Narzędzia osobiste
Jesteś w: Start Artykuły Księga Rodzaju a historia

Księga Rodzaju a historia

- Nie wiem, czy się z tobą zgadzam - powiedział mój przyjaciel.

- Ale to nie ze mną się nie zgadzasz - odpowiedziałam. - Nie zgadzasz się ze św. Pawłem. - Wówczas nie przedstawiałam swojej własnej opinii, ale wyjaśniałam, czego Paweł apostoł naucza w 1 liście do Koryntian.

- No to dobrze, nie zgadzam się ze św. Pawłem.

W ten sposób do czegoś doszliśmy. Wśród chrześcijan jedną rzeczą jest nie zgadzanie się, jak interpretować to, co Biblia mówi. Zupełnie inną rzeczą jest lekceważenie tego, co Biblia mówi.

Ale mój przyjaciel nie widział tu żadnego problemu. Jego zdaniem chrześcijanin nie jest związany tym, co Pismo Święte mówi. Pismo Święte zostało napisano dawno temu przez ludzi przedstawiających swoje własne najlepsze rozumienie spraw pod kierunkiem Ducha Świętego. Podobnie dzisiaj przedstawiamy nasze najlepsze rozumienie spraw pod kierunkiem Ducha Świętego. To, co Biblia mówi, niejednokrotnie pomaga, ale nie jest to ostatnie słowo w żadnej sprawie.

Wśród chrześcijan jedną rzeczą jest nie zgadzanie się jak interpretować to, co Biblia mówi. Zupełnie inną rzeczą jest lekceważenie tego, co Biblia mówi. Czy Biblia jest wytworem starożytnych ludzi przedstawiających swoje własne najlepsze opinie, a wóczas możemy swobodnie odrzucać, co tylko uznamy za fałszywe? Czy też jest to Słowo Boże, a więc nie może być fałszywe, bo sam Bóg byłby kłamcą?

No i co? Czy chrześcijanie są związani przez to, czego Pismo Święte naucza? Ponieważ większość kreacjonistów mocno opiera się na naukach pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju, pytanie to ma wielkie znaczenie dla kontrowersji kreacjonizm-ewolucjonizm. Czy Biblia jest wytworem starożytnych ludzi przedstawiających swoje najlepsze opinie, a wówczas możemy swobodnie odrzucać wszystko to, co uznamy za fałszywe? Czy też jest to Słowo Boże, a więc nie może być fałszywe, bo sam Bóg byłby kłamcą?

Jest to jednak tylko pierwszy krok. Jeśli dojdziemy do wniosku, że Pismo Święte jest faktycznie Słowem Bożym, to nadal musimy rozstrzygnąć, jak je interpretować. Weźmy chociaż te kluczowe pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju: w jakim stopniu mówią nam one o świecie? Czy opowieści o stworzeniu oraz Adamie i Ewie mówią nam o czymś, co faktycznie zaszło w historii, czy są tylko "językiem obrazowym" wymyślonym po to, by nauczyć nas pewnych prawd duchowych?

Wśród chrześcijan ewangelicznych są to kluczowe kwestie, dzielące kreacjonistów i teistycznych ewolucjonistów. Jeśli Księga Rodzaju dostarcza nam rzetelnej informacji na temat świata, to informację te należy wziąć pod uwagę, gdy formułujemy teorie naukowe. Jest to pogląd akceptowany przez kreacjonistów. Jeśli zamiast tego opowieści Księgi Rodzaju są pewnego rodzaju parabolą, zamierzoną do przenoszenia duchowego posłania jedynie, to nie stanowią one żadnego ograniczenia dla utrzymywanych przez nas teorii naukowych. Jak długo utrzymujemy, że Bóg w jakiś sposób stoi za nimi, możemy utrzymywać wszelkie idee naukowe, jakie uznajemy za dogodne, bez popadania w konflikt z Pismem Świętym.

Oto więc są sprawy do rozważenie w tym artykule: Po pierwsze, czy Pismo Święte jest prawdziwe we wszystkich dziedzinach i na zawsze? Po drugie, jeśli jest ono prawdziwe, to jak je interpretować, zwłaszcza pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju.


Najbardziej sporna sprawa

Odpowiedźcie szybko, jaka sprawa wywołuje największą kontrowersję wśród dzisiejszych ewangelicznych teologów? Odpowiedź brzmi: sprawa Pisma Świętego. Najgorętsze dyskusje w naszych czasach koncentrują się na pytaniu, w jakim sensie Biblia jest prawdziwa?

Odpowiedzi, jakich chrześcijanie ewangeliczni udzielają na to pytanie, można podzielić na trzy kategorie:

  1. Biblia jest omylną księgą napisaną przez omylnych ludzi. Jest ona jedyna w swoim rodzaju jedynie w tym sensie, że Bóg jej używa pomimo jej błędów wzywając ludzi do wiary.
  2. Biblia jest prawdziwa i obdarzona autorytetem, ale tylko w sprawach wiary i moralności. Przenosi ona duchowe posłanie przy pomocy opowieści, które same niekoniecznie są prawdziwe czy dokładne.
  3. Biblia jest prawdziwa na każdym poziomie, zarówno w sprawach wiary, jak i historii, geografii, psychologii itd.

Kategoria nr 1: mylić się jest rzeczą ludzką

Rozważmy kategorię nr 1. Faktycznie pogląd ten nie jest w ogóle z wielu praktycznych powodów ewangeliczny, ale neoortodoksyjny. Jednak coraz więcej chrześcijan, uważających się za chrześcijan ewangelicznych, podpisuje się pod nim. Odrzucają oni tym samym nie tylko historyczną dokładność Biblii, ale czują się też swobodni w odrzucaniu pewnych zasad doktrynalnych lub moralnych, o ile uznają je za "bezowocne".

