzięli zwyczajne fragmenty drzewa, zmieszali je z gliną, na którą podziałano kwasem oraz wodą. Wszystko to ogrzewano przez 28 dni w temperaturze tylko 150 stopni Celsjusza, nie zwiększając ciśnienia i trzymano bez powietrza w zamkniętym hermetycznie kwarcowym pojemniku. Otrzymano węgiel kamienny wysokiej jakości. Nie potrzeba na to milionów lat

Znane są złoża węgla, które się rozwidlają, inne zaś łączą się z sobą w kształt litery "Z". W swoim raporcie z 1907 roku sławny geolog australijski, Sir Edgeworth David, opisał pionowe, zwęglone pnie drzewa w okolicy Newcastle (Australia), które stały pomiędzy złożami węgla kamiennego. Miały one niższe końce osadzone w jednym złożu, następnie przechodziły przez warstwę leżącą pomiędzy jednym, a drugim złożem, aby zakończyć się w złożu węgla powyżej!

Spróbujcie wytłumaczyć cokolwiek z tego przy pomocy powolnego procesu odbywającego się na dwóch moczarach, oddzielonych od siebie jakimś okresem czasu. Jest jasne, że przekonanie o "powolnym i stopniowym" powstawaniu przeszkodziło oczywistemu wytłumaczeniu pochodzenia węgla przez szybkie pogrzebanie gwałtownie wydartej roślinności w trakcie ogromnej katastrofy wodnej. [3]

Poruszające się wody, a szczególnie duże jej ilości, mogą szybko wykonać niezwykłą ilość pracy geologicznej, o której ludzie myślą, iż trzeba na nią milionów lat. Znane są fotografie pokazujące ponad siedem metrów warstwowej skały osadowej zbudowanej w ciągu jednego popołudnia! Nastąpiło to w związku z katastrofą spowodowaną przez wybuch w 1980 roku Góry św. Heleny, znajdującej się w stanie Washington w USA. Kiedy wyleciał w powietrze szczyt tej góry (oraz nastąpiły kolejne wybuchy), doszło do lawin ziemnych, przepływów błota i innych zjawisk osadowych — ponad 180 metrów warstwowej skały osadowej naniosło się od początkowego wybuchu.

Kanion głęboki na 30 metrów i nieco szerszy niż 30 metrów został wycięty w ciągu jednego dnia przez strumień błota. [4]

Niektórzy eksperci mówią teraz (chociaż ciągle wierzą w miliony lat), że Wielki Kanion został uformowany katastrofalnie w podobny sposób (wielkie jezioro przełamujące zaporę) i nie był rezultatem wolnego — trwającego ponad miliony lat — rzeźbienia przez rzekę Kolorado


Czy skamieniałości świadczą o ewolucji?

Darwin oświadczył, całkiem słusznie, że jeśli jego teoria jest prawdziwa, powinno się odkrywać dużo "pośrednich" typów w postaci skamieniałości. Jeśli przednia kończyna gada na przykład zamieniła się w skrzydło ptaka, dlaczego nie znajdujemy serii skamielin pokazujących te stadia: ni to kończyn, ni to skrzydeł; lub też ni to łusek, ni to piór?

Darwin uważał nieobecność takich pośrednich form za "najbardziej oczywiste i poważne zastrzeżenie" przeciwko swojej teorii. Sto dwadzieścia lat później dr David Raup — szef jednego z największych muzeów w Ameryce powiedział, że sytuacja dotycząca "brakujących ogniw" nie zmieniła się bardzo i że "Posiadamy nawet mniej przykładów ewolucyjnych przemian niż mieliśmy w czasach Darwina." [5]

Dr Colin Patterson jest starszym paleontologiem w British Museum (Natural History). [6] Jest on ewolucjonistą i znawcą skamielin. Napisał ważną książkę na temat ewolucji, lecz kiedy ktoś zapytał go, dlaczego nie pokazuje w swojej książce żadnych fotografii form pośrednich (przejściowych), odpisał co następuje:

Zgadzam się w pełni z pańskim komentarzem co do braku w mojej książce bezpośrednich ilustracji form przejściowych. Gdybym wiedział o jakichkolwiek czy to skamieniałościach, czy też żywych formach, z pewnością byłbym je zamieścił. Proponuje Pan, aby zatrudniono artystę, który mógłby zilustrować takie przejściowe formy, lecz skądże mógłby zdobyć potrzebne do tego informacje? Uczciwie mówię, że ja nie mógłbym takich dostarczyć, a gdybym miał zostawić wszystko artystycznej wyobraźni, czyż nie zwodziłbym czytelnika?

Treść swojej książki napisałem cztery lata temu [w swojej książce mówi on o swojej wierze w niektóre transformacje — przyp. autora]. Gdybym jednak miał napisać ją teraz, myślę, że byłaby raczej inna. Stopniowe zmiany są koncepcją, w którą wierzę i to nie tylko z powodu autorytetu Darwina, lecz ponieważ wymaga tego moje rozumienie genetyki. Ale jednak [sławny paleontolog Stephen J.] Gould i ludzie z Amerykańskiego Muzeum to osoby, którym trudno się przeciwstawiać, gdy mówią, że nie ma żadnych przejściowych skamieniałości. Sam jako paleontolog jestem bardzo zajęty filozoficznym problemem identyfikacji form przodków w zapisie kopalnym. Mówi Pan, że powinienem choćby "pokazać po jednej fotografii skamieniałości, z której każdy typ organizmu się wywodzi". Powiem bez ogródek — nie ma ani jednej takiej skamieniałości, którą można by uznać za bezsprzeczny dowód. [7]

Cóż więc mamy? Ewolucjonizm spodziewa się milionów pośrednich form. Niektórzy ewolucjoniści twierdzą, że jest parę — może garść takich przejściowych rodzajów skamieniałości. Inni eksperci mówią, że nie ma żadnych.

