Aleksandra Kowalczyk, "Bakteria doktora Frankensteina" (2005)
"Ozon" nr 14, 21.07.2005; http://www.ozon.pl/a_tygodnikozon_2_7_353_2005_14_1.html --- Jeden z najsłynniejszych genetyków świata Craig Venter postanowił zabawić się w Boga. Lepi własnymi rękami nowe życie. Dla dobra ludzkości, ma się rozumieć.
> <span class="szary">EAST NEWS<span>
Bakteria doktora Frankensteina
Aleksandra Kowalczyk> <hr>
Jeden z najsłynniejszych genetyków świata Craig Venter postanowił zabawić się w Boga. Lepi własnymi rękami nowe życie. Dla dobra ludzkości, ma się rozumieć.
> <br> Kolejny kaprys nauki? Wcale nie. Stawką są rzesze mikroorganizmów pracujących w służbie ludzkości, przerobione na nowe, doskonałe leki i szczepionki. Badacze myślą też o powołaniu do życia stworzeń pochłaniających zanieczyszczenia z atmosfery czy przetwarzających światło słoneczne na paliwo. Sporo zadań jak na mały organizm. Być może wszystko można by było włożyć między bajki, gdyby nie inicjator i główny szef projektu doktor Craig Venter, wynalazca najszybszej (i najbardziej kontrowersyjnej) metody odczytywania genomu. Pod koniec czerwca sprzymierzył się z dr. Hamiltonem O. Smithem, laureatem Nagrody Nobla za odkrycie enzymów wykorzystywanych w badaniach DNA. Wspólnie założyli firmę Synthetic Genomics i rozpoczęli pracę nad stworzeniem nowego życia.
> <br> Trudno nie wierzyć, że im się uda, zważywszy na wcześniejsze dokonania dr. Ventera. Zasłynął on uproszczoną metodą odnajdywania i opisywania genów pozwalającą szybko odczytać pełny ludzki genom. W 2000 roku udało mu się to, nad czym międzynarodowy zespół badaczy głowił się dwa lata dłużej. Podczas gdy inni naukowcy krok po kroku odkrywali kolejne informacje zapisane w chromosomach, on bez ceregieli pociął łańcuch DNA na drobne kawałki, odczytał je jak słowa, po czym wszystko razem wrzucił do komputera. Maszyna złożyła tę bezładną sieczkę w logiczną całość.
> <br> Venter zamierzał nawet opatentować i sprzedawać odkryte sekwencje, co wywołało oburzenie w środowisku naukowym. Teraz kontrowersyjny naukowiec poszedł o krok dalej. – Zamiast tylko czytać zapis genetyczny, sami zaczynamy go pisać – mówi dr Venter.
> Pracę nad nowym projektem rozpoczął w 2002 roku od zbadania bakterii o niewdzięcznej nazwie Mycoplasma genitalium, pasożytującej na ludzkich drogach płciowych i oddechowych. Uważa się ją za najprostszą, jeśli chodzi o zestaw genów – ma ich zaledwie 517 (dla porównania człowiek – aż 20–25 tysięcy). – Chcieliśmy sprawdzić, czy uda się jeszcze bardziej ograniczyć ich liczbę – stwierdził dr Venter, po czym zaczął odcinać mykoplazmie kolejne geny, sprawdzając, z jakim minimalnym zestawem organizm da radę przeżyć. Wystarczyło ledwie 265. A więc przepis na życie okazał się znacznie prostszy, niż przypuszczano. Taką nieskomplikowaną bakterię dałoby się stworzyć w laboratorium. Wyposażony w tę wiedzę Venter przystąpił do pracy. Skąd wziął potrzebne geny? – Najprostszą metodą tworzenia nowego genomu jest łączenie fragmentów DNA pochodzących z różnych organizmów – mówi prof. Andrzej Jerzmanowski z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN, autor książki „Geny i ludzie”. Venter korzysta z tego właśnie sposobu, pobierając fragmenty łańcucha DNA od badanej bakterii. Umieszcza je następnie w „pustej” komórce pozbawionej własnego genomu. <br>