Mój przyjaciel jest tego przykładem. Był on przewodniczącym oddziału InterVarsity na naszym miejscowym uniwersytecie, a jednak uważał, że wolno mu odrzucić wszystko w Piśmie Świętym, co było uderzająco "przestarzałe" bądź sprzeczne z jego własnym doświadczeniem. Duch mnie prowadzi, podkreślał, i to tylko się liczy.

Problem z takim poglądem polega na tym, że gdy już zdecydujemy się, że Pismo Święte myli się w niektórych swoich naukach, to w zasadzie nie ma sposobu zatrzymania się. Jeśli autorzy biblijni mylili się w jednej dziedzinie, to skąd możemy wiedzieć, że nie mylili się w innych - nawet w tych, w których akceptujemy ich nauczanie? W wyniku otrzymujemy czysty subiektywizm: każdy przyjmuje to, co wydaje się mu być sympatyczne, i odrzuca całą resztę.

Jeden może przyjmować wszystkie główne nauki Pisma Świętego i w ten sposób doktrynalnie podpadać pod kategorię chrześcijanina ewangelicznego. Drugi może odrzucać wszystko z wyjątkiem mętnych idei na temat Boga jako miłości. Istota polega na tym, że nie ma zasady, która kierowałaby nami w wyborze, które części Biblii przyjąć, a które odrzucić.

O ile, oczywiście, nie realizujemy zasady pochodzącej spoza biblijnego źródła. Wiele chrześcijańskich feministek na przykład odrzuca to wszystko w Piśmie Świętym, co niezgodne jest z feminizmem. Podobnie wielu chrześcijan odrzuca wszystko, co niezgodne jest z ewolucjonizmem. Postawa taka osiągnęła swój skrajny wyraz w XIX wieku w postaci hipotezy Grafa-Wellhausena, która doprowadziła niektórych teologów do odrzucenia lub poprzestawiania dużej części Biblii, aby dostosować ją do wcześniejszej koncepcji, jak religie ewoluują od prostych do złożonych. [1] W liberalnych seminariach nadal naucza się podstawowych celów teorii Grafa-Wellhausena.

Jasne jest, że jeśli przyjmiemy jakąś zasadę kierowniczą spoza Biblii, to nie możemy już więcej mieć pretensji do posiadania biblijnych poglądów. Zamiast tego udzielamy pierwszeństwa nad Biblią jakiemuś innemu zbiorowi idei: to je właśnie utrzymujemy jako ostateczną prawdę, a to, co Biblia mówi, należy tak zinterpretować, aby pasowało do tej prawdy.


Milczący Bóg

Nie rozumiemy w pełni jakiejś idei, dopóki nie dowiemy się, skąd ona pochodzi. Skąd się wziął pomysł, że Biblia jest omylna i jest dziełem omylnych ludzi? Na pewno nie z badań samego Pisma Świętego, bowiem twierdzi ono, że jest Słowem Boga Samego. Niemal każda strona głosi "Tak mówi Pan". A jeśli tak jest, to nie może zawierać fałszu, gdyż Bóg byłby kłamcą.

Innymi słowy, gdyby to, co czytamy w Biblii, było objawione przez Boga, to musiałaby ona być prawdą. Kluczem jest idea objawienia. Historycznie rzecz biorąc uczeni zaczęli zaprzeczać prawdziwości Pisma Świętego wtedy, gdy zaprzeczyli, że jest ono objawione.

Częściowo z powodu sukcesów nauki, wielu uczonych XVII i XIX stulecia przyjęło filozofię naturalizmu: przyroda jest wszystkim, co istnieje; nie ma niczego poza nią, niczego nadnaturalnego. Ale idea objawienia jest wyraźnie nadnaturalistyczna. Biblia twierdzi, że Sam Bóg może przemawiać do Człowieka. Bóg może włamać się do sfery naturalnej i coś nam powiedzieć - nie tylko dać jakieś mistyczne doświadczenie; wszystkie religie dają mistyczne doświadczenia - ale dostarczyć nam faktycznej informacji o Sobie Samym i świecie, jaki stworzył.

Ci, którzy odrzucają to, co nadnaturalne, muszą też odrzucić objawienie. Zamiast przyjąć twierdzenie Biblii, że jest Słowem Boga, naturaliści muszą postrzegać ją jako dzieło samego człowieka. A jeśli jest ona rezultatem ludzkiej intuicji i ludzkiego tylko wysiłku, to nie ma podstaw, by nadawać jej jakiś szczególny rodzaj prawdy. Tak jak przekonanie, że Biblia pochodzi od Boga, znaczy, że musi ona być całkowicie prawdziwa, tak przekonanie, że pochodzi ona od człowieka, znaczy, że musi ona zawierać błędy. Musi ona obejmować ograniczone i błędne poglądy przyjmowane w czasie jej pisania.

Pomysł, że Biblia pełna jest błędów, nie wypływa przede wszystkim z faktów jej zaprzeczających. Pomysł ten powstał, zanim nauka czy archeologia rozwinęły się do tego stopnia, by pozwolić na testowanie jakichś konkretnych twierdzeń Biblii na temat świata przyrodniczego i historii. Idea omylności Pisma Świętego wyłoniła się zamiast tego z filozoficznego zaangażowania po stronie naturalizmu. Jeśli przyjmiemy, że przyroda jest wszystkim, co istnieje, to wówczas każde twierdzenie o nadnaturalnym wydarzeniu musi być fałszywe. A Biblia jest przepełniona takimi twierdzeniami - a więc musi być fałszywa i nienaukowa.

W rzeczywistości jeśli zaczniemy uwzględniać fakty, to argument na rzecz wiarygodności Biblii faktycznie stał się silniejszy po powstaniu współczesnej nauki. Odkrycia archeologów stale potwierdzały biblijne ujęcie historii, ku wielkiemu zakłopotaniu krytyków. A obecnie, gdy rozwija się naukowy kreacjonizm, widzimy wyraźniej, że fakty naukowe popierają biblijne ujęcie także, jeśli chodzi o jej twierdzenia dotyczące świata przyrody.

