Narzędzia osobiste
Jesteś w: Start Artykuły Ewolucjoniści z wątpliwościami

Ewolucjoniści z wątpliwościami

Wśród ewolucjonistów zawsze istniał ukryty nurt wątpliwości. Jeszcze niedawno biologowie je ujawniający ryzykowali swoimi karierami. Od kilkunastu lat ujawnianie ich stało się niemalże modne. John Hedley Brooke przypomniał, że pierwszym wątpiącym darwinistą był sam Darwin, który "nie mógł uwierzyć, że każdy szczegół struktury organicznej był wcześniej ustanowiony; ani nie mógł sądzić, że proces ewolucyjny w całości był wynikiem przypadku". [1] Poniżej zarysuję poglądy bądź najważniejsze tezy kilkunastu ewolucjonistów - kolejno: tych którzy modyfikują darwinizm; tych którzy odrzucają darwinizm z powodów biologicznych; tych którzy odrzucają darwinizm z powodów rachunkowych (probabilistycznych); antropologów; filozofów i popularyzatorów nauki. [2]
David M. Raup   Niles Eldredge i Stephen Jay Gould
Colin Patterson i inni kladyści   Erik Nordenskiöld
J.C. Willis   C.P. Martin
W.R. Thompson   G.A. Kerkut
E.J.H. Corner   Andrée Tétry
Pierre Gavaudan   Norman Macbeth
Pierre-Paul Grassé   Ernest Chain
Michael Denton   Søren Løvtrup
George Gabor Miklos   Leslie Orgel i Gerald Joyce
Brian Goodwin   Fred Hoyle i N.C. Wickramasinghe
H.S. Lipson   S.M. Ulam
Marek Głogoczowski   Lee M. Spetner
Arthur Koestler   E.W.F. Tomlin
Francis Hitching   Gordon Rattray Taylor
Nowa biologia? - próba podsumowania

David M. Raup

W czasach Darwina istniał konflikt między jego teorią a faktami pochodzącymi z danych kopalnych. Geologia nie ujawniała takiej subtelnie stopniowanej zmiany organicznej, jaką postulowała jego teoria, i jej twórca uznawał to za najbardziej oczywisty i najpoważniejszy zarzut, jaki można mu było przedstawiać.

Skoro przyjmujemy, że wyginęła nieskończona ilość ogniw pośrednich między wygasłymi i żyjącymi mieszkańcami ziemi, a także między gatunkami wygasłymi istniejącymi w każdym kolejnym okresie i jeszcze dawniejszymi - zachodzi pytanie, dlaczego każda formacja geologiczna nie zawiera obfitych szczątków tych ogniw? Dlaczego każdy zbiór szczątków kopalnych nie dowodzi jasno takiego stopniowania i przemiany istot żywych? Jakkolwiek poszukiwania geologiczne wykazały bez wątpienia istnienie w przeszłości licznych ogniw pośrednich zbliżających bardzo do siebie mnóstwo form istot żywych, to jednak nie wykazują one nieskończenie licznych, drobnych stopni pośrednich między dawnymi a obecnie żyjącymi gatunkami, czego wymaga moja teoria, a to stanowi najpoważniejszy ze wszystkich stawianych jej zarzutów. A dalej, jakże się to dzieje, że całe grupy gatunków pokrewnych często na pozór tak nagle pojawiają się w tym lub innym pokładzie geologicznym, jakkolwiek nieraz jest to złudny pozór? Wiemy obecnie, że istoty organiczne pojawiły się na ziemi w niezmiernie odległym od nas czasie, dawno przed osadzeniem się najniższych warstw okresu kambryjskiego. Dlaczego jednak nie znajdujemy pod nimi grubych warstw napełnionych szczątkami przodków organizmów kambryjskich? Przecież na podstawie tej teorii warstwy takie w tych wczesnych i zupełnie nieznanych okresach historii ziemi powinny były się gdzieś osadzić. [3]

Niezgodnie z ówczesnymi poglądami metodologicznymi, ale bardzo nowocześnie z dzisiejszego metodologicznego punktu, widzenia mając do czynienia z konfliktem teorii i faktów, Darwin opowiedział się za teorią. Za wspomniany konflikt obwiniał niedoskonałość wówczas posiadanych danych geologicznych.

Na te pytania i zarzuty mogę tylko odpowiedzieć przypuszczeniem, że dane geologii są znacznie mniej dokładne, niż sądzi większość geologów. [4]

Paleontologia dopiero wkraczała w bujny rozwój i Darwin słusznie mógł mieć nadzieję, że z czasem zostaną znalezione nowe świadectwa skamieniałości, że odkryte zostaną tzw. brakujące ogniwa popierające jego teorię. Darwin jednak nie wierzył, by kiedykolwiek geologia dostarczyła niezbitych dowodów:

(...) któż jednak mógłby twierdzić, że w przyszłości zostaną wykryte dość liczne pośrednie ogniwa kopalne (...)?

przedstawiając szereg przekonujących powodów, dla których dane kopalne nigdy nie będą rozstrzygać o prawdziwości teorii ewolucji. [5]

Po stu kilkudziesięciu latach przeglądu posiadanych danych paleontologicznych dokonał David Raup, kustosz Field Museum of Natural History w Chicago. [6] Muzeum to posiada 20% wszystkich gatunków występujących w postaci kopalnej. Jednak Raup obliczył, że tylko około ćwierć miliona gatunków skamieniałych roślin i zwierząt zostało dotąd odkrytych, a ewolucjoniści wierzą, że przynajmniej sto razy tyle gatunków czeka jeszcze na odkrycie. Opieranie się darwinizmu na paleontologii odwołuje się więc do mniej więcej jednego procentu potencjalnego świadectwa skamieniałości.

Poza tym jego zdaniem nie jest ścisłą prawdą to, w co wierzy większość ludzi, że mianowicie skamieniałości stanowią bardzo ważną część ogólnego argumentu na rzecz darwinowskiej interpretacji historii życia.

No dobrze, jesteśmy już około 120 lat po Darwinie i wiedza o skamieniałościach bardzo się rozszerzyła (...) Zasługuje na ironię, że mamy obecnie nawet jeszcze mniej przykładów przejść ewolucyjnych, niż mieliśmy ich w czasach Darwina. Mam na myśli to, że niektóre z klasycznych przypadków zmiany darwinowskiej w doniesieniach kopalnych, jak ewolucja konia w Ameryce Północnej, musiały być zarzucone lub zmodyfikowane w świetle bardziej szczegółowych informacji.

Prawie identyczne twierdzenie Raupa znajduje się w jego artykule, opublikowanym w książce,której celem była krytyka kreacjonizmu:

faktycznie możemy mieć mniej przykładów gładkich przejść, niż mieliśmy w czasach Darwina, ponieważ niektóre z dawnych przykładów okazały się niepoprawne, gdy je bardziej szczegółowo przebadano. [7]

Dlaczego więc panuje powszechne przekonanie, że dane kopalne popierają darwinowski model historii życia?

Spora liczba niezłych uczonych spoza biologii ewolucyjnej i paleontologii przyswoiła sobie, niestety, ideę, że zapis kopalny jest bardziej darwinowski, niż jest on w istocie. Przypuszczalnie jest tak wskutek nadmiernego uproszczenia nieuchronnego w drugorzędnych źródłach: podręcznikach szkolnych, półpopularnych artykułach i tak dalej. Istnieje też prawdopodobnie do pewnego stopnia myślenie życzeniowe. Po Darwinie jego obrońcy mieli nadzieję odnaleźć przewidywane progresje. Ogólnie rzecz biorąc nie odnaleziono ich - jednak ten optymizm nie ginął i pewna doza czystej fantazji wkradła się do podręczników. [8]

Raup następnie dodał, że "dysponujemy jeszcze doniesieniem wykazującym zmianę, lecz taką zmianę, którą trudno uznać za najbardziej sensowną konsekwencję doboru naturalnego". Raup jest ewolucjonistą, ale opowiada się za zasadą "przetrwania najszczęśliwszych" zamiast za darwinowską zasadą "przetrwania najbardziej dopasowanych". Nie podważa istnienia doboru naturalnego jako procesu zachodzącego w przyrodzie, ale zauważa, że nadspodziewanie rzadko znajduje się jego dobre przykłady. Swój ewolucjonizm uzasadniał "optymalnym projektem inżynieryjnym" organizmów biologicznych, co historycznie rzecz biorąc było raczej argumentem kreacjonistów. [9]


Niles Eldredge i Stephen Jay Gould

Wątpliwości doprowadziły do wyłonienia się dwu nowych szkół myśli biologicznej nazywanych teorią przerywanej równowagi i kladystyką. W pismach kreacjonistycznych ich zwolennicy byli czasami fałszywie portretowani jako antydarwiniści, jeśli nawet nie sympatyzujący z kreacjonizmem. Faktycznie zaś oba te nowe stanowiska są w gruncie rzeczy zgodne z szeroko pojmowanym darwinizmem. Niles Eldredge, jeden z założycieli teorii przerywanej równowagi, [10] napisał książkę atakującą kreacjonizm, [11] a inny wybitny jej zwolennik, Stephen Jay Gould, występował jako ekspert w rozprawach sądowych skierowanych przeciwko kreacjonistom. [12] Sprzeciwiają się oni jedynie samozadowoleniu i wszystkowiedzącej postawie ortodoksyjnych darwinistów.

Eldredge tak skrytykował tę postawę:

Wyznaję, iż nie potrafię pojąć różnicy między argumentem [ortodoksyjnego darwinisty] a dawnym argumentem [kreacjonisty] z projektu: patrz na ten układ organów, zauważ jego zawiłość! Tylko (Bóg, dobór naturalny) mógłby ukształtować taką cudowną maszynerię! Oczywiście, istnieje różnica: Bóg, jako istota nadprzyrodzona, nie należy do nauki, podczas gdy dobór naturalny, w jawny sposób należy. Lecz użyty w ten nieodpowiedni sposób dobór naturalny staje się tylko substytutem dla Stwórcy. Nic nam nie mówi... [13]

Mimo to Eldredge i jego zwolennicy podkreślają, że są darwinistami. Nie chcą wyrzucić teorii darwinowskiej, ale ją gruntownie przebudować. Uważają w szczególności, że darwiniści powinni zwracać większą uwagę na nagły sposób, w jaki pojawiają się skamieniałe gatunki. Ich zdaniem gatunki przez miliony lat pozostają niezmienione (staza), o czym świadczy zapis kopalny, aby nagle i w pełni ukształtowane pojawiały się nowe gatunki. Podkreślają oni zasadniczą rolę specjacji - powstawania nowych gatunków w bardzo małych populacjach formy macierzystej, oddzielania się gatunków od macierzystego pnia. [14] Nowe gatunki mają w tym ujęciu powstawać na małym obszarze i błyskawicznie - w ciągu setek lub tysięcy lat - co jest tylko geologiczną mikrosekundą. [15] To właśnie jest przyczyną, że zapis kopalny nie rejestruje powstawania nowych gatunków. Nie jest to więc, jak Darwin miał nadzieję, niedoskonałość uzyskanych danych, ale ich istotna cecha wypływająca z natury rzeczy.

Teoria przerywanej równowagi jest niezgodna z ortodoksyjnym darwinizmem, że gatunki ewoluowały bardzo powoli, poprzez bardzo wielką liczbę bardzo małych zmian (gradualizm). Zdaniem Eldredge'a i Goulda ewolucja zachodziła bardzo szybko po długim okresie nieznacznych tylko zmian. Oba rywalizujące ujęcia mają swoje wady i zalety. Ortodoksyjny darwinizm dawał biologiczne wyjaśnienie, jak ewolucja mogła zachodzić (mutacje, dobór naturalny i dziedziczenie), ale jest niezgodny z danymi paleontologicznymi. Teoria przerywanej równowagi zgodna jest z tymi danymi, ale nie przedstawia zadowalającego mechanizmu zachodzenia tak szybkich zmian. Istnieje poza tym podejrzenie, że ma ona charakter ad hoc: neutralizuje niezgodne z teorią świadectwo empiryczne nie prowadząc do nowych przewidywań, więcej - z założenia przyjmując, że krótkotrwałe i gwałtowne wybuchy zmienności ewolucyjnej nie będą pozostawiały śladów w zapisie kopalnym: "Geolodzy rzadko są w stanie w ogóle wyodrębnić tak krótki odcinek czasu, jak tysiąc lat; traktujemy go zazwyczaj jak jeden moment." [16] Brak kopalnych ogniw pośrednich, który wedle darwinizmu miał być usuwany w miarę rozwoju paleontologii, tutaj staje się - zgodnie ze zdobytymi przez półtora wieku danymi - istotnym przewidywaniem teorii. Zarówno teoria przerywanej równowagi jak i kreacjonizm zbliżyły się do siebie co do swoich przewidywań - oba te stanowiska przewidują, tyle że z innych powodów, brak kopalnych ogniw pośrednich. [17]


Colin Patterson i inni kladyści

Kladystyka nie jest teorią, lecz schematem klasyfikacji organizmów. Twórcą jej był Willi Hennig. [18] Tradycyjna systematyka oparta była na podobieństwach morfologicznych, kladystyka zaś bazuje na pojęciu rodziny - kladyści odrzucają dotychczasowy system klasyfikacyjny w imię rzeczywistych pokrewieństw między poszczególnymi gatunkami.

Przykładem rezultatów aktywności kladystów była afera związana z wystawą zorganizowaną z okazji swego stulecia przez brytyjskie Muzeum Historii Naturalnej w South Kensington w 1981 roku. [19] Wchodząc na wystawę zwiedzający mogli przeczytać:

Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, dlaczego istnieje tak wiele różnych rodzajów żywych organizmów? Jedną z idei jest, że wszystkie żywe organizmy, jakie widzimy dzisiaj, wyewoluowały z odległego przodka w procesie stopniowej zmiany. Jak ewolucja mogła zachodzić? Jak jeden gatunek mógł zmienić się w inny? Wystawa w tym hallu pokazuje jedno z możliwych wyjaśnień - wyjaśnienie wymyślone po raz pierwszy przez Karola Darwina.

Dla większości biologów słowa te brzmiały jak spisek - darwinizm określono jako "jedno z możliwych wyjaśnień"! Dodatkową obrazą było dalsze zdanie:

Innym poglądem jest, że Bóg stworzył wszystkie żywe organizmy doskonałymi i niezmiennymi.

Jedno z czołowych naukowych czasopism świata, Nature, natychmiast opublikowało artykuł wstępny zatytułowany "Śmierć Darwina w South Kensington". [20] Jej autor cytował zwrot z broszury wydanej przez Muzeum "jeśli teoria ewolucji jest prawdą" jako świadectwo "zgnilizny w muzeum". Uznał też, że nowa wymowa wystawy, będącej głównym sposobem oddziaływania muzeum na świat zewnętrzny, powstała w izolacji od zespołu wybitnych biologów tam pracujących, z których - jak się wyraził - "większość wolałaby raczej stracić swoją prawą rękę niż zacząć jakieś zdanie od zwrotu 'jeśli teoria ewolucji jest prawdą...'".

Wydawca Nature był następnie zmuszony opublikować protest dwudziestu dwóch biologów pracujących w muzeum w South Kensington:

Szanowny Panie, Jako funkcjonujący biologowie w Muzeum Brytyjskim (Historii Naturalnej) byliśmy zdumieni czytając pański artykuł wstępny "Śmierć Darwina w South Kensington" (Nature, 26 lutego, s. 735). Jak to jest, że czasopismo takie jak Pańskie, które poświęcone jest nauce i jej praktykowaniu, może bronić poglądu, że teorię przedstawia się jako fakt? Jest to przesąd, a nie nauka, a ponieważ jesteśmy uczonymi, naszym podstawowym zainteresowaniem jest posiadanie umysłu otwartego na to, co nieznane. Czy nie jest pewne, że nie powinno być inaczej?

Sugeruje Pan, że większość z nas straciłoby raczej swoją prawą rękę, niż zaczęło zdanie od zwrotu "Jeśli teoria ewolucji jest prawdziwa...". Czy mamy rozumieć, że ewolucja jest faktem udowodnionym do granic dokładności naukowej? Jeśli to ma być wniosek z Pańskich słów, to musimy najmocniej się nie zgodzić. Nie mamy absolutnego dowodu dla teorii ewolucji. Co mamy, to przeważnie pośrednie świadectwo przemawiające na rzecz tej teorii, która jeszcze nie posiada lepszej alternatywy. Lecz teorię ewolucji można porzucić jutro, jeśli pojawi się lepsza teoria...

Czołowy pracownik zespołu Muzeum, dr Colin Patterson, otwarcie głosi, że "kladystyka kwestionuje wiele z konwencjonalnej historii ewolucyjnej" i pyta: "Czy stabilność jest więcej warta niż stulecie konfliktu ze świadectwem?" [21]

Patterson, specjalista od danych kopalnych, nie potrafi podać ani jednej formy przejściowej między większymi grupami zwierząt. [22] Nie potrafi też udzielić odpowiedzi na pytanie, czy Archeopteryx jest przodkiem wszystkich ptaków,[23] i uważa, że nie jest on dobrym przykładem formy przejściowej. [24] Nie wierzy, by znana ze wszystkich podręczników szkolnych tzw. seria konia (rozpoczynająca się od trójpalczastego Hyracotherium, przechodząca poprzez kilka trójpalczastych organizmów i kończąca się współczesnym koniem o pojedynczym kopycie) naprawdę istniała. [25] Uważa, że brakuje świadectwa kopalnego łączącego człowieka z niższymi naczelnymi i nie sądzi, by istniał jakiś sposób poznania, czy Australopiteki są czyimiś przodkami. [26]

Patterson żywi też poważne wątpliwości co do naukowości teorii ewolucji:

Jeśli przyjmiemy Popperowskie rozróżnienie między nauką i nienauką, to musimy najpierw zapytać, czy teoria ewolucji drogą doboru naturalnego jest naukowa czy pseudonaukowa (metafizyczna). (...) Pierwsza część tej teorii, iż ewolucja miała miejsce, mówi, że historia życia jest pojedynczym procesem rozdzielania się gatunków i postępu. Proces ten musi być unikalny i niepowtarzalny, jak historia Anglii. Ta część teorii jest więc teorią historyczną na temat unikalnych wydarzeń, a unikalne wydarzenia z definicji nie są częścią nauki, gdyż są niepowtarzalne i tym samym nietestowalne. [27]

Druga część teorii ewolucji postuluje jej mechanizm, jeśli ewolucja miała miejsce - mutacje i dobór naturalny. Nikt nie zaprzecza jednak, że mutacje występują i że dobór naturalny działa jako zachowawcza zasada w przyrodzie. A więc ponieważ pojęcia te nie są wyłączną własnością teorii ewolucji, nie pomagają odróżnić jej od jej rywalki. Pozostaje tylko rozstrzygnąć, czy prz{padkowe zmiany i zachowywanie najlepszych wariantów mogą prowadzić stopniowo do wyższych poziomów złożoności w całej biosferze. Wedle Sunderlanda dr Patterson zgodził się z następującą wypowiedzią: "Im bardziej bada się paleontologię, tym pewniejsze jest, że ewolucjonizm opiera się na samej tylko wierze; na dokładnie tym samym rodzaju wiary, jaki konieczny jest w wielkich misteriach religijnych. (...) Jedyną alternatywą jest doktryna specjalnego stworzenia, która być może jest prawdziwa, ale jest irracjonalna". [28]

Kreacjonista Luther D. Sunderland, który przeprowadził wywiad z Pattersonem i spopularyzował jego sceptyczne poglądy w kręgach kreacjonistycznych, prowadził debatę telewizyjną 3 maja 1984 roku z Philipem Kitcherem, znanym obrońcą ewolucjonizmu i idei, że w szkołach winno się nauczać wyłącznie ewolucjonizmu. Kitcher uznał, że gdy Patterson pisał swoje listy do Sunderlanda, to był całkowicie nieobeznany z sytuacją polityczną w USA i sądził, że pisze do kolegi-przyrodnika. Kreacjoniści natomiast naturalne w kręgach uczonych niezgody wyrywają z kontekstu i wykorzystują do swoich celów.[29]

Podobne do Kitchera wątpliwości na temat wypowiedzi Pattersona miał też Edward Dodson, biolog-ewolucjonista i katolik, który prowadził ożywioną korespondencję z George'em Howem, kreacjonistą młodej Ziemi (zbiór ich listów został wydany w postaci książkowej [30]). W jednym ze swoich listów Dodson zwątpił w prawdziwość cytatów podawanych przez Sunderlanda, [31] przejrzał bowiem książkę o ewolucji napisaną kilka lat wcześniej przez Pattersona [32] i doszedł do wniosku, że Patterson musiałby przejść nagłą metamorfozę. Otrzymawszy kopię całego przemówienia Pattersona w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku 5 listopada 1981 roku, [33] przyznał, że cytaty podawane przez Sunderlanda zgodne były z tym przemówieniem, ale jednocześnie niezgodne z jego książką. Wyraziwszy szereg zastrzeżeń wobec transkryptu przemówienia Pattersona, napisał następnie do tego ostatniego pytając, czy transkrypt ten jest dokładnym odbiciem jego wypowiedzi i czy reprezentuje on jego aktualne poglądy. Patterson odpowiedział, że transkrypt "miejscami był nonsensowny (...), ale w gruncie rzeczy dokładny". Na drugie pytanie odpowiedział kategorycznym "Nie". Sądził, że przemawia jedynie do grupy zawodowych systematyków i przedstawił taki referat, który miał sprowokować dyskusję. Spotkanie zostało jednak "zinfiltrowane przez kreacjonistów", którzy "ukradkiem używali magnetofonów". Wnioskował w końcu, że "traktowanie teorii ewolucyjnej jako zbioru aksjomatów nie było korzystne dla systematyki, ale w żaden sposób nie jestem kreacjonistą, ani nie żywię szacunku dla poglądów czy argumentów wysuwanych przez kreacjonistyczne lobby". Zdaniem Dodsona wzmianka o używaniu ukradkiem magnetofonów świadczy, iż Sunderland nie poprosił o pozwolenie na nagrywanie seminarium, na co Howe odpowiedział, że sam Sunderland był nieobecny na spotkaniu, a nagranie otrzymał od jednej z dwu osób, które je nagrały.

Kladystyka, oczywiście, nie jest argumentem na rzecz stworzenia (a czasami ma się takie wrażenie czytając niektórych kreacjonistów). Kladyści nie uważają nawet, że Darwin się mylił. W cytowanym wyżej liście (patrz s. 124) uznali przecież, że dla teorii ewolucji nie ma żadnej lepszej alternatywy. Ale kladystyka niewątpliwie ogranicza nadmierne ambicje darwinizmu sprowadzając to ujęcie do poziomu oczywistego dla każdego współczesnego filozofa nauki - omylnej, hipotetycznej i tymczasowo zaakceptowanej teorii naukowej ("teorię ewolucji można porzucić jutro, jeśli pojawi się lepsza teoria"). Fallibilistyczne idee Poppera jeszcze nie zapanowały na terenie biologii. W jednej z audycji BBC Patterson powiedział, że "biologię uprawiają ludzie, którzy wierzą niemalże w boskość Darwina". [34]


Erik Nordenskiöld

Z poprzednich stron tego paragrafu wynika, że niektórzy dzisiejsi biologowie mają wątpliwości co do teorii Darwina i uważają, że musi ona zostać zmodyfikowana. Ale istnieją inni biologowie - ewolucjoniści, nie kreacjoniści - którzy idą dalej i sądzą, że darwinizm jest bezwartościowy. Ich zdaniem teorii Darwina nie można dopasować do faktów bez względu na to, jak ją modyfikować. Potrzebna jest całkowicie nowa teoria, by wyjaśnić ewolucję. Jak dotąd nie znaleźli żadnej, ale nadal jej poszukują.

Prekursorem tych biologów był skandynawski biolog, Erik Nordenskiöld, którego książka w angielskim tłumaczeniu ukazała się w 1929 roku. [35] Stwierdzała ona, że Darwinowska teoria pochodzenia gatunków "już dawno została zarzucona. Inne fakty ustalone przez Darwina mają drugorzędną wartość". Komentator cytujący te słowa w 1983 roku uznał je za jedynie "odzwierciedlające antydarwinowskie sentymenty tamtej epoki". [36]


J.C. Willis

Jednak te antydarwinowskie sentymenty były obecne także i w późniejszych okresach. J.C. Willis był botanikiem z takimi wyróżnieniami jak członkostwo Towarzystwa Królewskiego i honorowy doktorat nauk przyrodniczych Uniwersytetu Harvarda. W 1940 roku opublikował w ogólnie poważanym wydawnictwie atak na darwinizm. [37] Według Gavaudana [38] liczne zarzuty postawione przez Willisa nigdy nie doczekały się odpowiedzi.

