Marcin Ryszkiewicz, "Ewolucja. Krytyka teorii Darwina" (2000)
http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34134,93562.html
11-12-2000
Jakie zarzuty stawiano teorii ewolucji Karola Darwina po jej ogłoszeniu
Gdy Darwin umierał w roku 1882, pozycja jego teorii była dwuznaczna. Z jednej strony ogromna większość uczonych została przekonana do idei ewolucji, z drugiej - szybko kurczyła się liczba zwolenników poglądu, że zmianami tymi kieruje dobór naturalny. A darwinizm bez doboru stawał się bardziej ideologią niż nauką, późnym dzieckiem Lamarcka. Jeśli powstawanie gatunków nie wiąże się z bezkierunkową i przypadkową zmiennością i eliminacją gorzej dostosowanych (a to dla krytyków zawsze było największym kamieniem obrazy - Samuel Butler, zagorzały przeciwnik Darwina, nazwał dobór naturalny "koszmarem śmierci i marnotrawstwa"), wówczas zmiany powinny być korzystne, a odsiew "nadliczbowych" osobników - minimalny. Trudno się dziwić, że ewolucjonizm końca XIX wieku upłynął pod znakiem ewolucji kierunkowej, by nie powiedzieć - kierowanej. Wszystkie te, bardzo różnorodne i wewnętrznie często skłócone prądy ujmowane są pod zbiorczą nazwą neolamarkizmu.
Darwin bardzo poważnie traktował krytyki swych oponentów, dyskutował z nimi, niekiedy wręcz bezlitośnie wytykał słabości własnej teorii. W kolejnych wydaniach "O pochodzeniu człowieka" zamieszczał coraz dłuższe omówienia przeciwnych mu argumentów, starając się - nie zawsze z powodzeniem - znaleźć na nie odpowiedź w duchu swej teorii.
Oto najczęstsze i najpoważniejsze z kierowanych przeciw niemu zarzutów:
Człowiek od małpy
Jeśli ewolucja jest prawdziwa, to znaczy, że człowiek pochodzi od małpy (a mało kto chciał pochodzić). Darwin tego nie negował, choć też i nie chciał rozwijać tego zagadnienia. W swym opus magnum napisał na temat "pochodzenia od małpy" JEDNO zdanie ("późniejsze badania rzucą światło na ten problem"), ale i to wystarczyło, by skupić na sobie chór oburzonych głosów. Pamiętajmy jednak, że w czasach Darwina nie znano jeszcze żadnych kopalnych szczątków form przedludzkich (jedyny okaz neandertalczyka był obiektem niekończących się dyskusji, a żadna z formułowanych na jego temat opinii nie była prawdziwa), a pierwszego (wypchanego) goryla Europa zobaczyła dopiero w roku 1861, na specjalnej wystawie w Londynie. Nie bardzo było więc od kogo pochodzić. Do problemu ewolucyjnych korzeni naszego gatunku Darwin wrócił znacznie później - gdy wszyscy ważniejsi ewolucjoniści wypowiedzieli się już na ten temat - w wielkim dziele "O pochodzeniu człowieka" (wydanym wraz z "Doborem płciowym"). Nie był to już jednak wtedy temat tak gorący jak przedtem.
Rozpływanie się cech
Koncepcja "mieszania się krwi" wywarła wielki i zgubny wpływ na poglądy Darwina, który nie potrafił poradzić sobie z argumentami, że każda, nawet najlepsza modyfikacja materiału dziedzicznego (nikt wówczas nie wiedział, czym on jest i jak działa) musi się rozpuścić w morzu normy gatunkowej i przepaść w kolejnych pokoleniach bez śladu. Darwin próbował ratować się, rozwijając swą bardzo pomysłową, ale zupełnie fałszywą koncepcję pangenezy, będącą w istocie powrotem do lamarkowskiej idei dziedziczenia cech nabytych. Paradoksalnie w tym samym czasie w Brnie zakonnik czeski Grzegorz Mendel (1822-1884) wykazał doświadczalnie, że cechy dziedziczne (tzw. czynniki) nie "mieszają się" (np. z krzyżówek grochu o białych i czerwonych kwiatach wcale nie powstają różowe), ale przechodzą do następnych pokoleń bez zmian. Darwin nie słyszał o Mendlu, ale Mendel słyszał o Darwinie, mógłby więc łatwo zastosować swe "czynniki" do wspomożenia teorii atakowanej za nieuwzględnienie "efektu mieszania". Tyle że Mendel uznał stałość czynników dziedziczenia za argument na rzecz stałości i niezmienności gatunków, a późniejsi odkrywcy jego prac - de Vries i Bateson - za dowód skokowego powstawania nowych gatunków. W nauce fakty często "dowodzą" tego, czego się od nich oczekuje (dziś genetyka, słusznie widząca w Mendlu swego "ojca", jest najważniejszym filarem współczesnego darwinizmu).