Gdy sobie uświadomimy, skąd się bierze sceptycyzm wobec Biblii, to stanie się on dużo mniej przekonujący. To nie fakty wymuszają na nas sceptycyzm - jest on wynikiem wyboru przyjęcia naturalistycznego założenia. Ponieważ sam naturalizm nie jest przekonującą filozofią [2] i ponieważ pociąga porzucenie nie tylko objawienia, ale także każdej innej wielkiej doktryny biblijnej (doktryny stworzenia, wcielenia i zbawienia są w równie wielkim stopniu nadnaturalne), to nie ma powodu, by akceptować naturalizm czy któryś z jego destrukcyjnych rezultatów.

Nie znaczy to, że każda trudność między Biblią a nauką została rozwiązana. Niektóre trudności pozostaną tak długo, jak długo nasza wiedza będzie niekompletna - to znaczy zawsze. Ale Biblię popiera duży zespół faktów, na przekór krytykom, którzy niegdyś tak ufnie ogłaszali ją mitem i legendą. W rezultacie mamy dobre podstawy, by przyjmować podstawową wiarygodność zapisu biblijnego. A jeśli jest on wiarygodny w dziedzinach, które możemy stestować przy pomocy nauk przyrodniczych i archeologii, to mamy dobre podstawy, by ufać mu w dziedzinach, których stestować nie potrafimy, gdy mówi nam o rzeczywistości transcendentnej.


Kategoria nr 2: naczynie gliniane

Paweł apostoł mówi, że my, chrześcijanie, świecimy światłem prawdy Bożej jak latarnia przenoszona w glinianym naczyniu (2Kor.4:7). Naczynie jest kruche, ale światło nadal z niego świeci. Niektórzy chrześcijanie wierzą, że Biblia jest podobna do glinianego naczynia. Pełna jest błędów, jeśli chodzi o zdarzenia historyczne, ale w sprawach religijnych światło prawdy Bożej nadal z niej prześwieca.

Argument na rzecz wiarygodności Biblii faktycznie stał się silniejszy po powstaniu współczesnej nauki. Odkrycia archeologów stale potwierdzały biblijne ujęcie historii, ku wielkiemu zakłopotaniu krytyków.

Pogląd ten jest atrakcyjny, gdyż wydaje się dawać chrześcijanom szansę mieć ciastko i jednocześnie je jeść. Możemy przystosować się do świata świeckiego w każdej sprawie, która wymagałaby od nas konfliktu z nauką, a jednocześnie utrzymać duchowe posłanie Biblii.

Kłopot związany z tym poglądem polega na tym, że oparty on jest na ścisłej dychotomii między tym, co historyczne, i tym, co duchowe, która jest obca Pismu Świętemu. Jak wie każdy nawet wyposażony w niewielką znajomość innych religii, jedną z najbardziej charakterystycznych cech Biblii jest to, że wiąże ona prawdę duchową nierozdzielnie z faktem historycznym. Ani buddyzm, ani konfucjanizm na przykład nie wiążą prawdziwości swego religijnego nauczania z twierdzeniami o dawnych wydarzeniach. Biblia jest wyjątkowa, jeśli chodzi o jej ujęcie, iż Bóg działał w historii. Zdarzenia te nie są jedynie przypadkami, bez których możemy się obyć, ale są rdzeniem samego zbawczego posłania.

Największym przykładem jest zmartwychwstanie. Paweł apostoł argumentuje, że gdyby zmartwychwstania naprawdę nie było, gdyby grób nie był pusty, wówczas wszystko, co mówimy o Chrystusie, byłoby nonsensem. Moglibyśmy korzystać z każdej przyjemności tego życia - jeść, pić i żenić się - ponieważ grób jest końcem wszystkiego (1Kor.15:12-24). Ci, którzy argumentują, że zmartwychwstanie wydarzyło się jedynie w duchowym sensie, nie zrozumieli mocy rozumowania św. Pawła. Tylko duchowe zmartwychwstanie nie wystarcza do zbawienia nas. Jesteśmy fizycznymi, historycznymi istotami i umieramy fizyczną śmiercią, która czyni pośmiewiskiem wszystko, czego dokonujemy w naszym życiu - potrzebujemy fizycznego, historycznego zmartwychwstania. Wszystko, co tym nie jest, jest tylko religijną "mową-trawą".

Postawę, jaką Paweł ujawnia wobec zmartwychwstania, Biblia przyjmuje wobec całej historii. Stworzenie, wyjście z Egiptu, czyny Boga w historii Izraelitów, wcielenie, cudy wczesnego kościoła - albo miało to miejsce, albo nie. A jeśli nie, to bezowocne jest mówienie, że teksty te mają "religijne znaczenie". Zdarzenie, którego nie było, nie może posiadać żadnego religijnego znaczenia.

W Biblii historia i religia są tak szeroko wzajemnie powiązane, że po prostu nie można ich od siebie oddzielić. [3] Strategia rozdzielania historii od nauki duchowej w Biblii nie ma biblijnego charakteru. Jest ona bardziej zbliżona do platonizmu - filozofii, że królestwo fizyczne jest mniej rzeczywiste, mniej ważne, niż duchowe. Ten rodzaj dualizmu trapił świat chrześcijański od czasów Ojców Kościoła. Wydobywa się on dzisiaj na powierzchnię w twierdzeniach tych, którzy podkreślają, iż Biblia jest fałszywa w sprawach faktu, a prawdziwa jedynie w sprawach wiary.

Co motywuje niektórych chrześcijan, by przyjmować strategię tak obcą perspektywie biblijnej? Gdyby fakty historyczne i archeologiczne wykazały rozstrzygająco, że Biblia się myli, to może miałoby jakiś sens oddzielanie jej historycznych twierdzeń od nauk religijnych. Ale - jak już wspominaliśmy - fakty niczego takiego nie wykazują. Dzisiaj nawet ci, którzy nie są biblijnie zaangażowani, zgadzają się, że w zasadzie jest ona dokładna w sprawach historii i geografii. Żadne odkrycie archeologiczne nie zaprzecza ujęciu biblijnemu, aż do patriarchów i wcześniej.