Willis twierdził na przykład, że dobór naturalny nie może wpływać tak silnie na rośliny, jak wpływa na zwierzęta. Gatunki roślin mogą różnić się bardzo małymi szczegółami, jak kształt liści, ułożenie liści na łodydze albo ustawienie żyłek (nerwów) na liściu. Wydaje się bardzo nieprawdopodobne, by takie cechy miały choćby niewielki efekt na zdolność rośliny do przeżycia - jak więc dobór naturalny mógł je wyselekcjonować?

Klimat darwiniści uważają za bardzo ważny czynnik w doborze naturalnym. Jeśli w pewnym miejscu klimat się stopniowo ociepla, to w konsekwencji pojawiają się nowe gatunki roślin i zwierząt, które mogą wytrzymać cieplejsze warunki. Lecz co się dzieje, kiedy w połowie tego okresu zupełnie wyjątkowa pogoda wywołuje przedłużoną suszę? W połowie wyewoluowane wodolubne zwierzęta mogą przetrwać migrując tymczasowo do najbliższego jeziora. Ale rozwiązanie to nie jest możliwe dla w pół wyewoluowanych przystosowanych do wilgoci roślin - te są zakorzenione i zginą.

I tak Willis przykład za przykładem pokazywał, że "przetrwanie najbardziej dopasowanego" rzadko kiedy stosuje się w świecie roślin. Tam najzwyklejszą regułą jest "przetrwanie najbardziej szczęśliwego". [39]

Willis podtrzymywał też zarzut postawiony dużo wcześniej przez Fleeminga Jenkina (North British Review, June 1867), że efekt korzystnych mutacji wkrótce zaginąłby wskutek krzyżowania się z wyjściowym gatunkiem. Sam Darwin uznał to bardzo mocny zarzut i darwiniści starali się znaleźć jakieś pomysłowe odpowiedzi. Ale zdaniem Willisa odpowiedzi te nie dają się utrzymać dla królestwa roślin, gdzie krzyżowania nie można uniknąć.

Analizował on także wiele cech roślin, gdzie nie są możliwe żadne pośrednie kroki między dwoma ułożeniami. Na przykład liście są ułożone na łodydze roślinnej na dwa główne sposoby. Mogą one się zmieniać, gdy przesuwamy się wzdłuż łodygi, tak: w lewo, w prawo, w lewo, w prawo itd. (ulistnienie skrętoległe). Albo mogą wyrastać parami w przeciwnych kierunkach (ulistnienie naprzeciwległe). [40] Nie może występować ustawienie "na pół takie, na pół inne". Jak więc jedno ułożenie wyewoluowało w inne, kiedy nie mogą istnieć żadne pośrednie kroki? I jaką wartość przetrwania ma jedno ułożenie nad drugim?

Podobny problem występuje u roślin pnących się oraz u pasożytniczych. Ponieważ są one bardziej wyspecjalizowane, ogólnie przyjmuje się, że musiały wyewoluować ze zwyczajniejszych odmian. Ale jak?

Rośliny pnące różnią się od "sztywnych" roślin dwojako: mają wiotkie, giętkie łodygi i mają wąsy lub jakieś inne narządy służące do wspinania się. Co wyewoluowało najpierw? Jeśli wiotkie łodygi pojawiły się pierwsze, to jak rośliny o takich łodygach uniknęły zagłuszenia przez inną roślinność podczas długiego procesu ewoluowania ich wąsów? A jeśli pierwsze wyewoluowały organy czepne, to co spowodowało wyewoluowanie takich organów, kiedy nie były jeszcze potrzebne?

Zamiast korzeni rośliny pasożytnicze mają specjalne organy przenikające zewnętrzną powłokę innych roślin, nawet korę drzew. Jak roślina z korzeniami mogła stopniowo wyewoluować z siebie pasożyta? Zdaniem Willisa jedynym sposobem, w jaki mogłaby wyewoluować roślina pasożytnicza lub pnąca, jest pojedynczy olbrzymi skok. Darwinowskiej idei ewolucji zachodzącej poprzez wiele małych kroczków nigdy w jego opinii właściwie nie przemyślano. Dopóki rozważa się świat roślin, idea ta nie pasuje do faktów. [41]

Willis przedstawił wiele argumentów świadczących za tym, że ewolucja rzeczywiście zachodziła w olbrzymich skokach (w dużej mierze argumenty te mają charakter matematyczny i dotyczą statystyki rozmieszczenia roślin). Mutacje, jakie rzeczywiście obserwujemy, są bardzo małe i produkują organizmy tylko nieznacznie różniące się od swoich przodków. Ale Willis był zdania, że w historii życia zachodziły od czasu do czasu gigantyczne mutacje lub "dyferencjacje", jak je nazywał. W jednym pokoleniu musiały powstawać nie tylko nowe gatunki, ale także nowe rodzaje, a nawet nowe rodziny.

Nie wiadomo, jak takie olbrzymie, twórcze kroki mogły nastąpić. Willis wyraźnie jednak wykluczył myśl o jakiejkolwiek Boskiej aktywności, nie jest kreacjonistą, jest ewolucjonistą. "Jest inspirujące, że tak wielki i złożony proces jak ewolucja nie był tylko sprawą przypadku, ale ma u swoich podstaw to, co można ujrzeć jako wielką myśl lub zasadę, w której wyniku zachodzi ona jako uporządkowana całość i funkcjonuje sama na podstawie określonego planu. (...) u jej podstaw leży ogólne prawo, przypuszczalnie elektryczne." [42] Nie jest to, oczywiście, alternatywa dla darwinizmu - jest to tylko sugestia, gdzie należy poszukiwać takiej alternatywy, nowej teorii ewolucji.


C.P. Martin

Profesor C.P. Martin z Uniwersytetu McGill w Montrealu wyjaśnił, dlaczego antydarwinistów rzadziej można było spotkać w krajach anglojęzycznych: "Co do naszej niewielkiej liczby, to należy pamiętać, że o ile nie zażądamy niezależnych środków publikacji, jest dla nas bardzo trudno otrzymać dzisiaj posłuch". [43] Dlaczego on i jemu podobni wierzą w ewolucję, ale nie w darwinizm? Otóż jego badania przekonały go, że mutacje są praktycznie rzecz biorąc zawsze szkodliwe i nigdy nie mają twórczego charakteru. Przy rzadkich okazjach, kiedy jakaś mutacja wydaje się być dobroczynna, naprawdę zapobiega ona jedynie szkodzie wyrządzanej przez poprzednią mutację - tak jak uderzenie człowieka z przemieszczonym ramieniem może mu pomóc wstawić jego staw z powrotem na właściwe miejsce: "Mutacja jest patologicznym procesem, który ma niewiele wspólnego, albo i nic wspólnego z ewolucją". Czołowi ewolucjoniści, jego zdaniem, są "prawie całkowicie pozbawieni krytycznej postawy". Opinię tę powtórzył później nieortodoksyjny darwinista, profesor G.A. Kerkut z Uniwersytetu w Southampton: "Wydaje się czasami, jak gdyby wielu naszych autorów piszących o ewolucji otrzymało swoje poglądy wskutek pewnego rodzaju objawienia". [44]


W.R. Thompson

Dr W.R. Thompson należał do tych nielicznych anglojęzycznych antydarwinistów, których wspominał Martin. Był światowej sławy entomologiem, członkiem Towarzystwa Królewskiego i dyrektorem wielkiego personelu badawczego. We wprowadzeniu do nowego wydania książki Darwina Origin of Species w 1956 roku ostrzegł czytelników, by brali Darwina cum grano salis: "Darwin nie wykazał w O powstawaniu gatunków, że gatunki powstały na drodze doboru naturalnego; wykazał on jedynie na podstawie pewnych faktów i założeń, jak to mogło zajść, a ponieważ przekonał sam siebie, był w stanie przekonać innych. (...) Darwin w Origin nie był w stanie przytoczyć świadectwa paleontologicznego wystarczającego do udowodnienia swoich poglądów. (...) świadectwo, jakie przytoczył, było z nimi niezgodne; i mogę zauważyć, że dzisiejsza sytuacja niezbyt się zmieniła. Współcześni darwinowscy paleontologowie muszą, podobnie jak ich poprzednicy i jak sam Darwin, tonować fakty. (...) Tak rodzą się te kruche wieże hipotez opartych na innych hipotezach, gdzie fakt i fikcja mieszają się w niemożliwy do rozwiązania węzeł". [45]


G.A. Kerkut

Profesor Kerkut pracował na Uniwersytecie w Southampton. Został ogólnym redaktorem ważnej serii ponad pięćdziesięciu podręczników z zoologii (The International Series of Monographs in Pure and Applied biology - Zoology Division, Pergamon Press, Oxford). We wstępie do swojej własnej książki z tej serii wyznał, że wierzy w ewolucję, ale z poważnymi zastrzeżeniami. Teoria ewolucji przedstawiana przez ortodoksyjnych ewolucjonistów jest pod wieloma względami zadowalającym wyjaśnieniem niektórych faktów empirycznych. Ale jednocześnie uważał, że wysiłek wyjaśnienia wszystkich organizmów żywych przy pomocy ewolucji z jednego źródła jest przedwczesny i niedostatecznie poparty przez aktualnie istniejące dane empiryczne. Popierające dane należy jeszcze odkryć, gdyż nie sądzi on, by wszelkie wątpliwości zostały jak dotąd usunięte. Napawa go przygnębieniem fakt, że wiele spraw z tej dziedziny przekształciło się w naukowy dogmatyzm.

Uniwersytety były początkowo instytucjami kościelnymi i wiele złych cech Kościoła nadal ujawnia się w aktualnych badaniach.

W opinii Kerkuta aktualne (w czasie pisania książki) świadectwo empiryczne w żaden sposób nie wyklucza poglądu, że obecnie istniejące organizmy miały wiele różnych początków. "Jeśli nie utrzymujemy, że istniał tylko jeden początek życia (...), to istnieje alternatywny punkt widzenia. Wedle niego organizmy ożywione zostały wiele razy stworzone". [46] Jednak prof. Kerkut sam nie wierzył w Boga, był agnostykiem. W całej swojej książce przytoczył wiele argumentów biologicznych, które mogą popierać pogląd o wielokrotnym stworzeniu. Różne aspekty teorii ewolucji uważał za nieokreślone, hipotetyczne i będące tylko opinią; [47] informację znajdującą się w naszej dyspozycji za niewystarczającą, by dojść do jakiegoś konkretnego wniosku; [48] teorie za tak słabo poparte, że możemy jedynie w nie wierzyć; [49] wnioski za jedynie próbne; [50] a prawdziwość obrazków w podręcznikach za sprawę wiary. [51] Dlatego właśnie uznał - co wcześniej cytowałem - że czasami ma wrażenie, jak gdyby wielu z piszących na temat ewolucji dysponowało pewnego rodzaju objawieniem. Każde dogmatyczne twierdzenie na temat sposobu ewoluowania głównych gałęzi królestwa zwierząt jest jego zdaniem przedwczesne. [52]


E.J.H. Corner

W 1961 roku Botaniczne Towarzystwo Edynburga sponsorowało przegląd wiedzy botanicznej zawartej w jednym tomie. [53] Całą dziedzinę podzielono na osiem części i ośmiu znakomitych botaników zostało poproszonych do napisania artykułów w dziedzinach, w których byli ekspertami. Artykuł zatytułowany "Ewolucja" został napisany przez profesora E.J.H. Cornera z Cambridge. Jednak Corner mówił w nim dużo korzystniej o Willisie niż o Darwinie! Cornera czasami portretuje się w publikacjach kreacjonistycznych jako kogoś o sympatiach kreacjonistycznych, ponieważ napisał: "Nadal myślę, że nieuprzedzone osoby uznają, że dane kopalne dotyczące roślin są korzystne dla idei specjalnego stworzenia". [54] Jednak Corner naprawdę uważał, że część dostępnego świadectwa wydaje się popierać ewolucję, podczas gdy część - świadectwo skamieniałości - wydaje się popierać specjalne stworzenie. Ale sam niedwuznacznie stwierdzał, że faktycznie wierzy w ewolucję. Tyle że nie w darwinowską. Odrzucał on darwinizm jako "świątynię", gdzie wierzący "oddają się kultowi". Uważał też, że większość z nich "załamałaby się przed inkwizycją". Swoje poglądy na temat darwinistów podsumował w jednym zwięzłym zdaniu: "Podręczniki oszukują". [55]

We wnioskach stwierdził: "Tę ewolucję można porównać do mechanizmu zegarowego, który raz nakręcony funkcjonuje w ustalony sposób. (...) Wyobrażam sobie, jak wielkie badania musiałbym wykonać, by odkryć, jak ten zegar został nakręcony". [56] Ewolucja jego zdaniem szła pewną wcześniej ustaloną drogą i musiała funkcjonować na podstawie jakichś całkowicie dzisiaj jeszcze nieznanych mechanizmów.


Andrée Tétry

Jedna z największych kiedykolwiek napisanych historii nauki jest dziełem francuskich uczonych z lat 1960-tych. Autorką paragrafu o ewolucji była profesor Andrée Tétry, jedna z najbardziej poważanych biologów francuskich. [57] Analizowała ona "dwie wielkie teorie ewolucji", jak nazwała lamarckizm i darwinizm, jak też pewne mniej znane teorie i odrzuciła wszystkie jako nieadekwatne: "Jeśli chodzi o fakty, to żadna z teorii, jakie analizowaliśmy, nie dostarcza całkowicie zadowalającego ujęcia wszystkich faktów ewolucji".

Szczególnie ostro odniosła się do neodarwinizmu, który czasami zwany jest teorią syntetyczną ewolucji. Jej zdaniem "trudno uwierzyć", by organy złożone - a przede wszystkim ludzki mózg - mogły rzeczywiście zostać wytworzone przez mutacje, które są kontrolowane przez zwykły przypadek. Aby przynieść jakikolwiek pozytywny skutek, mutacja musi nie tylko być nadzwyczaj szczęśliwym krokiem naprzód. Musi ona także "stanowić ulepszenie poprzedniej mutacji i zajść w dokładnie właściwym miejscu i czasie". Innymi słowy, aby cokolwiek ewoluowało w sekwencji użytecznych mutacji, musiałaby istnieć bardzo niewiarygodna kolejność szczęśliwych przypadków.

Po sformułowaniu zarzutów tak je podsumowała: "Nic więc dziwnego, że J. Kälin zamiast o syntetycznej teorii mówił o pewnym rodzaju 'syntetycznej euforii'". Pod jej atakiem na darwinizm mógłby podpisać się każdy kreacjonista. Ale Tétry uważano za czołową francuską ewolucjonistkę. Była jednak ewolucjonistką, która miała odwagę przyznać, że nie istnieje dobra teoria ewolucji i że dobrą teorię ewolucji należy dopiero sformułować.


Pierre Gavaudan

W 1967 roku dr Pierre Gavaudan, kierownik Katedry Botaniki i Cytologii Uniwersytetu w Poitiers, opublikował artykuł o ewolucji w sprawozdaniach z posiedzeń konferencji na pewnym amerykańskim uniwersytecie. [58] Nazwał tam neodarwinizm "pomysłowym romansem" i zastosował do niego powiedzenie pewnego XVIII-wiecznego pisarza, który powiedział, że "podniósł nonsens na wyżyny geniuszu". Jego zdaniem "pretensja neodarwinizmu, że jest zdolny samodzielnie otworzyć drzwi do prawdy, wygląda cokolwiek dziecinnie". Na poparcie takiego wniosku dawał rozmaite argumenty zaczerpnięte ze swojej dziedziny kompetencji, z botaniki.

Szczególne wrażenie robi jego analiza roślin mięsożernych, chwytających i trawiących owady. Zdolność takiego zdobywania pożywienia daje tym roślinom przewagę nad innymi, ponieważ mogą rozkwitać na bardzo ubogich glebach. Można by oczekiwać, że duże części świata są opanowane przez rośliny mięsożerne. Jednak faktycznie rośliny takie występują raczej rzadko.

Systemy trawienne tych roślin są bardzo złożone i wydaje się nie istnieć żaden sposób, w jaki mogłyby one wyewoluować drogą wielu małych kroczków. A jeśli są one naprawdę tryumfującym sukcesem doboru naturalnego - "przetrwaniem najbardziej dopasowanego" - to dlaczego jest tak mało roślin mięsożernych? "[Darwinowska] teoria nie jest zdolna dać coś lepszego niż wysoce fikcyjny opis pochodzenia tych nadzwyczajnych układów". [59]

Wiedza ludzka na temat roślinnej i zwierzęcej komórki zapisana jest na "wielu setkach kilometrów" papieru, ale żaden uczony po jej przestudiowaniu nie wiedziałby, jak skonstruować najprostszą postać żywej komórki. Jego zdaniem jeśli najmędrsi ludzie na Ziemi nie mogliby nawet zacząć budowy nowej komórki, to jest nieprawdopodobne, by mutacja i dobór naturalny mogły to zrobić.

Jednak Gavaudan także nie jest kreacjonistą. Po skrytykowaniu darwinizmu nie zaakceptował on stworzenia jako alternatywy. Zamiast tego poszukiwał on jakiejś tajemniczej własności organizmów ożywionych, która je zmusza do ewoluowania według wcześniej wyznaczonego toru.


Norman Macbeth

Norman Macbeth należy do najbardziej odpowiedzialnych za falę krytyki darwinizmu w ostatnich kilkudziesięciu latach. [60] W czasach Darwina ewolucja i rozwój były już szeroko rozpowszechnionymi ideami filozoficznymi. Wielu głosiło ewolucjonizm społeczny (dotyczący idei i kultur), ewolucjonizm kosmiczny (dotyczący gwiazd) i ewolucjonizm geologiczny (dotyczący formacji geologicznych Ziemi). Jedynym problemem było samo życie - nikt nie odkrył naturalnego mechanizmu tworzącego życie i jego wielu postaci. A jeśli życie wymagało nadnaturalnej przyczyny, to zaprzeczanie jej w pozostałej części nauki wydawało się być słabo uzasadnione. [61] Sytuację tę zmienił Darwin dostarczając mechanizmu ewolucji. Pomysł Darwina polegał na ekstrapolowaniu małych zmian osiąganych przez hodowców - Darwin wyobraził sobie, do czego mogły doprowadzić małe zmiany, jeśli rozciągnąć je na długie okresy czasu. [62] Dzisiejszy zmodyfikowany darwinizm za główne źródło nowego materiału, na które działa dobór naturalny, uważa mutacje. Małe zmiany wywołane przez mutacje mają się dodawać tworząc z czasem wielkie różnice. Mówiąc skrótowo: mikroewolucja prowadzić ma do makroewolucji.

Przez ostatnie pół stulecia intensywnie badano mutacje próbując wykazać ich użyteczność dla ewolucji. Okazało się, że mutacje nie kumulują się. [63] Ale nawet gdyby kumulowały się, nie tworzą właściwego rodzaju zmiany pozwalającej, by wyłonił się jakiś nowy rodzaj organizmu. Mutacje zmieniają szczegóły w istniejących strukturach - nie prowadzą zaś do stworzenia nowych struktur. [64] To, co oddziela większe grupy biologiczne, to nie kumulacje szczegółów, ale systemowe, strukturalne różnice. [65]

Jednak oprócz mutacji nieznane jest inne źródło nowego materiału genetycznego. Często jako źródło zmienności dla ewolucji cytowana jest rekombinacja genów wewnątrz puli genowej. Ale zwykłe przemieszanie istniejących genów, chociaż może wywołać powstanie form, jakich poprzednio nie widzieliśmy, nie prowadzi do ewolucji. Ewolucja wymaga nowego materiału genetycznego. Przekształcenie się jednokomórkowego organizmu w słonie, psy i ludzi wymaga czegoś więcej niż przemieszania genów tego jednokomórkowego organizmu. Wymaga ono stworzenia całkowicie nowej informacji genetycznej. Rekombinacja genetyczna nie jest alternatywą dla mutacji.

Uczeni wiedzą obecnie, że bez względu na to, jakie źródło w końcu znajdą, musi ono prowadzić do nagłego pojawiania się nowych form zamiast powolnego gromadzenia się małych zmian - wymaga tego zapis kopalny ze swoimi lukami. Dlatego skierowują oni swoją uwagę na takie pomysły jak makromutacje (wielkie systematyczne zmiany) [66] i epigenezę (małe zmiany w stanie embrionalnym, które mogą przynosić później duże efekty).

Macbeth wyćwiczył się także w atakowaniu i tych nowszych idei. Makromutacje są jego zdaniem "dziką sugestią mającą zaspokoić oczywistą potrzebę" - "są stwierdzeniem, że znajdujemy się w tak strasznym położeniu, iż musimy przyznać, że zmiany musiały być czymś w rodzaju cudu". Epigenezie w opinii Macbetha nie wiedzie się lepiej. Jest to tylko iluzja (pipe dream). Nie jest to w ogóle teoria naukowa, ale zaledwie stwierdzenie, co uczeni mają nadzieję znaleźć w przyszłości. [67]


Pierre-Paul Grassé

Grassé był dyrektorem Laboratorium Ewolucji Organizmów Ożywionych, będącego częścią Uniwersytetu Paryskiego. Był odpowiedzialny za wiele badań prowadzonych nad mechanizmami ewolucji. Dobzhansky, znany amerykański darwinista, tak go scharakteryzował: "Najwybitniejszy francuski zoolog, redaktor 28 tomówTraité de Zoologie, autor licznych oryginalnych studiów i były przewodniczący Académie des Sciences. Posiada encyklopedyczną wiedzę na temat świata ożywionego (...)". [68] Uwaga ta pochodzi z recenzji książki opublikowanej po francusku w 1973 roku, a której angielskie wydanie ukazało się cztery lata później. [69] Cel książki był dwojaki. Po pierwsze, darwinizm jako teoria nie funkcjonuje, ponieważ jest niezgodny z wieloma odkryciami. Zadaniu temu Grassé poświęcił 200 stron. A drugim celem było przedstawienie nowej teorii ewolucji zdolnej zastąpić teorię Darwina.

Atak Grasségo na darwinizm miał wieloaspektowy i wielopłaszczyznowy charakter. Głównie jednak był skierowany na centralną ideę darwinizmu: że ewolucja jest połączonym efektem mutacji i doboru naturalnego.

Mutacje są wynikiem "kopiowania błędów" w genach. Kiedy rośliny albo zwierzęta rozmnażają się, nowe pokolenia są prawie dokładnie takie same jak ich rodzice. Geny są bardzo złożonymi chemicznymi substancjami w komórkach rozrodczych i zawierają pewien rodzaj planu rodziców, który jest przekazywany do następnego pokolenia. Wynikiem zaistniałego błędu po duplikacji genów może być czterolistna koniczyna albo dziecko z dwunastoma palcami u nóg. Takie mutacje stanowią materiał, na którym może pracować dobór naturalny. Czasami zmutowane potomstwo jest lepiej przystosowane niż egzemplarze "normalne". Kiedy to się zdarza, normalna odmiana może lokalnie wymrzeć, podczas gdy niezwykła odmiana - zająć jej miejsce. A jeśli zdarza się to wystarczająco często, to rezultatem może być nowy gatunek. A więc

Mutacja + dobór naturalny = darwinowska ewolucja.

Jednak zdaniem Grasségo ani mutacja, ani dobór naturalny nie funkcjonują w sposób, w jaki darwiniści myślą, że funkcjonują.

Jeśli chodzi o mutacje, to w żadnym rodzaju organizmów żywych, od bakterii do roślin i zwierząt, nie obserwuje się, by przesuwały one kolejne pokolenia dalej od ich punktu wyjściowego. Zmiany mutacyjne są podobne do lotu motyla w cieplarni, który podróżuje wiele kilometrów niewiele oddalając się od miejsca rozpoczęcia lotu. Istnieją niewidoczne, ale mocno ustalone granice, jakich mutacje nigdy nie mogą przekroczyć: "Ten tekst [chodzi o książkę pewnego darwinisty - KJ] sugeruje, iż nowoczesne bakterie ewoluują bardzo szybko dzięki ich niezliczonym mutacjom. Otóż jest to nieprawda . Przez miliony czy nawet miliardy lat bakterie nie przekroczyły strukturalnej ramy, wewnątrz której zawsze fluktuowały i nadal to robią. (...) Zmienność i ewoluowanie to dwie różne rzeczy (...). Pomimo swoich niezliczonych mutacji Erophical verna [ang. whitlow grass], Viola tricola [dziki bratek] i cała reszta nie ewoluują. To jest fakt ." [70]

W opinii Grasségo mutacje są tylko trywialnymi zmianami. Są one zaledwie wynikiem nieco zmienionych genów, podczas gdy "ewolucja twórcza (...) wymaga powstawania nowych" genów. [71] Inni biologowie mieli się z tym zgadzać, na poparcie czego przytaczał pewnego amerykańskiego genetyka, [72] według którego "wielkie skoki w ewolucji wymagały stworzenia nowych loci genowych spełniających poprzednio nieistniejące funkcje". [73]

Jeśli chodzi o dobór naturalny, to zdaniem Grasségo on także często nie funkcjonuje w darwinowski sposób. Na przykład kozły i jelenie rozwinęły gruczoły zapachowe umożliwiające im śledzenie swoich śladów, ale ta zaleta jest jednocześnie znacznie większą wadą, bo ułatwia zadanie polującym na nie drapieżcom. Po szczegółowym zbadaniu sposobu funkcjonowania doboru naturalnego wnioskował, że "dobór dąży do wyeliminowania przyczyn różnorodności populacji i w ten sposób produkuje jednorodny genotyp. Działa on bardziej konserwująco na dziedziczenie gatunku niż transformująco ." [74]

Grassé wspominał wiele organów i mechanizmów, które mogą funkcjonować pod warunkiem, że są kompletne. Sugerowanie przez darwinistów, że mutacja i dobór naturalny mogą wytworzyć coś takiego, jest zwykłym fantazjowaniem.

