Phillip E. Johnson, "Wielka metafizyczna opowieść nauki" (2002)
"Na Początku" 2002, nr 9-10 (159-160), s. 280-303.
s. 280
Phillip E. Johnson
Wielka metafizyczna opowieść nauki
Książka Stephena Hawkinga, Krótka historia czasu, [1] była jednym z najbardziej zaskakujących sukcesów wydawniczych. Od pierwszego
__________
[1] Pełny tytuł bestsellera Stephena Hawkinga: Krótka historia czasu: od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, tłum. Piotr Amsterdamski, Wyd. "Alfa," Warszawa 1993.
s. 281
wydania, które ukazało się w 1988 roku nakładem pięciu tysięcy egzemplarzy, do roku 1992 sprzedano na całym świecie około pięciu milionów egzemplarzy tej książki. Tak wielki sukces musiał być wynikiem czegoś innego niż jej naukowej zawartości. Bardzo niewielu spośród milionów nabywców mogło zrozumieć przedstawiony przez Hawkinga opis teorii względności czy mechaniki kwantowej, które dla niefizyków są trudne do przebrnięcia nawet w formie spopularyzowanej. W każdym razie dokładnie te same informacje były dostępne w wielu innych książkach popularnonaukowych dotyczących fizyki i kosmologii.
Tym, co oferował Hawking, a czego nie mieli inni, był sam Hawking -- człowiek który tryumfował nad straszliwą chorobą czyniącą z niego kalekę, by sięgnąć szczytu naukowej sławy. [2] Książka ta przedstawiała
__________
[2] Hawking zadedykował swoją książkę "Jane", heroicznej żonie, która pielęgnowała go w tej okaleczającej chorobie i wychowywała jego dzieci. Jane Hawking nie pojawia się w znakomitym filmie telewizyjnym nakręconym na podstawie książki, ponieważ w tym czasie ich małżeństwo już się rozpadło. Reporter Londyńskiego Sunday Times, Bryan Appleyard, przeprowadził wywiad z Hawkingami w 1988 roku i każdy, kto czytał szczere komentarze Jane dotyczące filozofii Hawkinga, mógł zauważyć nadchodzące kłopoty.
"Jest pewien aspekt poglądów [Stephena], które irytują mnie coraz bardziej i utrudniają życie z nim", mówiła Jane Appleyardowi. "Chodzi o to przekonanie, że skoro wszystko jest zredukowane do racjonalnych formuł matematycznych, to na pewno jest prawdziwe. Wydaje się, że w umysłach ludzi zajmujących się tymi sprawami nie ma miejsca na inne rodzaje natchnienia."
Gdy Jane próbowała spytać Stephena, czy jego teoria kosmosu bez początku i bez Boga jest wysunięta jedynie jako model matematyczny, czy też jest prawdziwa, jedyną odpowiedzią, jaką otrzymywała, był słynny uśmiech Hawkinga. Appleyard komentował: "Pani Hawking, oddana anglikanka, musiała czuć się wtedy, jakby zatrzaśnięto przed nią agnostyczne drzwi." W innym miejscu tego wywiadu, komentując rosnącą sławę Stephena, Jane stwierdziła, że jej rola przestała polegać na opiekowaniu się chorym człowiekiem i polega "po prostu na przypominaniu mu, że nie jest Bogiem." (Bryan Appleyard, "A Master of the Universe: Will Stephen Hawking Live to Find the Secret?", Sunday Times [London], July 3, 1988).
Przytaczam wypowiedzi Jane Hawking nie dlatego, że dotyczą trudności małżeńskich, które mogą przydarzyć się każdemu, ale dlatego, że jej krytyka jest bardzo wnikliwa. Hawking, tak samo jak inni naukowi metafizycy omawiani w tej książce, posiada
s. 282
także jeden z najbardziej ambitnych programów naukowych, jaki kiedykolwiek został sformułowany.
Teorie wszystkiego
W szerokiej wizji Hawkinga fizyka teoretyczna obiecuje dostarczyć ludzkości coś więcej niż tylko matematyczne teorie zrozumiałe jedynie dla specjalistów i coś o wiele ważniejszego dla zwykłych ludzi niż możliwości technologiczne w rodzaju nowych źródeł energii. Hawking wyobraża sobie jakby uniwersalną ludzką mądrość możliwą do osiągnięcia pod opieką fizyków. Cel ten to "całkowite zrozumienie zdarzeń wokół nas, i naszego własnego istnienia." [3]
Pierwszym wielkim krokiem w stronę tego celu jest teoria unifikacji czterech podstawowych sił przyrody, ostateczna teoria, będąca marzeniem fizyków cząstek elementarnych. Hawking uważa, że kiedy teoria ta zostanie odkryta, wtedy będzie można nauczyć filozofów, a nawet zwykłych ludzi, o co chodzi w tej teorii. Ostatecznie wiedza ta umożliwi każdemu wzięcie udziału w wielkiej dyskusji na temat tak wzniosłych pytań jak, dlaczego my i wszechświat istniejemy. Hawking konkluduje, że gdy znajdziemy rozwiązanie tej zagadki istnienia "(...) będzie to ostateczny triumf ludzkiej inteligencji -- poznamy wtedy bowiem myśli Boga." [4]
Pełne zrozumienie wszystkiego, co się dzieje, a nawet przyczyny istnienia wszechświata, z pewnością można określić jako znajomość myśli Boga -- lub bardziej precyzyjnie, osiągnięciem wszechwiedzy uprzednio
__________
widoczną potrzebę wtłoczenia rzeczywistości w opakowanie, które może być w pełni zrozumiane za pomocą tego typu logiki, jaką potrafi zastosować jego nauka. Wszystko to, czego nie można zrozumieć w ten sposób, zostaje usunięte poza obręb rzeczywistości -- niezależnie od tego, jak dana rzecz jest życiowo ważna. Kto posiada lepsze kwalifikacje do krytyki uproszczonego racjonalizmu i nadmiernego zadufania mężczyzny, jak nie jego żona?
[3] Hawking, Krótka historia..., s. 157.
[4] Hawking, Krótka historia..., s. 161.
s. 283
przypisywanej Bogu. Może nie ma w tym nic dziwnego, że książka, przedstawiająca choćby odległą perspektywę wszechwiedzy o całym świecie i wydająca się popierać tę obietnicę autorytetem nauki, opanowuje wyobraźnię publiczną. Ale jak wielki naprawdę może być wkład nauki w zrozumienie sensu istnienia, szczególnie tak niezrozumiałej dla niespecjalistów nauki, jak fizyka teoretyczna?
Naukową część książki Hawkinga rozpoczyna przedstawienie badań innego wielkiego fizyka matematycznego, Rogera Penrose’a, który zasłynął jako odkrywca "czarnych dziur". Penrose wykazał, że istnienie tych egzotycznych astronomicznych obiektów wynika logicznie z zasad grawitacji ogólnej teorii względności Einsteina. Zgodnie z opisem Hawkinga Penrose
udowodnił, że zapadająca się pod działaniem własnego pola grawitacyjnego gwiazda jest uwięziona w obszarze, którego powierzchnia maleje do zera, a zatem znika również objętość tego obszaru. Cała materia gwiazdy zostaje ściśnięta w obszarze o zerowej objętości, a więc gęstość materii i krzywizna czasoprzestrzeni stają się nieskończone. Innymi słowy, pojawia się osobliwość w obszarze czasoprzestrzeni zwanym czarną dziurą. [5]
Naukowa sława samego Hawkinga zaczęła się w roku 1970 wraz z artykułem napisanym wspólnie z Penrose’em, w którym zastosowali teorię czarnych dziur do całego Wszechświata. Tak jak czarna dziura jest umierającą ogromną gwiazdą zapadającą się do punktu o parametrach zerowych, tak Wszechświat można teraz rozumieć jako rozszerzający się od podobnie nieskończenie małego punktu. Tak jak czarna dziura kończy się osobliwością, tak Wszechświat musiał się zacząć od osobliwości. Istnienie osobliwości na początku czasu uważano wcześniej za możliwą implikację ogólnej teorii względności. Hawking i Penrose wykazali, że jest to implikacja nie do uniknięcia.
