Widok odległych gwiazd w młodym Wszechświecie: nowa kreacjonistyczna kosmologia
"Jeżeli Wszechświat jest tak młody, jak mówi Biblia, to w jaki sposób światło pochodzące od tak odległych gwiazd może podróżować w tak krótkim czasie?" Na to często stawiane pytanie proponuję nową odpowiedź: czas nie jest wszędzie taki sam. Jak wynika z ogólnej teorii względności Einsteina, procesy fizyczne zachodzące w odległym kosmosie w czasie miliardów lat, mogły wydarzyć się w zwyczajnym jednym ziemskim dniu, cztery dni po stworzeniu świata. Ten potwierdzony eksperymentalnie efekt, zwany też grawitacyjną dylatacją (wydłużeniem) czasu, mógł umożliwić Adamowi i Ewie widzenia światła gwiazd, stworzonych w czwartym dniu, dwa zwykłe ziemskie dni później.
Jesienią 1993 roku zgłosiłem na Międzynarodową Konferencję Kreacjonistyczną (ICC) w Pittsburghu dwa techniczne artykuły opisujące tę nową młodoziemską kosmologię. Oba te artykuły, jeden biblijny, [1] a drugi naukowy, [2] musiały zostać poddane (jak wszystkie zgłoszone artykuły na tę konferencję) rygorystycznej recenzji ekspertów, zanim mogły być zaprezentowane w lipcu 1994 roku. Podczas konferencji artykuły zostały bardzo dobrze przyjęte i głosowano za nagrodzeniem jednego z nich.
Zachęciło mnie to do napisania niewielkiej książki, zawierającej łatwe do przeczytania dwurozdziałowe streszczenie tej kosmologii, przegląd wcześniejszych kreacjonistycznych teorii, oraz oba techniczne artykuły jako dodatki. Prezentowany tu artykuł ma na celu przedstawienie w ogólnym zarysie kwintesencji tej nowej książki pt. Starlight and Time (Światło gwiazd a czas).
Dlaczego potrzebujemy kreacjonistycznej kosmologii?
Rok świetlny jest to odległość, którą światło podróżując ze swoją obecną prędkością przebywa w ciągu roku, co wynosi około sześć trylionów mil. Biorąc pod uwagę astronomiczne pomiary odległości, większość obiektów nocnego nieba, które możemy obserwować, znajduje się w odległości przekraczającej 10 000 lat świetlnych. Czasami są to miliony a nawet miliardy lat świetlnych. Te ogromne odległości wydają się kłócić z literalnym rozumieniem Biblii, która zdaje się wskazywać, że Wszechświat ma tysiące, a nie miliardy lat. Jednak kreacjoniści zwracają uwagę na wiele naukowych dowodów [3] pokazujących, że Ziemia oraz Układ Słoneczny są bardzo młode. I znowu dowody te zdają się kłócić z ogromnymi odległościami. Mając do dyspozycji kilka tysięcy lat, przy swojej obecnej prędkości światło mogłoby przebyć jedynie niewielki odcinek tych ogromnych dystansów.
Laik rozważając tę kwestię zastanawia się, czy astronomiczne pomiary odległości mogą zawierać aż tak wielkie błędy. Moim zdaniem, nie. Nie biorąc nawet pod uwagę (wspomnianego poniżej) przesunięcia ku czerwieni, istnieją dziesiątki różnych metod, służących do szacowania odległości, które są ze sobą zgodne. Założenia, na których opiera się większość tych metod, są dość rozsądne i nie zależą od ewolucjonistycznych prekoncepcji. Z pewnością trudno sobie wyobrazić, jak poprawa błędów we wszystkich tych metodach mogłaby w jakiś sposób spowodować skurczenie odległości wynoszących miliardy lat świetlnych do odległości dziesięciu tysięcy lat świetlnych. Dlatego też kwestia, jak długo światło podróżowało, naprawdę domaga się wyjaśnienia.