Przeciwnie, archeologia wykazała, że materiał biblijny jest nadzwyczaj prawdziwy wobec okresu, w którym został napisany, dokładny w swoim opisie geografii, zwyczajów prawnych, relacji politycznych, praktyk kulturalnych itd. [4] Oczywiście, nie każdy szczegół można archeologicznie potwierdzić, ale wiarygodność Biblii w dziedzinach, w których ją stestowano, daje podstawy, by wierzyć, że jest wiarygodna ogólnie. Oczekiwanie, iż okaże się ona prawdziwa we wszystkich dziedzinach, nawet w tych, które nie zostały jeszcze przebadane, nie jest ślepą wiarą, ale rozsądnym wnioskiem wyprowadzonym z posiadanego świadectwa empirycznego.

Przeciwne wnioskowanie jest również poprawne - gdy przyjmujemy, że Biblia jest historycznie niedokładna, to usuwamy jakikolwiek powód, by przyjmować jej prawdziwość w innych dziedzinach. Błąd w jednej części Biblii stwarza możliwość istnienia błędów w innych jej częściach. Tak właśnie rozumujemy na codzień. W sądzie na przykład każda rozbieżność wystarcza, by rzucić wątpliwość na całą wiarygodność świadka, unieważniając tym samym jego zeznania. Obrońca stawiając krzyżowe pytania stara się za wszelką cenę doprowadzić do sprzecznych zeznań świadka. Jeśli mu się uda, nawet jeśli rozbieżność występuje na terenie bezpośrednio nieistotnym dla sprawy, to wykazał, że świadek kłamie lub nie ma dobrego rozeznania i tym samym podważył jego wiarygodność.

W ten sam sposób przez stulecia wrogo nastawieni krytycy poszukiwali sprzeczności w tym, co Biblia mówi na temat historii i nauki, dokładnie po to, aby podważyć wiarygodność tego, co ona mówi na temat teologii i etyki. Obecnie niektórzy chrześcijanie ewangeliczni podjęli ten sztandar, nie uświadamiając sobie konsekwencji tego kroku. Wypadałoby, aby ci, którzy twierdzą, iż wierzą w religijne posłanie Biblii, najpierw przemyśleli wszystkie konsekwencje swoich twierdzeń, zanim porzucą prawdziwość "drobnych" historycznych szczegółów Pisma Świętego.

Klasycznym stanowiskiem Kościoła jest to, że Pismo Świętego jest Słowem Bożym i jest dlatego prawdziwe w każdej dziedzinie. [5] Głównym poparciem dla tego stanowiska jest to, że tak właśnie naucza samo Pismo Święte. Jeśli mamy być biblijni, to musi określać, co Biblia mówi nie tylko na temat innych rzeczy, ale także na temat samej siebie. Stary Testament jest przepełniony zwrotami w rodzaju "Pan mówi do ciebie, Izraelu", Słuchajcie Słowa Pana", Słowo Pana przyszło do Jeremiasza", "Tak mówi Pan". A Nowy Testament zarejestrował postawę samego Jezusa wobec Pisma Świętego. Przyjmował on historyczność Adama i Ewy (Mat. 19:4-5), Jonasza i wielkiej ryby (Mat. 12:40), potopu za dni Noego (Mat. 24:38-39), cudu manny na puszczy (Jan. 6:49) oraz trzech i pół roku głodu za dni Eliasza (Łuk. 4:25). Ani Chrystus, ani apostołowie nie wysunęli ani jednej sugestii, że Pismo Święte jest historycznie lub naukowo niedokładne.


Kategoria nr 3: Pismo Święte o Piśmie Świętym

Pismo Święte twierdzi o sobie, że jest objawieniem, a to wymaga, by było prawdziwe we wszystkim, czego naucza. Jeśli bowiem zawiera błąd, to należy je traktować jak każdą inną książkę. Bez wątpienia każda książka zawiera jakąś prawdę; gdy ją czytamy, przesiewamy i wybieramy to, co uważamy za prawdę w świetle naszego własnego rozumu i doświadczenia. Ale w tym przypadku nasz własny rozum i nasze doświadczenie staje się ostateczną instancją odwoławczą.

Jeśli my sami mamy osądzać, co jest prawdą, a co fałszem w Biblii, to nie możemy dalej utrzymywać jej własnego twierdzenia, że jest objawieniem. Objawienie bowiem znaczy, że źródło prawdy leży poza ludzkim rozumem i doświadczeniem: że Sam Bóg dał nam bezczasową i uniwersalną Prawdę, której nie moglibyśmy osiągnąć wskutek naszych ograniczeń. Objawienie należy traktować jako całość - albo jest całe prawdziwe, albo nie jest w ogóle objawieniem, lecz tylko jeszcze jednym zbiorem myśli, które należy oceniać i krytykować jak każde inne. Jeśli jednak to ja czy ktoś inny decyduje, czy zaakceptować jakąś część Pisma Świętego, to ostatecznie my sami jesteśmy źródłem prawdy, a nie Bóg. A wówczas możemy równie dobrze przestać mówić o Bożym Objawieniu i przyjąć, że wszyscy mamy nasze własne indywidualne i dla nas sensowne "prawdy", ale nikt nie ma dostępu do bezczasowej i uniwersalnej Prawdy, jakiej tylko Bóg może udzielić.

Kreacjoniści przyjmują, że biblijne objawienie od Boga jest prawdziwe we wszystkich dziedzinach. Jednak jest to tylko pierwszy krok. Nadal stoimy przed zadaniem, jak je zinterpretować. Ci, którzy akceptują Pismo Święte jako objawienie Boże, mogą mimo tego nie zgadzać się, jak rozumieć pewne fragmenty. Ponieważ interesujemy się tu przede wszystkim pierwszymi rozdziałami Księgi Rodzaju, przyjrzyjmy się niektórym sposobom interpretowania tej konkretnej księgi przez ewangelicznych chrześcijan.