__________
[5] Hawking, Krótka historia..., s. 56.
s. 284
Ten wniosek fizyki relatywistycznej ma wielkie znaczenie filozoficzne i religijne. Sama teoria Wielkiego Wybuchu musiała przezwyciężyć znaczny opór naukowców. Sprzeciwiali się oni sugestii, że Wszechświat miał określony początek w czasie, ponieważ taki moment stworzenia był wcześniej kojarzony raczej z religią niż nauką. I faktycznie, stwierdzenie, że wszechświat zaczął istnieć w niewyobrażalnie wielkiej eksplozji energii, brzmi dla wielu jak ujęcie w nowoczesnym naukowym języku tego, co w Księdze Rodzaju było powiedziane już dawno: "I rzekł Bóg, Niech się stanie światłość!". [6]
__________
[6] John Polkinghorne, fizyk, pastor anglikański oraz przewodniczący Queens’ College w Cambridge University, przedstawia cenne rozważania na temat nauki i teologii w wykładach Gifforda z 1993 r., opublikowanych pod tytułem The Faith of a Physicist (Princeton University Press, 1994). Polkinghorne charakteryzuje hipotezę Hawkinga "bez początkowego punktu" jako "naukowo interesującą, ale teologicznie bez znaczenia", ponieważ "idea stworzenia nie zależy od możliwości wskazania daty stworzenia wszechświata..., Bóg nie jest Bogiem momentów krańcowych żywo zainteresowanym granicami. Stworzenie nie zostało dokonane piętnaście miliardów lat temu, ono trwa cały czas" (s. 73).
To ujęcie nie pozwala wyjaśnić roli, jaką odgrywa matematyczne wyeliminowanie punktu początkowego w umocnieniu pewności siebie u naukowych naturalistów, pewności, która była zmącona perspektywą przyznania, że naukowo stwierdzono moment stworzenia. Ta koncepcja "bez początkowego punktu" nie jest interesująca naukowo: jest to matematyczny model, który nie ma żadnej empirycznej podstawy, nie pozwala na jakiekolwiek przewidywania i nie generuje żadnego programu badawczego. Jego jedynym celem jest wsparcie metafizycznej zasady, że przyroda zawiera się sama w sobie i w rezultacie jest wieczna.
Prawdą jest, że teologowie mogą przystosować się do nawet najpełniejszego systemu naturalistycznego, stwierdzając, jak zrobił to Polkinghorne, że "Bóg podtrzymuje w istnieniu zamknięte w sobie czasoprzestrzenne jajo i ustanowił kwantowe prawa", lecz naturaliści postrzegają takie rozumowanie jako obronne i wskazujące jedynie, że teizm jest niefalsyfikowalny. Naukowi naturaliści nie uważają za konieczne czy też możliwe udowodnienie nieistnienia niewykrywalnego prawodawcy podtrzymującego istnienie świata. Chodzi im tylko o wypełnienie naturalistycznego programu na tyle, na ile pozwala obserwowalna rzeczywistość, a całą resztę można pozostawić subiektywnej wyobraźni. Pierwsze słowa Biblii "na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" przedstawiają pogląd bardzo odmienny od prezentowanego przez modernistycznych teologów o niewykrywalnym
s. 285
Pomimo tych wątpliwości natury metafizycznej teoria Wielkiego Wybuchu zatriumfowała, ponieważ lepiej pasowała do obserwacji niż jakakolwiek jej rywalka. Rozszerzanie się Wszechświata wydaje się wynikać z ogólnej teorii względności. Ekspansja ta wydaje się być potwierdzona przez dokonane przez Hubble'a obserwacje "przesunięcia ku czerwieni", a pierwotna eksplozja pozostawiła po sobie, jak się wydaje, "echo" w postaci rozchodzącego się po całym wszechświecie promieniowania tła, które po raz pierwszy zaobserwowano w 1965 roku.
Wykazanie wówczas przez Hawkinga i Penrose'a, że wszechświat musiał się zacząć od osobliwości, prowadziło do dalszego znaczącego wzrostu metafizycznego niepokoju. Osobliwość jest definiowana w żargonie relatywistycznym jako punkt, którego krzywizna czasoprzestrzenna staje się nieskończona. Brzmi to dość niewinnie, lecz posiada niepokojącą implikację, że w takim punkcie załamują się wszelkie prawa przyrody wynikające z teorii względności. Z istnienia osobliwości na samym początku Wszechświata można się więc domyślać, że istniał taki czas, gdy najbardziej fundamentalne prawa naukowe nie istniały. W jaki więc sposób zaistniały? Niezależnie od tego, co naukowcy woleliby uznać, nieuchronne było wywnioskowanie przez zwykłych ludzi, że Bóg -- nadprzyrodzony byt nieznany nauce -- musiał stworzyć te prawa.
Na taką odpowiedź z gwałtowną niechęcią reaguje wielu uczonych, w tym Hawking, ponieważ pozostawienie miejsca dla rzeczy nadprzyrodzonych wydaje się wskazywać na niekompletność nauki. W badaniach próbowano różnymi drogami pozbyć się osobliwości. Badania te pociągnęły za sobą próbę wprowadzenia teorii wielkiej unifikacji fizyki (GUT) [grand unified theory], projektu, który jest nagłaśniany w tak wielu książkach i telewizyjnych programach edukacyjnych, że z pewnością większość czytelników o niej słyszała.
__________
Bogu podtrzymującym istnienie zamkniętego w sobie czasoprzestrzennego jaja, które nie ma początku. Gdy naturaliści nakłonili teologów do zrezygnowania z tego pierwszego na rzecz tego drugiego, osiągnęli swój cel.
s. 286
Fizycy rozróżniają cztery podstawowe siły. Trzy z nich -- elektromagnetyzm, słabe oddziaływania jądrowe i silne oddziaływania jądrowe -- działają na poziomach subatomowych i są rozpatrywane w ramach matematycznej teorii kwantów. Czwarta siła, grawitacja, jest ważna dla dużych ciał i jest rozpatrywana przy pomocy pojęć ogólnej teorii względności Einsteina. W naszym świecie siły te różnią się od siebie, ale wielu fizyków uważa, że stanowiły one jedną siłę w najwcześniejszym momencie Wielkiego Wybuchu, gdy Wszechświat był niewyobrażalnie gorący i gęsty.