Jeden z jego przykładów to mechanizm krzepnięcia krwi na powietrzu. Mechanizm ten jest niezwykle istotny dla życia: bez niego małe zadrapanie prowadzi do wykrwawienia się. Jednak ten system funkcjonuje tylko wtedy, gdy cały zbiór różnych i bardzo skomplikowanych substancji chemicznych działa razem osiągając pożądany wynik. Brak tylko jednego z tych związków chemicznych spowodowałaby, że krew już by nie krzepła. "Jak dobór naturalny mógłby stworzyć taki system" - pytał Grassé. I odpowiadał - tylko wtedy, gdyby jego działanie miało charakter "proroczy" (tj. przewidywało przyszłość).

Innym z jego wielu przykładów jest larwa mrówkolwa. Owad ten żyje w rejonach, gdzie występuje suchy piasek lub piaszczysta gleba, i kopie tam jamkę około pięciocentymetrowej głębokości czekając na jej dnie na wpadające mrówki. Ma on bardzo czuły system wykrywania przybyszów, wrażliwy na bardzo małe drgania gruntu. Jeśli pojedyncze ziarnko piasku stoczy się do jego jamki, mrówkolew staje się czujny. Z rozwartymi podobnymi do obcęgów szczękami gotów jest chwycić swoją ofiarę. Na dolnej części ciała ma szereg zakrzywionych zaczepów, dzięki którym może trzymać się gleby podczas walki. Po schwytaniu mrówki, mrówkolew wstrzykuje do jej ciała substancję paraliżującą, a później soki trawienne, które stopniowo przekształcają wnętrze mrówki w gotowy do wyssania płyn.

W gorących, suchych jamkach w piasku, gdzie żyje mrówkolew, jest bardzo niewiele wody pitnej. Większość owadów wkrótce zginęłaby z odwodnienia. Ale mrówkolew jest przystosowany do życia w takim środowisku. Ma on wodoszczelną powłokę, która uniemożliwia wyschnięcie jego ciała, podobnie jak folia aluminiowa, w którą zawija się kurczaki podczas pieczenia. Mrówkolew ma też kołowy obieg moczu, podobny do tego, jaki mają mieć astronauci w przyszłych długotrwałych lotach kosmicznych.

Zdaniem Grasségo, aby taki organizm miał wyewoluować wedle recept darwinowskich, wymagałoby to "lawiny skoordynowanych i wzajemnie dostrojonych przypadkowych zdarzeń". [75] Prawdopodobieństwo, by taka ewolucja zaszła, jest "nieskończenie małe".

W innym miejscu książki analizował pochodzenie oka i stwierdził, że istnieje większe prawdopodobieństwo, by kurz przywiany przez wiatr mógł wytworzyć "Melancholię" Dürera, niż by oko było wynikiem kopiowania błędów w genie. [76]

Z takich powodów Grassé odrzucił darwinizm jako jawnie fałszywy. Nazywał go "pseudonauką", [77] która wymaga zachodzenia wielu cudów, [78] oraz uznał, że darwiniści widzą tylko te fakty, które pasują do ich teorii. [79] Przypadek uważają za "pewnego rodzaju opatrzność", której nie nazywają po imieniu, ale którą "w tajemnicy wielbią". [80] Uznał, że doktryna darwinowska powinna zostać poddana ponownej szerokiej i krytycznej ocenie. [81]

Grassé zdawał sobie sprawę, że jego opinie i krytyka darwinizmu, jaką przedstawiał, brzmią, jakby pochodziły od kreacjonisty. Dlatego explicite stwierdził, że nim nie jest. [82] Podkreślił także, że nie wierzy w witalizm - ideę, że istnieje jakaś tajemnicza własność życia, która wyjaśnia wszystko w przyrodzie. [83]

Jaką więc alternatywę dawał dla niemożliwego do zaakceptowania darwinizmu? Jego zdaniem materia ożywiona musi obejmować jakieś "wewnętrzne czynniki" zmuszające życie do ewolucji wzdłuż wcześniej zdeterminowanych linii. "Czynniki" te jednak nie są tajemnicze ani magiczne, mają fizyczną naturę i powinny być odkryte przez naukę - biologowie powinni dokonać wysiłku, by je odkryć.


Ernest Chain

Profesor Ernest Chain otrzymał nagrodę Nobla w 1945 roku za odkrycia dotyczące leczniczych własności penicyliny. W 1970 roku ten wybitny biochemik napisał broszurę, w której wiele pisał na temat nauki, etyki oraz przeznaczenia człowieka. [84] Chain nie miał wątpliwości (trudno je mieć), że w przyrodzie pojawiają się odmiany istniejących gatunków i że przyczynia się to do pewnego stopnia do ewolucji gatunków. Ale jego zdaniem pozostaje otwartym pytanie o zakres tego typu procesów. Postulowanie, że rozwój i przetrwanie najbardziej dopasowanego jest wyłącznie konsekwencją przypadkowych mutacji wydawało mu się hipotezą nie opartą na żadnym świadectwie empirycznym i niezgodną z faktami. Klasyczne teorie ewolucyjne uważał za grube uproszczenie złożonych i powiązanych ze sobą faktów. Dziwiło go, że zostały one bez słowa protestu przyjęte tak bezkrytycznie i tak łatwo oraz przez tak długi czas przez tak wielu uczonych. "Jednak obecnie coraz większa liczba uczonych gwałtownie uświadamia sobie fakt, że nie wszystko jest w porządku z teoriami ewolucyjnymi i że w rzeczywistości podlegają one drastycznej rewizji. [85]

Chain uważał także, że gdziekolwiek biolog spojrzy, dostrzega celowość. Dla przykładu takie zdarzenia, jak prawdopodobieństwo czysto przypadkowego powstania cząsteczek DNA, są jego zdaniem zbyt małe, by je poważnie rozpatrywać, nawet jeśli uwzględni się tak długi okres czasu, jak istnienie życia na Ziemi. "W każdym rodzaju interpretacji staje się konieczne założenie sił kierujących powstaniem i rozwojem procesów życiowych". [86]


Michael Denton

Autor, jak informują "skrzydełka" obwoluty książki [87], w trakcie publikowania książki prowadził aktywne badania w Prince of Wales Hospital w Australii. [88] W książce na wielu płaszczyznach i w wielu aspektach atakuje darwinizm. Jednak nie proponuje nic w zamian. Kreacjonizm jest dla niego tylko starożytnym mitem, a samego Karola Darwina traktuje z sympatią zarówno jako człowieka, jak i uczonego.

Omawiając w rozdziale 2 rozwój Darwinowskiej koncepcji ewolucji przez przypadkowa zmienność połączoną z doborem naturalnym, stwierdził, że pomimo wysiłków teologii liberalnej faktem jest, że żadna religia pochodna od Biblii nie może być naprawdę pogodzona z podstawowymi twierdzeniami teorii Darwina. [89] Przyczyną tego jest zerwanie przez tę teorię więzi z Bogiem, jaką wcześniej człowiek odczuwał, i pozostawienie go podróżującego we wszechświecie bez celu. Zdaniem Dentona żadna inna rewolucja intelektualna czasów nowożytnych nie wpłynęła tak głęboko na sposób, w jaki ludzie postrzegali siebie i swoje miejsce w Kosmosie. [90]

W rozdziale 3 omówił przekształcanie się darwinizmu od wysoce spekulatywnej hipotezy w dogmat w ciągu 20 lat po pierwszym wydaniu O powstawaniu gatunków w 1859 roku. Dwudziestowieczna biologia potwierdziła słuszność szczególnej teorii Darwina (koncepcji mikroewolucji) i to przyniosło efekt w postaci zwiększenia wiarygodności jego ogólnej teorii ewolucji. Jednak niemiecki zoolog, Bernhard Rensch, przedstawił długą listę czołowych autorytetów, którzy uważali, iż makroewolucji nie można wyjaśnić przy pomocy procesów mikroewolucyjnych bądź jakiegokolwiek innego znanego mechanizmu. Dysydentów tych nie sposób odrzucić jako szaleńców, kreacjonistów czy witalistów, gdyż wśród nich znajdują się pierwszorzędni biologowie. [91]

W rozdziale 7, poświęconym nieudanej roli homologii jako podstawy dla darwinizmu, Denton wskazał, że organy i struktury homologiczne mogą rozwijać się na bardzo różnych drogach embriologicznych i że ewolucyjna podstawa homologii jest mocno podważona przez odkrycie, iż wyraźnie homologiczne struktury są u różnych gatunków wywołane przez całkowicie odmienne geny. [92]

Główną wadą argumentu na rzecz makroewolucji jest wedle Dentona brak form pośrednich (przeanalizował przy tym szczegółowo te nieliczne skamieniałości, o których twierdzi się, że mają przejściowy charakter). Dane kopalne są wystarczające, by wydać wyrok o teorii Darwina, gdyż w zapisie kopalnym odkryto przedstawicieli 79,1% żyjących rodzin lądowych kręgowców (a jeśli wykluczy się ptaki, które szczególnie trudno się fossylizują, to aż 87,8%). [93] Co więcej, form przejściowych nie tylko nie ma, ale nie można nawet teoretycznie skonstruować przekonujących serii hipotetycznych i w pełni funkcjonalnych form pośrednich. [94]

W rozdziale 11 Denton rozważał sprawę ewolucji chemicznej. Jego zdaniem istnienie ostatecznej nieciągłości między światem ożywionym i nieożywionym zostało ustalone dopiero po rewolucyjnych odkryciach biologii molekularnej we wczesnych latach 1950-tych. [95] Twierdzi, że nie istnieje empiryczne poparcie dla tezy o istnieniu prebiotycznej zupy, w której miało powstać życie [96], a gdyby nawet zupa taka istniała, to niewiele to pomaga, gdyż "najtrudniejszy aspekt problemu powstania życia nie polega na pochodzeniu zupy, ale na etapach prowadzących od zupy do komórki". [97] Jeśli pierwotna atmosfera zawierała tlen, to cząsteczki organiczne mogłyby zostać zniszczone przez utlenianie. Jeśli natomiast pierwotna atmosfera nie zawierała tlenu, to nie istniałaby warstwa ozonowa, chroniąca cząsteczki organiczne przed zniszczeniem ze strony promieniowania ultrafioletowego.

Rozdział 12 zawiera chyba najbardziej cenny wkład autora: jego rozważania na temat biochemii porównawczej. Nie widzi on biochemicznych podobieństw (na przykład między człowiekiem i małpą człekokształtną), ale raczej dostrzega biochemiczne różnice i uważa je za najmocniejsze świadectwo empiryczne przemawiające przeciw Darwinowskiemu ewolucjonizmowi. Twierdzi, że wzorzec rozbieżności na poziomie molekularnym odpowiada wysoce uporządkowanemu systemowi hierarchicznemu. Każda klasa na poziomie molekularnym jest jedyna w swoim rodzaju, izolowana i niepowiązana z innymi formami pośrednimi. W ten sposób cząsteczki, podobnie jak skamieniałości, nie dostarczają tak długo poszukiwanych przez biologię ewolucyjną form pośrednich. Na poziomie molekularnym żaden organizm nie jest wcześniejszy lub bardziej pierwotny czy bardziej rozwinięty w porównaniu ze swymi krewnymi. [98] Świadectwo na rzecz ewolucji widoczne jest dopiero oczyma wiary. [99]

Denton jest zdania, że na poziomie mikroewolucji poglądy Darwina zostały potwierdzone ponad wszelką wątpliwość.[100] Jednak zakończyły się niepowodzeniem na poziomie makroewolucyjnym. "Żaden z dwu podstawowych aksjomatów makroewolucyjnej teorii Darwina - koncepcja ciągłości przyrody, to jest idea funkcjonalnego continuum wszystkich form życia, łączących wszystkie gatunki razem i ostatecznie prowadzące wstecz do pierwotnej komórki, oraz przekonanie, że wszelkie adaptacyjne struktury życia powstały w ślepych przypadkowych procesach - nie został potwierdzony przez choćby jedno empiryczne odkrycie od roku 1859." [101]

Denton nie ma wątpliwości co do wagi teorii ewolucji. Jest to główne osiągnięcie naturalistycznego obrazu świata, końcowy tryumf świeckiej tezy, która od końca Średniowiecza zastąpiła w umysłach ludzi Zachodu dawną naiwną kosmologię Księgi Rodzaju. [102] Dziś teoria ta jest ni mniej, ni więcej, jak tylko wielkim mitem kosmogonicznym dwudziestego wieku. [103] Tezę tę za Dentonem powtarza wielokrotnie w swoich publikacjach główny krytyk naturalizmu w nauce, Phillip E. Johnson.

Druga książka Dentona, [104] wydana po kilkunastu latach po pierwszej, stanowi rozczarowanie dla kreacjonistów, którzy spodziewali się, że jej autor "dojrzeje" do przyjęcia kreacjonizmu. [105] Nadal jednak prezentuje nieortodoksyjne poglądy. Większa część tej książki, stanowiąca część 1, przedstawia szczegóły wszechobecnej złożoności przyrody i tego, jak jej własności są precyzyjnie dopasowanie do tej formy życia, z jaką mamy do czynienia na Ziemi. Wedle Dentona to wyjątkowe i niepowtarzalne dopasowanie praw przyrody do życia jest zgodne z dawnym teleologicznym i religijnym rozumieniem Kosmosu jako specjalnie zaprojektowanej całości, w której życie i rodzaj ludzki jest głównym celem. [106]

Denton przeciwstawia się panującej obecnie idei przypadkowej ewolucji i omawia w kolejnych rozdziałach teleologię Wszechświata, wody, światła, pierwiastków nieorganicznych na Ziemi, węgla, istotnych dla życia gazów, DNA, cząsteczek białka, metali, komórek oraz ciała ludzkiego. Jego zdaniem przypadkowa ewolucja nie mogłaby wyewoluować nawet czegoś podobnego do tych doskonale dopasowanych koincydencji.

Na miejsce ewolucji przypadkowej proponuje ewolucję ukierunkowaną. Jest to "olbrzymi wbudowany program generujący", [107] który kieruje ewolucją od prostych związków chemicznych do życia, a później całym procesem ewolucji organicznej. Nie ma, jego zdaniem, bezpośredniego świadectwa empirycznego, że procesy mutacyjne były ukierunkowane w trakcie ewolucji, ale wskazuje na dwa ciekawe aspekty ewolucji molekularnej, które mocno wspierają tę możliwość. [108] Pierwszym z nich jest to, że tempo ewolucyjnego podstawiania jest niemal równe tempu mutacji. Drugim zaś to, że tempo zmiany w wielu genach regulowane jest przez pewnego rodzaju zegar molekularny, idący w stałym tempie. [109]

Pierwsza część nowej książki Dentona, o zasadzie antropicznej i celowości świata, stanowi znacznie lepiej udokumentowany i przekonujący fragment niż część druga, o ukierunkowanej ewolucji. W tej ostatniej jest znacznie więcej znaków zapytania. Nawet chociaż dla Dentona wydaje się bardzo prawdopodobne, że powstanie życia było "wbudowane" w mechanizmy przyrody, to musi jednak przyznać, że pomimo nadzwyczajnych wysiłków nie dysponuje żadnym pomysłem, jak to mogło nastąpić. "Zdarzenie to pozostaje równie tajemnicze, jak dotąd". [110] Być może, jego zdaniem, sam fakt, że tak trudno jest badać problem abiogenezy, wymaga postulowania zupełnie nowego zbioru zjawisk i procesów przyrodniczych, o których nie mamy obecnie najmniejszego pojęcia. [111]


Søren Løvtrup

Løvtrup jest szwedzkim embriologiem, który odrzuca pogląd, [112] że motorem ewolucji jest dobór naturalny. Jego zdaniem ewolucyjne zmiany morfologiczne są wynikiem zmian w genach, które kontrolują rozwój embrionu, a dobór naturalny jest zdolny doprowadzić jedynie do niewielkich zmian. Poglądy Karola Darwina były albo niepoprawne, albo jeżeli poprawne, to bazujące na poglądach jego poprzedników.

Analizując szczegółowo historię myśli ewolucyjnej i znaczenie różnych uczonych w tej historii, Darwina traktuje on bez tego szacunku, z jakim spotyka się w standardowych historiach nauki. Løvtrup stale powtarza, że to nie mikro- lecz makromutacje odpowiedzialne są za ewolucję. A motorem tych ostatnich nie są zmiany ekologiczne, jak u Darwina, ale rozwojowe. Jednak nie przedstawił ani jednego przykładu, iż rzeczywiście kiedykolwiek miała miejsce jakaś makromutacja. Większość genetyków akceptuje teorię mikromutacji, natomiast podobno wielu embriologów preferuje teorię makromutacji.

Løvtrup zarzuca Karolowi Darwinowi, że niedostatecznie uznał swoje zapożyczenie teoretyczne u swego dziadka, Erazma Darwina. Lamarckowi natomiast przypisuje autorstwu dwu podstawowych idei ewolucji - że gatunki zmieniają się w czasie i że obecne gatunki pochodzą od już wymarłych gatunków. Zdaniem Løvtrupa Darwin znajdował się pod większym wpływem Lamarcka, niż chciał się do tego przyznać. Sam Løvtrup niezwykle ceni przeddarwinowskich ewolucjonistów z pierwszej połowy XIX wieku (Etienne Geoffreya Saint-Hilaire'ego, Karla Ernsta von Baera, Richarda Owena i Roberta Chambersa), którzy nie upatrywali mechanizmu ewolucji w doborze naturalnym, lecz w mechanizmie epigenezy.

Jeśli chodzi o Darwina, to w opinii Løvtrupa wypowiadał on często sprzeczne twierdzenia, zajmował nieuzasadnione stanowiska i utrzymywał swoją wiarę w moc doboru naturalnego pomimo wielkiej ilości danych świadczących przeciw. Jego trzej przyjaciele, Charles Lyell, Joseph Dalton Hooker i Thomas Henry Huxley, żywili poważne zastrzeżenia wobec niektórych poglądów Darwina, np. czy dobór naturalny jest adekwatnym mechanizmem ewolucji (chociaż bronili koncepcji ewolucji gatunków). Jeśli chodzi o zwolenników Darwina, to Alfred Russel Wallace uważał, że pochodzenie życia i człowieka wymagało aktywności z "niewidzialnego wszechświata - świata ducha". Podobnie Asa Gray. Haeckel był bardziej przekonany do poglądów Darwina, ale uważał, że zasługa w sformułowaniu teorii ewolucji należała się Lamarckowi.

Løvtrup jest zdania, że większość krytyków Darwina (a rozważa Fleeminga Jenkina, St. George'a Jacksona Mivarta i Samuela Butlera) przedstawiała swoje argumenty raczej o charakterze naukowym niż religijnym, jak się to dzisiaj przypuszcza. Jenkin argumentował, że zmienność ma nieprzekraczalną granicę - argument ten nigdy nie został obalone, twierdzi Løvtrup. Mivart argumentował, że dobór naturalny nie jest w stanie wyprodukować nowych odmian, ale że zmiany ewolucyjne zachodzą we względnie dużych krokach, oraz że dobór naturalny nie może wyjaśnić pochodzenia gatunków. Trzeci krytyk akceptował pojęcie ewolucji, ale odrzucał rozumowanie Darwina w tej sprawie i wskazywał na wiele niespójności w różnych wydaniach książki Darwina O pochodzeniu.

Po 1870 roku istniały różne rywalizujące teorie ewolucyjne: neolamarckowska, makromutacyjna i neodarwinowska. Pierwszą przyjmowali nieliczni, do zwolenników drugiej Løvtrup zaliczył Williama Batesona, Hugo de Vriesa i Wilhelma Johannsena, natomiast neodarwinistami byli August Weismann, Walter F.F. Weldon i Karl Pearson. Żadna z tych grup nie odniosła sukcesu przy uzasadnianiu swoich poglądów i dopiero odkrycie zapomnianych prac Mendla pchnęło rozwój ewolucjonizmu w nowym kierunku. Twórcami syntetycznej teorii ewolucji (zwykle nazywanej neodarwinowską, ale Løvtrup woli termin "neomendlowska") byli R.A. Fisher, J.B.S. Haldane i Sewall Wright. Fishera skrytykował za wyprowadzanie biologicznie nierealistycznych wniosków z modeli matematycznych. Haldane lepiej się znał na biologii, ale wprowadził fałszywą myśl o "obciążeniu genetycznym". Sewall Wright był z trzech wymienionych najwybitniejszy, częściowo dlatego, że wydawał się popierać teorię rozwojowych makromutacji jako istotnego czynnika przyczynowego w ewolucji.

Teoretyczne podstawy twórców nowoczesnej syntezy rozwijali ich następcy, głównie Theodosius Dobzhansky, Julian Huxley, Ernst Mayr i George Gaylord Simpson. Dobzhansky'ego Løvtrup obwinia za nierozróżnianie mechanizmów mikroewolucji i makroewolucji. Huxley odróżniał ewolucję progresywną i różnicującą, ale błędnie przypisywał doborowi naturalnemu zdolność do podtrzymywania obu tych rodzajów procesów ewolucyjnych. Løvtrup analizował nacisk Mayra na reprodukcyjną izolację, ale stwierdził, że Mayr nie przedstawił żadnego świadectwa, iż gatunki wyłaniają się przez akumulację mikromutacji. Simpson uznawał problem luk w zapisie kopalnym, ale podobnie jak Darwin ratował się hipotezami ad hoc.

Løvtrup uważa "neomendelizm" za poprawna teorię z genetyki populacyjnej, ale prezentuje świadectwo, które jego zdaniem falsyfikuje neomendelizm jako teorię ewolucji. Dotyczy ono praktycznej hodowli roślin i zwierząt, gdzie metodą otrzymywania nowej rasy są makromutacje i chów wsobny.

Analizując kontrowersję między neutralistami i selekcjonistami, cytuje J.L. Kinga, który powiedział, że różne punkty widzenia "nie są sprawą tego, co obserwujemy, ale tego, w co wierzymy, to jest, oczywiście, tego, w co chcemy wierzyć". [113] Jest to przygotowanie odpowiedzi na pytanie, jakie stawia nieco dalej: dlaczego darwinowska teoria doboru naturalnego nie została porzucona, skoro wszystkie zamiary i cele tej teorii zostały sfalsyfikowane? [114] Odpowiedź jest prosta: ponieważ jej zwolennicy nie chcą uznać falsyfikującego świadectwa (Løvtrup nie zastanawia się już dalej, dlaczego tak jest, uznawszy, że sama ta sytuacja jest kompromitująca dla zwolenników teorii doboru naturalnego).

Mit darwinizmu, o którym jest mowa w tytule książki, Løvtrup rozumie następująco: Po pierwsze, Darwin jest twórcą teorii ewolucji. Po drugie, książka Darwina O pochodzeniu gatunków przekonała świat do ewolucjonizmu. I po trzecie, argumenty Darwina na temat doboru naturalnego były dobrze ugruntowane i zostały szybko przyjęte przez wspólnotę uczonych. Jednak zdaniem Løvtrupa to Lamarck był pierwszym, który sformułował ogólną teorię ewolucji, nawet chociaż on także nie przedstawił właściwego mechanizmu. Jeśli chodzi o punkt drugi, to Darwin bez wątpienia przyczynił się do ogólnej akceptacji ewolucyjnego widzenia świata, ale to nie daje mu pierwszeństwa. Najgorzej jest z punktem trzecim, bo (zdaniem Løvtrupa) wspólnota uczonych faktycznie odrzuciła Darwinowską teorię doboru naturalnego, choć broniła poglądu, że gatunki ulegają zmianie. Mit darwinizmu przez swoją niekrytyczną akceptację w opinii Løvtrupa zahamował rozwój biologii. Rzeczywisty jej postęp wymaga uznania makromutacji jako istotnej siły wywołującej zmianę ewolucyjną. Jednak to kluczowe przekonanie nie zostało wystarczająco mocno uzasadnione. Wprawdzie w 13 rozdziale Løvtrup wymienia niektóre zarzuty wobec swojej teorii, następnie każdy z nich neutralizuje, jednak wniosek, jaki potem wyciąga, idzie za daleko: "Wydaje się więc, że wszystkie zarzuty przeciwko teorii makromutacyjnej można łatwo odeprzeć i samo to chyba jest najmocniejszym świadectwem na jej rzecz". [115] Skoro najmocniejsze świadectwo polega jedynie na odparciu zarzutów, zamiast na pozytywnym wykazaniu realności makromutacji, to nic dziwnego, że sytuacja w biologii jest taka, jaka jest i dominują darwiniści.


