Narzędzia osobiste
Jesteś w: Start Groups Strefa dla członków PTKr Filozofia człowieka W języku polskim Marcin Rotkiewicz, "Człowiek z II piętra (2002)

Marcin Rotkiewicz, "Człowiek z II piętra (2002)

"Polityka" nr 50/2002(2380)

Ile jest w nas zwierzęcia

Jesteśmy w dużym stopniu niewolnikami własnych genów – twierdzą psychologowie ewolucyjni. Co w takim razie odróżnia człowieka od całej reszty świata zwierzęcego?

Właśnie zbliżał się jeden z najbardziej oczekiwanych punktów dorocznego zjazdu szacownego American Association for the Advancement of Science (Amerykańskiego Towarzystwa na Rzecz Postępu Nauki) – wystąpienie Edwarda O. Wilsona z Uniwersytetu Harvarda. Zanim jednak zdążył zabrać głos, na mównicę wdarło się kilkunastu młodych ludzi. Jeden z nich wylał uczonemu na głowę dzbanek wody, a reszta rozpostarła plakat: „Wilson – faszystowski i rasistowski uczony roku”. Skandalu można było się spodziewać. Już od pewnego czasu wykłady Wilsona na Harvardzie były pikietowane, a w stronę uczonego leciały puszki po piwie i coca-coli.

Wilson jest entomologiem – jednym z najwybitniejszych współczesnych badaczy życia owadów społecznych, między innymi mrówek. Choć może to zabrzmieć dziwnie, agresję wobec swojej osoby wywołał twierdząc, że ludzie nie są wcale tak wyjątkowi w zwierzęcym świecie, jak im się to wydaje, a przede wszystkim, że ich kultura i relacje społeczne w dużym stopniu zdeterminowane są przez geny. Dla zbuntowanej i lewicowo nastawionej młodzieży końca lat 70. (wspomniany zjazd AAAS odbywał się w lutym 1978 r.) było to stanowczo za wiele. Marks, Marcuse czy Mao, idole kontrkulturowej rewolty, głosili przecież plastyczność ludzkiej natury i możliwość zbudowania idealnego społeczeństwa na miarę oczekiwań. W tym schemacie nie było miejsca na biologicznie zakodowane mechanizmy zachowań społecznych.

Wilson rozjuszył młodych lewaków opublikowaną w 1975 r. książką pod tytułem „Socjobiologia. Nowa synteza”. Poglądy w niej zawarte można streścić następująco: człowiek podlega tym samym prawom ewolucji co cała przyroda ożywiona – począwszy od bakterii, a na szympansach skończywszy. W toku trwającej kilka milionów lat ewolucji ludzkiego gatunku wykształciło się nie tylko ciało człowieka w jego obecnej postaci, ale powstał cały repertuar zachowań, w tym również społecznych. Postępujemy w taki sposób, który sprzyjał i sprzyja odniesieniu sukcesu ewolucyjnego – a więc jest faworyzowany przez dobór naturalny. Dlatego nie działamy na rzecz dobra ludzkiej społeczności ani naszego gatunku, a nawet nas samych. Robimy to, co każą nam nasze geny. To one działają tak, aby powielić się w jak największej liczbie kopii i opakowaniu zapewniającym dalsze istnienie. Takim futerałem może być człowiek. Ludzka kultura, jak to obrazowo określił Wilson, jest trzymana na dość krótkiej smyczy genów. Dlatego miłość matki do dziecka tak naprawdę nie różni się radykalnie od troski samicy słowika o złożone w gnieździe jajka. Opakowanie jest różne, ale chodzi o to samo – interes genów obecnych w następnym pokoleniu.

Czy poglądy Wilsona powinny wywołać aż tak gwałtowną reakcję? Na dobrą sprawę nie było w nich niczego szczególnie nowego. Już w XVIII w. twórca systematyki Karol Linneusz nazwał szympansa Homo troglodytes – a Homo znaczy człowiek. Z kolei Karol Darwin w dziele „O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt” wywiódł psychikę ludzką w prostej linii ze zwierzęcej oraz doszukiwał się podobieństw między przywiązaniem psa do właściciela a uczuciami religijnymi. Pomysł, że jesteśmy z punktu widzenia ewolucji tylko opakowaniem dla genów, pojawił się też już w latach 60. ubiegłego wieku. Atak na Wilsona był więc najprawdopodobniej sprowokowany postulatem powołania nowej nauki – tytułowej socjobiologii. Miała ona zastąpić dotychczasową socjologię, pozbawioną  jednej silnej teoretycznej podstawy.

Ten projekt nie ziścił się – socjobiologia nie znalazła miejsca w murach uczelni, między innymi z powodu agresywnej kampanii skierowanej przeciw jej twórcy. Sam Wilson zresztą, zmęczony bezpardonowymi atakami lewicowej młodzieży i części środowiska naukowego, wrócił do badania owadów. Jednak jego propozycja okazała się na tyle atrakcyjna, że po latach powstała nowa gałąź wiedzy – psychologia ewolucyjna, która przynajmniej częściowo jest kontynuatorką socjobiologii. Od kilkunastu lat święci triumfy, po części za sprawą utalentowanego amerykańskiego naukowca Davida M. Bussa. Jest on autorem między innymi największych międzykulturowych badań, których celem było poznanie podłoża preferencji seksualnych ludzi. Okazało się, że niezależnie od tego, czy mieszkamy w afrykańskim buszu czy nowoczesnym północnoamerykańskim mieście, to poszukując kandydatów na partnerów kierujemy się bardzo podobnymi kryteriami estetycznymi. Za nimi z kolei kryją się sygnały biologiczne świadczące o płodności czy zdrowiu. Nauczyliśmy się je odczytywać w trakcie ewolucji.