Ludzie często nie wiedzą, że dziwna skamieniałość Archaeopteryx, używana jako przykład formy przejściowej pomiędzy gadami a ptakami (z tego powodu, iż posiada cechy obecne w obu klasach), nie pokazuje żadnej zdecydowanie przejściowej struktury, którą można uznać poza wszelką wątpliwością za taką. Pióra są całkowicie uformowane, a skrzydła są prawidłowymi skrzydłami. Posiada wystające do tyłu szpony i zawinięte stopy charakterystyczne dla ptaków grzędowych. Z całą pewnością nie był to — jak niektórzy go rysują — biegający, opierzony dinozaur.

Niektóre żyjące stworzenia (np. dziobak) są także mozaiką cech znajdowanych normalnie w różnych klasach. Mały dziwny zwierzak, który ma futro tak jak ssak, dziób jak kaczka, ogon jak bóbr, gruczoły jadu niczym wąż, a składa jajka jak gad, a do tego karmi młode jak ssak, jest dobrym przykładem takiej mozaiki. Nie znajduje się on jednakże "w połowie drogi" pomiędzy jakimikolwiek dwoma z wymienionych stworzeń.

Ogólny brak form przejściowych odnosi się także do tak zwanej "ewolucji człowieka". Mogłoby to się wydawać dziwne, skoro reklamuje się tak wielu naszych rzekomych "przodków". Trudno śledzić wszystkie tak różne i zmieniające się twierdzenia, ale wiek ostatni pokazał, że każdy kolejny z tych szeroko rozgłaszanych "przodków" jest później po cichu odrzucany. Następuje to jednakże dopiero wtedy, gdy jakiś nowo znaleziony kandydat zajmie miejsce tamtego. Dzisiaj nagłaśnia się wąską grupę australopiteki — H. habilis, z której najlepiej znaną jest słynna skamielina Lucy.

Dr Charles Oxnard należy do rosnącej liczby anatomów ewolucjonistów, którzy po starannym prześledzeniu dużej liczby pomiarów przy pomocy wieloczynnikowej analizy komputerowej (jest to obiektywna metoda, która nie zależy od przyjętej z góry wiary w pochodzenie) ocenia, iż stworzenia te nie są ludzkimi przodkami.

Dr Oxnard twierdzi, iż mimo że pierwotnie uważano je za człekokształtne, a przynajmniej pośrednie pomiędzy małpami i ludźmi, to "różnią się one zarówno od ludzi, jak i od małp afrykańskich, bardziej aniżeli obydwie te żyjące grupy różnią się od siebie. Australopiteki stanowią odrębną grupę." Zaznacza on, że wniosek ten, iż nie są to nasi przodkowie, popierany jest przez zwiększającą się liczbę badaczy, którzy "nie są związani ze znalazcami skamieniałości."

A co z tym tak zwanym Homo erectus? Prawidłowo uformowane typy szkieletów Homo erectus prawdopodobnie reprezentują rzeczywistych ludzi, [8] żyjących po Potopie i posiadających rasowo zróżnicowane kości.

Ogromna różnorodność jest możliwa pomiędzy kośćmi psów różnego rodzaju, od pekińczyka do bernardyna. Takie warianty mogą być wyselekcjonowane w ciągu tylko paru pokoleń. "Ciśnienie selekcyjne" w szybko zmieniającym się środowisku po Potopie oraz izolacja ludzi (po przymusowym rozproszeniu się od czasów wieży Babel) w małych oddzielonych społecznościach, dały świetne warunki do szybkiego wyodrębnienia i uwypuklania (uprzednio już istniejących, stworzonych) genetycznych różnic. Takie rasowe warianty mogły także dotyczyć cech kości.

W porównaniu z bardzo dużą różnorodnością ludzkich ras pod względem innych cech, różnice szkieletowe pomiędzy szkieletem erectusa a innymi szkieletami ludzkimi nie są aż tak wielkie. Co więcej, wiadomo, że w Europie, w tym samym czasie co typy "współczesne", żył nie tylko erectus, ale także Neandertalczyk i typy Cro-Magnon (które przeciętnie mają większą pojemność mózgu niż dzisiejsze populacje).

Niedawne znalezienie narzędzi w Indonezji sprawiło, że dr Allan Thorne, ewolucjonista, zasugerował, iż ci rzekomo "przedludzcy przodkowie" posiadali żeglarskie umiejętności oraz technologię. Jego wypowiedź zacytowana została w gazecie The Australian, 19 sierpnia 1993 roku, gdzie mówi o nich: "Oni nie są [tj. nie powinni być nazywani] Homo erectus, oni są ludźmi."

Jeśli ktoś użyje ewolucyjnej skali czasu oraz ewolucjonistycznych kryteriów klasyfikacji, a następnie sporządzi wykres ze wszystkich odkryć skamieniałości "hominidów", szybko odkryje, że z jakiejkolwiek ewolucyjnej sekwencji zostaną nici. [9]


Czy obserwujemy ewolucję w toku?