Istnieje już satysfakcjonująca teoria "oddziaływań elektrosłabych" jednocząca elektromagnetyzm oraz słabe oddziaływania jądrowe, która ma za sobą potwierdzenie eksperymentalne. Choć silne oddziaływania jądrowe mają swoją własną teorię, zwaną chromodynamiką kwantową, to fizycy uważają, że uczynili pewne postępy w unifikacji chromodynamiki kwantowej i teorii oddziaływań elektrosłabych. Ogromne trudności pojawiają się przy rozszerzaniu programu unifikacji o czwartą siłę -- grawitację, ponieważ zasady teorii względności i mechaniki kwantowej stoją ze sobą w sprzeczności.
To, czy kiedykolwiek osiągnięta zostanie teoria unifikacji, stanowi przedmiot dyskusji. Jedną i być może nieprzezwyciężalną przeszkodą jest skrajna trudność związana z przeprowadzaniem eksperymentów, mających testować wyniki prac teoretyków. Zgodnie z tym, co pisze David Lindley w swej książce, The End of Physics: The Myth of a Unified Theory, tworzone w ramach fizyki cząstek elementarnych konstrukcje matematyczne są aż tak odległe od możliwych do wyobrażenia eksperymentalnych testów, że staje się ona raczej czymś jakby mitologią, a nie nauką. Gdyby wybudowano Supercollider [Superconducting Supercollider (SSC), czyli Nadprzewodzący Superakcelerator -- uwaga tłumacza], który miał stanąć w Teksasie, to być może udałoby się znaleźć w nim słynną cząstkę Higgsa, co mogłoby dostarczyć dalszego potwierdzenia dla teorii oddziaływań elektrosłabych i potwierdzić, że fizycy idą ogólnie we właściwym kierunku. Odwołano jednak realizację projektu Superakceleratora, ale i tak eksperymenty potrzebne do przetestowania projektu unifikacji, które mianoby
s. 287
przeprowadzić w kolejnych etapach, wymagałyby takich poziomów energii, które nie mogłyby zostać wyprodukowane na Ziemi, zwłaszcza za cenę, jaką społeczeństwo skłonne byłoby zapłacić. [7]
W konsekwencji przedstawiona ostateczna teoria nie mogłaby zostać potwierdzona eksperymentalnie, ale jedynie przez zgodę wśród teoretyków, co nadałoby tej teorii charakter raczej filozoficzny niż naukowy. Ale zapał podsycany przez dawne sukcesy przezwycięża w umysłach teoretyków takie praktyczne przeszkody i w ten sposób książki popularnonaukowe, takie jak Hawkinga i innych liczących się uczonych, prowadzą do przekonania, że projekt wielkiej unifikacji może zostać zrealizowany -- być może nawet jeszcze za życia ich autorów, którzy będą mogli cieszyć się z tego sukcesu.
Nadzwyczajne metafizyczne znaczenie teorii unifikacji czterech sił obrazują określenia, jakie nadali jej fizycy: "święty Graal fizyki", "ostateczna teoria", a szczególnie "teoria wszystkiego". Te romantyczne tytuły nie są uzasadnione żadnym spodziewanym namacalnym dokonaniem mającym wypłynąć z samej teorii, skoro nawet po udanej teorii unifikacji nikt nie spodziewa się, by powiedziała coś konkretnego na temat takich tajemnic, jak te, w jaki sposób formują się galaktyki i gromady galaktyk, w jaki sposób pojawiło się życie i dlaczego ludzie zachowują się tak, a nie inaczej. Ogrom wyobrażeń związanych z teorią unifikacji pochodzi w pełni z zajmowanego przez nią miejsca w filozofii naturalistycznej, którą zakładają naukowcy w swej pracy.
Jeśli przyroda jest faktycznie w pełni zamkniętym systemem fizycznych przyczyn i skutków, to wtedy wszystko, co wydarzyło się w całej historii kosmosu, musiało być zdeterminowane (lub przynajmniej dozwolone)
__________
[7] Książka Davida Lindleya, The End of Physics: The Myth of a Unified Theory (Basic-Books, 1993), stanowi wyśmienitą korekturę ekspansywnego scjentyzmu "teorii wszystkiego" głoszonego przez fizyków cząstek elementarnych i kosmologów. Lindley przewiduje, że "koniec fizyki" nastąpi nie z powodu odkrycia pożądanej fizycznej teorii unifikacji, ale ponieważ na długo przed tym teorie fizyków posuną się tak daleko poza granice testów eksperymentalnych, że fizyka będzie raczej gałęzią estetyki niż nauki. Teorie te będą "piękne" w oczach fizyków, ale nie będą testowalne.
s. 288
przez warunki, które istniały na początku. Jeśli na początku nie istniało nic poza prawami i cząstkami i jeśli w późniejszym czasie nie wkroczyło do Wszechświata nic fundamentalnie nowego, wtedy pełne rozumienie warunków, jakie panowały na początku, stanowi w zasadzie klucz do pełnego rozumienia tego, co nastąpiło potem. Dlatego teorię unifikacji można nazwać pierwszym rozdziałem wielkiej metafizycznej opowieści nauki, a zbiór praw opisywanych przez tę teorię jest naukowym ekwiwalentem stwórcy. Oto dlaczego religijny język przenika książki dotyczące tej teorii i dlaczego Hawking uważa, że osiągnięcie pełnego rozumienia podanego przez tę teorię, byłoby poznaniem myśli Boga -- w sensie poznania wszystkiego, co można poznać.
Aby jednak być rzeczywiście jak Bóg, teoria musiałyby dotyczyć całej nieskończonej historii wszechświata, a tymczasem istnienie na samym początku osobliwości sugeruje istnienie takiego czasu, gdy prawa opisywane przez tę teorię nie istniały. Największy wkład Hawkinga w to, co można nazwać religijną unifikacją fizyki, było zaproponowanie teorii pozwalającej uwolnić się od tej niezręcznej osobliwości, której istnienie ustalili przede wszystkim on i Penrose.
Hawking zasugerował, że osobliwość Wielkiego Wybuchu może wskazywać jedynie, że w najwcześniejszym momencie pole grawitacyjne było tak silne, że ogólna teoria względności się nie stosowała się do tej sytuacji, a naukowcy mogą jedynie użyć "kwantowej teorii grawitacji" (jeśli taka zostanie kiedykolwiek odkryta), by zrozumieć, co działo się na samym początku. Kwantowa teoria grawitacji pociągałaby wykorzystanie matematycznego pojęcia "czasu urojonego" używanego przy rozwiązywania pewnych problemów w mechanice kwantowej. W czasie urojonym, wyjaśnia Hawking, "znika (...) wszelka różnica między czasem a przestrzenią." [8]
Zgodnie z tym, teoretycy mogą pozbyć się kłopotliwej osobliwości z początku czasu przez pozbycie się potrzeby jakiegokolwiek początku. Oto jak Hawking o tym pisze:
__________
[8] Hawking, Krótka historia..., s. 129.
s. 289
[...] w kwantowej teorii otwiera się nowa możliwość: czasoprzestrzeń może nie mieć żadnych brzegów, a więc nie ma potrzeby, by określać zachowanie Wszechświata na brzegu. Nie ma żadnych osobliwości, w których załamują się prawa nauki, ani żadnych brzegów czasoprzestrzeni, wymagających odwołania się do pomocy Boga lub do jakiegoś zbioru nowych praw wyznaczających warunki brzegowe dla czasoprzestrzeni. Można powiedzieć: "warunkiem brzegowym dla Wszechświata jest brak brzegów". Taki Wszechświat byłby całkowicie wystarczalny i nic z zewnątrz nie mogłoby nań wpływać. Nie mógłby być ani stworzony, ani zniszczony. Mógłby tylko BYĆ. [9]
Hawking przyznaje bez skrępowania, że ta koncepcja czasoprzestrzeni bez brzegów jest "tylko propozycją: nie można jej wywieść z jakichś innych zasad." [10] Dalej twierdzi, że taka sugestia mogłaby być zaproponowana z powodów estetycznych czy metafizycznych, ale testem jej naukowości jest to, czy pozwala ona na wyprowadzenie przewidywań, które mogą zostać zweryfikowane przez obserwację.