> Oczywiście, wcale nie jest pewne, że układ zadziała. Dr Smith, 73-letni wspólnik Ventera, mawia żartem, że może nie dożyć chwili powstania nowego życia. – Trudno powiedzieć, czy elementarny zestaw genów wystarczy, żeby stworzyć atrybuty życia – ocenia prof. Jerzmanowski. – Nowa komórka musi przecież spełnić szereg warunków: umieć wymieniać substancje z otoczeniem, mieć zdolność do podziału czy metabolizmu. Trudno przewidzieć, jaka jest szansa, żeby twór Ventera przypominał żyjącą komórkę. <br>
> Czemu ma służyć stworzenie nowego organizmu? – Chcemy napisać definicję życia – mawia Venter. Ale przecież naukowcy nie ścigają się wyłącznie dla idei i chęci wyjaśnienia filozoficznej zagadki. Sam Venter poświęcił badania dziedzinie zajmującej go od dawna: walce z globalnym ociepleniem. Chce, aby nowe mikroby przetwarzały dwutlenek węgla, podstawowy gaz cieplarniany, na węglowodany. Jeden z jego ostatnich projektów – badania genetyczne zawartości wody z głębin Morza Sargassowego – służył właśnie poszukiwaniu bakterii mającej spełniać to zadanie. Stworzone przez ludzi mikroby mogłyby też oczyszczać ścieki czy wyziewy z fabryk. Więcej, w głowie Ventera zaświtał nawet pomysł przetwarzania przez mikroorganizmy energii słonecznej na czyste paliwo wodorowe, co pomogłoby zmniejszyć emisję spalin. <br>
> Przed nowymi organizmami stoi znacznie ważniejsze zadanie. – Można by projektować organizmy służące na przykład do produkcji białek wykorzystywanych przy wyrobie szczepionek czy leków w terapii hormonalnej – tłumaczy prof. Jerzmanowski. Sztuczne bakterie można by było wykorzystać do przenoszenia leków w określony rejon ludzkiego organizmu. To marzenie lekarzy na całym świecie. W 2002 roku naukowcy uczynili pierwszy duży krok w tym kierunku, tworząc sztuczne wirusy. Zespół prof. Eckarda Wimmera z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku, korzystając z gotowych nici DNA zamówionych przez Internet (jeden gen kosztuje ok. 4 tys. dolarów), zrekonstuował od podstaw wirusa polio. <br>
> Cała ta genetyczna manipulacja nie jest więc tylko sztuką dla sztuki. Przed modyfikowanymi wirusami naukowcy stawiają nie lada zadanie – terapię genową. Wirus mógłby nieść prawidłową kopię genu, który zastępowałby w organizmie ten uszkodzony. W ten sposób można by było leczyć choroby o podłożu genetycznym, nawet hemofilię. Tworzenie bakterii o minimalnym genomie jest więc formą treningu dla naukowców. Na organizmie z małą liczbą genów łatwiej zrozumieć zasady, zgodnie z jakimi zarządzają one życiem komórki. <br> W tak modyfikowanych wirusach i bakteriach wielu naukowców widzi jednak nie zbawienie, ale przekleństwo ludzkości. Jeśli eksperyment Ventera się powiedzie (a wszystko na to wskazuje), to stworzona przez niego komórka zacznie się odżywiać i dzielić, tworząc zupełnie nową populację. Czy grozi nam, że Venter wyhoduje nową generację groźnych pasożytów? Na razie nie ma powodów do obaw. Jego bakteria (nazywana czasem złośliwie mykoplazmą venterium) na razie nie będzie mogła żyć poza środowiskiem stworzonym dla niej w laboratorium. Ale co będzie za kilkanaście lat, gdy sztuczne życie przybierze bardziej zaawansowane formy?
> Przecież jeśli odpowiednie fundusze i technologie znajdą się w zasięgu bioterrorystów, pewnego pięknego dnia możemy się obudzić w świecie rządzonym przez supermikroby. O tego typu zagrożeniach myśli też Venter, który wraz z dwiema szacownymi instytucjami – Massachusetts Institute of Technology (MIT) oraz Center Strategic and International Studies w Waszyngtonie – stworzył komisję mającą zbadać skutki powoływania do życia nowych gatunków. Naukowcy zażarcie dyskutują nad zaletami i zagrożeniami płynącymi z przejęcia przez ludzi roli zarezerwowanej do tej pory dla jednej tylko osoby: Pana Boga.<!-- TREŚĆ STOP --> <div>