Ogólnie rzecz biorąc — nie, chociaż żywe organizmy zmieniają się. Pozwólcie, abyśmy to wytłumaczyli. Wiemy obecnie, że każda żywa istota zawiera program (komplet instrukcji — jak plan czy przepis), który określa na przykład, czy będzie to aligator czy też drzewo awokado. Dla istoty ludzkiej precyzuje on, czy osoba ta będzie miała brązowe, czy niebieskie oczy, włosy proste czy kręcone i tak dalej. Informacja ta jest zapisana na długiej cząsteczce zwanej DNA. [10]

Ewolucjonizm naucza, że stosunkowo proste stworzenie, takie jak jednokomórkowa ameba, stało się o wiele bardziej skomplikowanym stworzeniem, jak na przykład koń. Pomimo, że nawet i najbardziej proste znane jednokomórkowce zadziwiają swą złożonością, nie zawierają one tak dużo informacji jak, powiedzmy, koń. Nie posiadają one instrukcji wyszczególniających, jak zrobić oczy, uszy, krew, mózg, kopyta, mięśnie... Przejście od punktu A do B na diagramie wymaga więc wielu etapów zwiększania informacji, kodowania informacji dla nowych struktur, nowych funkcji, nowych użytecznych złożoności.

Gdybyśmy tylko zobaczyli taki rodzaj zmian zwiększających informację, nawet gdyby było ich tylko parę, można by ich użyć na poparcie argumentu, że ryba rzeczywiście może zamienić się w filozofa, jeśli zostanie jej dany odpowiedni czas. Faktem jest jednak, że te niewielkie zmiany, które dostrzegamy, nie dotyczą zwiększania informacji. Zmierzają bowiem w złym kierunku, aby mogły być użyte na poparcie ewolucjonizmu, jak to niebawem zobaczymy.


Dobór naturalny nie jest tym samym, co ewolucja

Żyjące istoty są zaprogramowane, aby przekazywać tę informację i aby w pewnym sensie robić kopie samych siebie. DNA mężczyzny kopiuje się i przekazuje poprzez plemniki, a kobiety — przez jajeczka. W taki sposób informacja matki i ojca jest kopiowana i przekazywana następnemu pokoleniu. Każdy z nas ma w środku swoich komórek dwa długie, równoległe "ciągi" informacji — jeden od matki, a drugi od ojca. [11] (Pomyślcie o niej, jak o supełkach na sznurze, niosącym treść przy pomocy alfabetu Morse'a — w taki sam sposób DNA musi być "odczytane" poprzez skomplikowane mechanizmy komórki.)

To, że bracia i siostry nie wyglądają tak samo, wynika z tego, że informacja ta jest łączona na różne sposoby. Takie przemieszanie czyli rekombinacja informacji powoduje dużą różnorodność w każdej populacji ludzi, roślin, czy zwierząt.

Wyobraźcie sobie pokój pełen psów, pochodzących od jednej pary. Niektóre na przykład będą wyższe, niektóre niższe. Jednak ten naturalny proces powstawania zmienności nie wymaga żadnej nowej informacji. Informacja była już zawarta w wyjściowej parze psów. Tak więc jeżeli hodowca wybiera te, które są już niższe, następnie psy te kojarzy i dalej wybiera najniższe z potomstwa i tak dalej, i dalej przez kilka pokoleń, to nic dziwnego, że w przeciągu krótkiego okresu czasu powstaje "nowy" typ psów — rasa psów małych. Nie trzeba do tego jednak żadnej nowej informacji. Po prostu człowiek wybrał psy, które chciał (te, które w jego pojęciu były najbardziej "przydatne", aby przekazać swoje geny), a resztę odrzucił.

Faktem jest, że poprzez ograniczenie się wyłącznie do rasy psów niskich (rezygnacja z mieszanki wysokich i niskich) część informacji "wysokiej" została w tej populacji utracona i żadne dalsze hodowania i dobierania nie wyprodukują rasy wysokich psów.

Także i "natura" może "wybierać" niektóre typy, a inne odrzucać — w danym środowisku. Niektóre z nich przeżyją i przekażą informację łatwiej niż inne. Dobór naturalny może faworyzować niektóre informacje i może spowodować, że część tej informacji zostanie utracona, ale nie może stwarzać nowej informacji.

W teorii ewolucyjnej rolę stwarzania nowych informacji przypisuje się mutacjom — przypadkowym błędom, które powstają wtedy, gdy informacja jest kopiowana. Wiemy, że takie błędy się zdarzają i są dziedziczone (dlatego, bo pokolenia następne będą robić kopie kopii z defektem). Tak więc w rezultacie defekt zostaje przekazany, a gdzieś po drodze zdarza się następny błąd. Defekty mutacyjne mają więc tendencję do nagromadzania się. Zjawisko to znane jest jako problem zwiększającego się obciążenia genetycznego. U ludzi istnieją tysiące takich defektów — znanych jako choroby dziedziczne, które one powodują: anemia sierpowata, mukowiscydoza, talasemia, fenyloketonuria... Nie dziwi nas chyba, że przypadkowa zmiana w bardzo skomplikowanym kodzie [12] powoduje choroby i złe funkcjonowanie.


Korzystne mutacje?

Ewolucjoniści wiedzą, że przeważnie mutacje są szkodliwe, lub są bez znaczenia (są genetycznym szumem). Jednakże ich wiara wymaga pojawiania się od czasu do czasu mutacji pozytywnych. Faktycznie istnieje garstka znanych mutacji, które ułatwiają danemu organizmowi przeżycie w danym środowisku.

Żyjąca w grocie ryba bez oczu przeżywa lepiej, gdyż nie naraża się na choroby czy zranienia oczu; bezskrzydłe chrabąszcze radzą sobie lepiej na wietrznej morskiej skale, gdyż istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że zostaną wywiane i zatopione. Jednakże utrata oczu i utrata czy uszkodzenie informacji potrzebnych do produkcji skrzydeł — jakkolwiek na to patrzeć — jest defektem, inwalidztwem poprzednio funkcjonującego organu. [13]

Zmiany takie, jakkolwiek "korzystne" w sensie przeżycia, nie przesądzają sprawy — gdzie są przykłady prawdziwego wzrostu informacji, nowego kodowania dla nowych funkcji, nowych programów maszynerii życia, nowych użytecznych struktur? Na nic się zdają przykłady odporności na środki owadobójcze wśród owadów — w każdym prawie przypadku [14] informacja o odporności istniała u paru osobników w populacji, jeszcze zanim człowiek zaczął rozpylać te środki.