George Gabor Miklos

W swojej ostatniej książce [116] oraz w serii artykułów Jonathan Weiner argumentował, że zmienność, obserwowana na przykład u zięb z Wysp Galapagos czy u cierników, ryb zamieszkujących jeziora Kolumbii Brytyjskiej, jest tym, czego dotyczy proces ewolucji. Jego zdaniem "w ostatnich dwudziestu latach ewolucja stała się bardzo widoczna". [117]

Odmienne zdanie na ten temat ma George Gabor Miklos, biolog molekularny, pracujący w Centrum Struktury i Funkcji Molekularnej Australian National University oraz w Neurosciences Institute, La Jolla, Kalifornia. Uważa on, że ten typ zmienności, jaki jest badany przez neodarwinizm, w rodzaju zmian kształtu dzioba zięby, jest czymś całkowicie odmiennym od tego, co ewolucjonizm ma obowiązek wyjaśniać. Neodarwinizm, zwany także syntetyczną teorią ewolucji, zdaniem Miklosa "wyjaśnia bardziej adaptacyjne zmiany w ubarwieniu motyli, zamiast wyjaśnienia, dlaczego w ogóle istnieją motyle". Ewolucjoniści powinni raczej wyjaśniać pochodzenie motyli:

Możemy do końca świata badać naturalną zmienność, zachodzącą na wszystkich poziomach, (...) jak też wysuwać hipotezy odnośnie procesów specjacyjnych u insektów, występujących w łóżku, niedźwiedzi i małż, ale zawsze skończymy na tych insektach, małżach i niedźwiedziach. Żaden z tych planów budowy ciała nie przekształci się we wrotki, glisty czy ryjkonosa. [118]

W opinii Miklosa zmienność naturalna, obserwowana w dzisiejszych populacjach, jest po prostu nieistotna dla fundamentalnych wydarzeń w historii życia, do jakich należy powstanie nowych planów budowy ciała. Syntetyczna teoria ewolucji skoncentrowała się na specjacji, "ale czy końcowe gałązki drzewa życia mają być źródłem naszego natchnienia? Czy eksplozja w kambrze dotyczyła specjacji? Nie - dotyczyła ona planów budowy ciała. (...) A więc koncentrowanie się na procesach specjacyjnych prowadzi do całkowitego pominięcia istoty wyłaniania się form złożonych". [119] Współczesna teoria syntetyczna, na co Miklos zwraca uwagę w innym artykule, "nie potrafi sobie poradzić nawet z pochodzeniem nowości w genomie", a przez to "jest z całą pewnością niezdolna przewidzieć pojawienie się bardziej złożonych systemów hierarchicznych w rodzaju systemów nerwowych". [120] Ostatecznie neodarwinizm, w opinii Miklosa, jest teorią, która nie jest w stanie wysunąć żadnego przewidywania odnośnie pochodzenia.

Kreacjoniści od dawna wskazywali na dokładnie te same problemy teorii ewolucji. [121] Jednak między nimi a Miklosem istnieje fundamentalna różnica. Nie dotyczy ona danych biologicznych, ale ich (filozoficznych?) interpretacji. Miklos, jak większość biologów wiernych metodologicznemu naturalizmowi, nie uważa bowiem, by twierdzenia o Stwórcy miały naukowy charakter.


Leslie Orgel i Gerald Joyce

"Świat RNA" jest nazwą obecnie dominującego poglądu ewolucjonistycznego, że życie zaczęło się w sadzawce samoreplikujących się cząsteczek RNA. Orgel i Joyce - wbrew przekonaniu większości biologów molekularnych, że powstanie RNA jest dość łatwym problemem chemii organicznej - argumentują, że problem ten w istocie jest bardzo trudny:

Uczeni zainteresowani pochodzeniem życia wydają się dzielić na dwie klasy. Pierwsi, zwykle nie biologowie molekularni, wierzą, że RNA musiała być pierwszą replikującą się cząsteczką i że chemicy przesadzają z trudnościami syntezy nukleotydów. [122]

Synteza nukleotydów wymaga ustawienia cukru rybozy, jednej z zasad azotowych, np. adeniny, i rozpuszczalnej reszty kwasu fosforowego w poprawny sposób. Należy wyeliminować cząsteczki o niewłaściwej "skrętności" (tj. cząsteczki "lewoskrętne"), tak aby pozostały tylko cząsteczki "prawoskrętne", bowiem cząsteczki o niewłaściwej skrętności reagują z "poprawnymi" cząsteczkami, hamując kształtowanie się RNA. "Jak można mieć nadzieję na taką sadzawkę bez magii (czyli enzymów) na pierwotnej Ziemi?" [123] Jest to tzw. enantiometryczny [dotyczący skrętności] problem hamowania. Ale biologowie molekularni odkładają ten problem na bok:

Wierzą oni, że kilka chemicznych "niespodzianek" pozwoli ustalić, iż rozsądne przybliżenie racemicznej [tj. mieszanki prawo- i lewoskrętnych cząsteczek] wersji sadzawki biologów molekularnych mogła zostać ukształtowana na wczesnej Ziemi i że dalsze eksperymenty z różnymi grupami aktywującymi i minerałami pozwolą rozwiązać enantiometryczny problem hamowania. [124]

oyce i Orgel nie żywią jednak tak optymistycznych nadziei:

Druga grupa uczonych jest dużo bardziej pesymistyczna. Wierzą oni, że pojawienie się na pierwotnej Ziemi po raz pierwszy oligonukleotydów [łańcuchów RNA] byłoby czymś bliskim cudu. (Autorzy podpisują się pod tym drugim poglądem.) Czas odpowie, który pogląd jest poprawny. [125]

Sceptycyzm ten podzielają także inni uczeni, zajmujący się pochodzeniem życia. Zdaniem na przykład Antonio Lazcano i Stanleya L. Millera główna nieznana, dotycząca pochodzenia samoreplikujących się układów, "polega na naszej prawie całkowitej niewiedzy na temat pochodzenia samoreplikujących się cząsteczek poprzedzających RNA". [126]


Brian Goodwin

Brian Goodwin jest profesorem biologii na Open University w Milton Keynes, Wielka Brytania. Odbył studia z fizyki i podobnie jak większość uczonych, akceptuje metodologiczny naturalizm. Wyklucza to, oczywiście, jakiekolwiek odwoływanie się do czynnika rozumnego w wyjaśnianiu biologicznym. Jednak Goodwin ostro krytykuje centralne tezy neodarwinowskiej ortodoksji w biologii. Uważa, że biologia musi uwolnić się od wpływu darwinizmu, aby rozwiązać swoje najpilniejsze problemy. Musi się ona uwolnić od paradygmatu redukcjonistycznego, który - jego zdaniem - dobrze charakteryzuje opis Delisiego z American Scientist: "Ten zbiór chromosomów w zapłodnionym jaju stanowi całkowity zbiór instrukcji na temat rozwoju, określając czas i szczegóły formowania się serca, centralnego systemu nerwowego, systemu odpornościowego i każdego innego organu oraz tkanki potrzebnej do życia". [127] Goodwin uważa, że w biologii istnieje wiele punktów widzenia, ale najbardziej hałaśliwe głosy prezentują stanowisko redukcjonistyczne. Przypomina, że dla Dawkinsa [128] geny określają istotę życia, a organizm jest tylko maszyną do przetrwania zbudowaną przez geny dla ich własnego uwiecznienia, i że według Lewisa Wolperta "DNA dostarcza programu, który kontroluje rozwój embrionu i dokonuje epigenezy". [129] Jednak stanowisko takie wymaga poparcia ze strony modeli, które wykażą dokładnie, jak znajomość genów w rozwijającym się organizmie doprowadzi do zrozumienia trójwymiarowej postaci ludzkiego serca, kończyny lub oka, ułożenia liści w roślinie, organów w kwiecie, czy skrzydeł muszki owocowej. Modele te muszą obejmować zarówno siły fizykalne, jak i zmienne biologiczne, zorganizowane tak, by produkować organizmy, posiadające specyficzne morfologie. Ale tego nie ma - mówi Goodwin. - Jeśli ktoś twierdzi, że istnieje program w DNA, który konstruuje organizm, to używa mylącego skrótu albo nie rozumie problemu.

Najbardziej widoczne to jest w twierdzeniu, że neodarwinizm wyjaśnia ewolucję. Ewolucja dotyczy pochodzenia gatunków, pojawiania się nowych typów organizmu, scharakteryzowanych przez odmienną morfologię i zachowanie się. Wymaga to teorii organizmów jako cyklów życiowych i ich wzajemnych oddziaływań ze sobą i z fizycznym środowiskiem przy tworzeniu wspólnot i ekosystemów. Ale zamiast koncentrowania się na rozwoju teorii organizmów i ekosystemów, neodarwinizm koncentruje się na genach jako na fundamentalnych przedmiotach biologicznych. "To nie może przynieść sukcesu - uważa Goodwin. - Organizmy są wielkoskalowymi układami fizycznymi, które rosną i rozwijają się, biegają, fruwają, tworzą liście i kwiaty oraz generują wzorce wzajemnych stosunków. Niektóre z nich nawet kochają i piszą poezję. Geny nie robią żadnych z tych rzeczy (...)". [130]

Już kilkanaście lat temu w artykule napisanym razem z Gerrym Websterem Goodwin ujawnił swój brak przywiązania do teorii ewolucji:

W niniejszej pracy kwestionujemy adekwatność paradygmatu ewolucyjnego ze względu na jego niepowodzenie w dostarczaniu jakiejś zadowalającej teorii tworzenia się i odtwarzania form biologicznych . Uważamy, że owa nieadekwatność jest nie tyle rezultatem rzekomej złożoności problemu, co raczej konsekwencją wewnętrznej nieadekwatności obecnego systemu pojęć; utrzymujemy, że bez zmiany systemu nie można spodziewać się żadnego postępu na tym szczególnie ważnym obszarze. Z nieistnienia jakiegokolwiek spójnego ujęcia morfologii czy morfogenezy wynika nieuchronnie, iż obecna teoria transformacji ewolucyjnych pozostaje w najlepszym wypadku niekompletna i niezadowalająca . (...) Okaże się, że uważamy teorię ewolucji, a szczególnie neodarwinizm, za teorię o bardzo ograniczonej mocy eksplanacyjnej, jeśli chodzi o problem formy, któremu była ona początkowo poświęcona. Ograniczenie to wynika z braku jakiejkolwiek adekwatnej teorii sposobu powstawania "typowych form", i - jak uważamy - stawia pod znakiem zapytania twierdzenie, iż neodarwinizm jest "teorią unifikującą w biologii" (opinia Maynarda Smitha, 1975). Uwag tych nie należy rozumieć jako odrzucenia darwinowskich funkcjonalnych wyjaśnień w biologii lub historycznej teorii pochodzenia, twierdzenia że między gatunkami istnieją "więzy krwi", które powstały na drodze ewolucyjnych przekształceń mniejszej liczby wcześniej istniejących gatunków. Stanowisko strukturalistyczne, jakie przyjmujemy, jest doskonale zgodne z teorią historycznego pochodzenia (chociaż nie zależy od niej), a dostarczając pojęciowej ramy roboczej, w której można sformułować teorię przekształceń, zarówno rozjaśnia pewne sprawy podnoszone przez taką teorię, jak i udziela obrazu procesu ewolucyjnego, który jest nieco różny od obrazu neodarwinowskiego. [131]

ednak już w następnym akapicie wypowiadał się ostrzej:

Wiarygodność teorii pochodzenia, przedstawiającej faktyczną serię wydarzeń, wymaga, (1) aby organizmy miały moc reprodukowania się tak, by potomstwo było materialnie nieodległe od rodziców; (2) aby reprodukcja ta nie była koniecznie dokładna, wskutek czego potomstwo to może różnić się od swoich rodziców, oraz (3) aby rozbieżność gatunków stanowiła - przynajmniej empirycznie - system przekształceń. Waga (1) i (2) dla tej teorii jest uznawana przez wszystkich neodarwinistów; ich udowodnienie znaczy, iż zmiana ewolucyjna musiała występować. Choć trzeciego warunku neodarwiniści nie ignorują, to wydaje się, że nie nadają mu tej samej wagi, co pierwszym dwom. Jednak to od niego zależy to, co uznajemy za unifikującą naturę tej teorii: postulat, iż różnorodność gatunków faktycznie stanowi "jedność relacji krwi". Ale udowodnienie tego jest równie problematyczne dzisiaj, jak było na początku osiemnastego stulecia, gdy Geoffrey i Cuvier spierali się nad problemem "jedno zwierzę" czy cztery różne "typy". Podczas gdy prawdopodobnie osiągnięto by zgodę, że - uznając większość kryteriów anatomicznych za adekwatne - jakaś większa grupa (jak kręgowce) stanowi empiryczny system przekształceń, to stała niepewność co do relacji wiążących większe grupy sugeruje, iż może być więcej niż jeden taki zbiór. A jeśli tak, to "unifikacja" dostarczana przez teorię pochodzenia okazałaby się częściowa i spekulatywna. [132]

W ostatnich paru dekadach swej pracy Goodwin wypracował definicje ważnych dla siebie terminów - np. homologii - niezależnie od jakichkolwiek koniecznych historycznych założeń: "Jeśli założenie genealogiczne wbudowane jest w definicję homologii, powstają sprzeczności i absurdalności". [133]

W swojej niedawnej książce [134] Goodwin argumentuje, że neodarwinizmowi zupełnie nie udało się wyjaśnić "wielkoskalowych aspektów ewolucji, w tym pochodzenia gatunków": [135]

Nowe typy organizmów po prostu pojawiają się na scenie ewolucyjnej, trwają różne okresy czasu i wówczas wymierają. Tak więc założenie Darwina, że drzewo życia jest konsekwencją stopniowego gromadzenia się małych dziedzicznych różnic, wydaje się nie posiadać znaczącego poparcia. Jakiś inny proces jest odpowiedzialny za wyłaniające się cechy życia, za te cechy, które oddzielają jedną grupę organizmów od innej - ryby od płazów, robaki od owadów, skrzypy od traw. Najwyraźniej biologia coś pomija. [136]

Zdaniem Goodwina biologia musi zmienić swoje centralne zainteresowania, ponieważ perspektywa Darwinowska, mimo pewności siebie wielu biologów, niezgodna jest z wieloma najważniejszymi danymi empirycznymi:

Istnieją biologowie, zdaniem których Darwinowska teoria ewolucji jest solidna jak skała, tak dobrze sformułowana i dopracowana w istotnych sprawach, że nie można zastanawiać się nad żadną alternatywą. (...) Zaufanie takie jest zawsze interesujące, gdyż odzwierciedla moc i siłę perswazji tego konkretnego "sposobu widzenia", które ma swoje korzenie kulturowe w darwinizmie.

Jednak żadna teoria naukowa nie jest wieczna. (...) Niektóre z podstawowych założeń struktury pojęciowej obecnego punktu widzenia biologii [neodarwinizmu] są niespójne ze świadectwem empirycznym. Jak widzieliśmy, niespójność w nauce nie jest wielkim grzechem - jest ona bodźcem do prób wyjaśnienia sytuacji. Ale widzę cały ciąg niespójności, które łącznie domagają się dużej rewizji naukowej. [137]

Goodwin uważa, że neodarwinizm jest niezdolny do wyjaśnienia powstawania nowych typów organizmów. Teoria ta dobrze funkcjonuje, jeśli chodzi o "aspekty ewolucji w małej skali: może wyjaśnić zmienność i przystosowanie w ramach gatunku, które tworzą subtelne dopasowanie się odmian". [138] Ale, zdaniem Goodwina, przez zwracanie zbyt wielkiej uwagi na genetyczne aspekty organizmów, neodarwinizm zapomniał o samych organizmach, co Goodwin nazwał "zniknięciem organizmu". W ostatnich latach w biologii znikły organizmy jako podstawowe jednostki życia. Na ich miejsce mamy geny, które przejęły wszystkie podstawowe własności, jakich poprzednio używano do charakteryzowania organizmów żywych. [139]

Neodarwinizm zdaniem Goodwina poniósł klęskę jako teoria ewolucyjna, która potrafiłaby wyjaśnić pochodzenie gatunków, rozumianych jako organizmy o odmiennych kształtach i zachowaniu się. Dostarcza on jedynie cząstkowej teorii adaptacji czyli wyjaśnia mikroewolucję (małoskalowe zmiany adaptacyjne w organizmach). Teoria ta jest cząstkowa w dwu znaczeniach. Po pierwsze, zakłada przypadkową genetyczną zmienność, po której następuje dobór. A w opinii Goodwina istnieje obecnie świadectwo na rzecz roli kierowanej mutacji w reakcji adaptacyjnej. Znaczy to, że geny mogą reagować na środowiskowe okoliczności poprzez nieprzypadkową adaptacyjną mutację. Po drugie, wiele z adaptacyjnych "wyjaśnień" cech biologicznych nie można potraktować poważnie. Goodwin przytacza przykład, który usłyszał nie w pubie, jak zapewnia, ale jako poważną propozycję Matta Ridleya, [140] który poszedł śladem Lowa, Alexandra i Noonana z Ethology and Sociobiology: podobieństwo kształtu ciała kobiety do klepsydry jest cechą adaptacyjną określoną przez geny, gdyż mężczyźni mają wybierać kobiety z dużymi pośladkami i piersiami (są to wskaźniki potencjału reprodukcyjnego). "Jeśli to jest nauka - konkluduje Goodwin - to Rudyard Kipling był wielkim uczonym". [141]

Adaptacja jest ważnym zagadnieniem, ale nie można jej utożsamiać z ewolucją, a jeszcze mniej z makroewolucją, która dotyczy wielkoskalowej zmiany ewolucyjnej: pojawienia się alg, mchów, paproci, traw, kwiatów, drzew; pierwotniaków, ośmiornic, ryb, płazów, ptaków, ssaków. Dla tego typu jakościowych zmian nie ma żadnej adekwatnej teorii. W opinii Goodwina głównym powodem jest styl, jaki przyjęto w biologii, odkąd Darwin opisał tę dziedzinę jako naukę historyczną. Gatunki zaczęto postrzegać jako jednostki, wyniki historycznych przypadków, tak że związki morfologiczne między gatunkami stały się nie do uchwycenia, gdyż są przypadkowe, a nie konieczne. A jednak - twierdzi Goodwin - istnieje mnóstwo danych empirycznych na rzecz głębokiego poziomu porządku strukturalnego, który leży u podstaw taksonomicznej regularności królestwa biologicznego, systematycznych podobieństw i różnic gatunków.

Jeśli mamy zrozumieć ewolucję, biologia potrzebuje teorii organizmów jako samoorganizujących się systemów, które generują emergentny porządek. Jednak jest to zadanie interdyscyplinarne, które wymaga wkładu ze strony matematyków, fizyków i biologów. Nie wystarczy badanie, skądinąd ważne i pożyteczne, samych genów i cząsteczek.


Fred Hoyle i N.C. Wickramasinghe

Ewolucją pasjonowali się nie tylko biologowie, także matematycy, fizycy i filozofowie nauki. Mogą oni patrzeć na nią ze świeżego punktu widzenia, czasami niedostępnego dla biologów.

Jacques Monod opisał darwinizm zwrotem "przypadek i konieczność". Mutacje zawdzięczamy przypadkowi, dobór naturalny zaś jest procesem rządzonym przez prawa przyrody, a więc jest sprawą konieczności. Tę samą myśl innymi słowami wyraził Gould: "Istota darwinizmu zawiera się w twierdzeniu, że dobór naturalny stwarza osobniki dostosowane. Zmienność jest wszechobecna, a jej kierunek - losowy. Dostarcza ona jedynie surowca. Dobór naturalny natomiast wyznacza kierunek zmian ewolucyjnych. Zachowuje on warianty korzystne (...)". [142] Każdy rozwój w przyrodzie ożywionej jest tworzony czysto przypadkowo. Większość nowych zmian jest bezużyteczna i dobór naturalny niszczy je. Okazyjne użyteczne nowości są zachowywane i z czasem wiele małych kroków składa się na większy postęp.

Tak więc według darwinizmu jedyną twórczą siłą w przyrodzie jest przypadek. Wszystko, co robi dobór naturalny, to wyłanianie zwycięzców spośród wielu kandydatów stworzonych przez przypadek. Przypadek tworzy, a dobór selekcjonuje.

Czy rozsądne jest przypisywanie przypadkowi takich fantastycznych mocy twórczych? Wielu uważa, że jest to nieprawdopodobne. Ale intuicja nie jest wystarczającą podstawą dla wygłaszania ocen naukowych. Na szczęście istnieje pewna gałąź matematyki, teoria prawdopodobieństwa, umożliwiająca precyzyjne obliczanie prawdopodobieństw zachodzenia pewnych zdarzeń.

Istnieje na przykład gorąca debata między darwinistami a matematykami, którzy obliczyli, że darwinowski opis powstania życia jest praktycznie nieprawdopodobny. Sam Darwin specjalnie się nad tym problemem nie zastanawiał - założył, że albo Bóg, albo siły naturalne utworzyły pierwotny organizm. Jedynym problemem godnym szczegółowej analizy było to, jak wszystkie inne gatunki wyewoluowały z tego pierwszego organizmu. Dzisiaj jednak ewolucjoniści bardzo są zainteresowani pochodzeniem życia. Problematyka ta nosi nazwę ewolucji chemicznej, ewolucji prebiotycznej albo abiogenezy.

Najprostszymi samowystarczalnymi żywymi organizmami są jednokomórkowce (takie jak np. bakterie). Wirus jest co prawda prostszym organizmem, ale nie może się obyć bez enzymów, a te może otrzymać jedynie od innych, bardziej złożonych organizmów. Tak więc wirus może jedynie żyć jako pewnego rodzaju minipasożyt, wewnątrz komórek innego i dużo bardziej złożonego organizmu. Każdy jednokomórkowiec zawiera wiele wyspecjalizowanych związków chemicznych znanych jako kwasy nukleinowe i enzymy. Są to tak złożone substancje, że pojedyncza molekuła zawiera tysiące atomów połączonych razem w precyzyjnym ustawieniu.

Różni uczeni próbowali obliczyć prawdopodobieństwo zaistnienia takich substancji przez przypadkowe wzajemne oddziaływania substancji chemicznych. [143] Najbardziej znanym z nich jest brytyjski astronom i matematyk, sir Fred Hoyle, który jest ewolucjonistą (chociaż nie darwinistą) i agnostykiem. [144]

Założył on, że pierwszy żywy organizm miał dużo mniejsze i prostsze enzymy, niż jakakolwiek współczesna bakteria. Ale prawdopodobieństwo powstania nawet jednego z tych bardzo prostych enzymów we właściwym czasie i we właściwym miejscu wynosiło, jak obliczył - jedną szansę na 1020. Ale najprostszy organizm potrzebuje zdaniem Hoyle'a około 2 000 enzymów pełniących rozmaite funkcje. Każdy z tych enzymów średnio wymaga 15 konkretnych aminokwasów odpowiednio ustawionych. Hoyle obliczył, że prawdopodobieństwo pojawienia się przypadkowego tych wszystkich enzymów wynosi 10-40 000, [145] co o wiele rzędów przekracza liczbę wszystkich atomów w całym obserwowalnych Wszechświecie [146] (wydarzenie o prawdopodobieństwie mniejszym niż 10-50 uważane jest za całkowicie niemożliwe [147].

Ewolucjoniści albo dyskutują z założeniami Hoyle'a, albo dyskwalifikują go jako nieortodoksyjnego uczonego (argumentum ad personam). Istnieje jedna wielka przeszkoda dla stosowania teorii prawdopodobieństwa do zagadnień ewolucyjnych. Matematycy mogą jedynie stosować swoje obliczenia do dość prostych sytuacji. Ponieważ życie do takich sytuacji nie należy, należy wcześniej dokonać pewnych upraszczających założeń. Jeśli się nie chce zaakceptować wniosków wypływających z konkretnej analizy probabilistycznej, to zawsze można ich uniknąć kwestionując podstawowe założenia.

eden z krytyków Hoyle'a przyznał, że otrzymana przezeń liczba 1 na 1040 000 "przypuszczalnie nie jest zbyt przesadzona", ale darwiniści nie w ten sposób myślą o powstaniu życia. "Uważa się, że system enzymatyczny komórki wyewoluował z prostszych systemów". [148]

Inny krytyk usiłował nawet opisać taki "prostszy system". H.N.V. Temperley, emerytowany profesor matematyki, twierdził w 1982 roku, że jeden enzym (albo najwyżej dwa) mógł uformować pierwszy żywy organizm. A szansa wystąpienia dwu prostych enzymów wynosi "tylko" 1040, co mieści się jeszcze w granicach możliwości. [149]

Jednak według Hoyle'a pomysł, że tylko dwa proste enzymy mogłyby ukształtować żywy organizm, jest po prostu śmieszny. Za życie na Ziemi odpowiedzialna jest olbrzymia inteligencja istniejąca gdzieś we Wszechświecie. Jest to jedyna - zdaniem Hoyle'a - koncepcja możliwa do przyjęcia.