Oczywiście, w chwili obecnej hipoteza czasoprzestrzeni bez brzegów nie pozwala na wyprowadzenie z niej takich przewidywań. Jest tak nie tylko dlatego, że teoria unifikacji teorii względności i fizyki kwantowej nie została jeszcze opracowana, ale także dlatego, że każdy model, który opisywałby całość wszechświata, byłby matematycznie zbyt skomplikowany by pozwolić na dokładne przewidywania. Z tego powodu teoretycy musieliby uprościć założenia oraz przybliżenia i -- jak przyznaje Hawking -- "nawet wtedy formułowanie na podstawie teorii jakichś przewidywań pozostaje bardzo trudnym problemem." [11] Można byłoby się nigdy nie dowiedzieć, czy jakiś hipotetyczny sukces przewidywania nie był jedynie wynikiem jakiegoś
__________
[9] Hawking, Krótka historia..., s. 130.
[10] Hawking, Krótka historia..., s. 131.
[11] Hawking, Krótka historia..., s. 131.
s. 290
szczególnego uproszczenia, przyjętego przez teoretyka. David Lindley wydaje się mieć rację: bez możliwości eksperymentalnego sprawdzenia fizyka teoretyczna może być postawiona na równi z mitem.
Dlatego też koncepcję czasoprzestrzeni nie posiadającej brzegów właściwie należałoby uznać za element wielkiej metafizycznej opowieści nauki, a nie za teorię naukową. Jednak gdy metafizyczne historie snują naukowej sławy fizycy, to przyjmują one charakter teorii głoszonych przez znawców i mogą wywrzeć głębokie konsekwencje na sposób myślenia ludzi, którzy nie odróżniają "opowieści snutych przez naukowców" od "teorii naukowych."
Paul Davies, inny wybitny fizyk matematyczny, wyjaśnia wagę koncepcji Hawkinga o czasoprzestrzeni bez brzegów w swojej książce The Mind of God [Umysł Boga] w rozdziale zatytułowanym: "Can the Universe Create Itself?" [Czy Wszechświat może stworzyć sam siebie?] Davies szczerze stwierdza na początku: "To konkretne wyjaśnienie może być całkowicie błędne," ale natychmiast dodaje, że poprawność jakiegokolwiek wyjaśnienia nie jest ważna. Jak pisze Davis, "Chodzi przede wszystkim o to, czy jakieś nadprzyrodzone działania były konieczne, by Wszechświat zaistniał. Jeśli uda się skonstruować przekonującą teorię naukową, która będzie potrafiła wyjaśnić pochodzenie całego fizycznego Wszechświata, wtedy przynajmniej dowiemy się, czy naukowe wyjaśnienie jest możliwe, czy obecna teoria jest prawdziwa, czy nie." [12]
Ale nietestowalna metafizyczna opowieść, która nie daje żadnych przewidywań, nie jest teorią naukową, a spekulacje tego typu nie mogą udowodnić, że istnieje prawdziwe naturalistyczne wyjaśnienie początku Wszechświata. Wypowiedź Daviesa sprowadza się do stwierdzenia, że nawet mit może być wystarczający, by dodać otuchy naukowym naturalistom, by nie musieli się martwić nadprzyrodzonym czynnikiem.
__________
[12] Książka Paula Daviesa, The Mind of God: The Scientific Basis for Rational World, Simon & Schuster, 1992, w bezpośredni sposób przedstawia fizykę jako metafizykę i ostatecznie wydaje się bronić panteistycznego mistycyzmu. Cytat pochodzi ze strony 40.
s. 291
Naukowcy i filozofowie nauki często powtarzają, że Bóg znajduje się poza nauką, ale takie stwierdzenia stanowią poważne nieporozumienie. Właściwszym byłoby powiedzenie, że naukowcy, którzy rozmyślają o wielkim obrazie mają obsesję Boga i naturalne jest to, że powinni ją mieć. Celem naukowców badających historię Wszechświata -- tych, którzy próbują śledzić historię kosmosu od Wielkiego Wybuchu, a nawet wcześniej, do dnia dzisiejszego -- jest dostarczenie pełnego naturalistycznego obrazu rzeczywistości. Przedsięwzięcie to charakteryzuje się determinacją, by usunąć Boga z rzeczywistości, ponieważ w samej definicji naturalizmu zawarte jest wykluczenie czynników nadprzyrodzonych. Fizycy cząstek elementarnych i kosmolodzy skłonni są być na swój sposób ludźmi religijnymi, ale ich religią jest często sama nauka, stąd też jedyną historią stworzenia, jaką zaakceptują, jest ta, w której wszystkie elementy rzeczywistości są w zasadzie dostępne naukowym badaniom. Jakaś wyimaginowana historia, która ukazuje Wszechświat jako wieczny, jest więc lepsza niż teoria naukowa wymagająca niewygodnej osobliwości początkowej i z tego powodu ta pierwsza, mimo swego wyimaginowanego charakteru może osiągnąć status wiedzy naukowej.
W końcowych wersach Wprowadzenia do Krótkiej historii czasu astronom Carl Sagan zwraca czytelnikowi uwagę, że centralnym punktem tej książki jest usunięcie Boga z historii kosmosu, choć Sagan przedstawia tę konkluzję tak, jakby była raczej nieoczekiwanym wnioskiem z eksperymentu, niż świadomym zamierzeniem autora:
Słowo Bóg często pojawia się na tych stronicach. Hawking usiłuje znaleźć odpowiedź na słynne pytania Einsteina, czy Bóg miał swobodę w tworzeniu Wszechświata. Próbuje, jak sam stwierdza wprost, zrozumieć umysł Boży. To sprawia, że konkluzja -- przynajmniej obecna -- jest tym bardziej zaskakująca: Wszechświat nie ma granic w przestrzeni, nie ma początku i końca w czasie, nie ma też w nim nic do zrobienia dla Stwórcy. [13]
__________
[13] Carl Sagan, "Wprowadzenie" do: Hawking, Krótka historia..., s. 11 [10-11].
s. 292
Umysł i materia
Jeden element w tym wymyślonym wymiarze Krótkiej historii czasu polega na opowiedzeniu o początku wszechświata w sposób zmierzający do uwolnienia naturalistów od strachu przed czynnikami nadprzyrodzonymi, przy jednoczesnym utrzymywaniu w opinii publicznej perspektywy ostatecznej wszechwiedzy. Drugi element dotyczy osobistej historii Hawkinga, szczególnie widocznej w rozgłosie otaczającym jego książkę, a głównie w znakomitym filmie Telewizji BBC, który był nakręcony na podstawie fenomenalnego bestsellera Hawkinga.