Jak odczytywać Księgę Rodzaju

"Nie uprawiamy liberalnej teologii - my tylko interpretujemy inaczej Biblię". Tak mówi wielu ewangelicznych chrześcijan, gdy porzucają tradycyjne rozumienie niektórych fragmentów Pisma Świętego. Często to słychać dzisiaj, jeśli chodzi o Genesis.

Wydarzenia te albo miały miejsce, albo nie. A jeśli nie, to bezowocne jest mówienie, że teksty te mają "religijne znaczenie". Zdarzenie, którego nie było, nie może posiadać żadnego religijnego znaczenia.

W ujęciu tradycyjnym Księga Rodzaju daje nam rzetelną informację: mówi w zarysie, jak Bóg stworzył świat i pierwsze istoty ludzkie oraz jak popadły one w grzech. Chociaż stworzenie ex nihilo jest tak dalekie od naszego codziennego doświadczenia, że trudno nam interpretować jego szczegóły, to jednak możemy z tekstu wyprowadzić pewne rozumienie zdarzeń, jakie rzeczywiście miały miejsce. Bóg stworzył Wszechświat i pierwsze istoty żywe. Adam i Ewa zostali stworzeni, nie zaś - wyewoluowani. Podjęli oni decyzję, by sprzeciwić się Bogu i złamali bliską społeczność, jaką się z Nim cieszyli.

Dziś jednak istnieje mocna tendencja, by traktować Genesis jako księgę niehistoryczną. Nawet niektórzy, przyjmujący resztę Biblii za rzetelną historię, unikają traktowania w ten sam sposób Księgi Rodzaju. Zamiast tego rozdziały 1-3 tej księgi uważają za przenośne. Traktują je jako przypowieść, sagę, hymn chwały, poetyckie ujęcie procesu stworzenia, który sam w sobie jest niewyrażalny słowami, albo za religijną polemikę z ideami pogańskimi. Mówi się, że celem Genesis 1-3 nie jest dostarczenie jakiejś informacji poznawczej, ale nakłanianie do uwielbienia Boga. Rozdziały te mają zawierać język obrazowy, którego nie należy rozumieć dosłownie, ale jedynie jako środki przenoszenia prawd duchowych.

Kto ma rację? Które ujęcie Genesis jest poprawne? Odpowiadając na to pytanie moglibyśmy traktować Księgę Rodzaju jak każdą inną literaturę i używać zwykłych zasad interpretacji. Poszukując zrozumienia tekstu literackiego moglibyśmy zadawać pytania w rodzaju: Jaki rodzaj materiału chce on przedstawić? Jakim stylem literackim jest napisany? Jaki jest jego kontekst? Jak wygląda na tle innych pism z tego samego okresu?

Jak wie każdy, nawet wyposażony w niewielką znajomośc innych religii, jedną z najbardziej charakterystycznych cech Biblii jest to, że wiąże ona prawdę duchową nierozerwalnie z faktem historycznym. Ani buddyzm, ani konfucjanizm na przykład nie wiąże prawdziwości swego religijnego nauczania z twierdzeniami o dawnych wydarzeniach.

Ci, którzy nalegają, iż Pismo Święte jest historycznie dokładne, nie rozumieją przez to, że zawiera ono tylko narrację prozą. W Piśmie Świętym znajdujemy różnorodność stylów literackich, zależnie od celu stawianego przez autora: poezję, pieśń, przypowieść, nakazy etyczne, nauczanie doktrynalne, modlitwę i tak dalej. Analizując konkretny fragment musimy najpierw określić, jakim stylem został on napisany. Byłoby niemądre na przykład interpretowanie przypowieści Jezusa jako historię, ponieważ zostały one wyraźnie nazwane przypowieściami. Podobnie byłoby niezasadne interpretowanie fragmentu historycznego jako przypowieści tylko dlatego, że trudno nam weń uwierzyć. Jeśli mamy być biblijni, to musimy określić, co sama Biblia twierdzi o danym fragmencie i nie narzucać mu jakiejś innej interpretacji z pogwałceniem tekstu.


Styl

Jak odczytujemy ujęcie stworzenia i upadku w pierwszych trzech rozdziałach Księgi Rodzaju? Najpierw, czym to ujęcie nie jest? Nie jest ono poezją; widać to, porównując je z poetyckimi opisami stworzenia w innych częściach Pisma (np. Psalm 14 i Hioba 38). Te inne fragmenty korzystają z powszechnych narzędzi poetyckich, jak metafora czy porównanie, których brak w Genesis 1. Nie jest to też przypowieść. Nie ma wprowadzenia, jakiego Jezus używał, gdy zaczynał Swoje przypowieści ("Królestwo Boże jest jak..."). Nie jest to wizja, bowiem brakuje jej zwrotów używanych przez Ezechiela, Daniela i Jana, gdy szczegółowo opisywali swoje wizje i sny ("... niebiosa się otworzyły").

Krótko mówiąc, nie ma niczego w literackim stylu Genesis 1-3, co by wskazywało, że należy je rozumieć jako coś innego niż narracja historyczna. Forma jest naturalna i opisuje rzeczy dalekie od naszego zwykłego doświadczenia (stworzenie i świat przed upadkiem), ale nie ma żadnej wskazówki, że należy ją brać za coś innego niż ujęcie wydarzeń, jakie faktycznie miały miejsce. Kreacjonista E.H. Andrews tak pisze na ten temat:

Wewnętrzna struktura tych tekstów wskazuje na bezpośrednią narrację, bez świadectwa typowych hebrajskich form poetyckich i bez "komentarza", sugerującego, że opisanych wydarzeń nie powinno się traktować dosłownie. [6]

Andrews czyni aluzję tu do kluczowej sprawy: nie, jak my rozumiemy Księgę Rodzaju, ale jak starożytny Hebrajczyk mógł ją rozumieć. Zwroty, które brzmią dziwnie dla naszego ucha, mogą się wydawać poetyckimi, ale to nie jest ważne - ważne jest, czy jest to hebrajska forma poezji? Jeśli chcemy zrozumieć, co dany fragment znaczy, musimy zrozumieć, jak autor chciał, by jego słowa rozumiano: obrazowo, ironicznie, alegorycznie czy jako zwykłe stwierdzenie.