Kiedy nieodporne komary zostają zabijane przez DDT, a populacja odradza się z tych, które ocalały, część informacji z tej (teraz martwej) większości jest już nieobecna wśród ocalałych osobników, a więc dla populacji jest na zawsze stracona. [15]

Kiedy spojrzymy na dziedziczne zmiany, które aktualnie dokonują się wśród istot żywych, widzimy, że albo informacja zostaje ta sama (poukładana na różny sposób), albo zostaje zniszczona czy utracona (mutacja, wymarcie), ale nigdy nie widzimy czegokolwiek, co kwalifikowałoby się jako prawdziwa ewolucyjna zmiana ku lepszym formom.


Pomyślcie o tym

Czy nie jest to dokładnie to, czego należy się spodziewać? Teoria informacji i zdrowy rozsądek jednoczą się, aby podpowiedzieć nam, że kiedy informacja jest przekazywana (a tym jest reprodukcja), to zostaje albo taka sama, albo też zostaje jej mniej. Ponadto zostaje dodany "szum" informatyczny bez znaczenia. [16] W żywych lub też martwych rzeczach nie widać nigdy, aby prawdziwa informacja powstawała, czy też zwiększała się sama przez się.

Tak więc kiedy rozpatrujemy wszystkie żywe organizmy świata jako całość, suma informacji zmniejsza się wraz z upływem czasu, wraz z ciągłym jej kopiowaniem. Patrząc więc wstecz, w przeszłość, zasoby informacji muszą rosnąć. Ponieważ nie można tu cofać się w nieskończoność (nieskończoną ilość czasu temu nie było nieskończenie skomplikowanych organizmów), wskazuje to na moment, kiedy skomplikowane informacje musiały mieć swój początek.

Materia zostawiona sama sobie (przynajmniej na tyle, na ile wskazuje obserwacyjna nauka) nie wyłania takiej informacji, tak więc jedyną alternatywą jest to, że w pewnym momencie twórczy umysł, znajdujący się poza systemem, nałożył inteligencję na materię (tak jak to czynisz pisząc) i zaprogramował wszystkie pierwotne rodzaje roślin i zwierząt. Programowanie przodków obecnych organizmów musiało zostać osiągnięte w sposób cudowny czy też nadnaturalny, ponieważ prawa przyrody nie stwarzają informacji.

Pozostaje to całkowicie w zgodzie z oświadczeniem Księgi Rodzaju, że Bóg stworzył organizmy, aby rozmnażały się "według rodzaju swego". I tak na przykład hipotetyczny rodzaj psa został stworzony i wyposażony w dużą ilość wbudowanych odmian (przy pierwotnym braku defektów). Różnorodność mogła powstać po prostu przez rekombinację wyjściowej informacji, co dało początek wilkowi, kojotowi, psu dingo i tak dalej. Dobór naturalny może redukować i sortować te informacje (ale nie stwarza ich więcej), tak jak to zobaczyliśmy na przykładzie z komarami. Zróżnicowanie w powstałym w wyniku tego potomstwie, bez żadnych nowych dodanych informacji (a więc bez żadnej ewolucji), może być wystarczająco duże, by usprawiedliwić nazywanie go gatunkowym.

Pomaga nam to zrozumieć sposób, w jaki populacja kundli może zostać zredukowana poprzez sztuczny dobór do podtypów (ras domowych). Każda z tych podgrup niesie tylko cząstkę wyjściowego zasobu informacji. Oto dlaczego zaczynając tylko od niewielkich psów rasy chihuahua, nigdy nie uda się wyhodować czegoś podobnego do bernardynów — po prostu w tej pierwszej populacji nie ma już potrzebnej do tego informacji. W ten sam sposób pierwotny typ słonia mógł się rozdzielić (przez dobór naturalny, działający na stworzoną informację) na słonie afrykańskie, słonie indyjskie, mamuty i mastodonty (te dwa ostatnie gatunki już wymarły).

Jednak powinno być oczywiste, że ten typ zmian leży w obrębie wyjściowych zasobów informacji w danym rodzaju; taka droga tworzenia odmian czy gatunków nie jest sposobem, aby zamienić amebę w drzewo awokado, gdyż nie jest informacyjnie twórcza — niczego nie wnosi. Takie redukowanie zasobów informacji może być przez niektórych nazywane "ewolucją”, ale nie oznacza dodawania informacji, czyli zmian, które ogólnie rozumie się pod terminem "ewolucja". [17]


A co z podobieństwem istot żywych?

Mamy prawo spodziewać się, że ten sam Projektant podobnie projektuje podobne struktury dla podobnych celów. To samo odnosi się do podobieństw na poziomie molekularnym — szympans jest bardziej podobny do nas niż — powiedzmy — do ropuchy, a więc można się spodziewać, że coś takiego będzie się odzwierciedlać zarówno w wewnętrznej budowie, jak też i w strukturze białek. [18]

Podobieństwa wzorca kości kończyny (nazywa się to homologią) można wyjaśnić na dwa sposoby: albo wszystkie istoty miały tego samego przodka, albo tego samego Projektanta. Tak więc istnienie ich nie może przemawiać za którymkolwiek sposobem.