Istnieją jeszcze dwa inne ważne astronomiczne zjawiska, które kreacjonistyczna kosmologia powinna wyjaśnić. Jednym z nich jest zależność przesunięcia ku czerwieni od odległości. Ogólnie oznacza to, że im bardziej odległa od nas jest galaktyka, tym mocniej jej widmo jest przesunięte ku czerwieni.
Są wyjątki od tej reguły, szczególnie w przypadku niektórych kwazarów, ale ogólnie zasada ta jest bardzo jasno widoczna i musi być wyjaśniona. Innym zjawiskiem jest kosmiczne mikrofalowe promieniowanie tła - fale radiowe, które są niezwykle jednorodne biorąc pod uwagę kierunek oraz są identyczne jak promieniowanie cieplne ciała doskonale czarnego w temperaturze 2.74 K (stopni powyżej zera bezwzględnego). [4] Oba te zjawiska są filarami, na których opiera się ewolucjonistyczna kosmologia Wielkiego Wybuchu, i dowolna kosmologia, która chce z tą ostatnią współzawodniczyć, powinna te zjawiska wyjaśnić.
Poprzednie teorie kreacjonistyczne
W swojej książce dokonuję przeglądu czterech poprzednich teorii kreacjonistycznych, próbujących rozwiązać niektóre z powyższych kosmologicznych problemów. Dwie z nich nigdy nie stały się popularne i poszły w zapomnienie. Dwóch pozostałych trzymają się dzisiaj niektórzy kreacjoniści.
Jedna z nich zwana jest teorią "dojrzałego stworzenia". Teoria ta jest najstarszą z owych czterech. Sugeruje się w niej, że kiedy Bóg stworzył wszystkie cząstki we Wszechświecie, to stworzył również w jednej chwili promienie świetlne będące w drodze, żeby wyglądało to tak, jakby zostały one wyemitowane przez te cząstki miliardy lat wcześniej, niż faktycznie zostały stworzone. Z pewnością Bóg mógł zrobić taką rzecz i na pierwszy rzut oka wydaje się to być analogiczne do innych rzeczy, które On uczynił w ten właśnie sposób, jak np. stworzenie Adama jako dojrzałego dorosłego człowieka. Jednak po wnikliwej refleksji pojawia się kilka naprawdę poważnych problemów.
Zgodnie z teorią dojrzałego stworzenia, większość zdarzeń, które są obserwowane przez astronomów na niebie (eksplozje gwiazd itp.) nigdy się nie mogły wydarzyć w rzeczywistości. Obserwowalibyśmy fikcyjną historię kosmosu opartą na obrazach (nieistniejących wydarzeniach), które Bóg wygenerował zaledwie tysiące lat świetlnych od nas. Ponieważ zgodnie z Psalmem 19:1 "Niebiosa głoszą chwałę Bożą", to według tej teorii Bóg używałby iluzji, nie rzeczywistości, do prezentowania nam swojej chwały.
W odróżnieniu od dojrzałości Adama, iluzoryczne światło gwiazd wydaje się być niepotrzebne, ponieważ większość tego, co możemy zaobserwować na niebie gołym okiem, jest od nas oddalone mniej niż tysiące lat świetlnych. Na przykład planety, które wystarczają do wytyczania granic między porami roku wspomnianymi w Księdze Rodzaju 1:14, stałyby się widzialne po kilku godzinach od ich stworzenia. Również nowo stworzony Adam prawdopodobnie nie ujawniał oznak wieku, takich jak zmarszczki, psucie się zębów, blizny itp. Dla odróżnienia, światło gwiazd, które widzimy, prezentuje nam wyraźnie stary Wszechświat: galaktyki, które się zderzyły ze sobą, szczątki po eksplozji gwiazd itp. Zgodnie z teorią dojrzałego stworzenia Bóg z premedytacją wpisał takie fałszywe i niekonieczne znaki wskazujące w obrazie gwiazd na ich ogromny wiek. Idea ta niektórym nie sprawia kłopotu, ale niepokoi bardzo głęboko innych.