Gdy u jeszcze młodego Stephena Hawkinga wykryto chorobę znaną w Ameryce jako zespół Lou Gehriga, Hawking miał powody, by zrezygnować z życia. Jednak zamiast tego żył nie tylko o wiele dłużej, niż przewidywali to lekarze, ale ożenił się, miał dzieci i osiągnął dominującą pozycję w nauce. Dziś jest profesorem matematyki w Cambridge w katedrze, którą niegdyś zajmował Sir Isaac Newton. To, że wydawca książki Hawkinga stawia go na równi z największymi naukowcami, zostało zasugerowane czytelnikom Krótkiej historii czasu bez subtelności przez umieszczenie krótkich biografii Einsteina, Galileusza i Newtona na końcu tej cienkiej książki.
Gdy widzimy postać Hawkinga w telewizyjnej adaptacji jego książki, dostrzegamy, iż choroba uczyniła go zupełnie bezradnym, niezdolnym do ruszenia się ze swojego wózka a nawet do normalnego mówienia. Mówi przez syntetyzator głosu wpisując słowa do komputera, co daje efekt jakby współczesnego wcielenia wyroczni delfickej czy też superkomputera o imieniu Hall z filmu Odyseja kosmiczna 2001. Myśl, że tak zrujnowane ciało może zawierać umysł zdolny do zgłębienia ostatecznych tajemnic Wszechświata, jest rzeczywiście inspirująca. W tym sensie życie Hawkinga stanowi archetyp całej sagi nauki, ponieważ jest opowieścią o potędze umysłu pozwalającej przedrzeć się przez mgłę uprzedzeń oraz ignorancji i dostrzec niewidzialną rzeczywistość kryjącą się poza nimi. Historia tego człowieka, Stephena Hawkinga, w jej wymiarze mitologicznym, który ma wiele wspólnego z jego ogromną popularnością, to historia zwycięstwa umysłu nad materią.
s. 293
Na ironię zakrawa fakt, że wytworem tego heroicznego umysłu jest redukcjonistyczna nauka, która redukuje rolę umysłu do jedynie nie mającej znaczenia ubocznej atrakcji materialistycznego wszechświata. Hawking nie stawia tego problemu bezpośrednio, ale wychodzi on na powierzchnię w jego książce przez uznanie, że fizyczna teoria wszystkiego odnosi się sama do siebie i dlatego jest potencjalnie niespójna. Działalność naukowa zakłada, że istoty ludzkie --- w każdym razie naukowcy --- są istotami racjonalnymi, które potrafią dokładnie obserwować przyrodę i stosować logiczne rozumowania, by zrozumieć rzeczywistość ukrytą pod powierzchnią zjawisk. Jednak jeśli istnieje teoria wszystkiego, to prawa, które opisuje, determinują nawet myśli i działania naukowców, którzy chcą odkryć tę teorię. Jak w takim razie, zastanawia się Hawking, naukowcy mogą ufać swej własnej zdolności rozumowania? Skąd mogą wiedzieć, że prawa fizyki przewidują czy dopuszczają odkrycie prawdziwej teorii?
Filozofia naturalistyczna pozwala w sposób uciec od tej zagadki i Hawking go wykorzystuje. Jedynym potwierdzeniem rozumowych zdolności umysłu, które może dostarczyć nauka, jest darwinowska zasada doboru naturalnego wyjaśniająca wszystkie cechy przystosowawcze organizmów odwołując się do sukcesu reprodukcyjnego. Teoria ta stwierdza, że ewolucja nagradzała te organizmy, które były najlepsze w wyciąganiu poprawnych wniosków na temat świata i zgodnie z nimi odpowiednio działały uciekając przed drapieżnikami, szukając partnerów itp. Poprawnie myślące organizmy przypuszczalnie przodowały w zdolności przetrwania i reprodukcji, dzięki czemu pozostawiały więcej potomstwa niż konkurenci, popełniający więcej błędów. Ta zdolność do poprawnego wyciągania wniosków mogła w końcu rozszerzyć się na całą populację. Hawking mówi: "Jeśli jednak Wszechświat rozwija się w sposób regularny, to możemy oczekiwać, że zdolności myślenia, jakie nabyliśmy dzięki doborowi naturalnemu, okażą się przydatne w poszukiwaniu pełnej teorii, nie wywiodą nas zatem na manowce fałszywych wniosków." [14]
__________
[14] Hawking, Krótka historia..., s. 23.
s. 294
Ale nie można uniknąć problemu samoodniesienia przez przywołanie innej teorii. Teoria Darwina jest tylko kolejnym wytworem ludzkiego umysłu, którego sposób rozumowania jest wciąż kierowany przez tę hipotetyczną teorię wszystkiego, tak więc problem pewności zostaje jedynie przesunięty a nie rozwiązany. W każdym razie darwinowski dobór naturalny nagradza tylko sukces w przekazywaniu potomstwa, a przypuszczenie, że zdolności do abstrakcyjnego myślenia sprawiają, iż ich posiadacze pozostawią bardziej żywotne potomstwo niż stworzenia, które jedynie skromnie są tą zdolnością obdarzone, nie jest oparte ani na wynikach eksperymentów ani nie jest nawet trochę przekonujące. Zgodnie z kryteriami Darwina mózgi szczurów i karaluchów tak samo służą sukcesowi reprodukcyjnemu jak mózg człowieka, co jest szczególnie widoczne, gdy zauważymy, że "dostosowanie" ludzkiego mózgu musi być oceniane z perspektywy prymitywnych warunków, w których przypuszczalnie wyewoluował. Wystarczy zwrócić uwagę na dziedziczną chorobę Hawkinga, by w pełni zdać sobie sprawę z tego, jak niewiele dar zaawansowanych zdolności matematycznych ma wspólnego ze zdolnością do pozostawienia żywotnego potomstwa.
Są, oczywiście, sposoby na pozbycie się tej obiekcji. Pomysłowy darwinista zawsze może przyjąć, że zdolność rozwiązywania równań zawierających czas urojony rozwinęła się jako korzystny produkt uboczny skromniejszych cech umysłu, które pozwoliły na sukces reprodukcyjny. Problem z tego typu wyjaśnieniami nie polega na tym, że mogą one okazać się nieprawdą, ale na tym, że nie posiadają żadnej wartości, gdyż za ich pomocą można wyjaśnić występowanie każdej cechy. Równie dobrze można spekulować -- bez jakiegokolwiek doświadczalnego potwierdzenia -- że zdolność do rozwiązywania równań jest wtórnym efektem wytworzonym przez gen odpowiedzialny za wysoką jakość nasienia albo ładnie ukształtowany nos.
Choć powołanie się na darwinowski dobór naturalny nie rozwiązuje problemu samoodniesienia, to zasługą Hawkinga pozostaje zwrócenie uwagi czytelników na ten problem, gdyż w rzeczywistości wskazuje on, że teoria, która jest wytworem umysłu, nigdy nie może w adekwatny sposób wyjaśniać
s. 295
umysłu, który ją wytworzył. Opowieść o wielkim naukowym umyśle, który odkrywa absolutną prawdę, jest satysfakcjonująca tylko dopóty, dopóki uznajemy umysł za dany. Jeśli próbujemy wyjaśnić umysł, jako produkt swych własnych odkryć, to stajemy w pomieszczeniu z lustrami bez możliwości wyjścia. To tak, jakby uczeń Zygmunta Freuda wyjaśniał, że teoria jego mistrza o kompleksie Edypa jest wytworem nieświadomej chęci Freuda, by zabić swego ojca i poślubić matkę. Teoria ta nadal mogłaby być prawdziwa, ponieważ Freud mógł być akurat podobny do innych ludzi pod tym szczególnym względem, ale z pewnością nie polegalibyśmy na autorytecie Freuda przy rozstrzyganiu jej prawdziwości.