Faktem jest jednak, że ewolucjoniści mają tu nieco problemów, gdyż istnieje wiele stworzeń, u których struktury homologiczne powstają z zupełnie różnych części embrionu i z niehomologicznych genów. Stanowią one dla nich poważne trudności. [19]

Zauważcie także, że tylne kończyny wszystkich stworzeń, których kości przednich kończyn są homologiczne, mają także te same podstawowe wzorce kości. Postępując konsekwentnie, takie podobieństwa powinno się także interpretować jako dowód, że wszystkie one rozwinęły się z przodków mających tylko jedną parę kończyn, będącą powszechną strukturą wzorcową zarówno dla kończyn przednich, jak i tylnych.

Oczywiście, większość ewolucjonistów uznałaby, że jest to nonsens i prawdopodobnie argumentowano by, że taki sam wzór rozwinął się dla przednich i tylnich kończyn dlatego, iż przypuszczalnie posiada on jakieś nieznane zalety biotechniczne. Ale wtedy, czy nie jest to dobry powód, aby go wybrał Projektant, planujący kończyny wielu różnych gatunków zwierząt?

Biolog molekularny — Michael Denton (niekreacjonista) — wykazał, że biochemiczne porównania pomiędzy białkami różnych gatunków nie popierają ewolucjonizmu, jak się powszechnie wierzy. Stanowią dobry przykład istnienia odosobnionych typów (czy rodzajów) i nie dostarczają żadnych dowodów na wspólne pochodzenie. Jego książka [20] jest konieczną lekturą dla każdego, kto zajmuje się dziedziną stworzenie-ewolucja.


Ewolucyjne pozostałości?

Rzadko kto używa dziś argumentu "organów szczątkowych". Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że w przeszłości przyniósł on ewolucjonistom zbyt dużo wstydu. Na początku XX wieku ewolucjoniści zapewniali, że posiadamy więcej niż 80 organów, stanowiących bezużyteczne, szczątkowe relikty naszej ewolucyjnej przeszłości. Jednak stopniowo odkrywano ich funkcje, aż niemal nie został żaden, który można by uznać za bezużyteczny. Wygląda na to, że nawet nasz skromny wyrostek robaczkowy odgrywa jakąś rolę w zwalczaniu infekcji, chociażby we wczesnych stadiach życia. [21]

Przekonanie, że ludzki embrion przechodzi poprzez rzekomo zwierzęce stadia ze skrzelami itp., zostało dawno temu zupełnie zdyskredytowane, ale nadal istnieje w świadomości laików. [22]


Historia ludzkości

W obecnych czasach obserwujemy wzrost populacji ludzkich o więcej niż 1% rocznie. Biorąc poprawkę na choroby, głód, wojny i tym podobne, przyjmujemy bardziej ostrożną liczbę 0,5% populacji rocznie. Przy takim tempie osiągnięcie liczby dzisiejszej populacji — zaczynając od ośmiu ludzi z Ararat — zajęłoby tylko od 4 000 do 5 000 lat.

Wiemy dobrze, że kiedy Darwin wydał swoje dzieło O powstawaniu gatunków, niepomiernie wzrosły postawy rasistowskie. Przede wszystkim ewolucjoniści uwierzyli, że rasy ewoluowały oddzielnie przez setki tysięcy lat, było więc logiczne, że "postęp" ten miał różną szybkość. Niektóre rasy zatem nie odeszły tak daleko od zwierzęcych przodków jak inne. Współczesna genetyka pokazuje nam jednak, że wszystkie rasy ludzkie pozostają biologicznie bardzo blisko siebie. Zgodne jest to z przekonaniem, że wszystkie cechy rasowe były obecne w jednej małej społeczności przodków, która następnie została "rozdzielona" na podgrupy przy Wieży Babel. [23]

Wiele osób na przykład wyraża swoje zdziwienie, kiedy się dowiaduje, że u całej ludzkości istnieje tylko jeden pigment. Jaki masz odcień czerni, bieli czy brązu skóry, zależy od tego, jak dużo posiadasz substancji zwanej melaniną. Ponieważ wszystkie stworzone cechy ludzkie były obecne w rodzinie Noego (a przedtem u Adama i Ewy), możemy wydedukować, że byli to ludzie prawdopodobnie na wpół brązowi, o ciemnych włosach i brązowych oczach.

Przy okazji: ten rzekomy "problem" z żoną Kaina, która musiała być jego bliską krewną (Księga Rodzaju 5:4 wskazuje, że Adam i Ewa mieli także córki), nie stanowi zagrożenia dla prawdziwości Księgi Rodzaju, ale przeciwnie — umacnia ją. Defekty spowodowane mutacjami występują dopiero od pewnego czasu. Początek był wolny od błędów. Potrzebowały one czasu, aby móc się nagromadzić przez stulecia. Dlatego też przez całe wieki potomkowie Adama nie musieli obawiać się deformacji potomstwa pochodzącego z małżeństw krewniaczych. Nawet Abraham mógł się ożenić bezpiecznie ze swoją siostrą przyrodnią. Moralny zakaz kazirodztwa nie obowiązywał aż do czasów Mojżesza — to znaczy przez setki lat. [24]

Jeśli rasy ludzkie powstały z potomków osób, które przeżyły taką kolosalną katastrofę jak Potop Noego, czy nie jest logiczne spodziewać się daleko sięgającej pamięci w opowieściach i legendach o tak straszliwym wydarzeniu? Faktem jest, że zarówno australijscy Aborygeni, Eskimosi z Arktyki, jak i Indianie amerykańscy, dosłownie każdy szczep i naród ziemi posiada własną historię Potopu. Mimo iż historie te zniekształcone zostały przez czas i ustne przekazy, ich podobieństwa z Księgą Rodzaju są zadziwiające. Często historie te zawierają takie elementy jak wysyłanie ptaków i składanie ofiar po Potopie. Czasem nawet występuje tęcza i ta sama liczba ocalonych osób — osiem.