Aby odkryć intencję autora, musimy zwrócić uwagę na odkrycia archeologów, jeśli chodzi o starożytną literaturę Bliskiego Wschodu. Zwykło się sądzić, że starożytni nie interesowali się historią jako taką; że starożytne zapisy należy rozumieć jako legendę i mit. Sądzono, że pewne opowieści mogły być oparte na wydarzeniach, które zaszły w pewnej epoce, ale zostały zapisane dopiero później, gdy obrosły mocno legendą. Wiemy już, że nie jest to prawda. W starożytności wydarzenia zapisywano wówczas, gdy one zachodziły, albo wkrótce po ich zajściu. Chociaż tradycja ustna często rozwijała się równoległe do pisemnego zapisu, to mimo tego standardową praktyką było rejestrowanie wszystkich większych wydarzeń na piśmie.

Dzisiejsi uczeni dużo bardziej szanują historyczną prawdziwość starożytnej literatury, niż zwykli to robić w przeszłości. Starożytni Hebrajczycy okazują się być szczególnie troskliwymi rejestratorami wydarzeń. R.K. Harrison tak pisze na ten temat:

Porównawcze studia historiograficzne wykazały, że obok Hetytów starożytni Hebrajczycy należeli do najdokładniejszych, najbardziej obiektywnych i odpowiedzialnych rejestratorów wydarzeń historii Bliskiego Wschodu. [7]

W rezultacie dużo większe zaufanie pokłada się obecnie do tych wczesnych fragmentów Starego Testamentu, które pretendują do historyczności, niż to było poprzednio. Nie możemy bezmyślnie mówić, że dawni ludzie po prostu nie byli zainteresowani historią. Przeciwnie, wykonali oni wspaniałą pracę rejestrowania wydarzeń historycznych.

Prawdą jest, że Księga Rodzaju jest napisana z religijnego punktu widzenia; nie jest ona po prostu suchym, pedantycznym ujęciem faktów, jaki mógłby wyjść spod ręki sądowej stenografistki. Ma ona cel religijny: nauczać nas o Bogu i grzechu oraz o kondycji człowieka. Ale samo to nie znaczy, że autor manipulował faktami, aby dostarczyć przesłania religijnego albo że wymyślał on w całości te opowieści, nie bardziej niż to, że uczniowie wymyślili historię o zmartwychwstaniu Jezusa, aby dostarczyć religijne przesłanie o nowym życiu w Bogu. Jak już powiedzieliśmy, dla autorów biblijnych znaczenie teologiczne jest zawsze uwikłane w faktach.

Mamy ponadto dane świadczące, że mentalność ta była powszechna na starożytnym Bliskim Wschodzie. Zwykle pisano historię z przesłaniem religijnym lub ideologicznym, ale mimo to pisano ją dokładnie. Zacytujmy znowu Harrisona:

Liczne wydobyte teksty klinowe pokazują, jak mezopotamscy autorzy wczesnego historiograficznego materiału wyrażali się w kategoriach obrazu świata, podobnie jak to było w przypadku pierwszych kilku rozdziałów Księgi Rodzaju, wskazując przez to, że materiału tego nie należy traktować jako mitu, lecz jako mezopotamską historiografię. [8]

Starożytni nie pisali historii w ten sam sposób, jak my to robimy, co wielu doprowadziło do stwierdzenia, że Stary Testament nie jest w ogóle historią. Ale to jest niewiarygodnie zaściankowy sposób myślenia. Jeśli chcemy zrozumieć jakiś utwór literacki, pochodzący z innej epoki lub kultury, to musimy polegać nie na tym, jak literatura ta oddziałuje na nas dzisiaj, lecz na tym, czego dowiedzieliśmy się z archeologii o kulturze i czasach, w których była napisana.


Umieszczenie w kontekście

Aby zrozumieć jakiś fragment, musimy zobaczyć, jak pasuje on do otaczającego go kontekstu. Większość ewangelicznych chrześcijan akceptuje treść Księgi Rodzaju od rozdziału 12 do końca jako rzetelnie historyczną (ujęcie dziejów Abrahama i powstanie narodu hebrajskiego). Często jednak kwestionuje się Genesis 1-11, zwłaszcza ujęcia stworzenia, upadku i potopu.

Jednak jeśli zbadamy sam tekst, to zobaczymy, że nie ma żadnej przerwy między tymi epizodami, które są kwestionowane, a resztą Księgi Rodzaju. Po ujęciu stworzenia i upadku w Genesis 1-3 następują w ciągły sposób genealogie rozdziałów 4 i 5, które bez wątpienia mają historyczną treść. Te z kolei w gładki sposób przechodzą w rozdziały 6-9, opis potopu, po którym z kolei następują gładko genealogie w rozdziałach 10 i 11 (z wplecioną między nie opowieścią o wieży Babel), a w końcu o powołaniu Abrahama w rozdziale 12. Nie ma żadnego świadectwa w samym tekście, które by wskazywało, że stworzenie, upadek, potop czy wieżę Babel należy rozumieć odmiennie od genealogii czy ujęcia dziejów Abrahama.

Całość Księgi Rodzaju jest ponadto wpleciona w literacką całość przez okresowe powtarzanie zwrotu "Oto są pokolenia..." Refren ten występuje w 2:4; 5:1; 6:9; 10:1; 11:10; 25:12; 36:1 oraz 37:2 [od tłumacza: Biblia Tysiąclecia różnie ten zwrot tłumaczy]. Łączy on nierozerwalnie opisy stworzenia i potopu z tymi fragmentami Genesis, które uznaje się za historyczne.