Przypisywanie powstania jakiejś idei nieuświadomionym irracjonalnym pożądaniom lub siłom fizycznym daje ten sam skutek, co wskazanie, że sędzia otrzymał sporą ilość gotówki od jednego z procesujących się. Fakt ten absolutnie nie dowodzi tego, że werdykt, który zapadł, był niezgodny z prawem lud dowodami, ponieważ procesujący się mógł przekupić sędziego na rzecz słusznej sprawy, ale danie łapówki bardzo mocno sugeruje coś przeciwnego.
Materialistyczne teorie umysłu
Zgodnie z naturą wyjaśniania, jedną rzecz wyjaśnia się przy pomocy czegoś innego, co przyjmuje się jako słuszne, a wyjaśnianie potem tego czegoś przy pomocy tego pierwszego jest niczym więcej niż tworzeniem błędnego koła. Jednak metafizyka naturalistyczna jest tak ponętna, że najznamienitsi uczeni i filozofowie regularnie wykorzystują swoje własne umysły próbując udowodnić, że umysł nie jest "niczym więcej" jak tylko wytworem fizycznych sił i chemicznych reakcji.
Zgodnie z naturą wyjaśniania, jedną rzecz wyjaśnia się przy pomocy czegoś innego, co przyjmuje się jako słuszne, a wyjaśnianie potem tego czegoś przy pomocy tego pierwszego jest niczym więcej niż tworzeniem błędnego koła. Jednak metafizyka naturalistyczna jest tak ponętna, że najznamienitsi uczeni i filozofowie regularnie wykorzystują swoje własne umysły próbując udowodnić, że umysł nie jest "niczym więcej" jak tylko wytworem fizycznych sił i chemicznych reakcji.
Jednym z nich jest Francis Crick, biochemik, który jako współodkrywca struktury DNA, jest niemal tak sławny jak sam Hawking. W ostatnich latach Crick zajął się problemem świadomości, a wyraz swoim myślom dał w wydanej w 1994 roku książce, Zdumiewająca hipoteza. Oto jak Crick przedstawia swój punkt wyjścia:
Zdumiewająca Hipoteza brzmi: Ty, Twoje radości i smutki, Twoje
s. 296
wspomnienia i ambicje, Twoje poczucie tożsamości i wolna wola, nie są w rzeczywistości niczym innym niż sposobem, w jaki zachowuje się ogromny zbiór komórek nerwowych i związanych z nimi cząsteczek. (...) Hipoteza ta jest tak odległa od poglądów żyjących dzisiaj ludzi, że naprawdę można ją nazwać zdumiewającą. [15]
Oczywiście, idea ta nie jest w ogóle niczym zaskakującym dla zaznajomionych z historią nauki współczesnej, ponieważ w szczególności neurolodzy już od dawna przyjęli za oczywiste, że umysł nie jest niczym więcej niż wytworem chemii mózgu. Zdumiewającą czyni tę hipotezę, jak stwierdza Crick, jej sprzeczność ze zdroworozsądkowym obrazem rzeczywistości przyjmowanym przez większość ludzi, gdy podejmują decyzje odnośnie interesów, zakochują się, czy nawet gdy piszą książki popierające materialistyczny redukcjonizm.
Ta niezgodność ze zdrowym rozsądkiem stałaby się widoczna, gdyby Crick przedstawił swą hipotezę w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Wyobraźcie sobie reakcję jego wydawcy, gdyby Crick zaproponował rozpoczęcie swojej książki od oznajmienia: "Ja, Francis Crick, moje sądy i poglądy naukowe a nawet myśli przedstawione w tej książce nie są niczym innym niż zachowaniem ogromnego zbioru komórek nerwowych i związanych z nimi cząsteczek." Tylko niewielu zapaleńcom chciałoby się czytać dalej. Wiarygodność materialistycznego determinizmu wymaga tego, by robić milczący wyjątek dla teoretyka snującego to przekonanie.
Niezależnie od tego, co zdrowy rozsądek może mieć do powiedzenia w tej kwestii, dekonstrukcja umysłu, za którą opowiada się Crick, jest ukryta w metafizycznym materializmie i naturalizmie panującym w naukowej
__________
[15] Swój materialistyczny punkt wyjścia Francis Crick przedstawia w książce Zdumiewająca hipoteza: czyli nauka w poszukiwaniu duszy, tłum. Barbara ChacińskaAbrahamowicz i Michał Abrahamowicz, Na Ścieżkach Nauki, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997, s. 18. Crick obnosi się ze swym materializmem i jest pokrzepiająco szczery w wyrażaniu pogardy dla alternatyw.
s. 297
społeczności. Większość biologów, którzy publicznie wyrażają swoje opinie na ten temat, przyjmuje za oczywiste, że w żywych organizmach nie ma żadnej "siły życiowej" czy innego niematerialnego składnika, że złożone organizmy rozwinęły się z prostszych przodków w drodze doboru darwinowskiego i że dlatego też umysł ludzki jest wytworem materialnych sił, dla których znaczenie miał tylko sukces reprodukcyjny. Zgodnie z takim ujęciem, niezależnie od tego, co mogłyby się wydawać niedouczonym ludziom, czym innym mogłyby być umysł i jego myśli, jak nie wytworem biochemii mózgu?
Crick nie twierdzi, że materialistyczne rozumienie umysłu zostało udowodnione (naukowa część jego książki ogranicza się do przedstawienia paru próbnych propozycji dla badań mechanizmów widzenia). Twierdzi natomiast, że materialistyczna teoria umysłu jest jedyną wartą poważnego potraktowania. Jedyna alternatywa, jaką sobie wyobraża, to jakiś religijny przeżytek, który wzgardliwie określa "przesądem naszych przodków." [*] Choć Crick podkreśla, że naukowcy uznają swoje hipotezy tylko za tymczasowe i nie trzymają się ich przez "ślepą wiarę", to nie jest jasne, co mogłoby go przekonać, że umysł to nie tylko materia. Dla Cricka materializm jest równoznaczny z nauką, a nauka z racjonalnością.
Redukcjonizm Cricka nie jest żadną osobliwością. Ten sam przesąd panuje w całej współczesnej nauce, niezależnie od zastrzeżeń, które poszczególni uczeni (którzy także muszą żyć w zdroworozsądkowym świecie) mogą wygłaszać prywatnie. Nie chodzi o to, że podczas pracy naukowcy
__________
[*] Niewyrafinowany poziom rozumienia religii przez Cricka obrazuje następujący komentarz: "Wierzenia poszczególnych, najbardziej rozpowszechnionych religii, są nie tylko ze sobą sprzeczne, ale zarazem, według kryteriów naukowych, powołują się na tak wątłe dowody, że tylko akt ślepej wiary umożliwia ich akceptację. Jeśli wyznawcy jakiejś religii rzeczywiście wierzą w życie pozagrobowe, to dlaczego nie starają się tego ustalić przez rzetelne eksperymenty naukowe?" (Crick, Zdumiewająca hipoteza..., s. 341). Ludzie wierzący mogą pocieszyć się faktem, że Crick z równą pogardą traktuje filozofów: "W ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat [filozofowie] osiągnęli tak marne wyniki, że byłoby lepiej, gdyby dziś zdobyli się na skromność, zamiast obnosić się ze zwykłą sobie dumną wyniosłością." (Crick, Zdumiewająca hipoteza..., s. 340).