Wiele narodów posiada także relacje podobne do historii o rozproszeniu języków pod Wieżą Babel, ale na przykład brak jest tam historii o przejściu Mojżesza przez Morze Czerwone, gdyż to zdarzyło się po rozproszeniu się ludzi pod Wieżą Babel. Takie historie, jak Potop i Wieża Babel, nie pochodziły od misjonarzy. Istnieje pewna tabliczka mówiąca o historii Potopu w Mezopotamii, która wykazuje wiele podobieństw z Księgą Rodzaju. Ci, którzy nie chcą zaakceptować Biblii jako Słowa Bożego, twierdzą, że Hebrajczycy zapożyczyli historię Potopu z otaczających ich kultur. Jednakże ten dowód wskazuje dokładnie na to, czego moglibyśmy się spodziewać, jeżeli relacje Księgi Rodzaju o Noem są prawdziwe — a mianowicie na to, że pamięć o Potopie została mniej zniekształcona w bliższych (geograficznie i czasowo) kulturach Bliskiego Wschodu, niż w kulturach odleglejszych, o czym świadczą legendy o Potopie rozpowszechnione wśród Indian amerykańskich i aborygenów z Australii.


Czy radiometryczne pomiary nie "dowodzą" starej Ziemi?

W rzeczywistości istnieje wiele metod datowania, które dają górną granicę wieku Ziemi i Wszechświata o wiele niższą od tego, czego wymaga ewolucjonizm. Niektóre wskazują na wiek co najwyżej paru tysięcy lat. Naturalnie, ewolucjoniści będą automatycznie, a nawet nieświadomie preferować te metody (np. większość metod radiometrycznych), które dopuszczają wystarczająco dużo czasu, aby wierzenia transformistów wyglądały na wiarygodne.

Wbrew popularnemu poglądowi, metoda oparta o izotop węgla nie ma nic wspólnego z milionami lat (nawet z najlepszym analitycznym sprzętem dzisiaj jej górny limit to około 100 000 teoretycznych lat). Przy pomocy tej metody można datować rzeczy ciągle zawierające jeszcze węgiel organiczny (większość skamieniałych kości na przykład go nie posiada). Kiedy metodę tę i wszystkie jej założenia zrozumie się i porówna z danymi pochodzącymi z rzeczywistego świata, to okazuje się, że stanowi ona mocny argument na rzecz młodego świata. Innym popularnym poglądem jest to, że metody radiometryczne są wzajemnie zgodne. Możliwe, iż powstał on w procesie nieświadomej "selekcji", jak o tym mówi pewien ewolucjonista, profesor Richard Mauger: "Datowania w 'prawidłowym przedziale' oceniane są jako prawidłowe i są opublikowane. Te jednak dane, które pozostają w niezgodzie z innymi danymi, rzadko się publikuje, ani też nie tłumaczy się tych rozbieżności do końca."

Datowanie metodą węglową drzewa znajdującego się pod lawą, która wylała się z Rangitoto (jest to wyspa wulkaniczna blisko Auckland, Nowa Zelandia), wskazuje, że wylew miał miejsce około 200 lat temu (nazwa "Rangitoto" oznacza "czerwone niebo", co sugeruje, że Maorysi, którzy przebywają tam od co najwyżej 1000 lat, widzieli to wydarzenie na własne oczy). Tymczasem datowanie samej lawy za pomocą metody potasowo-argonowej daje wiek do pół miliona lat! [25] Metody tej czasem używa się do "datowania" skamieniałości poprzez datowanie związanej z nimi lawy.


A co z dinozaurami?

Można by się zastanawiać, dlaczego tak wiele kultur posiada legendy o smokach — wielkich gadach posiadających rogi, łuski, pancerze (niektóre z tych smoków mogły nawet fruwać) — które są niezwykle podobne do dinozaurów odtworzonych na podstawie skamieniałości i do innych wymarłych gadów. A przecież, tłumaczy się nam, żaden człowiek nie widział dinozaura ani smoka. Biblia wspomina smoki (po hebrajsku tnn [tannin] — słowo "dinozaur" wymyślono dopiero w dziewiętnastym wieku). Jeśli weźmiemy historię biblijną dosłownie, wtedy myśl, że dinozaury i ludzie żyli razem w przeszłości, nie będzie trudna do przyjęcia. Wiele stworzeń wymarło i nadal obecnie wymiera. Wymieranie jednak nie jest ewolucją i nie ma żadnego dowodu wśród skamieniałości, aby dinozaury rozwinęły się z niedinozaurów. [26]


Biologia oparta na przypadku?

Rozważmy niewiarygodne nieprawdopodobieństwa wymagane do uruchomienia tego całego ewolucyjnego scenariusza. Ludzie tymczasem rozprawiają o nim, jakby to był jakoś zaobserwowany fakt. Tymczasem faktem jest, że nikt nie posiada naukowego wytłumaczenia, jak skomplikowane, niosące informację cząsteczki — konieczne nawet dla najprostszego "pierwszego życia" — mogły powstać bez udziału inteligencji z zewnątrz. Istnieją dobre naukowe przyczyny, aby wierzyć, że nie jest to możliwe.