Ostatnio Hoyle przypuścił atak na całą współczesną teorię ewolucji, nazywając ją "naukowym fundamentalizmem" [150] i twierdząc, że dopóki rozważa się dane geologiczne i skamieniałości, należy uznać, że zakończyła się niepowodzeniem. [151] Podtrzymał swoją wcześniejszą opinię, że nasze istnienie stanowi poparcie dla idei, iż formy życia zostały celowo zaplanowane. [152] Jego zdaniem świadectwo przychylne koncepcji darwinowskiej istnieje tylko na poziomie gatunków, a pień i główne gałęzie tzw. "drzewa ewolucyjnego" istnieją tylko w wyobraźni. [153] Hoyle zaatakował także "arogancję" ewolucjonistów, którzy jego zdaniem przeniknęli do współczesnych systemów edukacyjnych i cenzurują przeciwne poglądy, a do dyskusji, dotyczących trudności swojej teorii, przystępują bardzo niechętnie. [154]

Hoyle twierdzi, że ma wielu zwolenników w społeczności naukowej: "Spora liczba moich przyjaciół-astronomów jest dobrymi matematykami, a kiedy już wystarczająco zainteresują się tą sprawą, by przeprowadzać samemu wyliczenia, zamiast opierać się na zasłyszanych rozumowaniach, mogą szybko dojrzeć sedno sprawy." [155] Tym sednem ma być wniosek, że gdzieś we Wszechświecie musi istnieć olbrzymia inteligencja odpowiedzialna za istnienie życia na Ziemi. Jego poglądy podziela inny matematyk i astronom, profesor Chandra Wickramasinghe (z Wydziału Matematyki Stosowanej i Astronomii, Welsh Institute of Science and Technology w Cardiff). Zdaniem tego ostatniego "prawdopodobieństwo, że życie po prostu pojawiło się na Ziemi, jest prawie tak niemożliwe jak to, że tajfun wiejący przez śmietnik zbudował Boeinga 747". [156]

Wickramasinghe opublikował razem z Hoylem książkę w 1981 roku, w której obaj stwierdzili, że świat nauki został oszukany, iż udowodniono ewolucję: "Nic nie może być dalsze od prawdy". [157] W rozdziale zatytułowanym "Zapis ewolucyjny cieknie jak sito" zestawili listę czysto biologicznych zarzutów wobec ewolucjonizmu i uznali, że obalają one darwinizm.

Ale ich najcięższe argumenty mają matematyczny charakter. Aby umożliwić przeprowadzenie obliczeń, skoncentrowali się oni na rozwoju różnych złożonych substancji chemicznych potrzebnych do funkcjonowania organizmów żywych. Na przykład rozważali pochodzenie hemoglobiny, która jest istotnym składnikiem krwi, ale występuje także w grochu i fasoli. Uwzględniając znane tempo mutacji Hoyle i Wickramasinghe pokazali, że brakuje czasu ewolucyjnego, by hemoglobina pojawiła się w grochu i fasoli.

Zajmowali się także pochodzeniem genów. Obliczenia ich pokazują, że użyteczne mutacje nie występują wystarczająco często, by wyjaśnić wszystkie setki tysięcy fundamentalnie różnych genów, jakie istnieją, tj. genów pełniących fundamentalnie odmienne funkcje (nie licząc genów mniej odmiennych i występujących u różnych jednostek tego samego gatunku).


H.S. Lipson

H.S. Lipson, profesor fizyki na Uniwersytecie w Manchesterze, także interesował się matematycznym prawdopodobieństwem zachodzenia darwinowskiej ewolucji. I - bardzo niechętnie, jak mówi - został zmuszony do wniosku, że nie zachodziła.

Zawsze byłem nieco podejrzliwy w stosunku do teorii ewolucji ze względu na jej zdolność do wyjaśniania każdej własności bytów ożywionych (na przykład długiej szyi żyrafy). Dlatego próbowałem zobaczyć, czy odkrycia biologiczne w ciągu ostatnich mniej więcej trzydziestu lat pasują do teorii Darwina. Nie sądzę, by pasowały. (...) W mojej opinii teorii tej nie można w ogóle utrzymać. [158]

W serii komunikatów [159] wyraził swoje powody, by wnioskować, że wiele organów w przyrodzie ożywionej po prostu nie wyewoluowało. Jego zdaniem teoria ewolucji stała się w pewnym sensie religią naukową: prawie wszyscy uczeni ją zaakceptowali, a wielu jest gotowych "wypaczać" swoje obserwacje tak, by pasowały do niej. Uznał, że trzeba pójść dalej i przyznać, że "jedyną akceptowalną alternatywą dla ewolucji jest stworzenie. Wiem, że jest to anatema dla fizyków, tak jak jest dla mnie, ale nie możemy odrzucać teorii, której nie lubimy, jeśli popiera ją świadectwo eksperymentalne". Jeżeli jednak Lipson jest kreacjonistą, to nie w zwykłym sensie tego słowa. To nie Biblia doprowadziła go, jak "zwykłych" kreacjonistów, do mówienia o stworzeniu, bowiem w innym czasopiśmie napisał: "Wydaje mi się, że przy naszym obecnym stanie wiedzy stworzenie jest jedyną odpowiedzią - ale nie to niewyrafinowane stworzenie, o którym czytamy w Biblii". [160]


S.M. Ulam

Tytuł pracy zbiorowej zredagowanej przez Moorheada i Kaplana, Matematyczne wyzwania wobec neodarwinowskiej interpretacji ewolucji, [161] może sugerować komuś niezorientowanemu, że jest to kreacjonistyczna propaganda. Jednak byłby to mylny wniosek. Książka ta jest zbiorem sprawozdań z posiedzeń międzynarodowej konferencji, na której spotkali się najwięksi darwiniści świata i wielu znakomitych matematyków posiadających specjalistyczną wiedzę biologiczną i prowadzących badania matematyczne związane z jakąś dziedziną nauk o życiu. Jednak z lektury książki odnosi się wrażenie, że obie te grupy nie potrafiły mimo wspólnoty zainteresowań znaleźć wspólnego języka. Zdolne były jedynie do powtarzania swoich przeciwnych punktów widzenia.

Kiedy na przykład dr S.M. Ulam (notabene polskiego pochodzenia [162]) przedstawił referat wykazujący, że rozważania matematyczne podważają pogląd, że oko wyewoluowało w darwinowski sposób, zetknął się ze zdecydowanym odporem ewolucjonistów. Jeden z nich, sir Peter Medawar, laureat nagrody Nobla z 1960 roku, tak zareagował na referat Ulama:

Myślę, że sposób, w jaki potraktował Pan to zagadnienie, jest niezwykłym odwróceniem tego, co jest normalnym naukowym procesem rozumowania. Jest przecież faktem, że oko wyewoluowało ; a - jak mówi Waddington - fakt, że tak było, pokazuje, iż to sformułowanie zagadnienia [przedstawione przez Ulama] jest, jak myślę, błędne. [163]

Ten fragment wypowiedzi świadczy o bardzo dziwnym sposobie myślenia. Ulam przedstawił argumenty matematyczne, że oko nie mogło wyewoluować na drodze przypadkowych mutacji i doboru naturalnego. Jednak Medawar uznał, że Ulam otrzymał błędne wyniki, gdyż przecież jest faktem, że oko wyewoluowało! Co więcej, Medawar uważa, że sposób postępowania Ulama, który zastanawiał się nad prawdopodobieństwem ewolucji oka, jest " niezwykłym odwróceniem tego, co jest normalnym naukowym procesem rozumowania". Najwyraźniej, zdaniem Medawara, normalny naukowy proces rozumowania nie może dotyczyć tego, czy oko wyewoluowało w klasyczny darwinowski sposób (albo tylko nie może kończyć się wnioskiem, że oko w taki sposób nie wyewoluowało). Skądinąd wiadomo, że Medawar jest gorącym zwolennikiem krytycznej filozofii Poppera i uważa, że bez stosowania tej filozofii nie zdobyłby nagrody Nobla. Jak widać jednak z przytoczonego cytatu, są takie fragmenty przekonań ludzkich, których najwięksi zwolennicy krytycyzmu krytyce nie poddają.

Inny znakomity ewolucjonista, Ernst Mayr, odrzucił wyliczenia Ulama w trochę inny sposób:

W ten czy inny sposób poprawiając te liczby [przyjęte przez Ulama jako założenia] otrzymamy, że wszystko jest w porządku. Jesteśmy zadowoleni wiedząc, że ewolucja zaszła. [164]

Oczywiście! Wystarczy w ten czy inny sposób zmienić założenia, by otrzymać inny końcowy wynik. Jeden z antykreacjonistycznych filozofów, którego zapytałem listownie o opinię na temat wyliczeń znajdowanych w książce Moorheada i Kaplana, odpowiedział mi podobnie: "Co do prawdopodobieństw matematycznych opracowanych w tomie Moorheada i Kaplana, to istnieje długa historia ponownego opracowywania tych wyliczeń. Sprawa polega nie na poprawności obliczeń samych w sobie, ale na początkowych założeniach. Czy ważna kombinatoryka ma dotyczyć każdego nukleotydu w łańcuchu kilku tysięcy nukleotydów czy też funkcjonalnych bloków nukleotydów, które już są kodem dla funkcjonalnych fragmentów białka (albo w swojej historii ewolucyjnej kodowały te fragmenty)? Jeśli, jak się obecnie ogólnie sądzi, prawdziwa jest ta druga alternatywa, to te eleganckie argumenty kombinatoryczne wychodziły z fałszywych początkowych przesłanek". [165] Kiedy mamy do czynienia z tak złożoną sprawa jak życie, to zawsze w imię uniknięcia nadmiernych uproszczeń można zakwestionować każde konkretne obliczenia.

Koniec cytowanej wyżej wypowiedzi dotyczył argumentu, który wywarł chyba największe wrażenie. Profesor Murray Eden z Massachusetts Institute of Technology wskazał, że ludzkie geny zawierają około miliarda nukleotydów. Następnie pokazał, że bez względu na to, jak się wykonało obliczenia, zawsze otrzymywało się ten sam wniosek: długość trwania życia na Ziemi nie wystarcza, aby wszystkie te nukleotydy - czy inaczej mówiąc: cała zawarta w nich informacja - zostały wygenerowane przez przypadkowe mutacje.

W trakcie dyskusji nie poruszano praktycznie rzecz biorąc sprawy stworzenia. Jednak w pewnej chwili, kiedy Marcel Schützenberger, profesor matematyki na Uniwersytecie Paryskim, żywo przedstawiał swoje zarzuty wobec akceptacji darwinizmu przez biologów, przewodniczący posiedzenia, dr C.H. Waddington, sprzeciwił mu się: "Pańskie rozumowanie sprowadza się po prostu do tego, że życie musiało się pojawić przez specjalne stworzenie". Stenografistka zanotowała tu: "Schützenberger: Nie! Głosy z sali: Nie!"

Jest możliwe, że matematycy, z którymi darwiniści mają takie kłopoty, kierowani są jakimiś uprzedzeniami. Najwyraźniej nie są to jednak uprzedzenia kreacjonistyczne.


Marek Głogoczowski

Marek Głogoczowski skończył studia z fizyki i posiada stopień doktora nauk biologicznych. W krótkim artykule "Czy życie mogło powstać w sposób spontaniczny?" [166] zajął się tylko jednym zagadnieniem spośród wielu, którymi interesują się matematycy. Głogoczowski sprzeciwia się powszechnemu przekonaniu, że cząsteczka DNA lub RNA wskutek zdolności do replikacji może przez długie okresy czasu zachować zapisaną w niej informację. Doświadczenia pokazują, że cząsteczki kwasów nukleinowych z czasem się rozpadają na krótsze segmenty. By informacja zawarta w tych kwasach była zachowana przez długi czas, kwasy te muszą być systematycznie oczyszczane z gromadzących się zanieczyszczeń, a to dzieje się tylko w żywych komórkach.

Niemożność samorództwa w XIX wieku eksperymentalnie wykazał Pasteur. Zdaniem Głogoczowskiego to samo można zademonstrować obecnie za pomocą argumentów logicznych.

Zwolennicy abiogenezy przytaczają doświadczenia Millera, rozważania N. Lavaha i S. Changa oraz jeszcze inne prace, w których wskazuje się na możliwość powstawania cząsteczek organicznych. Jednak tylko niektóre z nich są aminokwasami używanymi przez organizmy żywe. Musiałyby one też ulegać stopniowego rozpadowi bądź wiązaniu z innymi związkami. Powtarzalna synteza właściwych cząsteczek organicznych mogła zachodzić tylko pod warunkiem, że powierzchnia Ziemi była odpowiednio zorganizowana (np. w przypadku kwasów nukleinowych musiała tam istnieć wystarczająca liczba wolnych nukleotydów DNA czy RNA i brak konkurujących aminokwasów). Wszystko to prowadzi, zdaniem Głogoczowskiego, do wniosku, że "spontaniczne powstanie systemu zdolnego do swego odtwarzania może nastąpić tylko w warunkach otoczenia wykazującego stopień zorganizowania porównywalny z tym, jaki obserwuje się w najprostszych mikroorganizmach" [167] - czyli praktycznie rzecz biorąc istota żywa jest syntetyzowana tylko przez istotę żywą.

Prawdopodobieństwo powstania życia jest więc równe prawdopodobieństwu powstania żywej komórki przez przypadkowe ułożenie się właściwych atomów i cząsteczek. Głogoczowski przytacza wynik obliczenia takiego prawdopodobieństwa podany przez J. Ninio. [168] Wynosi ono 10-100 000 000 000, co z punktu widzenia fizyki jest równe zeru, jest całkowicie nieprawdopodobne. [169]

Widzi on jeszcze dwa alternatywne tłumaczenia pojawienia się życia na Ziemi. Pierwszą z nich jest "bez wątpienia", jak pisze, hipoteza kreacji życia przez Istotę Nadprzyrodzoną. Hipotezę tę jednak odrzuca ze względów metodologicznych: "Nie jest to (...) hipoteza naukowa, gdyż obecność takiej istoty nie da się ani udowodnić, ani obalić za pomocą faktów". Druga hipoteza głosi wieczność życia i postuluje, że pierwsze żywe organizmy na Ziemi przywędrowały tu z Kosmosu. Jest to jednak tylko przesunięcie początkowego problemu - bo skąd się wzięło życie na innych ciałach niebieskich? Głogoczowski zdaje sobie sprawę, że ta druga hipoteza, którą wyraźnie faworyzuje, niezgodna jest z aktualnie akceptowaną hipotezą Big Bangu, wedle której Wszechświat miał początek kilkanaście miliardów lat temu. Dlatego zapytuje na końcu z nadzieją: "a może Wszechświat (...) jest wieczny?"


Lee M. Spetner

Spetner jest fizykiem, który poświęcił ostatnie 35 lat badaniu ewolucji organicznej. W swojej książce[170] zajął się zagadnieniami informacji i przypadku w ewolucji. Wykazywał, że

(1) przypadkowość mutacji, która jest istotna dla neodarwinizmu, nie może wyjaśnić powstania informacji w trakcie ewolucji;

że (2) ulubione przykłady dawane jako świadectwo na rzecz ewolucji, takie jak ewolucja odporności bakterii na antybiotyki oraz ewolucja cech ilościowych, w rzeczywistości przemawiają przeciwko przypadkowemu budowaniu informacji. Mutacje w tych przykładach w istocie prowadzą do utraty informacji. Nie istnieje żaden znany przykład przypadkowej mutacji, który dodaje informację do genomu;

a w końcu (3) przedstawił własną teorię, która ma zastąpić neodarwinizm, postulującą nieprzypadkowe mutacje wywoływane przez środowisko. Na jej rzecz cytował mnóstwo danych, a nowa teoria ma wyjaśniać wielkie zmiany adaptacyjne występujące w krótkich okresach czasu.

Zasadnicza krytyka teorii neodarwinowskiej występuje w rozdziałach 4 i 5. Argumenty, jakie autor przedstawił, nie są nowe, ale cieszy się on uznaniem w kołach naukowych, jest obeznany z najnowszą literaturą i dostarcza obszernej dokumentacji popierających jego tezy.

Spetner wskazał, że ewolucjoniści ciągle podkreślają, iż neodarwinizm opiera się na przypadkowych zmianach genetycznych, to znaczy na zmianach, które nie są związane z potrzebami organizmu i nie są skierowane na przystosowanie organizmu do jego środowiska. Problem nie polega na tym, czy ewolucja jest przypadkowa, ale czy przypadkowa jest zmienność genetyczna, na którą działa dobór naturalny. Kiedy bowiem ewolucjoniści mówią, że ewolucja nie ma charakteru przypadkowego, to rozumieją przez to jedynie to, że dobór naturalny tworzy nieprzypadkowe wyniki działając na przypadkowej zmienności genetycznej.

Drugim wymogiem neodarwinizmu jest to, że przypadkowe mutacje muszą także, średnio rzecz biorąc, dodawać informację do genomu. Jeśli ewolucja zbudowała całą złożoność życia, to musiała ona zbudować informację leżącą u podstaw tej złożoności.

Mniejszość wśród ewolucjonistów mówi, że zmiana makroewolucyjna jest często pojedynczą, wielką, przypadkową zmianą, niż łańcuchem małych zmian. Ich zdaniem wielkie zmiany w fenotypie pochodzą głównie z mutacji genów regulacyjnych. Spetner jednak odrzuca koncepcję, że takie genetyczne przetasowania mogą służyć jako przypadkowa zmienność wymagana przez neodarwinizm. Przedstawia dwie racje.

(a) Należy sądzić, że te złożone genetyczne przetasowania nie mają charakteru przypadkowego. Wydają się one być raczej szczegółowo wypracowanymi czynnościami dokonanymi na rzecz komórki (albo organizmu), z udziałem specjalnych enzymów i struktur.

(b) Twierdzenie, iż ewolucja zachodzi dzięki takim mutacjom genów regulacyjnych, nie wyjaśnia tego, jak można zbudować informację w genomie. Jedyny rodzaj zmian regulacyjnych, jakie dotąd ewolucjoniści zasugerowali, insercje i inwersje, są jedynie sposobami włączania i wyłączania istniejących genów. Jeśli włączają one jakiś gen regulacyjny, to można otrzymać jakąś złożoną funkcję albo cały układ funkcji, ale potrzebna informacja musi już wcześniej się w genomie znajdować.

Jednak większość ewolucjonistów utrzymuje, że wielkie zmiany ewolucyjne pojawiają się na drodze długiego łańcucha niewielkich kroków (działa tu dobór kumulatywny). Utrzymują oni, że mutacje na tych małych etapach są błędami w kopiowaniu, a te - jak się wszyscy zgadzają - mają przypadkowy charakter. Ale wedle Spetnera prawdopodobieństwo otrzymania koniecznych mutacji jest zbyt małe, jeśli mechanizmem jest dobór kumulatywny. Oto powody.

G. Ledyard Stebbins, jeden z architektów neodarwinizmu, oszacował, że wyewoluowanie nowego gatunku wymaga około 500 kolejnych kroków. Dla każdego z tych kroków musi pojawić się mutant posiadający pozytywną wartość selekcyjną i musi mieć on wystarczające szczęście, by przetrwać i w końcu zdominować populację. Ponieważ Stebbins jest ekspertem w tej dziedzinie, a Spetner nie zna żadnego innego wybitnego ewolucjonisty, który by się nie zgadzał z tym oszacowaniem, przyjął tę liczbę jako rozsądną wartość.

Zakładając, że dla każdego kroku istnieje tylko jedna mutacja punktowa (jednej konkretnej bazy jednego konkretnego nukleotydu), która ma pozytywną wartość selekcyjną, prawdopodobieństwo, iż ta konkretna baza nukleotydu pojawi się przypadkowo, zależy od reprodukcji na każdym z wymaganych etapów. Opierając się na obliczeniach George'a Gaylorda Simpsona, dotyczących dobrze znanej ewolucji konia, można wyliczyć, że na każdy ewolucyjny etap przypada około 50 milionów urodzeń.

Wiadomo, że szansa, by konkretny nukleotyd mutował przy jednym urodzeniu, wynosi 1 do 1010. (Spetner sam wykonał część oryginalnej pracy na ten temat.) Tak więc prawdopodobieństwo, że taka mutacja nastąpi w trakcie 50 milionów urodzeń (50 000 000 x 10-10) wynosi 1/200. Ale ponieważ istnieje z grubsze równe prawdopodobieństwo, że baza nukleotydu zmieni się na każdy z pozostałych trzech baz (cztery bazy nukleotydu to adenina, guanina, tymina i cytozyna), to prawdopodobieństwo otrzymania konkretnej zmiany konkretnego nukleotydu wynosi 1/200 x 1/3 = 1/600.

Ponieważ każda mutacja (punktowa) jest najmniejszą możliwą mutacją, to ich wartość selekcyjna musi także być niewielka. Simpson powiedział, że selekcyjna wartość mutacji ewolucyjnych wynosi około 0,1%, co znaczy, że średnia liczba przeżywającego potomstwa mutanta jest o 0,1% wyższa niż reszty populacji. Sir Ronald Fisher, jeden ze światowych ekspertów matematycznych aspektów ewolucji, wykazał, że prawdopodobieństwo, iż jakaś pojedyncza mutacja, posiadająca selekcyjną wartość 0,1%, przetrwa, wynosi 500 do 1 przeciwko jej przetrwaniu (ponieważ większość mutantów, jak większość innych członków populacji, jest usuwana przez przypadkowe wydarzenia).

Tak wiec prawdopodobieństwo, iż jakaś konkretne zmiana (bazowa) konkretnego nukleotydu zarówno pojawi się w trakcie jednego etapu (1/600) jak i przetrwa doprowadzając do dominacji w populacji (1/500) wynosi 1/300 000. Aby to nastąpiło 500 razy z rzędu, liczba kroków wyliczonych jako konieczne, by otrzymać nowy gatunek, ma prawdopodobieństwo 1/300 000 wymnożona przez siebie 500 razy. Prawdopodobieństwo, iż tak się nie zdarzy, wynosi ok. 3,6x102738 do jednego. Albo, inaczej mówiąc, prawdopodobieństwo, że tak się zdarzy, wynosi ok. 2,7x10-2739 . W praktyce jest to niemożliwość.

Ewolucjoniści, oczywiście, kontrują te wyliczenia wskazując, że nierozsądne jest zakładanie, iż tylko jedna punktowa mutacja, posiadająca pozytywną wartość selekcyjną, występuje na każdym etapie. Jeśli na każdym z etapów tego procesu występuje więcej niż jedna potencjalnie adaptacyjna mutacja, to prawdopodobieństwo na rzecz ewolucji odpowiednio rośnie. Spetner zbadał więc, jak wiele możliwych mutacji adaptacyjnych musi występować na każdym etapie, by ewolucja gatunku miała jakąś "rozsądną" szansę zajścia.

Aby ewolucja miała jedną milionową szansę wytworzenia nowego gatunku na drodze 500 kroków, prawdopodobieństwo, że jakaś konkretna zmiana konkretnego nukleotydu zarówno wystąpi na danym etapie, jak i przetrwa doprowadzając do dominacji nad populacją, musi wynosić 0,9727 dla każdego etapu, czyli ok. 36/37 (prawdopodobieństwo każdego etapu musi być wymnożone przez siebie 500 razy, by otrzymać prawdopodobieństwo wystąpienia wszystkich 500 etapów). Aby to było prawdziwe, dla każdego etapu musi istnieć 1 080 000 potencjalnych błędów kopiujących, posiadających pozytywną wartość selekcyjna.

Innymi słowy, tylko przy tak wielu możliwych adaptacyjnych mutacjach otrzymuje się wymagane prawdopodobieństwo (0,9727 lub 36/37), że przynajmniej jedna z potencjalnych adaptacyjnych mutacji zarówno wystąpi, jak i przetrwa prowadząc do dominacji w populacji.

Ale jednak na tej drodze nie ma ratunku dla neodarwinizmu. Jeśli na każdym z 500 etapów przechodzenia od jednego gatunku do następnego istnieje ponad milion potencjalnych adaptacyjnych mutacji, to byłoby niemożliwe, by ta sama cecha wyewoluowała u dwu różnych gatunków. Jest tu po prostu zbyt wiele możliwości. A jednak ewolucjoniści twierdzą, że zdarzało się to stale w tzw. konwergentnej czy równoległej ewolucji. Istnieją tysiące przykładów, ale najbardziej uderzające to układy ultradźwiękowej echolokacji, układy elektrostatycznego obrazowania, generatory elektryczności, systemy wzrokowe oraz mózg ssaków.

