Kreacjonizm komórkowy
Amerykańscy naukowcy nie ustają w tworzeniu kolejnych modeli kreacjonizmu, czyli sposobów na udowodnienie, że życie nie wzięło się znikąd, a zostało stworzone. Choć w Europie wiadomo już od lat, że zwyciężył Darwin za oceanem, walka pomiędzy kreacjonizmem a ewolucjonizmem nie ustaje. Najnowsze podejście kreacjonistyczne, którego autorem jest William A. Dembski, łączy w sobie teorię prawdopodobieństwa, statystykę oraz genetykę. [1]
Dembski przekonuje, że darwinowska mechanika ewolucji nie jest wystarczająca dla wyjaśnienia powstania wszystkich elementów biochemicznych funkcjonujących w żywych organizmach i to nie tyle na poziomie osobniczym, co molekularnym. Bo ewolucjonizm wyklucza samoistne gwałtowne skoki rozwojowe organizmów, które pozwalałyby na zaistnienie pewnych bardzo skomplikowanych organów.
Zanim jednak okaże się, co powyższe zdanie właściwie oznacza, przypomnijmy sobie, co wymyślił Darwin.
Doszedł on mianowicie do wniosku, że przemiana gatunku w gatunek jest uwarunkowana środowiskowo. Jednak nie polega na wykształcaniu jakichś cech, by odpowiedzieć na konkretne wyzwanie środowiska, tylko na tym, że środowisko uniemożliwia przeżycie tym organizmom, które wykształciły cechy w danych okolicznościach nieużyteczne. Innymi słowy, salamandra plamista nie dlatego ma jaskrawe, pomarańczowe plamy na grzbiecie, że wiedząc o ich odstraszającym działaniu, postanowiła je sobie wykształcić. (To byłby dopiero kreacjonizm!) Ma je natomiast dlatego, że tak się akurat przykładowo złożyło, iż z grupy zmutowanych pobratymców salamandry (mutacje to oczywiście już późniejsza sprawa niż Darwin) przeżyły tylko te z jaskrawymi plamami. Natomiast te w kratkę, niebieskie ciapki oraz dziesiątki innych w jakichś okolicznościach zniknęły.
Ta uwspółcześniona nieco teoria doboru naturalnego zakłada jednak w gruncie rzeczy dość spokojne i płynne zmiany. A do gwałtownych zmian gatunkowych dochodzi tylko w przypadku gwałtownych zmian środowiskowych. Stąd zresztą wzięła się teoria, że dinozaury zostały wykończone przez meteor. Inaczej do tak gwałtownego wymierania gatunków i powstawania nowych po prostu nie mogło dojść.
Tu zresztą potrzebna jest mała, ale istotna dygresja. Otóż, tak naprawdę, ewolucja wymyślona przez Darwina, która do dziś traktowana jest jako najważniejsza hipoteza wyjaśniająca zmiany gatunkowe, nie jest wcale okrutna walka konkurencyjna o przetrwanie. Tak naprawdę organizmy wymierają bardzo spokojnie. Ich konkurencja nie ma podtekstu osobistego. Organizmy wygrywają i przegrywają niejako przypadkowo.
Ta postulatywna łagodność ewolucji jest tym, co zastanowiło Dembskiego. Postawił on następujące pytanie – czy ta łagodna ewolucja może uzasadnić istnienie organów tak skomplikowanych i posiadających wyraźnie określony cel, jak na przykład flagellum u bakterii?
Cóż to jest flagellum? Jest to długa wić, którą posiadają niektóre bakterie i dzięki niej mogą się przemieszczać. Mechanizm proteinowy poruszający flagellum jest tak skomplikowany, że wyrzucenie choćby jednej z protein uniemożliwi jego działanie. Prócz tego nieznane są nauce jakiekolwiek stadia przejściowe, które mogłyby do zaistnienia flagellum doprowadzić.
Flagellum, sugeruje Dembski, nie powstało więc ewolucyjnie, tylko zostało zaprojektowane.
Zanim jednak dojdziemy, skąd taka myśl, zastanówmy się, czy możemy stwierdzić, że coś zostało stworzone przy pomocy metod doświadczalnych. Świat biologii, po Darwinie, jest zdecydowany sprzeciwiać się twierdzeniu, że cośkolwiek żyje dzięki czemukolwiek innemu niż ewolucja. Takie stanowisko ma zresztą nie tylko światopoglądowe uzasadnienie. Istotny jest tu argument z dziedziny teorii nauki. Gdy bowiem w danym, konkretnym przypadku określi się coś jako stworzone, a później wyjdą na jaw inne przeczące temu fakty (co zresztą wielokrotnie rzeczywiście się zdarzało), to podważa to zasadność rozstrzygania w tej dziedzinie.
Tak wygląda stanowisko biologiczne w kwestii stworzenia. Istnieją jednak nauki, które zajmują się tylko i wyłącznie osądzaniem, czy coś zostało stworzone, czy nie. Chodzi o kryptologię i odkrywanie obcych cywilizacji w Kosmosie — innymi słowy naukę zajmującą się badaniem sygnałów płynących z przestrzeni kosmicznej pod kątem ich pochodzenia. Specjaliści z tych dwóch branż stworzyli kryteria, dzięki którym ci pierwsi są w stanie rozstrzygnąć, czy dany zapis jest zwykłym bełkotem, czy może jakimś szyfrem, ci drudzy natomiast, od lat nasłuchujący czy nie przemawia do nas obca cywilizacja, mają czysto statystyczną metodę określania, czy w danym sygnale da się dostrzec inteligencję, czy nie. Aby odsiać ziarna od plewy, stosują dwa w obu przypadkach niemal identyczne kryteria.