Często zapomina się, że właściwości komórki, które czynią ją żywą, nie mogą być wytłumaczone tylko poprzez chemiczne właściwości ich części składowych. W taki sam sposób właściwości samochodu nie mogą być całkowicie wytłumaczone poprzez właściwości gumy, metalu, plastyku czy czegoś podobnego. Pomysł "samochodu" musiał być nałożony na surowiec z "zewnątrz", jak to miało w rzeczywistości miejsce. Potrzeba więc materii/energii plus informacji, która jest właściwością niematerialną nanoszoną na materię, ale która nie istnieje w niej. [27]

Gdyby potrzebne do tego były tylko odpowiednie składniki, to dlaczego nie widzimy od czasu do czasu, jak ryba powraca do życia w puszce sardynek? A może tak by się stało, gdyby została dodana energia? Oczywiście, że nie. Trzeba posiadać coś wiele więcej niż tylko energię i odpowiednie składniki. Wymaga to porządku i organizacji — jednym słowem informacji. Żyjące istoty uzyskują tę informację od swoich rodziców, ale nigdy nie widzimy, aby informacja powstawała z surowej, niezaprogramowanej materii.

Trudno jest dostrzec, w jaki sposób ewolucyjne mechanizmy selekcyjne miałyby jakąkolwiek przydatność dla tej teorii, póki nie posiada się już samorozmnażającej się, zaprogramowanej maszynerii, cechującej każde istniejące życie. A przecież każda znana forma życia zależy od niosących informację polimerów. Są to długołańcuchowe cząsteczki, których funkcje zależą od sekwencji podjednostek — tak jak funkcje programu komputerowego zależą od sekwencji poleceń.

Oznacza to, że ewolucjoniści muszą wierzyć w informację powstałą na drodze czystego przypadku. Sir Fred Hoyle, który nie jest kreacjonistą, w swojej książce Evolution from Space mówi, że prawdopodobieństwo powstania choćby jednego takiego polimeru przez przypadek w przypadkowej "zupie" jest takie samo, jak jednoczesne ułożenie kostki Rubika przez tłum niewidomych ludzi, stojących ramię przy ramieniu w całej objętości Układu Słonecznego, którzy kręcą nią zupełnie przypadkowo!


Dlaczego więc tak wielu ludzi wierzy mocno w ewolucję?

Oczywiście, istnieje wiele przyczyn: naciski społeczno-kulturowe, brak możliwości rozpatrywania innych alternatyw, wychowanie akademickie... Biblia jednakże zaznacza, że pod uwagę powinna być także wzięta inna, głębsza przyczyna. Dotyczy ona faktu, że ludzkość od buntu pierwszego swojego przedstawiciela, Adama, ma wrodzoną tendencję, aby przeciwstawiać się władzy Stworzyciela nad jej życiem. W Liście do Rzymian, rozdział 1, w wersetach 18-22 czytamy:

Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty — wiekuista Jego potęga oraz bóstwa — stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od wiary. Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi.


Wybór

Można kontynuować uznawanie ewolucji poprzez wiarę, albo też można również przez wiarę wybrać stworzenie. Wiara w stworzenie nie tylko jest naukowo do przyjęcia, ale także pozostaje bardziej zgodna ze zdrowym rozsądkiem. Spójrzmy z dystansem na ten niesamowicie skomplikowany wzajemnie powiązany świat, nie mówiąc już o zadziwiającym umyśle ludzkim i pomyślmy o wierze, że wszystko to zaczęło istnieć z niczego, ot tak, przez przypadek. Z pewnością przekonanie takie wymaga bardziej ślepej wiary, niż wyrozumowana wiara kreacjonisty.

Carl  Wieland

Przypisy

[1] Jamesa Barra, profesora języka hebrajskiego w Oxfordzie, który nie wierzy w dosłowną prawdziwość Księgi Rodzaju. Patrz tekst "Six Days:Honestly!" dostępny u wydawcy, Creation Science Foundation Ltd.

[2] Tak zwane "gleby korzeniowe" węgla półkuli północnej wyraźniewskazują, że korzenie te pływały w wodzie, a nie rosły w ziemi. Zob. Coal, Catastrophe and Floating Forests - kaseta wideo.

[3] Jeśli chodzi o wiele szczegółowych śladów katastrofy, zobacz film wideo zatytułowany Raging Waters.

[4] Patrz film wideo Mount St. Helens: Explosive Evidence for Catastrophe in Earth's History.

[5] Wszystkie cytaty w tej broszurze pochodzą z The Revised Quote Book, gdzie można znaleźć pełne dane bibliograficzne.

[6] Przyp. red.: Colin Patterson zmarł w 1998 roku.

[7] Patterson za te i podobne śmiałe wyznania był krytykowany przez kolegów ewolucjonistów i starał się później osłabić wymowę swoich uwag. Jednak język jego wypowiedzi jest jasny i nie pozostawia cieniawątpliwości.

[8] Nie wszystko, co zostało określone jako Homo erectus - czasem parę fragmentów kości - koniecznie zasługuje na tę nazwę. Ich szkielety zostały odnalezione razem z "nowoczesnym" typem człowieka, a niektóre z kostnych cech erectusa można znaleźć w istniejących populacjach.

[9] Zob. Marvin Lubenow, Bones of Contention - A Creationistic Assessment of the Human Fossils, Baker Book House, Grand Rapids, Mich. 1992.

[10] DNA jako DNA jest biologicznie bez znaczenia, tak jak mieszanina liter nie niesie żadnej informacji; następuje to wtedy, kiedy chemiczne„litery”, które się składają na DNA, zostają zebrane w specyficzne sekwencje czy porządek - wtedy niosą informację. Jeśli zostanie ona "odczytana" poprzez skomplikowane mechanizmy komórkowe, wówczas kontroluje konstrukcję i funkcjonowanie organizmu. Sekwencja ta nie powstaje z "wewnętrznych" chemicznych właściwości, które składają się na DNA podobnie jak cząsteczki papieru i atramentu nie układają się spontanicznie w szczególną wiadomość. Ta specyficzna sekwencja jakiejkolwiek cząsteczki DNA występuje tylko dlatego, ponieważ jest poukładana pod "zewnętrznym" kierownictwem instrukcji, jakie niesie DNA rodziców.