Nad dokładnym znaczeniem zwrotu "Oto są pokolenia..." teologowie głowili się przez długi czas. I wówczas w 1936 roku P.J. Wiseman wysunął hipotezę, że był to kolofon (jak u Babilończyków), wskazujący istnienie tabliczki, jakie powszechnie znajdujemy w miejscach wykopalisk w Mezopotamii. Tabliczki te zwykle mają tytuł, potem następuje treść dokumentu - list, powiedzmy, lub dokument prawny - a na końcu znajduje się kolofon. Jeśli w kolekcji znajduje się więcej niż jedna tabliczka, kolofon zwykle obejmuje tytuł tabliczki, a potem imię skryby lub właściciela tabliczki (może to być ta sama osoba) oraz datę.

Jeśli interpretujemy zwrot "Oto są pokolenia..." jako kolofon, to sugeruje to, że Księga Rodzaju oparta jest na zbiorze takich tabliczek. Termin "pokolenia" naprawdę znaczy "historie" albo "zapisy rodzinne" i implikuje, że te zapisy rodzinne troskliwie zachowywano od czasów Adama. Jest 11 takich zwrotów w Genesis. Jeśli każda oznacza koniec zbioru glinianych tabliczek, to wskazują one, że Mojżesz miał przed sobą taki ciąg tabliczek, jakich powszechnie używano w starożytnej Mezopotamii, i użył ich jako źródła dla Księgi Rodzaju.

Archeologiczne odkrycia ubiegłego stulecia wskazują, że było to możliwe. Umiejętność pisania była dobrze rozwinięta długo przed narodzeniem się Abrahama, a zapisy skrupulatnie zachowywano, jak już wcześniej powiedzieliśmy. Ponadto, tabliczki te posiadają tę samą postać, jak wiele wykopanych w Mezopotamii; nawet materiał genealogiczny jest dość typowy. Zaletą tej tabliczkowej teorii Księgi Rodzaju jest to, że uwzględnia ona rzeczywiste bliskowschodnie metody pisania i w naświe-tlaniu literackich źródeł Genesis nie zależy jedynie od naszych współczesnych prekoncepcji. [9]


Reszta Pisma Świętego

Przy poszukiwaniu zrozumienia pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju ważny jest nie tylko ich bezpośredni kontekst, ale także i reszta Pisma Świętego. Biblijne ujęcie Genesis musi uwzględniać, jak inni autorzy biblijni traktowali wydarzenia tam opisane.

Reszta Pisma Świętego często wspomina stworzenie i upadek, za każdym razem traktując je jako całkowicie historyczne. Nigdy nie ma choćby najmniejszej sugestii, że opisy stworzenia czy Adama i Ewy mają obrazowy lub mitologiczny charakter. Najmocniejszy przykład znajduje się w liście do Rzymian 5:12 i dalej, gdzie Paweł przedstawia czytelnikowi potrójną paralelę między Adamem i Chrystusem. Istnienie wszystkich trzech traktowane jest za równie historyczne.

Paralela między Adamem i Chrystusem występuje ponownie w 1 liście do Koryntian 15. Podobnie Łukasz zakłada, że Adam jest rzeczywistą osobą, śledząc genealogię Jezusa aż do niego (Łuk. 3:38). Paweł oczekuje, że czytelnicy przyjmują także historyczność Ewy (1 List do Tymoteusza 2:13-14, 1 list do Koryntian 11:8-9, 2 list do Koryntian 11:3). Piotr uważa stworzenie za równie historyczne jak potop i sąd ostateczny (2 Piotra 3:3-8).

Nie ulega wątpliwości, że autorzy Nowego Testamentu wierzyli, iż Adam i Ewa byli rzeczywistymi ludźmi. Istnieje w Nowym Testamencie ponad dziesięć cytatów lub bezpośrednich odniesień do Genesis 1-11 i każdy z nowotestamentowych autorów odnosi się do tej części Księgi Rodzaju gdzieś w swoich pismach. Sam Jezus odwoływał się do tych rozdziałów przynajmniej sześć razy. [10]

Również autorzy starotestamentowi odwoływali się często do Księgi Rodzaju. W grę wchodzi więc nie sama Księga Rodzaju, nie samo ujęcie stworzenia, ale autorytet całej Biblii. Jeśli Adam i Ewa nie byli historycznymi osobami, to Paweł się mylił, a Jezus błądził. A jeśli Jezus i autorzy biblijni mylili się, gdy traktowali Księgę Rodzaju historycznie, to nie ma powodu uważać, że mieli rację w jakichkolwiek innych twierdzeniach, jakie wypowiadali. Nic dziwnego, że utrzymujący to słabe ujęcie Księgi Rodzaju niemal nieuchronnie zauważają, że prowadzi ono - jeśli nie w ich umysłach, to w umysłach ich dzieci - do osłabionego ujęcia autorytetu całej Biblii. [11]


Nie "tylko" historia

Przeciwnicy często przedstawiają kreacjonistów jako zainteresowanych jedynie historyczną treścią Księgi Rodzaju. Podkreślanie historycznej prawdy rozdziałów 1-3 - zarzucają krytycy - to widzenie ich jedynie jako płaskiego, faktualnego ujęcia i pomijanie ich bogatego duchowego przesłania. Posłuchajmy na przykład słów Howarda Van Tilla, astrofizyka z Calvin College:

Jestem jednak przekonany, że otwierające rozdziały Księgi Rodzaju nigdy nie miały nauczać niczego o szczegółach kosmicznej historii (...) Genesis 1 jest mocną polemiką z pogańskimi ideami na temat statusu Kosmosu. Redukowanie go do prymitywnego technicznego raportu z historii Kosmosu jest pomijaniem jego ważnych nauk (...). [12]

Zwróćmy uwagę, że dla Van Tilla dostrzeganie historii w Księdze Rodzaju jest "pomijaniem" jej nauk teologicznych. Jest to kompletny nonsens. Podkreślanie jednej (historycznej) strony dla pewnych celów nie jest zaprzeczaniem istnienia wielu innych stron. Kreacjoniści zwracają uwagę na historyczny element w Genesis nie dlatego, że uważają, iż jest to wszystko, co tam istnieje, ale ponieważ jest to ten element, który obecnie jest atakowany.