s. 298
koniecznie muszą być takimi samymi entuzjastami materializmu, jak Crick. Problem polega na tym, że oni nie wiedzą jak w zasadzie podważyć materializm nie wychodząc na głupków lub sentymentalistów. Materialiści budzą strach, ponieważ wydają się mieć po swojej stronie logikę nauki. Ci sami materialiści są jednak sfrustrowani, ponieważ tak wielu ludzi nie chce przyjąć wniosków, które z redukcjonistycznej nauki w sposób konieczny wypływają. Jak na spotkaniu Amerykańskiej Akademii na rzecz Rozwoju Nauki w 1987 roku żalił się słynny biochemik ze Stanfordu, Arthur Kornberg -- zadziwiające jest, "że skądinąd całkiem inteligentni i dobrze poinformowani ludzie, włączając w to lekarzy, tak niechętnie przyjmują przekonanie, że umysł, jako część życia, jest materią i tylko materią." [16] Jednak z samych przesłanek Kornberga wynika, że jego zdziwienie było nieuzasadnione. Przypuszczalnie jeden rodzaj reakcji chemicznej w mózgu Kornberga powoduje akceptację materialistycznego redukcjonizmu, podczas gdy inny rodzaj reakcji powoduje zwątpienie u wspomnianych fizyków.
Chodzi o wielką stawkę w sporze o to, czy umysł można rzeczywiście wyjaśnić, jako wyłącznie materialny fenomen. Autorytet kapłanów nauki opiera się na powszechnej zgodzie na wielką metafizyczną opowieść nauki, ale zwykli ludzie w widoczny sposób skłonni są w nią wątpić. W tej delikatnej sytuacji rządzący nauką nie mogą pozwolić na rozpowszechnianie rywalizujących opowieści. Nie muszą dziś, ani nawet jutro, być w stanie podać redukcjonistyczne wyjaśnienie umysłu, ale muszą utrzymywać, że tylko ich metody, a nie żadne inne, oparte są na właściwym rozumieniu tego, czym naprawdę jest umysł. Gdyby przyznali, nawet milcząco, że aktywność umysłowa jest ostatecznie zakorzeniona w czymś znajdującym się poza obrębem fizyki i chemii, to rezultat takiego otwarcia na to coś nadprzyrodzonego byłby o wiele rozleglejszy i bardziej niebezpieczny niż ten, związany z osobliwością z początku Wszechświata.
__________
[16] Arthur Kornberg, "The Two Cultures: Chemistry and Biology", Biochemistry 1987, vol. 26 s. 6888-6891. Tekst wygłoszony na dorocznym spotkaniu Amerykańskiej Akademii na rzecz Rozwoju Nauki w Chicago w 1987 roku.
s. 299
Jeśli nauka nie potrafi wyjaśnić fenomenu świadomości, to otwiera się droga dla pewnych konkurencyjnych dyscyplin -- szczególnie religii -- by wypełnić tę próżnię jakąś inną metafizyczną opowieścią o ogromnym uroku emocjonalnym i wyobrażeniowym. To wyjaśnienie lepiej odpowiadałoby określeniu "teoria wszystkiego", niż jakiekolwiek, które mogłaby przedstawić fizyka cząstek elementarnych czy biologia ewolucyjna, ponieważ sama nauka jest wytworem umysłu. Ktokolwiek poda wyjaśnienie umysłu, ten wyjaśni naukę i zyska władzę orzekania, jak wielką rolę powinna odgrywać nauka w sprawach umysłu. Nie jest to władza, którą naukowcy dobrowolnie oddadzą filozofom i teologom.
Ocena opowieści nauki
Jak powinniśmy ocenić tę wielką metafizyczną opowieść nauki? Błędem byłoby wybranie najprostszego wyjścia i odrzucenie tej opowieści z tego powodu, że część jej kluczowych elementów nie została dowiedziona. Oczywiście elementy te nie zostały dowiedzione. Hawking i Crick nie kryją tego odnośnie propozycji wszechświata bez brzegów, fizycznej teorii unifikacji i materialistycznej teorii umysłu. Nie do pomyślenia jest nawet, by wielka metafizyczna opowieść mogłaby być przedmiotem dowodzenia. Ona raczej zwięźle obejmuje naukowy sposób myślenia o pracy, jaką nauka musi jeszcze wykonać.
W materialistycznej teorii umysłu nie chodzi na przykład o to, aby taka teoria zaistniała (poza tą najbardziej prymitywną i spekulatywną formą). Chodzi o to, by biolodzy, którzy są materialistycznymi redukcjonistami, chcieli zagorzale wierzyć, że prawdziwy postęp w kierunku zrozumienia umysłu możliwy jest wyłącznie dzięki nauczeniu się zasad biochemii, a nie przez słuchanie księży i filozofów. Podobnie założenie, że żadne nadprzyrodzone oddziaływanie nie miało wpływu na historię kosmosu, ma podbudować wiarę uczonych, że poza obszarem nauki niczego nie ma.
Kolejnym błędem byłoby niedocenienie wagi tej wielkiej metafizycznej opowieści z powodu takiego, że tematy w rodzaju pierwotnego pochodzenie są odległe od codziennych zainteresowań praktykujących
s. 300
naukowców. Jest niewątpliwą prawdą, że większość uczonych nie spędza zbyt wielkiej ilości czasu na myśleniu o ostatecznych metafizycznych implikacjach badań naukowych i jestem pewien, że wielu z nich jest zakłopotanych nadymaną dumą fizyków mówiących o "teorii wszystkiego" oraz dogmatycznym materializmem biologów molekularnych stwierdzających, że "DNA jest wszystkim". Ale nie o to chodzi. Większość ludzi, niezależnie od tego, czy są naukowcami żyje dzień po dniu nie myśląc o kwestiach metafizycznych, ale na ich myślenie tak czy owak wpływają metafizyczne założenia. W rzeczywistości założenia metafizyczne mają największą moc, gdy pozostają nieuświadomione, ponieważ wtedy każdy członek danej społeczności bierze je za oczywiste.
Względnie niewielu naukowców otwarcie opowiada się za wielką metafizyczną opowieścią, ale każdy naukowiec, który otwarcie spróbowałby ją podważyć wyrobiłby sobie opinię dziwaka. Hipoteza Francisa Cricka może być zdumiewająca dla ogółu, lecz gdy rozmawiałem na spotkaniach panelowych w ramach pewnego ogromnego konwentu neurobiologów, stwierdziłem, że jego podstawowa przesłanka była bezrefleksyjnie uznawana za oczywistą przez niemal wszystkich, których spotkałem. Niektórzy naukowcy są skromni, jeśli chodzi o to, co spodziewają się osiągnąć w najbliższej przyszłości, choć dostrzegalny był narastający optymizm, ale nie dostrzegłem chęci podważenia zasadniczej przesłanki, że umysł, jako część życia, jest materią i tylko materią. W końcu, czym innym miałby być?