[11] U ludzi te "sznurki" wyglądają jakby "pocięte" na 23 kawałki, zwane chromosomami, ale nie jest to tutaj istotne.

[12] Błędy te zwykle nie są całkowicie wyeliminowane poprzez dobór naturalny dlatego, że większość z nich ujawnia się jako problem tylko w przypadku, gdy są odziedziczone równocześnie od dwojga rodziców. Tak więc można nosić takie defekty bez przykrych konsekwencji z ich powodu - faktem jest, że wszyscy posiadamy zdefektowane DNA.

[13] Odnosi się to także do anemii sierpowatej - głównego przykładu używanego przez ewolucjonistów, gdy chcą oni wskazać "korzystne mutacje". Chociaż nosiciele są mniej podatni na malarię, odziedziczyli oni zdefektowany gen, który nie jest w stanie produkować niczego innego, jak tylko kaleką formę hemoglobiny. Jeśli choroba ta zostanie odziedziczona od obojga rodziców, wtedy jest śmiertelna.

[14] Por. Francisco Ayala, The Mechanisms of Evolution, Scientific American, 3 września 1978, vol. 239, No. 3, s. 48-61.

[15] To zwykle odnosi się także do odporności na antybiotyki wśród bakterii. Kodowanie informacji na odporność może pochodzić od innych bakterii; nawet od odrębnych gatunków. W paru przypadkach mutacja może wzmacniać odporność. Na przykład mniej wydajny mechanizm transportu przez błonę powoduje, że pewne rodzaje antybiotyków nie będą równie dobrze absorbowane przez bakterię. To, że mutanci ci są ogólnie rzecz biorąc pośledniejsi, widać z faktu, że kiedy nacisk selekcyjny antybiotyków zostanie usunięty, populacja szybko powraca do typu "wrażliwego". Istnieje także co najmniej jeden przykład podobnej sytuacji odporności na środki owadobójcze spowodowanej przez mutację.

[16] Przykładem może być ciągłe przegrywanie z jednej kasety audio na drugą albo stałe kopiowanie programu komputerowego z jednej dyskietki na drugą. W najlepszym wypadku informacja pozostanie taka sama. W końcu jednak tendencja do degradacji się ujawni. Można wykazać matematycznie, że ten efekt jest tylko jeszcze jedną konsekwencją drugiego prawa termodynamiki.

[17] Jeśli chodzi o wyznania czołowego ewolucjonisty na temat formowania się nowych gatunków bez żadnej nowej informacji genetycznej, zob. R. Lewontin, The Genetic Basis of Evolutionary Change (Columbia University Press) 1974, s. 186.

[18] Ta ogólna zasada jest zwykle prawdziwa, chociaż jeśli chodzi o poszczególne białka, istnieje wiele wyjątków, które ewolucjonistom trudno wytłumaczyć.

[19] Zob. artykuł Sir Gavina de Beera, Homology: An Unsolved Problem, w: Oxford Biology Reader 1971.

[20] Michael Denton, Evolution: A Theory in Crisis, Burnett Books, London 1985 (Adler and Adler, Bethesda, Maryland 1986).

[21] Zob. J.W. Glover, The Human Vermiform Appendix — a General Surgeon's Reflections, Creation Ex Nihilo Technical Journal 1998, vol. 3, s. 31-38.

[22] Na jednym z australijskich uniwersytetów odkryto, że większość studentów piątego roku medycyny wierzy, że skrzela formują się w ludzkim embrionie, pomimo że ich podręczniki z trzeciego roku z zakresu embriologii mówiły, że tak nie jest. (Zob. Creation Ex Nihilo 1992 vol. 14, No. 3, s. 48. Zob. także Henry M. Morris and Gary E. Parker, What Is Creation Science?, Master Book Publishers, San Diego 1982 (third printing 1984), s. 6, 61-68).

[23] Co do szczegółów patrz "How did all the different 'races' arise?" w: Don Batten (ed.), The Answers Book. Updated & Expanded, Answers in Genesis, Acacia Ridge 1999, s. 207-224.

[24] Zob. "Cain's Wife - who was she?"w: Batten (ed.), The Answers Book..., s. 119-128.

[25] Por. Creation 1991, vol. 13, No. 1, s. 15.

[26] W Biblii znaleźć możemy nawet przypuszczalny opis dinozaura-behemota w Księdze Hioba 40. Zob. "What Happened to the Dinosaurs", w: Batten (ed.), The Answers Book..., s. 225-250.

[27] Całkowite właściwości tej strony, włącznie z myślami, jakie przekazuje, nie mogą być zredukowane do właściwości papieru i atramentu, lecz do atramentu + papieru + informacji - czyli tej sekwencji, w której litery zostały ułożone na tej stronie. Mogę przenieść informację "kot usiadł" z umysłu na dysk komputerowy oraz na pióro i na atrament. Informacja przenosi się z jednego rodzaju materii na drugi, podczas gdy sama materia nie jest przenoszona.

Źródło: Na Początku..., styczeń-luty 2000, nr 1-2 (125-126), s. 12-38.


Carl Wieland, Stones and Bones. Powerful evidence against evolution, Creation Science Foundation Ltd 1994; z języka angielskiego za zgodą Wydawcy tłumaczyła Katarzyna Gieremek.

 

Akcje Dokumentu
« Marzec 2024 »
Marzec
PnWtŚrCzPtSbNd
123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031