Aby ewolucja konwergentna (równoległa) miała miejsce, dwie linie potomne musiałyby dokonywać tych samych przypadkowych wyborów na wielu z 500 etapów specjacji. Przy jednym milionie potencjalnych wyborów na każdym etapie, jeśli tylko 100 na 500 potrzebnych wyborów musi być identycznych, prawdopodobieństwo przeciwko temu wynosiłoby 1 do 10600. A to dotyczy jedynie konwergencji w jednym przejściu od gatunku do gatunku. Dla konwergencji skomplikowanych organów, takich jak skrzydło czy nerka lub oko, prawdopodobieństwo to byłoby dużo mniejsze, ponieważ dotyczyłoby wielu gatunków, a więc wielu tysięcy etapów.

Ewolucjoniści zarzucają tym obliczeniom, że wiele genotypów może prowadzić do tego samego fenotypu, tak więc liczba wyborów na każdym etapie (nieco ponad milion) jest zbyt wysoka. Ale ponieważ genotyp determinuje fenotyp, swoboda w wyborach genotypowych musi przekładać się do pewnego stopnia na swobodę w wyborach fenotypowych. Jeśli jeden milion wyborów genotypowych na każdym z 500 etapów przejścia do nowego gatunku równa się tylko 10 000 wyborów fenotypowych, to cała liczba rozgałęzień na 500 etapach wynosi nadal 102 000. Pojawienie się dwukrotnie tego samego układu nadal jest niemożliwe.

Ponadto wyniki badań wykazują, że fenotypowa konwergencja implikuje genotypową konwergencję. Zidentyfikowano geny kontrolujące rozwój oka u owadów i kręgowców i są one w 94% identyczne. To czyni konwergencję tak nieprawdopodobną, że autor mówi, iż jednomyślny pogląd uczonych, iż oko kręgowców i owadów wyewoluowało niezależnie, "należy ponownie rozważyć". Inny ostatnio odkryty przykład konwergencji w genotypie dotyczy enzymu lizozymu u krowy i u langura, małpy należącej do rodziny małp wąskonosych (czemu Spetner poświęcił kilka stron).

Rozbieżność, jaka istnieje w potencjalnych rekombinacjach istniejących sekwencji bazowych, nie umożliwia, jak niektórzy twierdzą, uniknięcia tego problemu probabilistycznego. Założywszy, że około 6 700 z około 100 000 genów ludzkiego genomu występuje w dwu wersjach u tej samej osoby (w każdym członie pary chromosomów), istnieje 102 017 różnych możliwych kombinacji genów. Aby jedna z tych rekombinacji dawała sekwencję bazową o pozytywnej wartości selekcyjnej we względnie niewielkiej liczbie rekombinacji, jaką faktycznie można osiągnąć na jednym etapie ewolucyjnym, adaptacyjny charakter musiałoby mieć bardzo wiele potencjalnych rekombinacji (101998 i to bez rozważania czynnika przeżycia!). A jeśli tak, to ponownie nie ma miejsca na ewolucję konwergentną.

Zastanawiając się nad wymogiem, że przypadkowe mutacje muszą, średnio rzecz biorąc, dodawać informację do genomu, Spetner zbadał przykłady adaptacyjnych mutacji, którym przypisuje się, że są prototypami makroewolucji (odporność bakterii na antybiotyki, odporność owadów na pestydcydy, hodowanie "cech ilościowych" oraz adaptacja bakterii glebowych na nowe nawozy), i odkrył, że przykłady te są fikcyjne. Wyjaśnił, jak żadna z tych mutacji nie dodaje nowej informacji ani nowej zdolności molekularnej. Zamiast tego wszystkie one niszczą informację. W tej sprawie sentencjonalnie orzekł: "Ktokolwiek myśli, że makroewolucja może zachodzić poprzez takie mutacje, jest podobny do kupca, który traci trochę pieniędzy na każdej sprzedaży, ale sądzi, że wychodzi z wszystkich transakcji z ogólnym zyskiem".

Spetner wskazał, że istnieje wiele przykładów mutacji, które pozwalają bakterii żyć na nowym nawozie i wydają się dodawać mnóstwo informacji. W rzeczywistości pewne eksperymenty ujawniły wprowadzanie całkowicie nowego enzymu (zamiast degradacji istniejącego), a nowsze eksperymenty wykazały, że bakterie mogą mutować tworząc nowe funkcje, kiedy jest to potrzebne. Ale mutacje te nie są mutacjami punktowymi. Raczej wydają się one być mutacjami, po pierwsze, wywołanymi przez bodźce środowiskowe, i po drugie, mutacjami, które włączają istniejące geny. Innymi słowy nie są przypadkowe i nie dodają informacji.


Arthur Koestler

Arthur Koestler był filozofem. Współczesna nauka jest tak olbrzymim przedsięwzięciem, że czołowi uczeni muszą się specjalizować w skrajnie wąskich dziedzinach (wiedzą coraz więcej o coraz mniejszym wycinku rzeczywistości - jak ktoś zauważył, ostatecznie będą wiedzieli wszystko o niczym). Zaletą filozofa może być widzenie nauki z pewnej perspektywy, chociaż okupione to być musi mniejszą kompetencją.

Arthur Koestler napisał kilka książek atakujących koryfeuszy nauki, których oskarżał o arogancję i ograniczone horyzonty. Był ewolucjonistą z poważnymi wątpliwościami co do darwinizmu. Uważał, że "znaczna część, być może nawet większość, znakomitych biologów (...) czuje, że chociaż darwinowska teoria doboru naturalnego oparta o przypadkowe mutacje odpowiada na niektóre problemy postawione przez ewolucję, to jednak pozostawia najważniejsze problemy bez odpowiedzi". [171] A kilka lat później wymienił cztery największe jego zdaniem błędy w popularnym myśleniu naukowym, które nazwał "czterema filarami głupoty". Pierwszy z nich jest samym sednem darwinizmu, a drugi i trzeci są z nim ściśle związane. Oto pierwsze trzy z czterech Koestlerowskich filarów głupoty:

1. że ewolucja biologiczna jest wynikiem niczego więcej jak tylko przypadkowych mutacji zachowanych przez dobór naturalny.

2. że ewolucja umysłu jest wynikiem niczego więcej jak tylko przypadkowych prób zachowanych przez wzmocnienia.

3. że wszystkie organizmy, także i ludzki, są niczym więcej jak tylko biernymi automatami kontrolowanymi przez środowisko. [172]


E.W.F. Tomlin

Profesor E.W.F. Tomlin, pracownik Katedry Filozofii na Uniwersytecie Nicejskim, przez wiele lat prowadził specjalne badania filozoficznych implikacji biologii. W latach 1970-tych poproszono go o napisanie artykułu do Encyklopedii niewiedzy. Encyklopedia ta miała dokonać przeglądu granic współczesnej wiedzy zwracając uwagę na to, co jest jeszcze nieznane. Swój artykuł Tomlin zatytułował "Błędy myślenia ewolucyjnego" i przedstawił w nim niewiedzę darwinistów, którzy mają - zdaniem Tomlina błędną - odpowiedź na zagadkę ewolucji.

Już na pierwszej stronie powiedział, że "ewolucja była hipotezą, która spetryfikowała się w dogmat, zanim została szeroko przeanalizowana . Dlatego narodziło się z niej wiele błędów". [173] Na pierwszy z tych błędów zwracano uwagę już wcześniej - mutacja i dobór naturalny mają w dużym stopniu negatywny i niszczący charakter. Nie posiadają niczego podobnego do mocy stwórczej, by móc wyjaśnić wszystkie cuda świata ożywionego.

Drugi z omówionych przezeń "błędów" sprawia, że jego artykuł staje się ważny z filozoficznego punktu widzenia. Jego zdaniem mianowicie teoria Darwina została przyjęta, gdyż spełniała pewną potrzebę. Wielu intelektualistów w połowie XIX wieku przyjęło pogląd, że "istnienie nie ma celu". Darwinizm dostarczył im naukowego uzasadnienia tego poglądu, gdyż według Darwina rezultaty ewolucji mają charakter przypadkowy.

Tomlin jednak uznał, że jest to myślenie życzeniowe (chciejstwo). W przyrodzie istnieje wiele celów i trzeba chcieć być ślepym, by tego nie dostrzegać. Na przykład ludzki mózg i system nerwowy: "Przypisywanie ich rozwoju grze ślepych sił jest zawieszaniem racjonalnego osądu i zdradzaniem powołania nauki".

A swoją główną tezę przedstawił pod koniec artykułu: "Nieuchronnym wnioskiem jest działanie, nawet na poziomie niższym od człowieka, jakiejś pozytywnej zasady ewolucyjnej" nie wyjaśniając jednak bliżej, co przez to rozumie.


Francis Hitching

Francis Hitching jest znakomitym popularyzatorem nauki. W 1982 roku opublikował jedną z najbardziej przenikliwych książek na temat kontrowersji wokół ewolucji, jakie się kiedykolwiek ukazały. The Neck of the Giraffe została napisana ze stanowiska przekonanego ewolucjonisty: "Ewolucja jest faktem". [174] Jednak jest on ewolucjonistą o giętkim umyśle oraz zdolnym do widzenia różnych stron zagadnienia. Chociaż uważa kreacjonistów za znajdujących się w błędzie, to jednak szeroko i uczciwie przedstawia ich argumenty, zanim je odrzuci.

Z równą uczciwością szczegółowo sprawdzał darwinizm dochodząc do wniosku, że jest on prawie równie błędny jak kreacjonizm.

Zaczął od danych kopalnych. Wbrew przekonaniom laików jest ono - zdaniem Hitchinga - bardzo słabe: "Ciekawą rzeczą jest, że istnieje spójność luk kopalnych - skamieniałości brak we wszystkich ważnych miejscach ". [175] Darwin przyznawał, że brakuje świadectwa kopalnego popierającego jego idee, ale ufał, że przynajmniej niektóre pojawią się, gdy dalej będzie się prowadzić poszukiwania.

Najstarszą warstwą skał, gdzie znajdują się obfite skamieniałości, jest warstwa kambryjska licząca mniej więcej pół miliarda lat. Okazuje się, że nie istniały wówczas zwierzęta lądowe, ale morza roiły się od życia. Znaleziono miliony skamieniałości z tego okresu. Jednak w warstwach poniżej kambryjskiej znajduje się niewiele skamieniałości, a te, które występują, to małe, prymitywne organizmy w rodzaju alg. Zdumiewający brak przedkambryjskich skamieniałości jest główną słabością darwinizmu.

Hitching podkreślał prawie całkowitą nieobecność głównych przejściowych skamieniałości - to jest skamieniałości organizmów znajdujących się w połowie drogi jakiejś rzeczywiście dużej zmiany ewolucyjnej. Ich nieobecność jego zdaniem jest tym bardziej niespodziewana, że istnieje obfite świadectwo kopalne mniejszych zmian (np. ewolucji konia). Nie ma jednak skamieniałości pokazujących, jak ryby wyewoluowały w płazy, gady w ssaki, gady w ptaki.

W tym ostatnim przypadku darwiniści zwykle dają przykład archeopteryksa, ale Hitching przedstawił wiele argumentów, że archeopteryks nie stanowi żadnej formy pośredniej. W 1977 roku mianowicie odkryto w Colorado skamieniałości niewątpliwego ptaka, który nie mógł pochodzić od archeopteryksa, ponieważ żył w tym samym czasie. Ponadto okazało się, że archeopteryks miał tak znakomite skrzydła, że był zdolny dobrze latać. Był to ptak z prawdziwego zdarzenia, chociaż o nieco dziwnej budowie. Jeśli archeopteryksa nazywa się ogniwem pośrednim między dinozaurami i ptakami - uznał Hitching - to równie dobrze można pingwina nazwać formą pośrednią między ptakiem i rybą.

Hitching analizował także darwinowską koncepcję ewolucji gadów w ssaki. Nie tylko brak tu całkowicie pośrednich form kopalnych, ale trudno też sobie wyobrazić, jak to mogło zajść. Jak ssaki wyewoluowały swoją szczękę i ucho? Wszystkie gady mają dolną szczękę zbudowaną z przynajmniej czterech oddzielnych kości z każdej strony i pojedynczą kość w każdym uchu. Jednak każdy znany ssak, żywy czy wymarły, ma kość szczęki zbudowaną z jednego kawałka i trzy kości w uchu. Wszystkie te kości łatwo się fossylizują, a jednak nie ma ani jednego kopalnego gatunku z dwiema kośćmi w uchu czy z dwiema lub trzema kośćmi w szczęce.

Darwiniści nie ofiarowali wyjaśnienia, dlaczego zmiany te winny zajść ani jak mogły one w ogóle zajść. Jeśli te formy pośrednie kiedykolwiek istniały, to jak przeżywały ze szczękami i uszami, które nie były ani jedną, ani drugą formą i które z pewnością dobrze nie funkcjonowały, jeśli w ogóle funkcjonowały?

Hitching cytował kilka ortodoksyjnych darwinowskich prób odpowiedzi na te pytania i pokazał, że wszystkie one są nieprzekonujące. Na przykład N.J. Berrill powiedział:

Nie ma żadnego bezpośredniego dowodu czy świadectwa, że którekolwiek z sugerowanych zdarzeń czy zmian kiedykolwiek miało miejsce. (...) W pewnym sensie to ujęcie jest science fiction, ale odkryłem, że ta spekulacja jest interesującą i satysfakcjonującą przygodą... [176]

Na zasadzie kontrastu Hitching zacytował także bardzo pewnego siebie Davida Attenborough z książki opartej o znany serial telewizyjny:

Wśród praryb także dokonały się znaczące zmiany. (...) Stworzenia te wyksztazłciły również szczęki. Kostne płytki w skórze, które je okrywały, stały wię większe, ostrzejsze i przekształciły się w zęby. Teraz zwierzęta te przestały już być przesiewaczami morskiego mułu i cedzidłami wody. Mogły gryźć. Boczne fałdy skory u spodu ciała pomagały im kierować się przez wody i w końcu stały się płetwami. Mogły więc pływać. [177]

Ten rodzaj języka jest typowy dla popularnych książek o ewolucji. Ale to jest rozrywka, a nie nauka. Niczego to nie wyjaśnia. Ma to tyle sensu i jest na tyle realistyczne - uznał Hitching - jak okrzyk kuglarza "Abrakadabra", kiedy wyciąga królika z kapelusza.

Innym przykładem Hitchinga jest pochodzenie wieloryba. Wieloryb jest ciepłokrwistym i oddychającym powietrzem ssakiem przystosowanym do życia w wodzie, a głównie pod wodą. Darwiniści rzadko kiedy wspominają wieloryba, ponieważ jest on jednym z najbardziej nierozwiązanych problemów. Wierzą oni, że jakoś wieloryb musiał wyewoluować ze zwykłego ssaka lądowego, który udał się do morza i utracił swoje nogi. To brzmi dość prosto, dopóki nie pomyślimy o wszystkich innych zmianach, jakie musiały zajść, zanim zwierzę lądowe stało się wielorybem. Oto kilka z nich.

1. Ciało ssaka lądowego kończy się miednicą, z którą łączy się względnie niepozorny ogon. Porusza on tym ogonem zwykle w prawo i w lewo na przykład odganiając muchy. Wieloryb nie ma żadnej miednicy. Zamiast niej ma on całkowicie odmienną strukturę kostną, z którą połączony jest wielki płaski ogon poruszający się w górę i w dół nadając ruch postępowy całemu organizmowi.

2. Zwierzę lądowe ma skórę z gruczołami potowymi, których działanie pozwala ochładzać ciało w gorących promieniach słońca. Wieloryb nie tylko nie potrzebuje mechanizmu ochładzania ciała, ale wręcz przeciwnie - pod jego skórą znajduje się gruba warstwa tranu pozwalająca utrzymać ciepło ciała w zimnej wodzie. Ponadto jego skóra ma odpowiednio ukształtowaną zewnętrzną powierzchnię pomagającą w uzyskaniu lepszego przepływu wody obok skóry, zmniejszającą tarcie wody o skórę.

3. Oko używane do widzenia podwodnego musi być odmiennie zbudowane od oka, którego używa się do widzenia w powietrzu.

4. Zwierzęta lądowe porozumiewają się dźwiękami wydawanymi w powietrzu i przenoszonymi od ich systemów głosowych do uszu. Wieloryby jednak posiadają podwodny system porozumiewania się, który jest zupełnie odmienny i bardzo przypomina system sonarowy używany przez marynarkę wojenną do wykrywania łodzi podwodnych.

5. Ssak lądowy ma wielkie problemy z odżywianiem się pod wodą, ale wieloryby robią to z łatwością.

6. Ssak lądowy rodząc w wodzie bez pomocy mógłby utopić swoje dziecko i nie potrafi karmić swoich młodych na morzu. Wieloryby jednak są zbudowane według odmiennego planu umożliwiającego im pielęgnowanie potomstwa w głębokiej wodzie.

Ssak lądowy przechodzący ewolucyjny proces stawania się wielorybem nie pasowałby do życia ani na lądzie, ani na morzu, i nie miałby żadnej nadziei na przeżycie. Świadectwo kopalne pokazuje, że wszystkie te zmiany musiały zajść w bardzo krótkim czasie - od pięciu do dziesięciu milionów lat, co jest tylko ułamkiem jednego procentu czasu przypuszczalnego trwania życia na Ziemi. Uwzględniając wszystkie te trudności trudno się dziwić - uważa Hitching - że podręczniki zoologii troskliwie unikają szczegółowego analizowania ewolucji wieloryba. [178]

Być może jednak ostatnio sytuacja ta uległa zmianie i "wielorybi argument" Hitchinga należy odłożyć na bok, doniesiono bowiem o znalezieniu w Pakistanie skamieniałych kości tzw. "chodzącego wieloryba", który miał być przodkiem dzisiejszych wielorybów. [179] Miał on tylne kończyny, które funkcjonowały jako nogi na lądzie i jako wiosła-płetwy w wodzie. Istnieją jednak pewne wątpliwości, czy zwierzę to (Ambulocetus) było przodkiem wieloryba. W znalezionych szczątkach brakuje istotnych fragmentów, na przykład związanych z charakterystycznym dla wielorybów horyzontalnym ogonem. Z pięciu cech wspólnych dla wielorybów podanych przez D. Prothero, E.M. Manninga i M. Fischera [180] zachowane są tylko dwie. Autorzy doniesienia o kopalnych szczątkach Ambuloceta, Thewissen, Hussain i Arif, podają, co prawda, własny zestaw cech charakterystycznych dla wielorybów, tak by objąć nim także Ambuloceta, ale inni uczeni wskazują, że niektóre z tych cech występują nie tylko u wielorybów. [181] Także znalezienie szczątków "chodzącego wieloryba" w warstwach młodszych (lower to middle Eocene) niż te, w których znajduje się skamieniałości podrzędu Archeoceti (lower Eocene), [182] może nasuwać wątpliwości, czy rzeczywiście Ambulocetus jest przodkiem współczesnych wielorybów, jak chce Thewissen i jego koledzy. Znalezisko jest zbyt młode, by wydawać już kategoryczne sądy.


Gordon Rattray Taylor

Gordon Rattray Taylor był, podobnie jak Hitching, renomowanym popularyzatorem nauki. Ostatnia z jego wielu ksi±żek została opublikowana po¶miertnie w 1983 roku. [183] Już pierwsze jej zdanie wskazuje, jakie jest przesłanie ksi±żki: "Darwinowska teoria ewolucji przez dobór naturalny, którą przez ponad sto lat postrzegano jako wielkie prawo biologii porównywalne z prawami fizyki, kruszy się pod atakiem." Jego atak na darwinizm należy do najbardziej niszczących, jakie kiedykolwiek ukazały się w druku. Pokazał, że w przyrodzie aż się roi od problemów, których darwiniści nie potrafią rozwiązać. Oto niektóre z wielu przykładów Taylora.

(1) Podrozwój

Istnieje wiele organów, które niezgodnie z darwinizmem wydają się być zatrzymane w swoim ewolucyjnym rozwoju. Najbardziej znanym przykładem jest chyba żądło pszczoły, które jest tak ukształtowane, że nie opuszcza ciała użądlonego zwierzęcia. W ten sposób kiedy pszczoła próbuje odlecieć, żądło odrywając się od pszczoły tak ją kaleczy, że ta zwykle ginie. Czy rzeczywiście pomocna jest taka broń, której użycie jest zabójcze dla jej używającego? Jeśli osa mogła wyewoluować dość gładkie żądło, którego może używać wielokrotnie bez jego utraty, to dlaczego nie mogła tego dokonać pszczoła?

(2) Nadrozwój

Istnieje też przeciwny problem, który Taylor nazwał "armatą na wróble" (overshoot). Wymarły łoś irlandzki wyewoluował gigantyczne rogi, o szerokości 4 metrów i ważące ponad ćwierć tony. Dlaczego? [184] Podobnie czy to rzeczywiście dobór naturalny dał pawiowi nadzwyczajny ogon utrudniający mu ucieczkę przed drapieżnikiem? Większość ptaków radzi sobie w swoich zalotach zupełnie dobrze bez takiego potencjalnie groźnego dla życia obciążenia, gdzie jest więc darwinowska zaleta w takim przerośniętym organie?

(3) Kość

Najwcześniejsze organizmy jak ameby i meduzy nie miały w ogóle szkieletu. Później pojawiły się inne, jak żuki i ślimaki, ze szkieletami w postaci zrogowaciałej skóry bądź skorupy. Rozwinięte formy życia nie były możliwe, dopóki nie dokonał się przełom przez wymyślenie kości.

Znacznie więcej warunków musi być spełnionych dla kości niż dla oka. Oglądana pod mikroskopem ujawnia ona siatkową strukturę - daje to jej lekkość połączoną z wytrzymałością, jak w Wieży Eiffla. Struktura ta składa się częściowo z substancji mineralnej, a częściowo z harmonijnie współpracujących żywych tkanek. Całość przecinają naczynia krwionośne. Istnieją tam miejsca, gdzie budowane są komórki kości, oraz jamy szpiku kostnego, w których buduje się komórki krwi. W miejscach styku kości istnieją dobrze dopasowane stawy uzupełnione ochronnym chrząstkowym pojemnikiem z systemem smarowniczym. Zdaniem Taylora "jest oczywiste, że powstanie kości wymagało nie jednej, lecz całego mnóstwa mutacji zintegrowanych do osiągnięcia jednego celu - a więc czegoś, co nie mogło powstać przypadkowo". [185]

(4) Pióra

Podobny problem jak z kośćmi istnieje z piórami. Ewolucjoniści lekceważą sobie tę trudność. Ich zdaniem pióra początkowo miały kształt puchu i miały utrzymywać ciepło. Te prymitywne pióra później pierwsze ptaki przekształciły w skrzydła. Taylor obalił to rozumowanie pokazując, że pióra ze skrzydeł są całkowicie odmienne od różnych piór puchowych, ponieważ posiadają tysiące mikroskopijnych haczykowatych zatrzasków (tzw. haczyki i listewki). [186] Pozwalają one skrzydłu składać się, gdy się go nie używa, a zaczynają funkcjonować, kiedy skrzydło się wyprostowuje gotowe do lotu, tworząc ciągłą płaszczyznę. "Puchowym piórom zaprojektowanym do zachowywania ciepła brakuje tych haczyków". [187]

(5) Ptasie jaja

Według Taylora ptasie jaja są w równym stopniu problemem dla darwinistów co skrzydła. Jajo ryby, o którym zakłada się, że wyewoluowało pierwsze, znajduje się w kropelce galaretowatej substancji. Wystarcza to dla organizmów zamieszkujących w wodzie, ale zwierzęta lądowe potrzebują lepszej ochrony. Żółtko, w którym rozwija się nowe życie, otoczone jest przez białko utrzymujące przy życiu rozwijający się młody organizm. Żółtko przyczepione jest do skorupki chalazami, elastycznymi sznurami białkowymi. Sama skorupka jest arcydziełem inżynierii - jest wystarczająco mocna, by się nie załamać pod ciężarem siedzącego na jajach ptaka, ale i wystarczająco delikatna, by umożliwić we właściwym czasie pisklęciu wydziobanie drogi wyjścia z jaja. Musi też być wodoszczelna, ale i przepuszczająca powietrze, by pisklę mogło oddychać.

Ewolucjoniści zakładają, że jajo gada jest podobne do ptasiego i pojawiło się wcześniej. Jednak Taylor zauważył, że "jak zwykle danych kopalnych brakuje właśnie wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebujemy".