Dlatego wielka metafizyczna opowieść jest ważna i zasługuje na to, by brać ją poważnie jako metafizyczną opowieść. Sprawa polega na tym, czy mamy uzasadniony powód, by wierzyć, że ta opowieść jest prawdziwa lub przynajmniej jest bardziej prawdopodobna od rywalizującej opowieści, według której zostaliśmy stworzeni przez nadprzyrodzoną istotę zwaną Bogiem, która troszczy się o to, co robimy i nadaje ostateczny sens naszemu życiu.
Gdy sprawa ta wychodzi na powierzchnię, co dzieje się rzadko, nie licząc sytuacji, gdy naukowcy debatują z kreacjonistami, odpowiedź, którą zwykle dają naukowi naturaliści, stwierdza, że sukcesy, jakie osiągnęła nauka
s. 301
w przeszłości, uzasadniają dalsze zaufanie dla metafizycznej wizji, która inspirowała te sukcesy. Jest to potencjalnie dobry argument (będę go nazywał argumentem z sukcesu), ale nie każdy sukces nauki jest tak samo ważny.
Najbardziej prymitywna wersja argumentu z sukcesu odwołuje się od technologicznych osiągnięć nauki takich, jak samoloty, bomby nuklearne, antybiotyki i komputery. Stąd już niedaleko do szyderczego argumentu, że osoby, podważające wielką metafizyczną opowieść nauki powinny spróbować podróży latającym dywanem lub leczyć choroby swoich dzieci modlitwą o uzdrowienie. W jednej z popularnych książek antropolog Donald Johanson zrobił to w godnym do zapamiętania wnioskowaniu, w którym wniosek nie wynika z przesłanek: "Nie możesz przyjmować jednej części nauki, ponieważ dostarcza ci ona takich dobrych rzeczy, jak elektryczność i penicylina i jednocześnie odrzucać innej, bo głosi poglądy na temat pochodzenia życia, które ci się nie podobają." [17] Takie rozumowanie ignoruje bardzo ważną kwestię, że nie wszystkie twierdzenia głoszone w imię nauki są tak samo godne zaufania. Wierzymy w skuteczność elektryczności i penicyliny na podstawie eksperymentalnej weryfikacji. Wielu z nas nie wierzy twierdzeniom, że naukowcy wiedzą, jak powstało życie, ponieważ wiemy, jak bardzo niewystarczające są dowody eksperymentalne mające uzasadniać to twierdzenie. Naleganie, że twierdzenia powinny być testowane a nie po prostu przedstawiane jako fakt jedynie dlatego, że zostały wypracowane przez osoby określane mianem "uczonych", to po prostu naleganie, by metoda naukowa była stosowana, a nie symulowana.
W każdym razie technologiczne osiągnięcia nauki nie mają wiele wspólnego z obszernymi scenariuszami teoretycznymi kosmologii i biologii ewolucyjnej. Jest bardzo prawdopodobne, że społeczeństwo jest pod wrażeniem tego, co fizycy teoretyczni mówią o pochodzeniu Wszechświata głównie dlatego, że wcześniejsza generacja fizyków wymyśliła bombę, która zniszczyła Hiroszimę. Jest to jednak fakt mówiący o społeczeństwie, a nie o
__________
[17] Maitland A. Edey and Donald C. Johanson, Blueprints: Solving the Mystery of Evolution, Little, Brown, 1989, s. 2.
302
pochodzeniu Wszechświata.
Sukces, który rzeczywiście ma znaczenie dla potwierdzenia tej wielkiej metafizycznej opowieści, to dotyczy stopnia potwierdzenia elementów historycznych tej opowieści. Jeśli naukowcy rzeczywiście potwierdzili najważniejsze elementy swojej opowieści, tak że do wypełnienia pozostaje tylko parę luk, to wtedy istnieją solidne podstawy (acz bez absolutnego dowodu), aby wierzyć, że opowieść ta jest zasadniczo poprawna. Wielu naukowców nieskrępowanie przyznaje na przykład, że pochodzenie życia jest wciąż nierozwiązaną zagadką i że materialistyczna teoria umysłu jest tylko hipotezą. Z drugiej strony, nawet ci sami naukowcy uznają, że neodarwinowska teoria ewolucji jest zasadniczo poprawna, a więc, że nauka wie w zasadzie, jak dzisiejsze rośliny i zwierzęta, włączając ludzi, rozwinęły się z najprostszych form żywych w drodze doboru naturalnego. Przyjmując z góry tę darwinowską przesłankę oraz poprawność astronomicznego modelu ewolucji gwiazd, formowania się układu słonecznego i Ziemi naukowcy mają uzasadnione powody, by sądzić, że naturalistyczne rozwiązania problemów pochodzenia życia i świadomości czekają na odkrycie.
Można sobie wyobrazić, że Bóg dwukrotnie ingerował w historię kosmosu: raz, by stworzyć pierwsze życie i po raz kolejny, by nadać hominidom ludzką świadomość, pozostawiając wszystko pomiędzy tymi momentami naturalistycznej ewolucji. Jednak na naukowcach, którzy uważają, że udało im się wspaniale rozwiązać największą część układanki nie robi wrażenia ten "Bóg luk", który --- jak się wydaje --- niedługo zostanie zastąpiony przez kolejną udaną naturalistyczną teorię.
Przypuśćmy jednak, że akceptowana teoria ewolucji biologicznej jest z gruntu fałszywa. Przypuśćmy, że darwinowski mechanizm mutacji i doboru nie może w rzeczywistości stworzyć złożonych organów i organizmów z form prostszych i że problem biologicznej złożoności nie został rozwiązany. Gdyby trzeba było przyznać się do błędu tej wielkości, to cała część tej wielkiej metafizycznej opowieści, która dotyczy historii i natury życia, zostałaby zakwestionowana. Jeśli zostałaby utracona darwinowska podstawa, wtedy zaufanie pokładane przez naukowców w to, że mogą dostarczyć ostatecznego
s. 303
materialistycznego wyjaśnienia początków życia i świadomości, nie byłoby już niczym uzasadnione. Po co poświęcać ogromne wysiłki na spekulacje na temat tego, jak w chemicznej zupie mogła powstać prymitywna forma RNA, skoro nie wiadomo, jak taka molekuła mogła się rozwinąć w komórkę? Dlaczego przyjmować, że umysł jest tylko materią, skoro nie ma się pojęcia, w jaki sposób mózg mógł wyewoluować? Zamiast ogólnie zadowalającego obrazu historii życia z paroma jedynie lukami, nauka stanęłaby wobec ogromu tajemnicy, która powiększałaby się wraz z gromadzeniem kolejnych danych biologicznych. Jeśli wyobrazimy sobie konsekwencje wypływające ze zdyskredytowania teorii Darwina, to łatwo zrozumieć, dlaczego naukowcy tak zajadle jej bronią.
Modernizm bazuje na wielkiej metafizycznej opowieści nauki, a stopień, w jakim opowieść ta była z sukcesem przedstawiana, bazuje w znacznej mierze na teorii ewolucji Darwina. Dla naukowych naturalistów opowieść ta i ta teoria są na dobrą sprawę święte, ale teistyczni realiści mogą pozwolić sobie spojrzeć na nie krytycznym okiem. I tak też zrobimy.
Phillip E. Johnson
(Phillip E. Johnson, "The Grand Metaphysical Story of Science", w: Phillip E. Johnson, Reason in the Balance. The Case Against Naturalism in Science, Law & Education, InterVarsity Press, Downers Grove, Illinois 1995, s. 51-70. Z języka angielskiego za zgodą Autora tłumaczył Piotr Bylica)