Inny problem związany z teorią dojrzałego stworzenia polega na tym, że teoria ta nie proponuje żadnego wyjaśnienia innych ważnych zjawisk kosmologicznych, które obserwujemy, takich jak zależność przesunięcia ku czerwieni od odległości czy kosmicznego mikrofalowego promieniowania tła itp. Ponadto teoria ta nie proponuje żadnych naukowych przewidywań, co powoduje, że nie można jej sprawdzić. Jest nietestowalna, niefalsyfikowalna. Jeżeli teoria nie wykracza poza znaną wiedzę i nie proponuje twierdzeń, które mogą zostać sfalsyfikowane przez dane, to ma ona niewielką wartość dla naukowców. Osobiście traktuję dojrzałe stworzenie jako teorię ostatniej szansy, znajdującą się w odwodzie, która może stać się użyteczna, kiedy wypróbujemy i odrzucimy wiele teorii bardziej ambitnych.
Jak już powiedziałem powyżej, dwie inne teorie poszły w zapomnienie, dlatego nie będę ich tutaj przedstawiał. Czwarta z nich jest najświeższa. Jest to sugestia Barry'ego Setterfielda i Trevora Normana z 1986 roku, że prędkość światła c, zaraz po stworzeniu była miliony razy większa niż wynosi jej dzisiejsza wartość. Zgodnie z analizą Setterfielda, zmniejszanie się prędkości światła jest widoczne w historycznych pomiarach dokonanych 300 lat temu i było jeszcze wciąż dostrzegalne kilka dziesiątków lat temu. Teoria ta zwana teorią "malejącej prędkości światła" była początkowo bardzo popularna, ale obecnie kreacjonistyczni uczeni dostrzegają wiele poważnych problemów z nią związanych. Przykładem takiego problemu jest starannie wykonana powtórna analiza danych astronomicznych pochodzących z XVII wieku wykonana przez Eugene'a Chaffinsa. [5] Teoria Setterfielda mocno opierała się na wcześniejszych analizach tych danych, o których obecnie wiadomo, że były błędne. Ale powtórna analiza dokonana przez Chaffinsa nie pokazuje żadnych różnic między prędkością światła sprzed trzystu lat a obecną. Zadało to poważny cios teorii zmiennej prędkości światła.
Żadna z tych czterech teorii nie zyskała powszechnej akceptacji pośród kreacjonistycznych naukowców. Przyczyny są prawdopodobnie następujące: (1) żadna z nich nie posiadała decydującego biblijnego poparcia, które mogłoby w wyraźny sposób faworyzować ją w stosunku do pozostałych; (2) żadna z nich nie wyjaśnia wszystkich trzech kosmologicznych zjawisk, które zostały wcześniej wspomniane; i (3) żadna z nich nie przeszła pomyślnie naukowego testu.
Tak więc wydaje się, że potrzebujemy lepszej teorii kosmologicznej i to było przyczyną rozpoczęcia przeze mnie prac w połowie lat osiemdziesiątych. Ale aby położyć podwaliny pod moją kosmologię, musimy najpierw przyjrzeć się nieogłaszanemu publicznie założeniu, które tkwi w samym centrum ewolucyjnej kosmologii Wielkiego Wybuchu.
Czego nie mówią publicznie teoretycy Wielkiego Wybuchu?
Wskutek wielu pozornie naukowych wyjaśnień znajdowanych w środkach masowego przekazu, większość ludzi wyobraża sobie Wielki Wybuch jako małą trójwymiarową kulę gorącej materii eksplodującą we wcześniej istniejącej, pustej, trójwymiarowej przestrzeni kosmicznej. Brzeg tej kuli powinien być granicą dla materii i, oczywiście, kula ta powinna mieć swój punkt centralny.
Ale kosmologowie Wielkiego Wybuchu, rzeczywiści eksperci obeznani z matematyką, wyobrażają sobie coś całkiem odmiennego! Zakładają oni, że materia we Wszechświecie nie posiada zarówno granicy, jak i swojego punktu centralnego - ani teraz, ani w przeszłości, ani w przyszłości. Założenie takie, nazywane "zasadą kosmologiczną" lub bardziej świeżo "zasadą kopernikańską", nie potrzebuje fizycznych obserwacji. Przeciwnie, pochodzi ono z ewolucjonistycznych wstępnych koncepcji (szczegóły zawarte są w mojej książce). Kiedy teoretycy zastosowali zasadę kopernikańską do ogólnej teorii względności Einsteina i uruchomili matematyczny mechanizm, to w rezultacie otrzymali teorię Wielkiego Wybuchu.