(6) Oko trylobita

Trylobity to od dawna wymarłe małe organizmy morskie. Chociaż niektóre gatunki trylobita były ślepe, to inne posiadały oczy. Pojawienie się oka trylobita Taylor nazwał "najbardziej niewiarygodnym wydarzeniem w historii ewolucji". Soczewki naszych oczu są elastyczne. Mogą zmieniać kształt umożliwiając skupianie wzroku na przedmiotach znajdujących się w różnych odległościach. Ale oko trylobita było sztywne. Górna połowa soczewki jego oka zbudowana była z kalcytu, pewnej substancji mineralnej, której kryształy ułożone były w specjalny sposób. W rezultacie promienie światła przechodzące przez taką soczewkę były automatycznie ogniskowane z prawie każdej odległości. Oto problem postawiony przez Taylora:

Jakie jest możliwe do pomyślenia prawdopodobieństwo, że trylobit zebrał jedyny materiał we Wszechświecie - mianowicie kalcyt - który posiadał wymagane własności optyczne i wówczas narzucił mu jedyny typ zakrzywionej powierzchni, przy pomocy której mógł osiągnąć pożądany wynik? (...) Nadal kręci się nam w głowie od nieprawdopodobieństwa tego wszystkiego. [188]

Dolna część tych soczewek była substancją pochodzenia zwierzęcego, chityną. Ma ona własności optyczne zharmonizowane z własnościami mineralnego kalcytu. W rezultacie utworzone soczewki były wolne od tego, co optycy nazywają "aberracją sferyczną", występującą we wszystkich soczewkach zbudowanych z pojedynczego materiału.

Bardzo często Taylor pisał w swej książce jak kreacjonista. Jednak w rzeczywistości był on ewolucjonistą w każdym calu. Podkreślał, że "każdy racjonalny człowiek" zapoznany ze świadectwem empirycznym "musi być przekonany" o ewolucji. [189] "Nie ulega wątpliwości fakt, że proces ewolucyjny miał miejsce".[190] Jednak nie był to proces darwinowski, gdyż "ewolucja ma miejsce pomimo raczej doborowi naturalnemu, niż z jego powodu". [191] Proces ewolucji nie jest czymś oczywistym: "Najbardziej wyróżniającą się rzeczą w ewolucji jest to, że ona w ogóle gdzieś zachodzi". [192] Zdaniem Taylora przyroda sama odpowiada za wszystkie obserwowane w niej niezwykłe rzeczy i zdarzenia. Doszedł on do wniosku, że w przyrodzie istnieją i działają jakieś siły kierujące ewolucją: "Życie, jakie znamy, stworzyło warunki dla swojego własnego istnienia, co bardziej związane jest z celem niż z przypadkiem". [193] Dalszy rozwój był wynikiem "jakiejś wewnętrznej konieczności, jakiejś wbudowanej pierwotnej konieczności". [194]

Taylor uważał, że gdyby ewolucjoniści byli uczciwi, to powinni przyznać: "Nie mamy żadnej podstawy, by mówić, że rozumiemy mechanizm ewolucji". [195] W ostatnim akapicie książki idzie nawet jeszcze dalej i mówi, że prawdopodobnie pewne sprawy nigdy nie zostaną zrozumiane, gdyż we Wszechświecie działają siły, których istnienie tylko podejrzewamy.


Nowa biologia? - próba podsumowania

Autorów, których poglądy można by jeszcze omówić w tym Rozdziale, jest jeszcze sporo. [196] Ale można już pokusić się o pewne podsumowanie poglądów ewolucjonistów wspominanych w tym paragrafie. Zarzuty, jakie stawiali oni darwinizmowi, można zebrać w trzy grupy.

Po pierwsze, historia życia na Ziemi nie polegała na powolnym stałym postępie. Istniały długie okresy spokoju, przeplatane nagłymi zmianami. Świadectwo na rzecz tego poglądu pochodzi głównie z danych kopalnych, ale wedle niektórych botaników jest też mocno poparte przez badania żywych roślin. Jest ono tak przekonujące, że wyłoniła się cała nowa szkoła myśli - teoria przerywanej równowagi - która ma nadzieję tak zmodyfikować teorię neodarwinowską, aby wyjaśnić te nagłe skoki.

"Kladyści", zwolennicy innej szkoły myśli, stawiają darwinizm po stronie tez nieudowodnionych. Może się on ich zdaniem okazać słuszny, częściowo słuszny lub całkowicie błędny. Aktualnie posiadane dane są zbyt niekompletne, by móc teraz wyrokować w tej sprawie. W konsekwencji nie biorą oni darwinizmu pod uwagę. Klasyfikują na nowo organizmy na podstawie tego, czym one są, a nie, z czego miały one wyewoluować.

Po drugie, wielkim problemem dla darwinistów jest to, że mutacje nie wydają się przynosić wszystkich oczekiwanych zmian. Geny wydają się być tak zbudowane, że dopuszczają jedynie zmiany występujące wewnątrz pewnych wąskich granic i uniemożliwiają przekraczanie tych granic. Upraszczając można powiedzieć, że mutacje bardzo łatwo tworzą nowe odmiany w ramach gatunku, ale pomimo olbrzymich wysiłków eksperymentatorów i hodowców mutacje wydają się być niezdolne do utworzenia całkowicie nowych form życia. [197]

Po trzecie wreszcie, wielkim zarzutem wobec darwinizmu jest obliczane prawdopodobieństwo zachodzenia ewolucji według ofiarowanego przezeń mechanizmu. Dobór naturalny jedynie niszczy organizmy niedopasowane. "Dopasowane" mają być tworzone przez mutacje, o których wiadomo, że są wynikiem czystego przypadku. Ale pomysł, że przypadek mógł stworzyć wszystkie obserwowane cuda przyrody, jest niedorzeczny z punktu widzenia statystyki. Pewni biologowie oraz specjaliści z innych dziedzin wiedzy zainteresowani zagadnieniami ewolucji uznali, że teoria wymagająca niekończącego się ciągu matematycznych cudów, nie może być poprawna.

Sytuację aktualną podsumował profesor Jack Ambrose z Uniwersytetu Londyńskiego, specjalizujący się w biologii komórki: "Kreacjonistyczne ujęcie pochodzenia życia i gatunków nie wymaga już obrony przed argumentami ewolucjonistycznymi. To redukcjonistyczny ewolucjonizm znajduje się obecnie w odwrocie". [198]

Wszyscy omawiani antydarwiniści bez wątpienia są ewolucjonistami. Uważają oni, że dane kopalne stanowią świadectwo na rzecz sukcesji i sądzą, że najlepszym wyjaśnieniem sukcesji jest ewoluowanie życia. O ile ich sprzeciw wobec darwinizmu jest jasno skrystalizowany, to alternatywy, jakie proponują, są bardzo mętne. Jednak pomimo tej mętności istnieje znaczne podobieństwo ich poglądów. Gavaudan mówił o ewolucji zachodzącej według "jakiegoś ogólnego planu w przyrodzie"; Grassé - że "immanentna celowość jest wewnętrzną własnością wszystkich organizmów ożywionych, która powoduje, że ewoluują one wzdłuż wcześniej zdeterminowanych linii"; Tomlin podkreślał, że nieuchronnym wnioskiem jest "funkcjonowanie jakiejś pozytywnej zasady ewolucyjnej"; Willis twierdził, że w przyrodzie musi istnieć coś, "co można widzieć jako wielką myśl lub zasadę, która spowodowała, że przyroda zmienia się jako uporządkowana całość (...) jakieś ogólne prawo, prawdopodobnie elektryczne"; a Corner sugerował, że "ewolucję można porównać do mechanizmu zegarowego, który raz nakręcony funkcjonuje w ustalony sposób" itd.

Wszystkie te wypowiedzi sprowadzają się do tego samego. Zachodzenie ewolucji jest tak nadzwyczajną sprawą, że nie potrafimy wyjaśnić jej zgodnie z istniejącą wiedzą naukową. Musi istnieć coś tajemniczego, nieodkrytego w przyrodzie, co wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu wymusiło zachodzenie ewolucji. Niektórzy z antydarwinistów zbliżają się do stanowiska kreacjonistycznego. Hoyle i Wickramasinghe na przykład mówią, że ich pogląd "jest antydarwinowski i jest w pewnym sensie powrotem do dawnej koncepcji specjalnego stworzenia". Lecz nie jest to biblijna idea specjalnego stworzenia. Wierzą oni w wielu bogów i w końcu utożsamiają Najwyższą Istotę z samym Wszechświatem. Jedno z tych niższych bóstw gdzieś w odległej przestrzeni stwarza geny i niższe formy życia jak bakterie, a następnie rozsyła w przestrzeni kosmicznej. Niektóre z nich dotarły w końcu na Ziemię. Bakterie wywołują nowe choroby, ale zrodzone w przestrzeni kosmicznej geny jakoś wcielają się w istniejące organizmy i w ten sposób pojawiają się nowe gatunki.

Inny agnostyk, Francis Crick, biolog i laureat nagrody Nobla, głosi najzupełniej poważnie jeszcze bardziej zaskakującą teorię. [199] Uznaje on, że prawdopodobieństwo, by życie rozpoczęło się na Ziemi na mocy procesów naturalnych, jest bardzo niewielkie. Ale jeśli uwzględnimy cały Wszechświat, to istnieje dużo większa szansa, że gdzieś spontanicznie pojawiło się życie. Prawdopodobnie życie powstało na jakiejś odległej planecie i wyewoluowało w wysoce rozwiniętą cywilizację. Jeśli mieszkańcy tamtego świata chcieliby obdarzyć życiem jakiś inny układ słoneczny - na przykład nasz - to co by zrobili? Oczywiście, załadowaliby oni statek kosmiczny zamrożonymi zarodnikami życia i wysłaliby go w naszym kierunku. W ten sposób prawdopodobnie rozpoczęło się życie na Ziemi.

Według Hitchinga [200] wielu antydarwinistów mówi o "nowej biologii", która miałaby zastąpić darwinizm. Nie wiadomo jeszcze dokładnie, czym będzie ta nowa biologia, ale wiadomo już, że będzie wspaniała. Jeden z "nowych biologów" tak ją określił Hitchingowi: "Język tej nowej biologii, kiedy zostanie właściwie ukształtowany, będzie ścisły, naukowo i matematycznie, ale będzie miał całkowicie odmienny posmak niż współczesna biologia". Hitching opisał pewną konferencję w Ameryce, na której dyskutowano nowe poglądy na temat ewolucji. Cytował on licznych tam występujących mówców, ale dwa cytaty dają jakieś wyobrażenie tego, czym jest "nowa biologia":

Elise Boulding: "Ewolucję można widzieć jako wyrażenie wewnętrznej figlarności zawsze inteligentnego Wszechświata";

Erich Jantsch: "Życie okazuje się nie być czymś, co rozwija się wewnątrz Wszechświata - to sam Wszechświat staje się coraz bardziej żywy".

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wytoczono przeciw darwinizmowi wiele miażdżących argumentów. Ale jeśli powyższe cytaty oddają kwintesencję tego, co Nowi Biologowie ofiarowują na miejsce darwinizmu, to nietrudno zrozumieć, dlaczego stara gwardia darwinistów trzyma się mocno. Co to za rodzaj nauki, która rozwiązuje zawiłe i trudne problemy odwołując się do "inteligentnego Wszechświata", czy do Wszechświata, który "staje się coraz bardziej żywy"?

Nowsza metodologia nauk wyjaśnia, dlaczego pomimo wielu zarzutów darwinizm trzyma się mocno. By obalić darwinizm (i jakąkolwiek inną teorię naukową) nie wystarczy mnożenie argumentów go podważających (jak to się mówi - obalających). Fakty bowiem same nie mogą obalić teorii. Dlatego właśnie cytowany wyżej L_vtrup nie potrafił sensownie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego darwinowska teoria doboru naturalnego nie została porzucona, skoro wszystkie zamiary i cele tej teorii zostały sfalsyfikowane? [201] Odpowiedź jego była zbyt prosta: ponieważ jej zwolennicy nie chcą uznać falsyfikującego świadectwa. Rację miał Hegel ze znanej anegdoty o nim, że jeśli fakty są niezgodne z teorią, tym gorzej dla faktów. Teorię może obalić tylko inna teoria, na przykład przy pomocy faktów niezgodnych z pierwszą, a zgodnych z drugą. [202] Dopóki za jedyne alternatywy wobec darwinizmu wysuwać się będzie takie "koncepcje" jak Nowa Biologia, darwiniści mogą spać spokojnie.

Kazimierz  Jodkowski

Przypisy

[1] New Scientist, 9 August 1979, s. 456.

[2] Korzystam przy tym w dużym stopniu z analiz Alana Haywarda (Creation and Evolution..., Part I).

[3] Darwin, O powstawaniu gatunków..., s. 490.

[4] Tamże, s. 490-491.

[5] Por. tamże, s. 491-492.

[6] David Raup, Conflicts between Darwin and Paleontology, Bulletin of the Field Museum of Natural History, 50, January 1979.

[7] David M. Raup, The Geological and Paleontological Arguments of Creationism, w: Godfrey (ed.), Scientists..., s. 156 [147-162].

[8] David M. Raup, Evolution and the Fossil Record, Science 1981, vol. 213, s. 289.

[9] Por. Richard C. Lewontin, Adaptation, Scientific American, September 1978, 239 (3), s. 212-230 oraz Stephen J. Gould, Of Turtles, Vets, Elephants, and Castles, New Scientist, January 11, 1979 (cyt. za: Morris and Parker, What is Creation..., s. 34 i 54).

[10] Ang. punctuated equilibria. Ang. punctuated equilibria. Niektórzy polscy uczeni używają określenia "punktualizm" bądź "teoria punktowej równowagi". Nie wydaje się to być trafne językowo, gdyż polskiemu słowu "punkt" odpowiada angielskie "point", zaś "punctuated" tylko z wyglądu jest podobne do polskiego słowa "punktowa". Dlatego używam określenia "przerywana równowaga" jako trafniejsze i językowo, i merytorycznie. Wg teorii przerywanej równowagi "(1) nowe gatunki powstają drogą rozszczepienia linii filetycznej, (2) nowe gatunki rozwijają się szybko, (3) małe subpopulacje form rodzicielskich wzrastają do nowych gatunków, (4) nowe gatunki tworzą się w wielu małych częściach granic geograficznych gatunku rodzicielskiego - w izolowanych obszarach na peryferiach ich granic" (F.H.T. Rhodes, Gradualism, Punctuated Equilibrium and the Origin of Species, Nature 1983, vol. 305, No. 5932, s. 270 [269-272]; cyt. za: Krzysztof Łastowski, Dwa obrazy ewolucji w teorii Darwina, w: Piotr Buczkowski, Andrzej Klawiter (red.), Klasy - światopogląd - idealizacja, Poznańskie Studia z Filozofii Nauki, z. 9, PWN, Warszawa - Poznań 1985, s. 163 [163-182]). Jedynym usprawiedliwieniem dla używania słowa "punktowa" jest to, że w tym ujęciu ewolucja ma charakter punktowy czy wielopunktowy. Jednak jeśli jest to "punktowa", to "nierównowaga". Niektórzy zwolennicy teorii przerywanej równowagi, np. Stephen J. Gould, łączą ją z powstałą w latach 1930-tych koncepcją makromutacji (tzw. potworków rokujących nadzieję).

Według Przemysława Chylareckiego "w polskim piśmiennictwie stosuje się sześć terminów odpowiadających angielskiej nazwie tej teorii: 'teoria równowagi niestałej' (H. Szarski, Przegląd Zoologiczny 1984, vol. 28, s. 165), 'teoria przerywanej równowagi' (A. Dyrczowa, Kosmos 1985, vol. 34, s. 233), 'teoria naruszonej równowagi ewolucyjnej' (A. Hoffman, Wokół ewolucji, Warszawa 1983, s. 120), 'teoria równowagi punktowej' (K. Łastowski, Poznańskie Studia z Filozofii Nauki 1985, z. 9, s. 163), 'teoria nieciągłego stanu równowagi' (J. Kaźmierczak w przekładzie podręcznika D. Raupa i S. Stanleya, Podstawy paleontologii, Warszawa 1984, s. 367) oraz 'teoria serii przerywanych stanów równowagi' (L. Tomiałojć, Przegląd Zoologiczny 1983, vol. 27, s. 387)" (Przemysław Chylarecki, Punktualizm i gradualizm - wokół pewnej kontrowersji w biologii ewolucyjnej, w: Jerzy Brzeziński, Krzysztof Łastowski (red.), Filozoficzne i metodologiczne podstawy teorii naukowych, Poznańskie Studia z Filozofii Nauki, z. 11, PWN, Warszawa - Poznań 1989, s. 82 [81-107]).

[11] Eldredge, The Monkey...

[12] Por. Antoni Hoffman, Przedmowa, w: Gould, Niewczesny pogrzeb Darwina. Wybór esejów, Biblioteka Myśli Współczesnej, Państwowy Instytut Wydawniczy 1991, s. 13 [5-13].

[13] Niles Eldredge, An Ode to Adaptive Transformation, Nature, 8 April 1982, vol. 296, s. 508.

[14] W teorii ewolucji obok specjacji mówi się jeszcze o innym podstawowym sposobie ewoluowania - ewolucji filetycznej, kiedy zmianie ulega cała populacja.

[15] S.J. Gould, Species are not Specious, New Scientist, 2 August 1979, s. 374; tenże, Niewczesny pogrzeb Darwina..., s. 189.

[16] Stephen Jay Gould, Epizodyczny charakter zmian ewolucyjnych, w: tenże, Niewczesny pogrzeb Darwina..., s. 189 [183-190].

[17] Napisałem "zbliżyły się", a nie "są identyczne", gdyż teoria przerywanej równowagi przewiduje brak ogniw pośrednich między gatunkami, ale już nie między wyższymi grupami (por. Stephen Jay Gould, Ewolucja jako fakt i teoria, w: tenże,Niewczesny pogrzeb Darwina..., s. 137-138 [129-140]).

[18] Willi Hennig, Gründzuge einer Theorie der Phylogenetischen Systematik, Deutscher Zentralverlag, Berlin 1950; ten_e, Phylogenetic Systematics, Annual Review of Entomology 1965, vol. 10, s. 97-116; ten_e, Phylogenetic Systematics, University of Illinois Press, Urbana 1966. Popularne ujęcie kladystyki patrz w artykułach Michela de Pracontal, Kladystyka - nowa metoda klasyfikacji zwierząt, Problemy 1983, nr 10, s. 46-52 (oryginał ukazał się we francuskim czasopiśmie Science & Vie 1983, Nr 789) oraz Karola Sabatha, Skazani na kladyzm?, Problemy 1984, nr 11, s. 42-47, za którymi podałem prace klasyka kladystyki.

[19] Patrz w tej sprawie oprócz dalej cytowanych publikacji M. Ryszkiewicz, Spisek w Muzeum Historii Naturalnej, Kosmos, Seria A, 1981 nr 5 oraz M. Ryszkiewicz, Spisku w Muzeum Historii Naturalnej ciąg dalszy, Kosmos, Seria A, 1982, nr 1-2.

[20] Darwin's Death in South Kensington, Nature 289, 26 February 1981, s. 735.

[21] C. Patterson, Cladistics and classification, New Scientist, 29 April 1982, s. 303.

[22] Por. Luther D. Sunderland (kreacjonista), Darwin's Enigma. Fossils and Other Problems, Master Book Publishers, San Diego, California 1984, s. 65; por. też tamże, s. 90.

[23] List do Sunderlanda z 10 kwietnia 1979 (Sunderland, Darwin's Enigma..., s. 70; por. też tamże, s. 89).

[24] Wypowiedź w telewizji brytyjskiej w 1982 roku (wg Sunderland, Darwin's Enigma..., s. 70).

[25] Por. Sunderland, Darwin's Enigma..., s. 80.

[26] Por. Sunderland, Darwin's Enigma..., s. 87.

[27] Patterson, Evolution..., s. 145-146.

[28] Wypowiedź L.T. More'a w: R.L. Wysong, The Creation-Evolution Controversy, Inquiry Press, Midland, MI 1976, s. 31 (za: Sunderland, Darwin's Enigma..., s. 27).

[29] Por. wypowiedź Kitchera cytowaną w: Sunderland, Darwin's Enigma..., s. 91. Sunderland jednak twierdzi, że kilka miesięcy po debacie z Kitcherem przeprowadził bezpośredni wywiad z Pattersonem. Był on już po lekturze dwu kreacjonistycznych książek (Evolution? The Fossils Say No! Gisha oraz The Creation-Evolution Controversy Wysonga). W wywiadzie tym miał on wyraźnie potwierdzić, że nie zna żadnych form przejściowych oraz że ewolucjonizm oparty jest jedynie na wierze.

[30] Edward O. Dodson and George F. Howe, Creation or Evolution: Correspondence on the Current Controversy, University of Ottawa Press, Ottawa 1990.

[31] W jednym z jego artykułów z 1982 roku; Dodson nie znał cytowanej tu kilkakrotnie książki Sunderlanda.

[32] Patterson, Evolution...

[33] Colin Patterson, Address at American Museum of Natural History, New York, November 5, 1981, nieautoryzowany transkrypt rozpowszechniany przez kreacjonistów. Więcej na temat przemówienia Pattersona patrz w Pajewski, Stworzenie czy ewolucja?..., s. 39-40.

[34] C. Patterson, Are the reports of Darwin's death exaggerated?, Radio 4, October 1981. Te parafrazujące wypowiedź Marka Twaina słowa cytowane są w książce B. Leitha, The Descent of Darwin, Collins, London 1982, s. 109.

[35] E. Nordenski_ The History of Biology: A Survey (transl. L.B. Eyre), Kegan Paul, London 1929.

[36] New Scientist, 20 January 1983, s. 184.

[37] J.C. Willis, The Course of Evolution, Cambridge University Press, Cambridge 1940.

[38] P. Gavaudan, L'Evolution consid_e par un Botaniste-Cytologiste (angielskie tłumaczenie dokonane przez Aletheia Services, w: P.S. Moorhead and M.M. Kaplan (eds.), Mathematical Challenges to the neo-Darwinian Interpretation of Evolution, Wistar Institute Press, Philadelphia 1967).

[39] Kilkadziesiąt lat później twierdzenie to powtórzył Raup (patrz wyżej s. 120).

[40] Występuje jeszcze okółkowe ułożenie liści. Rys. pochodzi z: Andrew Sugden, Ilustrowany słownik botaniczny. Podstawy botaniki z ilustracjami i objaśnieniami, Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Wydawnictwo, Wrocław - Warszawa - Kraków 1992, s. 98.

[41] Jednocześnie z Willisem koncepcję makromutacji, ale już nie ograniczoną tylko do królestwa roślin, ogłosił Richard Goldschmidt (The Material Basis of Evolution, Yale University Press, 1940) oraz niemiecki paleontolog, Otto H. Schindewolf (Basic Questions in Paleontology, University of Chicago Press, Chicago 1993). Popularne przedstawienie idei Goldschmidta patrz w eseju Stephena Jaya Goulda pt. Powrót biecujących potworków w: tenże, Niewczesny pogrzeb Darwina..., s. 191-200. Por. też prace kreacjonistów w tej sprawie: Morris and Parker, What Is Creation Science..., s. 111-114 oraz Pajewski, Stworzenie czy ewolucja?..., s. 118-123.

[42] Willis, The Course..., s. 187, 188.

[43] C.P. Martin, A Non-Geneticist Looks at Evolution, American Scientist, January 1953, s. 100.

[44] Kerkut, Implications of Evolution..., s. 155.

[45] W.R. Thompson, Introduction to the Centenary Edition of Darwin's Origin of Species, Everyman Library No. 811, Dent, London 1956.

[46] Kerkut, Implications of Evolution..., s. 13.

[47] Por. tamże, s. 25.

[48] Por. tamże, s. 35.

[49] Por. tamże, s. 49.

[50] Por. tamże, s. 141.

[51] Por. tamże, s. 148.

[52] Por. tamże, s. 155.

[53] A.M. MacLeod and L.S. Cobley, Contemporary Botanical Thought, Oliver & Boyd, Edinburgh & London 1961.

[54] Tamże, s. 97.

[55] Tamże.

[56] Tamże, s. 113.

[57] René Taton (ed.), A General History of the Sciences, vol. 4, Thames & Hudson, London 1966, s. 446 (oryginał ukazał si jako La Science Contemporaine II, Presses Universitaires de France, Paris 1964).

[58] Gavaudan, L'Evolution...

[59] Klasyczne darwinowskie wyjaśnienie liczebności organizmów w poszczególnych klasach wielkości dał R.L. Lindeman (The Trophic Dynamic Aspects of Ecology, Ecology 1942, vol. 23, s. 399-418). Popularne przedstawienie jego idei patrz w książce Paula Colinvaux, Dlaczego tak mało jest wielkich drapieżników?, Biblioteka Problemów, PWN, Warszawa 1985, s. 33-53.