Pierwsze z nich to złożoność sygnału bądź zapisu, a dokładniej jego regularność. Innymi słowy naukowcy próbują sprawdzić, czy sygnał układa się w jakiś wzór. Bardzo istotna jest tu długość sygnału. O ile bowiem może się zdarzyć, że przypadkowy sygnał składający się z 20 elementów tylko wygląda na rządzący się określonymi prawami wzór, o tyle, jeśli tych elementów jest, powiedzmy, ponad tysiąc, to przypadek w zasadzie możemy wykluczyć. Jednak teoretycznie nawet funkcjonujący w oparciu o jakąś zasadę wzór może zaistnieć przypadkowo. By tę przypadkowość wyeliminować kryptolodzy i poszukujący pozaziemskich cywilizacji mają drugie kryterium — specyficzność przekazu.
Najogólniej wzór jest specyficzny, a nie przypadkowy, gdy można w nim odczytać jakiś sens, innymi słowy, gdy dany wzór jest zapisem jakiejś treści. Nasi naukowcy, łamiący sobie głowy nad szyframi, za wzory stworzone z całą pewnością uważają wszelkie równania i ciągi matematyczne, zapisy praw logicznych i to zarówno dwu, jak i wielowartościowych, prócz tego wyrażenia fizyczne, opisy chemiczne, oraz... ludzkie języki.
Jeśli więc jakiś złożony wzór jest specyficzny w wyżej opisany sposób to z całą pewnością został stworzony. Co oczywiście nie zamyka zbioru wzorów stworzonych.
Dembski twierdzi, że kryterium złożoności i specyficzności można zastosować w biologii i to z pozytywnym wynikiem.
Najważniejszy z jego argumentów za wzór uznaje przedmioty złożone. A dokładniej, wzorem jest sposób ich złożenia. Przedmioty złożone można podzielić na dwie grupy — o złożoności nieredukowalnej i o złożoności kumulacyjnej (przepraszam za brzydką zbitkę, ale to chyba najtrafniejsze określenie). Przykładem przedmiotu o złożoności kumulacyjnej jest miasto. Narasta ono stopniowo w rytmie budowy domów i ulic. Niszcząc jednak jedną ulicę, czy nawet całą dzielnicę, nie naruszy się istoty miasta i nie sprawi, że przestanie ono funkcjonować. Prócz tego, by miasto powstało, niepotrzebny jest żaden plan. I właśnie opisem powstawania przedmiotów o złożoności kumulatywnej jest ewolucja według Darwina. Nawarstwiające się zmiany, będące funkcją zmian środowiskowych (i upływu czasu) spowodowały powstanie przedmiotów skumulowanych.
Z kolei przykładem przedmiotu o złożoności nieredukowalnej jest pułapka na myszy. Wyjmijmy tylko jeden dowolny element z pułapki, a przekonamy się, że przestanie ona funkcjonować. Dzieje się tak dlatego, bo do powstania przedmiotu o złożoności nieredukowalnej potrzebny jest zamysł i konsekwentnie inteligencja. Aby powstała pułapka, ktoś musi najpierw
1. chcieć złapać mysz
2. posiadać wiedzę, jak to można zrobić
3. skonstruować maszynę do wykonania takiego zadania.
Innymi słowy, zdaniem Dembskiego, można stwierdzić po prostu, że przedmiot o złożoności nieredukowalnej wyczerpuje kryteria specyficzności i złożoności i można stwierdzić, że został stworzony. Złożoności dlatego, że da się go odczytać jako wzór. A specyficzności — bo jego istnienie uwarunkowane jest wcześniejszym zamysłem. Wniosek jest więc prosty: przedmiot taki musi być dziełem inteligencji. A w biologii ponoć roi się od takich przedmiotów.
Podawane przykłady są rozmaite. Wspomniane wyżej flagellum, niektóre układy chemiczne komórki czy nawet sam mechanizm przepływu informacji od i do DNA.
Przedstawiona powyżej argumentacja ma w zasadzie tylko jeden, ale istotny, słaby punkt. Dość ciężko jest udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że jakiś mechanizm jest rzeczywiście złożony nieredukowalnie. Na razie udowodniono tylko tyle, że ewolucja raczej nie jest w stanie wyjaśnić wszystkich zjawisk biologicznych.
Zainteresowanym nowym spojrzeniem na kreacjonizm polecam artykuł "Science and Design" Williama Dembskiego z październikowego numeru amerykańskiego miesięcznika First Things. Jest on dostępny pod adresem internetowym http://www.firstthings.com
Tomasz Sommer
Przypisy
[1] (Przyp. red.) William A. Dembski otrzymał doktorat z matematyki w 1988 roku na Uniwersytecie Chicagoskim. Posiada też doktorat z filozofii zdobyty na Uniwersytecie Illinois w Chicago. Publikował z matematyki, filozofii i teologii. Jest redaktorem książki Mere Creation. Science, Faith & Intelligent Design, InterVarsity Press, Doiwners Grove, Illinois 1998 oraz autorem książki The Design Inference. Eliminating Chance Through Small Probabilities, Cambridge University Press 1998. Należy do ścisłej czołówki myślicieli rozwijających tzw. teorię inteligentnego projektu.
Źródło: Na Początku... marzec 1999, nr 3 (114), s. 86-91. (Tomasz Sommer, Kreacjonizm komórkowy, Najwyższy Czas! 28 listopada 1998, nr 48 (445), s. 42-43. Przedruk za zgodą Redakcji.)