Zaczątkowe stadia doskonałych narządów
Wiele organów (skrzydło ptaka, oko człowieka) wykazuje nadzwyczajną złożoność i może - jak sądzono - spełniać swe obecne funkcje jedynie w postaci w pełni wykształconej. Dobór naturalny nie może przewidywać przyszłości, więc z teorii Darwina wynika, że już najwcześniejsze stadia zaczątkowe powinny być faworyzowane ze względu na swe obecne, a nie przyszłe korzyści. Rozważając ten problem na przykładzie oka (ulubiony obiekt krytyków ewolucjonizmu) Darwin pokazał, że w przyrodzie istnieją dziesiątki przykładów oczu o mniejszej niż u ssaków doskonałości (od plamek światłoczułych u pierwotniaków zaczynając) i że mogą one stanowić analogię kolejnych stadiów rozwojowych oczu w długich liniach ewolucyjnych.
Młoda Ziemia
Choć wiek Ziemi w czasach Darwina był już oceniany na miliony lat, to okazał się za krótki dla tak skomplikowanej ewolucji, jaka wynikała z teorii doboru naturalnego. W latach 60. XIX wieku szkocki fizyk William Thomson (1824-1907), znany później jako lord Kelvin (ten od stopni Kelvina), wyliczył, że od powstania Ziemi jako rozżarzonej kuli nie mogło upłynąć więcej niż 100 milionów lat, co sam Darwin uznał za okres zbyt krótki, by przypadkowa zmienność i działający na ślepo dobór mógł doprowadzić "od ameby do człowieka". Obliczenia Kelvina były poprawne, Darwin był w kłopotach. W roku 1898 geolog amerykański Thomas Chamberlain stwierdził, że można to wyjaśnić tylko przy założeniu, że we wnętrzu atomów działają jakieś nieznane jeszcze siły produkujące stale ciepło i podtrzymujące tym samym życiodajną moc planety. Te siły wkrótce potem odkryto - rozpad pierwiastków promieniotwórczych istotnie hamuje stygnięcie planety, powodując zafałszowanie wyliczeń opartych na tempie oziębiania się roztopionej magmy. Był to pierwszy udany przypadek zastosowania argumentu "antropicznego" - przewidywania cech i struktury świata na podstawie faktu istnienia życia na Ziemi.
Obecność struktur nieprzystosowawczych w przyrodzie
Wiele struktur lub narządów wydaje się zbyt wielkich, zbyt rozwiniętych, zbyt wybujałych jak na potrzeby ich posiadaczy. Ciosy mamutów, ogromne kły tygrysów szablozębnych, majestatyczne poroże jeleni olbrzymich - wszystko to podawano jako przykład przerośniętych organów, które tłumaczono utrzymywaniem się kierunkowych i sterowanych wewnętrznymi siłami tendencji (tzw. ortogeneza), a nie działaniem doboru naturalnego. Dobór bowiem, dowodzono, eliminuje wszystko, co odbiega od optymalnych rozwiązań - a co jest optymalnego w konieczności noszenia na głowie gigantycznego i ciężkiego poroża, w dodatku co roku - jak to u jeleni - budowanego na nowo i co roku zrzucanego. Darwin miał kłopot z takimi argumentami - częściowo tłumaczył je działaniem doboru płciowego (walki samców, wybór samicy), częściowo odwoływał się do nieznanych jeszcze korzyści, których po prostu nie umiemy dostrzec. Do dziś jest to problem nie w pełni zrozumiały - dobór płciowy, rytualne walki wewnątrzgatunkowe czy "wyścig zbrojeń" wymieniane są jako standardowe wyjaśnienie, ale nikt już nie mówi o narządach przerośniętych ani o bezwładności procesów ewolucyjnych.
* Marcin Ryszkiewicz jest pracownikiem Muzeum Ziemi PAN; konsultant - Karol Sabath jest pracownikiem Instytutu Paleobiologii PAN
Marcin Ryszkiewicz; konsultacja Karol Sabath *