Psychologia ewolucyjna próbuje analizować i szukać biologicznego podłoża dla kolejnych obszarów – na przykład wyjaśniać pochodzenie zachowań altruistycznych, gwałtów czy dzieciobójstwa. Wykłada się ją w coraz większej liczbie ośrodków akademickich. To wszystko nie znaczy jednak, że mamy do czynienia z już w pełni dojrzałą dyscypliną naukową. Ponadto nie pozbędzie się ona długo miana kontrowersyjnej. Główne zagadnienie psychologii ewolucyjnej można bowiem sprowadzić do pytania o to, jak wiele jest w nas ze zwierzęcia? Czy kultura to tylko fasada ukrywająca interesy samolubnych genów? Gdzie kończy się, a gdzie zaczyna prawdziwe człowieczeństwo?

Nie jesteśmy wyjątkowi
Dr Bogusław Pawłowski, Katedra Antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego:

Nie zgadzam się z tezą, że człowiek w porównaniu z resztą świata zwierzęcego stanowi zupełnie nową jakość. Pogląd o naszej wyjątkowości bierze się z silnego antropocentryzmu, który wcale nie jest obecny we wszystkich ludzkich kulturach, choć w europejskiej na pewno i to bardzo silnie. Na mnie sprawia on wrażenie swego rodzaju psychoterapii – wprawdzie jesteśmy mocno niedoskonali, ale za to wyjątkowi. Tymczasem wiele gatunków, które pojawiały się na Ziemi, było wyjątkowych, a i tak większość z nich, łącznie z blisko z nami spokrewnionymi Homo erectus czy Homo neanderthalensis, już wyginęła. Niepowtarzalny jest zarówno człowiek, jak i słoń ze swoją jedyną w swoim rodzaju trąbą czy mające złożone struktury społeczne mrówki.

Nie zgadzam się również z twierdzeniem, że takie postaci jak Matka Teresa z Kalkuty świadczą o charakterystycznym tylko dla ludzi całkowicie bezinteresownym altruizmie. Nie chcę oczywiście w ten sposób deprecjonować wyjątkowo szlachetnej postawy Matki Teresy, ale jest ona bardzo rzadka. Przedmiotem badań biologów są natomiast pobudki, którymi kieruje się większość ludzi, a nie wyjątkowe jednostki. Zapewne w mrowisku też przychodzą na świat owady, które mogą działać wbrew interesowi swoich genów. Ewolucja jest ślepa, mnoży zmienność, a dopiero później zaczyna działać selekcja. To dlatego opisując jakiś gatunek powinniśmy brać pod uwagę tak zwane centralne tendencje, a nie wyjątki.

Wreszcie to, czym się tak chełpimy – nasza wspaniała cywilizacja – może doprowadzić człowieka, i nie tylko jego, do całkowitej zagłady. A wtedy okażemy się jednym z wielu ślepych zaułków ewolucji, a nie ukoronowaniem stworzenia.

Homo sapiens jest więc zwierzęciem podobnym do innych. Może bardziej złożonym w sensie rozbudowanych adaptacji kulturowych, ale na pewno nie na tyle wyjątkowym, aby jego motywacje, działania i wybory nie mogły być w dużym stopniu wyjaśnione kategoriami ewolucyjnymi.


Owszem, jesteśmy
Prof. Tadeusz Bielicki, Zakład Antropologii PAN we Wrocławiu, przewodniczący Wydziału Nauk Biologicznych PAN:

Nie miałoby sensu kłócenie się z tezą, że wiele naszych ludzkich sposobów zachowań zostało ukształtowanych w toku trwającej kilka milionów lat ewolucji człowieka, napędzanej tym samym darwinowskim mechanizmem doboru naturalnego co ewolucja małp człekokształtnych, wróbli, ślimaków. Równocześnie jednak naciągany wydaje mi się modny szalenie pogląd, że da się wyjaśnić po darwinowsku sens i cel wszelkich bez wyjątku osobliwości zachowań człowieka jako gatunku.

Homo sapiens jest – częściowo – utkany z całkiem innego materiału niż szympans, wróbel, ślimak. Chodzi o to, że my, ludzie, porównani z całą resztą świata zwierzęcego, mamy pewne cechy zgoła niesamowite. Na przykład potrafimy postrzegać głęboko ukryte właściwości świata, takie jak ucieczka galaktyk lub istnienie genów albo promieniowania ultrafioletowego – właściwości od zawsze i na zawsze zamknięte dla wszystkich innych gatunków zwierzęcych.

Mamy, dalej, zdolność do kontemplowania własnej jednostkowej egzystencji i potrafimy zdać sobie sprawę z jej kresu. Czyli mamy świadomość śmierci. Oraz jedynie my, ludzie, zdolni jesteśmy do zachowań jaskrawo sprzecznych z obowiązującą bezwarunkowo w całej reszcie świata zwierzęcego zasadą „egoizmu genów”. Potrafimy wyrywać się spod dyktatu tej zasady, na przykład podejmując działania samoniszczące, takie jak samobójstwo, lub angażując się w – zupełnie niewyjaśnialne na gruncie zasady darwinowskiej – pewne rodzaje altruizmu. Ile jest więc w nas zwierzęcia? Oczywiście dużo. To banał. Ale rzecz w tym, że jest też w nas „drugie piętro”: rozległa strefa całkowicie ponadzwierzęca, nie mająca żadnego odpowiednika nawet u najbliżej z nami spokrewnionych gatunków. A może owo drugie piętro miało jakiegoś innego (niż to pierwsze) architekta?


http://polityka.onet.pl/162,1103017,1,0,2380-2002-50,artykul.html

Akcje Dokumentu
« Listopad 2024 »
Listopad
PnWtŚrCzPtSbNd
123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930