Zgodnie z teorią Wielkiego Wybuchu, nawet gdybyśmy mogli podróżować nieskończenie daleko oraz nieskończenie szybko w dowolnie wybranym kierunku, nigdy nie osiągnęlibyśmy granicy materii, to jest miejsca, poza którym materii już nie ma, a jest jedynie pusta przestrzeń. W "zamkniętej" wersji teorii Wielkiego Wybuchu powróciłbyś ostatecznie do swojego punktu wyjścia. W "otwartej" wersji nigdy byśmy nie powrócili. Ale we wszystkich wersjach mówi się, że nigdy nie osiągnęlibyśmy granicy. Byłoby to prawdą nie tylko teraz, ale zawsze, od początku do końca. Z powodu braku granicy Wszechświata żaden z punktów trójwymiarowej przestrzeni nie może być rozpatrywany jako centralny punkt Wszechświata. Znaczy to, że każdy punkt naszej trójwymiarowej przestrzeni miałby takie samo znaczenie w otaczającej go materii, niezależnie od kierunku. Ten nieograniczony i pozbawiony centralnego punktu charakter Wielkiego Wybuchu wywodzi się bezpośrednio z początkowego założenia, zasady kopernikańskiej.
Ludzie mają sporo trudności z wyobrażeniem sobie, jak kosmos Wielkiego Wybuchu może nie posiadać swojego centrum (moja książka oferuje dalszą pomoc w tej kwestii), tak że większość popularyzatorów Wielkiego Wybuchu uznała, że będzie wygodnie pozwolić ludziom - włączając do tego większość naukowców nie będących ekspertami w kosmologii - posiadać dalej błędny obraz teorii Wielkiego Wybuchu polegający na mniemaniu, że Wszechświat posiada swoje centrum i granice. Ostatnio jednak niektórzy z tych popularyzatorów rozpoczęli spóźnione próby korygowania tego błędnego wyobrażenia u opinii publicznej. Na przykład niedawny artykuł w Scientific American mówi:
Jest nieco mylące opisywanie ekspansji jako pewnego rodzaju wybuchu materii z pewnego szczególnego punktu przestrzeni. Nie jest to właściwy obraz: we Wszechświecie Einsteina koncepcje przestrzeni i rozkładu materii są ściśle ze sobą powiązane; obserwowana ekspansja układu galaktyk ujawnia rozszerzającą się przestrzeń. Podstawową cechą tej teorii jest to, że średnia gęstość materii maleje w miarę rozszerzania się Wszechświata: rozkład materii we Wszechświecie nie tworzy obserwowalnej krawędzi. [6] [podkr. moje].
Ogólna teoria względności wymaga, aby w pozbawionym brzegu oraz centralnego punktu Wszechświecie postulowanym przez Wielki Wybuch czas biegł zasadniczo z tą samą prędkością w każdym miejscu. W ten sposób wszystkie części takiego typu Wszechświata byłyby jednakowo stare - miałyby miliardy lat.
Wszechświat z punktem centralnym
W moim biblijnym artykule prezentowanym na ICC pokazałem, że literalne rozumienie Biblii jasno implikuje, że materia we Wszechświecie posiada brzeg oraz obszar centralny. Co więcej, implikuje ona również, że Ziemia, w kosmicznej skali odległości, znajduje się w pobliżu tego centrum. Mój naukowy artykuł pokazuje, że kiedy połączymy tę ideę z ogólną teorią względności Einsteina i uruchomimy obliczenia matematyczne, w rezultacie uzyskamy zupełnie inny rodzaj kosmosu - kosmos, w którym czas biegnie z różną prędkością w różnych miejscach!