[60] Norman Macbeth, Darwin Retried, Dell Publishing Co., Delta Books, New York 1971.

[61] Z zarzutem takim stykał się Charles Lyell, kiedy prezentował swoją teorię geologicznego uniformitaryzmu. Krytycy twierdzili, że jeśli nie potrafi on wyjaśnić życia z jego różnorodnymi formami bez odwoływania się do czynnika nadnaturalnego, to nie ma on podstaw, by wykluczać siły nadnaturalne działające czasami w geologicznej historii Ziemi. (Por. Eiseley, Darwin's Century..., s. 110).

[62] Por. Macbeth, Darwin Retried..., s. 31.

[63] Przyznają to też inni ewolucjoniści: "Małe zmiany nie kumulują się" (słowa Francisco Ayali cytowane w: Roger Lewin, Evolutionary Theory Under Fire, Science, November 21, 1980, vol. 210, s. 884 [883-887]).

[64] Por. Macbeth, Darwin Retried..., s. 33, 35, 154, 157.

[65] Pogląd Macbetha potwierdzają inni ewolucjoniści: "Centralnym pytaniem konferencji w Chicago było to, czy mechanizmy leżące u podstaw mikroewolucji można ekstrapolować tak, by wyjaśnić zjawiska makroewolucji (...) można udzielić jasnej odpowiedzi - Nie" (Lewin, Evolutionary..., s. 883); "Nowe gatunki powstają na mocy jakiegoś odmiennego mechanizmu", nie przez mikroewolucyjną zmienność, jak sądził Darwin (J. Adler, Is Man a Subtle Accident?, Newsweek, November 3, 1980, s. 96 opisując poglądy paleontologa Stephena Stanleya; cyt. za: Nancy Pearcey, Evolution After Darwin - What's Left?, Bible-Science Newsletter, August 1985, vol. 23, No. 8, s. 9 [7-11]).

[66] W tym duchu należy rozumieć cytowaną w ods. 399 wypowiedź Ayali, jednego z czołowych przedstawicieli nurtu akcentującego występowanie makromutacji (tzw. potworków rokujących nadzieję).

[67] Por. Luther D. Sunderland, What's Wrong with Darwinism [wywiad z Normanem Macbethem], Contrast, Bible-Science Newsletter, May-June 1985, vol. 4, No. 3.

[68] T. Dobzhansky, recenzja pierwszego (francuskiego) wydania książki Grasségo, Evolution, June 1975, vol. 29, No. 2, s. 376. Douglas Futuyma jednak scharakteryzował Grasségo dużo mniej przychylnie: jako tego, "który kontynuuje francuską tradycję odrzucania doboru naturalnego na rzecz lamarckizmu (z historycznych powodów francuskiej filozofii oraz szowinizmu)" (Futuyma, Science..., s. 179).

[69] P.-P. GrasséEvolution of Living Organisms, Academic Press, New York & London 1977.

[70] Tamże, s. 225 (podkr. Grassé).

[71] Tamże, s. 217.

[72] S. Ohno, Evolution by Gene Duplication, Springer-Verlag, Berlin & New York 1970.

[73] GrasséEvolution of Living Organisms..., s. 218.

[74] Tamże, s. 119 (podkr. Grassé).

[75] Tamże, s. 163.

[76] Tamże, s. 104.

[77] Tamże, s. 6.

[78] Tamże, s. 103.

[79] Tamże, s. 50.

[80] Tamże, s. 107.

[81] Tamże, s. 128.

[82] Tamże, s. 166.

[83] Tamże, s. 216.

[84] Ernst Chain, Social Responsibility and the Scientist in Modern Western Society, Council of Christians and Jews, London 1970.

[85] Tamże, s. 25.

[86] Tamże, s. 26.

[87] Denton, Evolution: A Theory in Crisis...

[88] Obecnie (1999 rok) zajmuje się genetyką człowieka na Wydziale Biochemii Uniwersytetu Otago w Dunedin, New Zealand (według: Phillip E. Johnson and Denis O. Lamoureux, Darwinism Defeated? The Johnson-Lamoureux Debate on Biological Origins, Regent College Publishing, Vancouver 1999).

[89] Por. tamże, s. 65.

[90] Por. tamże, s. 67.

[91] Bernhard Rensch, Evolution above the Species Level, Columbia University Press, New York 1959, s. 57 (cyt. za: Denton, Evolution: A Theory in Crisis..., s. 86 i 92).

[92] Por. Denton, Evolution: A Theory in Crisis..., s. 149.

[93] Por. tamże, s. 190.

[94] Por. tamże, s. 200-201.

[95] Por. tamże, s. 249.

[96] Por. tamże, s. 261.

[97] Tamże, s. 263.

[98] Por. tamże, s. 290.

[99] Por. tamże, s. 292.

[100] Por. tamże, s. 344.

[101] Tamże, s. 345.

[102] Por. tamże, s. 357-358.

[103] Por. tamże, s. 358.

[104] Michael Denton, Nature's Destiny - How the Laws of Biology Reveal Purpose in the Universe, Free Press, New York 1998.

[105] Por. Michael J. Oard, Book Review: Nature's Destiny - How the Laws of Biology Reveal Purpose in the Universe by Michael J. Denton, Creation Research Society Quarterly 1999, vol. 36, No. 1, s. 25.

[106] Por. Denton, Nature's Destiny..., s. ix.

[107] Tamże, s. 265.

[108] Por. tamże, s. 288.

[109] Por. tamże, s. 292.

[110] Tamże, s. 293.

[111] Por. tamże, s. 295.

[112] Søren Løvtrup, Darwinism: The Refutation of a Myth, Croom Helm, London, New York and Sydney 1987.

[113] Løvtrup, Darwinism..., s. 344.

[114] Tamże, s. 352.

[115] Tamże, s. 369.

[116] Jonathan Weiner, The Beak of the Finch. Evolution in Real Time, Knopf/Random House 1994.

[117] Jonathan Weiner, Evolution Made Visible, Science, 6 January 1995, vol. 267, s. 30 [30-33].

[118] George L. Gabor Miklos, Emergence of organizational complexities during metazoan evolution: perspectives from molecular biology, palaeontology and neo-Darwinism, Mem. Ass. Australas. Palaeontolos 1993, vol. 15, s. 25 [7-41].

[119] Tamże, s. 26.

[120] George L. Gabor Miklos and K.S.W. Campbell, From protein domains to extinct phyla: Reverse-engineering approaches to the evolution of biological complexities, w: Stefan Bengston (ed.), Early Life on Earth, Nobel Symposium No. 84, Columbia University Press, Columbia 1993, s. 515 [501-516].

[121] Z dziesiątków wypowiedzi zacytuję jedną: "Powszechną praktyką ewolucjonistów jest przedstawianie wielu ilustracji mikroewolucji i twierdzenie, że aby doprowadzić do megaewolucji [makroewolucji], proces ten potrzebuje jedynie czasu. Prawdziwości tego założenia nigdy nie można wykazać, gdyż jedną z najpełniej uzasadnionych zasad biologii jest stwierdzenie, że wszystkie procesy zmienności, występujące u roślin i zwierząt, mogą wytworzyć jedynie inną odmianę w ramach podstawowego typu, który już istnieje" (Frank Lewis Marsh, The Form and Structure of Living Things, Creation Research Society Quarterly 1969, vol. 6, s. 21 [13-26]).

[122] Gerald F. Joyce and Leslie E. Orgel, Prospects for Understanding the Origin of the RNA World, w: The RNA World, Cold Spring Harbor Laboratory Press, Cold Spring Harbor, NY 1993, s. 19 [1-25].

[123] Tamże, s. 17.

[124] Tamże, s. 19.

[125] Tamże.

[126] Antonio Lazcano and Stanley L. Miller, How Long Did It Take for Life to Begin and Evolve to Cyanobacteria, Journal of Molecular Evolution 1994, vol. 39, s. 548 [546-554].

[127] Cyt. za: Brian Goodwin, Neo-Darwinism Has Failed as an Evolutionary Theory, Times Higher Education supplement 1995, May 19 (dotarłem do tego tekstu za pośrednictwem Internetu: http://thesis. newsint.co.uk/special/goodwin.html).

[128] Dawkins, Ślepy zegarmistrz...

[129] Lewis Wolpert, The Triumph of the Embryo, Oxford University Press, Oxford 1991 (cyt. za Goodwin, Neo-Darwinism...).

[130] Goodwin, Neo-Darwinism...

[131] Brian Goodwin, Gerry Webster, The Origin of Species: A Structuralist Approach, Journal of Social and Biological Structures 1982, vol. 5, s. 44 [15-47].

[132] Tamże, s. 44-45.

[133] Brian Goodwin, Morphogenesis and Heredity, w: M.W. Ho and S.W. Fox (eds.), Evolutionary Processes and Metaphors, John Wiley, London 1988, s. 158.

[134] Brian Goodwin, How the Leopard Changed Its Spots: The Evolution of Complexity, Charles Scribner's Sons, 1994.

[135] Tamże, s. viii. Goodwin cytuje też słowa Mayra, że "nie ma jasnego świadectwa (...) dla stopniowego wyłaniania się jakiejkolwiek ewolucyjnej nowości" (tamże, s. viii oraz bez cytowania s. 179).

[136] Tamże, s. ix.

[137] Tamże, s. 33-34.

[138] Tamże, s. ix.

[139] Por. tamże, s. 1.

[140] Matt Ridley, The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature, Macmillan Pub. Co, New York - Maxwell Macmillan Canada, Toronto - Maxwell Macmillan International, New York 1994.

[141] Goodwin, Neo-Darwinism... Goodwin, Neo-Darwinism... Doc. dr hab. Paweł Grieb, fizjolog pracujący w Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej Polskiej Akademii Nauk, poważnie jednak traktuje to wyjaśnienia kształtu ciała kobiety, choć - co prawda - w artykule popularnonaukowym (Paweł Grieb, Teoria ewolucji dla zakochanych, Wiedza i Życie 1996, nr 5, s. 19 [16-19]).

[142] Gould, Niewczesny pogrzeb Darwina..., s. 147.

[143] Patrz na przykład F.B. Salisbury, Natural selection and the complexity of the gene, Nature 1969, vol. 224, s. 342-343; L.M. Spetner, Natural selection versus gene uniqueness, Nature 1970, vol. 226, s. 948. Patrz też starszą pracę zbiorową O powstaniu życia. Hipotezy i teorie, Warszawa 1957, s. 360 i 362, gdzie podano, że Blum w 1951 roku obliczył, iż szansa utworzenia łańcucha polipeptydowego przez 10 aminokwasów wynosi zaledwie 10-20 (cyt. za Granat, Teodycea..., s. 130). Pewien kreacjonista oszacował prawdopodobieństwo, aby aminokwasy mogły kiedykolwiek w niekierowany sposób połączyć się tworząc konieczne białka, jako mniejsze niż 1 do 1067 dla nawet niewielkiego białka, które miałoby powstać przypadkowo w idealnej mieszance związków chemicznych, w idealnej atmosferze i mając 100 miliardów lat czasu (to jest 10-20 razy więcej, niż zakładany przez ewolucjonistów wiek Ziemi) (por. A.J. White, Uniformitarianism, Probability and Evolution, Creation Research Society Quarterly June 1972, vol. 9, No. 1, s. 32-37). Ewolucjonista Paul Erbrich uznał, że "Prawdopodobieństwo (...) konwergentnej ewolucji dwu białek posiadających w przybliżeniu tę samą strukturę i funkcję jest zbyt niskie, by można ją było przyjąć, nawet gdy zachodzą wszystkie możliwe okoliczności, które wydają się zwiększać prawdopodobieństwo takiej konwergencji. Jeśli tak jest, to trudno sobie wyobrazić, by wiarygodność przypadkowej ewolucji dwu lub więcej różnych ale funkcjonalnie pokrewnych białek była większa" (Paul Erbrich, On the Probability of the Emergence of a Protein with a Particular Function, Acta Biotheoretica 1985, vol. 34, s. 53-80; cytat z abstraktu). Patrz też niżej fragmenty paragrafów poświęconych Wickramasinghe'emu (s. 155) oraz Głogoczowskiemu (s. 159), a także ods. 1145 na s. 361.

[144] F. Hoyle, The Universe: Past and Present Reflections, University College, Cardiff 1981; ten_e, Steady-State Cosmology Revisited, University College, Cardiff 1980.

[145] "Kłopot polega na tym, że istnieje około dwóch tysięcy enzymów, a prawdopodobieństwo otrzymania ich wszystkich w przypadkowych próbach wynosi jeden na (10 20) 2 000 = 10 40 000 , co jest niesamowicie małe, by mogło się zrealizować, nawet gdyby cały Wszechświat był wypełniony zupą organiczną" (Hoyle and Wickramasinghe, Evolution from Space..., s. 24).

[146] Liczba cząstek elementarnych we Wszechświecie według jednego z oszacowań jest rzędu 1079 (por. Bondi, Kosmologia..., s. 207).

[147] "Zdarzenia, których prawdopodobieństwo jest skrajnie małe, nigdy nie zachodzą. (...) O zajściu zdarzenia, którego prawdopodobieństwo jest mniejsze niż jeden na dziesięć do 50-tej potęgi, możemy powiedzieć, że z pewnością nigdy nie nastąpi" (Emile Borel, Elements of the Theory of Probability, Prentice-Hall, New Jersey, 1965, s. 57, 62). Por. też I.L. Cohen, Darwin Was Wrong - A Study in Probabilities, New Research Publications, Inc., P.O. Box 231, Greenvale, New York 11548, 1984, s. 205.

[148] M. Ridley, Extraterrestrial genes, New Scientist, 15 October 1981, s. 188.

[149] H.N.V. Temperley, Could life have happened by accident?, New Scientist, 19 August 1982, s. 505.

[150] F. Hoyle, Our Place in the Cosmos, J.M. Dent, London 1993, s. 127-128.

[151] Tamże, s. 132-136, 175.

[152] Tamże, s. 33.

[153] Tamże, s. 129-132, 175.

[154] Tamże, s. 10, 13-15, 65.

[155] F. Hoyle, The big bang in astronomy, New Scientist, 19 November 1981, vol. 92, No. 1280, s. 521.

[156] Cyt. za: Threats on life of controversial astronomer, New Scientist, 21 January 1982, s. 140 (tekst bez podpisu).

[157] Hoyle and Wickramasinghe, Evolution from Space..., s. 87.

[158] H.S. Lipson, A Physicist Looks at Evolution, Physics Bulletin 1980, vol. 31, s. 138.

[159] H.S. Lipson, A Physicist Looks at Evolution, Physics Bulletin 1979, vol. 30, s. 140; 1980, vol. 31, s. 138; 1981, vol. 31, s. 337.

[160] New Scientist, 14 May 1981, s. 452 (cyt. za: Hayward, Creation and Evolution..., s. 37-38).

[161] Moorhead and Kaplan (eds.), Mathematical...

[162] Patrz Stanisław M. Ulam, Przygody matematyka, Prószyński i S-ka, Warszawa 1996.

[163] Moorhead and Kaplan (eds.), Mathematical..., s. 29 (podkr. moje - KJ).

[164] Moorhead and Kaplan (eds.), Mathematical..., s. 30.

[165] Profesor Richard M. Burian z Virginia Polytechnic Institute and State University w Blacksburgu, Virginia; list z 23 września 1986 roku.

[166] Marek Głogoczowski, Czy życie mogło powstać w sposób spontaniczny?, Problemy 1984, nr 12, s. 53-54.

[167] Głogoczowski, Czy życie..., s. 54.

[168] J. Ninio, Les approches mol_laires d'evolution, Masson, Pary_ 1979.

[169]  W tej sprawie por. s. 154, wyżej.

[170] Lee M. Spetner, Not By Chance! Shattering the Modern Theory of Evolution, The Judaica Press, Brooklyn, NY 1997.

[171] Arthur Koestler, The Case of the Midwife Toad, Hutchinson, London 1971 (podkr. Koestlera).

[172] Arthur Koestler, Nothing but, w: R. Duncan and M. Weston-Smith (ed.), Lying Truths, Pergamon, Oxford 1979, s. 200 (podkr. Koestlera).

[173] E.W.F. Tomlin, Fallacies of Evolutionary Thinking, w: R. Duncan and M. Weston-Smith (eds.), The Encyclopedia of Ignorance, Pergamon, London and New York 1977, s. 227 (podkr. Tomlina).

[174] Hitching, The Neck of the Giraffe..., s. 12.

[175] Hitching, The Neck of the Giraffe..., s. 19.

[176] N.J. Berrill, The Origin of Vertebrates, Oxford University Press, London 1955.

[177] David Attenborough, Life on Earth, Collins, London 1979 (cyt. wg wydania polskiego: David Attenborough, Życie na Ziemi. Historia natury, Wydawnictwo WILGA, Warszawa [b.r.w.], s. 112).

[178] Podobnie uważa Phillip E. Johnson: "problemy te [z ewolucją wielorybów] są ogromne. wieloryby mają skomplikowane organy umożliwiające głębokie nurkowanie, porozumiewanie się pod wodą przy pomocy dźwięku a nawet karmienie piersią bez zasysania wody morskiej przez młode. Odtwarzanie przystosowawczego krok po kroku rozwoju każdej z tych cech stwarza takie same problemu, jakie pojawiły się w związku z próbą wyjaśnienia powstania skrzydła i oka. Problemem są nawet szczątkowe odnóża. W jakimż procesie darwinowskim użyteczne tylne nogi zdegenerowały się do rozmiarów szczątkowych i w jakim stadium przekształcenia gryzonia w potwora morskiego to zaszło? Czy przednie kończyny gryzonia przekształciły się stopniowo w płetwy? Nic nie słyszymy o tych trudnościach, bo dla darwinistów problemy nierozwiązywalne to problemy nieistotne" (Johnson, Darwin on Trial..., s. 86-87; Johnson, Sąd nad Darwinem..., s. 110-111).

[179] J.G.M. Thewissen, S.T. Hussain and M. Arif, Fossil evidence for the origin of aquatic locomotion in Archeocete whales, Science 1994, vol. 263, s. 210-212.

[180] W: M.J. Benton (ed.), The Phylogeny and Classification of the Tetrapods, Clarendon, Oxford 1988, vol. 2, s. 201-234.

[181] A. Berta, What is a whale?, Science 1994, vol. 263, s. 180-182.

[182] Por. Encyclopedia Brittanica, 15th Edition, 1992, vol. 23, s. 434.

[183] Taylor, The Great Evolution Mystery...

[184] Gould (Błędnie nazwany, niewłaściwie traktowany i nie zrozumiany łoś irlandzki, w: tenże, Niewczesny pogrzeb Darwina..., s. 54-66) podaje dwa rozwiązania tego problemu: relacja allometryczna (rozmiary rogów rosną szybciej niż rozmiary ciała) oraz rola demonstracyjna wobec innych samców w walce o samice.

[185] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 57.

[186] Może cytat z podręcznika pomoże zrozumieć wysoce skomplikowaną budowę pióra: "Wyróżnia się dwa rodzaje piór, konturowe i puchowe. Typowe pióro konturowe składa się z osi i chorągiewki. Dolna część osi, dutka, tkwi w skórze, a na jej przedłużeniu, na stosinie, rozpina się chorągiewka. W rurkowatej dutce znajduje się zasuszona brodawka skóry właściwej (dusza pióra), na której pióro wyrosło. chorągiewka składa się z gałęzi ustawionych w jednej płaszczyźnie, po obu bokach stosiny. Sąsiednie gałęzie łączą ze sobą promienie w ten sposób, że haczyki jednych zachodzą za odpowiednie listewki drugich i mocno się w nich zakotwiczają. Ptak przywraca każde rozluźnienie tego układu do pierwotnego stanu gładząc pióra dziobem." (Henryk Szarski (red.), Anatomia porównawcza kręgowców, PWN, Warszawa 1982, s. 64). Występują jeszcze różne odmiany tego pióra.

[187] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 67.

[188] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 98.

[189] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 2.

[190] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 2.

[191] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 159.

[192] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 163.

[193] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 206.

[194] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 207.

[195] Taylor, The Great Evolution Mystery..., s. 245.

[196] Pominąłem np. H. Grahama Cannona (The Evolution of Living Things, Manchester University Press, 1958), Davida Stove'a (So You Think You Are a Darwinian?, Philosophy 1994, vol. 69, s. 267-277; tenże, Darwinian Fairytales, Avebury Series in Philosophy, Avebury, 1996), Josefa H. Reichholfa (Twórczy impuls. Nowe spojrzenie na ewolucję, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996) oraz Richarda Miltona (Shattering the Myths of Darwinism, Park Street Press, Rochester, Vermont 1997).

[197] Por. wypowiedź na ten temat polskiego biologa: "mechanizmy proponowane przez syntetyczną teorię ewolucji przekonująco wyjaśniają, jak mogło dojść do obserwowanego zróżnicowania biedronek lub muchomorów, ale pozostają niezadowalające dla wyjaśnienia, jak powstały grzyby lub owady. Szczególnie model sugerujący, iż duże obserwowane zmiany jakościowe w ewolucji wyprowadzić można z akumulacji licznych drobnych i przypadkowych mutacji oraz z uwarunkowanych naciskami środowiskowymi zmian we frekwencji alleli w populacjach, wydaje się niewystarczający. Jeszcze więcej można mieć wątpliwości co do istotnego znaczenia rekombinacji genetycznej jako głównego źródła zmienności dla procesów ewolucyjnych na większą skalę. To, że na tej drodze może ulec przekształceniu noga lub oko dajmy na to aligatora, nie zmienia faktu, że zmiana dotyczyć będzie nogi i oka aligatora właśnie, a więc dotyczyć będzie ciągle modyfikacji konkretnego planu budowy. Nie wyjaśnia nam wcale, jak ten plan mógł powstać w przeszłości. Wszystkie konkretne informacje, przytaczane na poparcie tezy, iż koncepcja doboru naturalnego wystarczająco dobrze tłumaczy istotę zjawisk ewolucyjnych, dotyczą drobnych modyfikacji istniejących już w przyrodzie planów budowy, dotyczą mikroewolucji i specjacji, a więc zjawisk o innej skali i znaczeniu niż powstawanie zupełnie nowych, nie istniejących wcześniej planów budowy, a więc ewolucji w skali makro (makroewolucji)" (Andrzej Joachimiak, Kwestia doboru, w: Eugeniusz Moczydłowski (red.), Pan Bóg czy dobór naturalny..., s. 132-133 [126-139].

[198] E.J. Ambrose, The Nature and Origin of the Biological World, Wiley, Chichester and New York 1982.

[199] F. Crick, Life Itself: Its Origins and Nature, Macdonald, London and Sydney Simon and Schuster, Inc., New York 1981.

[200] Hitching, The Neck of the Giraffe...

[201] Patrz Løvtrup, Darwinism..., s. 352. Patrz też wyżej, s. 144.

[202] "Żaden eksperyment, doniesienie eksperymentalne, twierdzenie obserwacyjne czy dobrze skoroborowana hipoteza falsyfikująca niskiego rzędu nie mogą samotnie doprowadzić do falsyfikacji. Nie ma falsyfikacji przed pojawieniem się lepszej teorii" (Imre Lakatos, Falsification and the Methodology of Scientific Research Programmes, w: Imre Lakatos and Alan Musgrave (eds.), Criticism and the Growth of Knowledge. Proceedings of the International Colloquium in the Philosophy of Science, London, 1965, Cambridge University Press 1970, s. 119 [91-196]; przedruk. w: Imre Lakatos, The methodology of scientific research programmes. Philosophical Papers, vol. 1, Cambridge University Press, Cambridge London New York Melbourne 1978, s. 35 [8-101). uważał Feyerabend: "Najlepszą krytyką teorii jest inna teoria, która może ją zastąpić" (Paul K. Feyerabend, Reply to Criticism: Comments on Smart, Sellars and Putnam, w: R.S. Cohen and M.W. Wartofsky (eds.), In Honor of Philipp Frank, Boston Studies in the Philosophy of Science vol. 2, D. Reidel Publishing Company, Dordrecht Holland 1965, s. 227 [223-261]). Por. też w tej sprawie Stefan Amsterdamski, Między doświadczeniem a metafizyką, KiW, Warszawa 1973, s. 184-186 oraz Jodkowski, Wspólnoty uczonych..., s. 59, 153-154.

Źródło: Kazimierz Jodkowski, Metodologiczne aspekty kontrowersji ewolucjonizm-kreacjonizm, "Realizm. Racjonalność. Relatywizm", Wydawnictwo UMCS, Lublin 1998, s. 121-177. Rozdział 2 pt. "Ewolucjonizm bez Darwina?" Skrócone cytowania dotyczą pozycji, o których była mowa w Rozdziale 1 książki. Odwołania do numerów stron dotyczą wersji wydrukowanej. Artykuł ten został zmirrorowany ze strony autora.

Akcje Dokumentu
« Marzec 2024 »
Marzec
PnWtŚrCzPtSbNd
123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031