Kreacjoniści argumentują, że stworzenie i upadek jako doktryny teologiczne muszą opierać się na wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce. Nie ma tu różnicy z postawą, jaką wszyscy ewangeliczni chrześcijanie przyjmują wobec zmartwychwstania - w tym bez wątpienia i Van Till. Bogate duchowe przesłanie nowego życia, które trwa na wieki, nie ma sensu, jeśli Jezus rzeczywiście, historycznie, nie powstał z martwych. Ponadto kreacjoniści podkreślają, że gdy już przyjmiemy Księgę Rodzaju za ujęcie wydarzeń, jakie naprawdę miały miejsce, to musimy przyjąć poważnie, co ona mówi o świecie przyrody, jako ramę roboczą dla nauki.

Nancy  Pearcey

Przypisy

[1] Teorię Grafa-Wellhausena nazywa się także teorią JEDP. Patrz Interpreting Genesis - A Reply to the Critics, BSA Newslette, August 1984.

[2] Patrz klasyczną obronę chrześcijaństwa przed naturalizmem w książce C.S. Lewisa pt. Cudy. Wprowadzenie ogólne, Instytut Wydawniczy "PAX", Warszawa 1958.

[3] Na przykład dziewiętnastowieczne "poszukiwanie historycznego Jezusa" było wysiłkiem zbudowania czysto naturalnego życia Chrystusa, bez Jego cudów. Wysiłek ten skończył się żałośnie. Kiedy pominięto cudy, praktycznie nic nie pozostało.

[4] Patrz "Real People in a Real World - The Lessons of Archaeology" oraz "Genesis Vindicated - Archaeology II" w BSA Newsletter, June and July 1985.

[5] Co do tego, jak Kościół widział Pismo Święte przez wieki, patrz "Creationism: Tracing its Roots", BSA Newsletter, April 1985.

[6] E. H. Andrews, God, Science, and Evolution, Creation-Life Publishers, San Diego 1980, s. 69.

[7] R. J. Harrison, Historical and Literary Criticism of the Old Testament, w: Frank E. Gaebelein (ed.), The Expositor's Bible Commentary, Zondervan, Grand Rapids 1979, vol. 1, s. 232.

[8] Tamże, s. 233.

[9] Więcej na temat tabliczkowej teorii patrz tamże, s. 242-243. Patrz też R.K. Harrison, Introduction to the Old Testament, Eerdmans, Grand Rapids 1969, s. 543 ff; oraz Henry M. Morris, The Genesis Record, Baker Book House, Grand Rapids 1976, s. 27-30.

[10] Morris, The Genesis..., s. 21.

[11] Niektórzy pytają, co zrobić z faktem, że dzisiejsi chrześcijanie nie praktykują już wszystkiego, czego Biblia naucza, na przykład starotestamentowego prawa? Odpowiedź wygląda następująco: kiedy samo Pismo Święte daje nam zasadę, by już nie stosować jego pewnych fragmentów (jak rytuały świątynne Starego Testamentu), to możemy je porzucić, nie podcinając reszty jego nauczania, bowiem w takim przypadku działamy na podstawie Biblii. Ale kiedy zaczynamy odrzucać fragmenty Pisma Świętego, ponieważ subiektywnie nam się one nie podobają, to wówczas przedkładamy nasze własne rozumienie tego, co jest słuszne lub prawdziwe, ponad to, czego naucza Biblia. Wtedy w zasadzie porzucamy ideę, że Biblia jest objawieniem i że to nie my mamy ją osądzać.

[12] Howard Van Till, The Cosmos: Nature or Creation?, Occasional Papers from Calvin College, vol. 3, No. 1, January 1984, s. 33 (podkr. w oryginale).

Bibliografia

  1. E.H. Andrews, God, Science, and Evolution, Creation-Life Publishers, San Diego 1980.
  2. Gleason Archer, Alleged Errors and Discrepancies in the Original Manuscripts of the Bible, w: Norman L. Geisler (ed.), Inerrancy, Zondervan, Grand Rapids 1979.
  3. R.K. Harrison, Historical and Literary Criticism of the Old Testament, w: Frank E. Gaebelein (gen. ed.), The Expositor's Bible Commentary, vol. 1, Zondervan, Grand Rapids 1979.
  4. Walter C. Kaiser, Jr., Legitimate Hermeneutics, w: Geisler (ed.), Inerrancy...
  5. Henry M. Morris, The Genesis Record, Baker Book House, Grand Rapids 1976.
  6. Francis Schaeffer, Genesis in Space and Time, InterVarsity Press, Downers Grove 1972.
  7. Howard Van Till, The Cosmos: Nature or Creation?, Occasional Papers from Calvin College, January 1984, vol. 3, No. 1.
  8. Nancy Pearcey, Did It Really Happen? - Genesis and History, Bible-Science Newsletter, March 1987, vol. 25, No. 3, s. 6-9; z jęz. ang. za zgodą Redakcji i Autorki tłum. Mieczysław Pajewski)

Źródło: Na Początku... 1997, nr 7A (88), s. 146-156 i nr 7B (89), s. 170-181. Przedruk: Nancy Pearcey, Księga Rodzaju a historia, Archiwum "Na Początku...", Zeszyt 8, Warszawa 1998.  (Oryginał: "Did It Really Happen? - Genesis and History", Bible-Science Newsletter, March 1987, vol. 25, No. 3, s. 6-9; za zgodą Autorki z jęz. ang. tłum. Mieczysław Pajewski)

Akcje Dokumentu
« Listopad 2024 »
Listopad
PnWtŚrCzPtSbNd
123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930