Powód jest prosty. Kiedy Wszechświat posiada centrum, musi istnieć w wielkiej skali siła grawitacyjnej skierowana do tego centrum. Oznacza to, że gdybyśmy znaleźli się daleko w przestrzeni międzygalaktycznej, powinna tam istnieć wypadkowa grawitacyjna siła przyciągająca nas do tego centrum, ponieważ więcej galaktyk znajdowałoby po tej stronie co centrum niż w jakimkolwiek innym kierunku. Siła ta jest bardzo słaba, ale efekt jej akumulacji ze wszystkich kierunków kosmosu jest w stanie spowodować, żeby zegar w centrum biegł wolniej niż zegar oddalony od tego centrum. Efekt ten, nazywany grawitacyjną dylatacją czasu, został nie tylko wywnioskowany przez Einsteina, ale został również wielokrotnie doświadczalnie zaobserwowany i to z dużą dokładnością (szczegóły patrz w mojej książce). Tak jest naprawdę!
Efekt ten ma zastosowanie nie tylko do czasu, ale również do szybkości zachodzenia wszystkich procesów fizycznych takich jak rotacja Ziemi, prędkość impulsu nerwowego w mózgu, ale również przy określaniu, jak szybko się starzejemy. Oznacza to, że gdziekolwiek byśmy się znaleźli we Wszechświecie, nie bylibyśmy w stanie zauważyć lokalnie tego efektu. Aby zauważyć różnice, musielibyśmy porównać zegary z różnych miejsc.
W ten sposób Wszechświat posiadający centrum musi posiadać różną prędkość upływu czasu w różnych miejscach. Jest to nieunikniona konsekwencja całej fizyki, jaką dzisiaj znamy. Jednak efekt ten nie jest dzisiaj aż tak duży. Jeżeli Wszechświat nie jest dużo większy i dużo cięższy, niż astronomowie mogą dostrzec, wtedy zegar w centrum biegnie jedynie z prędkością o jakieś 2% mniejszą niż zegary w bardzo odległych miejscach. W ten sposób efekt ten jest obecnie pomijalnie mały. Ale jak było w przeszłości?
Dylatacja czasu była większa w przeszłości
Dla danej ilości materii we Wszechświecie wielkość dylatacji czasu będzie coraz większa w miarę, jak będziemy skupiać materię w coraz mniejszym promieniu. Powodem tego jest to, że mały rozmiar zwiększa siłę grawitacyjną. Gdyby promień Wszechświata w pewnej chwili czasu w przeszłości był przynajmniej 50 razy mniejszy niż dzisiaj, to jak pokazują równania, zegar w pobliżu centrum niemal by się zatrzymał! Istnieje wiele powodów, aby sądzić, że Wszechświat był znacznie mniejszy w przeszłości. Po pierwsze, mój biblijny artykuł prezentowany na ICC ukazuje dowody, że Bóg "rozpostarł niebiosa", co oznacza, że rozszerzał On przestrzeń w czasie tygodnia stworzenia. Po drugie, ekspansja jest naturalną konsekwencją ogólnej teorii względności, kiedy zastosujemy ją do Wszechświata posiadającego centrum. Po trzecie, dowody naukowe pokazują, że Wszechświat rozszerzył się przynajmniej 1000-krotnie, a prawdopodobnie dużo bardziej.
Tak więc możemy nakreślić bardzo rozsądny wniosek na postawie biblijnych i naukowych obserwacji: musiał być taki okres w przeszłości Ziemi, kiedy czas biegł ze znacznie mniejszą prędkością niż zegary w odleglejszych częściach Wszechświata.
Proponuję, żeby ten unikalny okres w przeszłości Ziemi umieścić w czwartym dniu stworzenia. Gdybyśmy znajdowali się na Ziemi w tym czwartym dnia, doświadczalibyśmy go, jak gdyby to był dzień o zwykłej długości. Gdybyśmy mogli widzieć z Ziemi, co wydarzyło się wówczas w kosmosie, zobaczylibyśmy procesy fizyczne zachodzące w czasie miliardów lat: galaktyki wirujące w szybkim tańcu, światło skierowujące się ku Ziemi itp. Gdybyśmy jednak byli w odległym kosmosie, widzielibyśmy te procesy przebiegające w normalnym tempie, tak jak je widzimy dzisiaj, natomiast procesy na Ziemi widzielibyśmy jako prawie stojące w miejscu.
Ponieważ ta niezwykła różnica w prędkościach upływu czasu jest nieuniknioną konsekwencją biblijnego twierdzenia, że Wszechświat posiada centrum, to który zbiór zegarów Bóg miał na myśli w Biblii? W swoim biblijnym artykule prezentowanym na ICC pokazuję dowody na to, że Bóg bardzo sensownie odnosił się do czasu biegnącego na Ziemi w naszym układzie odniesienia. Innymi słowy, kiedy Adam i Ewa po raz pierwszy zobaczyli to, co pozostało z Wszechświata, liczył on jedynie sześć zwykłych dni mierzonych ziemskimi zegarami.
Wniosek
Mój naukowy artykuł zaprezentowany na ICC pokazuje, jak kosmologia ta rozwiązuje nie tylko problem tego, jak długo światło biegnie od odległych gwiazd i galaktyk, ale rozwiązuje również problem zależności odległości od przesunięcia widma ku czerwieni oraz kosmicznego mikrofalowego promieniowania tła. Może ona również wyjaśnić wiele zaobserwowanych faktów, których nie potrafi wyjaśnić kosmologia Wielkiego Wybuchu (ich lista zawarta jest w książce).
Należy jednak pamiętać, że obecnie kosmologia ta znajduje się jeszcze w powijakach. Nie jest jeszcze wystarczająco rozwinięta, aby można było na jej podstawie wyciągać precyzyjne wnioski. Wzywam kreacjonistycznych uczonych i badaczy, aby nie tylko dokładnie przebadali tę teorię, ale by również rozwijali swoje własne kosmologie. Z wieloma teoriami do wyboru mamy większe prawdopodobieństwo osiągnięcia prawdy. [7]
Dr Russell Humphreys
Przypisy
* Doktor D. Russell Humphreys jest fizykiem w Sandia National Laboratories, w Albuquerque, Nowy Meksyk, USA, ale niniejszą pracę wykonał bez finansowego wsparcia ze strony tej firmy. Jest on również profesorem geofizyki i astronomii w Instytucie Badań nad Stworzeniem (ICR) w San Diego oraz jest członkiem rady Creation Science Fellowship of New Mexico i Creation Research Society. Ukończył studia z fizyki na Duke University oraz posiada stopień doktora fizyki uzyskany na Louisiana State University.
[1] D. Russell Humphreys, A Biblical Basis for Creationist Cosmology, Proceedings of the Third International Conference on Creationism, July 18-23, 1994, Pittsburgh, PA. Creation Science Fellowship, Inc., 362 Ashland Ave., Pittsburgh, PA 15228, U.S.A.
[2] D. Russell Humphreys, Progress Toward a Young-earth Relativistic Cosmology, Proceedings of the Third International Conference on Creationism, patrz wyżej.
[3] Patrz materiały z konferencji ICC
[4] D. Russell Humphreys, Bumps in the Big Bang, ICR Impact, No. 233, November 1992. Institute for Creation Research, Box 2667, El Cajon, CA 92021.
[5] Eugene F. Chaffin, A Determination of the Speed of Light in the Seventeenth Century, Creation Research Society Quarterly, December 1992, vol. 29, no. 3, s. 115-120.
[6] James E. Peebles et al., The Evolution of the Universe, Scientific American, October 1994, vol. 271, no. 4, s. 52-57.
[7] Zobacz także: Kosmiczny przełom
Źródło: Na Początku... 1997, nr 11A, s. 318-328 (oryginał: D. Russell Humphreys, "Seeing Distant Stars in a Young Universe: A New Creationist Cosmology", Bible-Science News, May 1995, vol. 33, No. 4, s. 14-17; za zgoda Autora i Redakcji z jęz. ang. tłumaczył Rafał Długosz.)