Daniel C. Dennett, "Pokażcie mi naukę" (2005)
"Racjonalista" www.racjonalista.pl/kk.php/s,4333. Oryginał: Daniel C. Dennett, "Show me science", The New York Times August 28, 2005 http://www.nytimes.com/2005/08/28/opinion/28dennett.html?th&emc=th
Pokażcie mi naukę
>
<font>Autor tekstu: Daniel C. Dennett
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
>
Oznajmiając na początku sierpnia, że jest zwolennikiem nauczania w szkołach o "inteligentnym projekcie", prezydent Bush, powiedział: "Sądzę, że należy do zdań edukacji zapoznawanie ludzi z różnymi szkołami myślenia". Kilka tygodni później senator Bill Frist z Tennessee powtórzył tę samą myśl. Jego zdaniem, nauczanie zarówno inteligentnego projektu, jak i ewolucji "nie narzuca nikomu konkretnej teorii". Frist powiedział: "Sądzę, że w pluralistycznym społeczeństwie jest to najbardziej sprawiedliwy sposób edukacji i przygotowania ludzi do radzenia sobie w przyszłości". <p>
Czy "inteligentny projekt" jest prawomocną myślą naukową? Czy coś w niej jest, czy też ci ludzie dali się nabrać na jedno z najbardziej pomysłowych oszustw w nauce? Czy takie oszustwo jest niemożliwe? Nie. A oto jak tego dokonano.
Najpierw proszę sobie wyobrazić jak łatwo byłoby grupie zdeterminowanych "krytykantów" wstrząsnąć zaufaniem świata do fizyki kwantowej - jakaż ona jest dziwaczna! - czy do względności einsteinowskiej. Mimo stulecia informacji i popularyzacji ze strony fizyków niewielu ludzi kiedykolwiek rozumiało zawarte tam koncepcje. Większość w końcu kleci uzasadnienie akceptacji zapewnień ekspertów: "No cóż, oni wszyscy w zasadzie zgadzają się ze sobą i twierdzą, że to ich zrozumienie tych dziwnych rzeczy umożliwia im okiełznanie energii atomowej i produkcję tranzystorów i laserów, które z pewnością działają..."
Na szczęście dla fizyków nie ma żadnej wystarczającej motywacji, która pozwoliłaby powstać takiej grupie intrygantów. Nie muszą więc oni marnować swojego czasu na przekonywanie ludzi, że fizyka kwantowa i względność einsteinowska są dowiedzione poza wszelką rozsądną wątpliwość.
Z ewolucją jednak sprawa ma się inaczej. Podstawowa idea naukowa ewolucji przez dobór naturalny jest nie tylko niepojęta; dobór naturalny, dzięki wykonywaniu tradycyjnego zadania Boga, projektowania i tworzenia wszystkich stworzeń małych i dużych, wydaje się także zaprzeczać jednemu z najlepszych powodów do wiary w Boga, jakie mamy. Jest tu więc mnóstwo powodów do przeciwstawiania się zapewnieniom biologów. Nikt nie jest całkowicie odporny na pobożne życzenia. Potrzebna jest dyscyplina naukowa, by chronić się przed własną łatwowiernością, ale znaleźliśmy także pomysłowe sposoby na oszukiwanie siebie i innych. Niektóre z metod używanych do wykorzystywania tych popędów nietrudno zanalizować; inne wymagają nieco bliższego oglądu.
W broszurze kreacjonistycznej, którą przysłano mi kilka lat temu, była zabawna strona, udająca, że jest to część prostego kwestionariusza:
Test nr 2
>
Czy znasz jakikolwiek budynek, który nie miał budowniczego? [TAK] [NIE] <br>
Czy znasz jakikolwiek obraz, który nie miałby malarza? [TAK] [NIE]
>
Czy znasz jakikolwiek samochód, który nie miałby producenta? [TAK] [NIE] <br>
Jeśli odpowiedziałeś TAK na którekolwiek z tych pytań, podaj szczegóły.
I co wy na to, darwiniści?! Zakładane zakłopotanie odpowiadającego na te pytania doskonale wyraża niedowierzanie, jakie odczuwa wielu ludzi, kiedy stają przed wielką ideą Darwina. Wydaje się oczywiste, że nie może istnieć żaden projekt bez projektanta, żadne stworzenie bez stwórcy.
No cóż, tak jest, dopóki nie spojrzymy na to, co współczesna biologia pokazała ponad wszelką rozsądną wątpliwość: że dobór naturalny - proces, w którym rozmnażające się jednostki muszą konkurować o ograniczone zasoby i w ten sposób angażować się w turniej ślepych prób i błędów, z którego automatycznie wyłania się ulepszenie - ma moc wytwarzania oszałamiająco pomysłowych projektów.
Spójrzmy na rozwój oka, które było ulubionym wyzwaniem kreacjonistów. Jak na Boga - pytają oni - mogło takie cudo inżynieryjne powstać poprzez szereg małych, nieplanowanych kroków? Tylko inteligentny projektant mógł stworzyć takie wspaniałe ustawienie zmieniającej kształt soczewki, dostosowującej otwór źrenicy, światłoczułej powierzchni o wyjątkowej wrażliwości, a wszystko to mieszczące się w kuli, która potrafi w setną sekundy zmienić kierunek i rok za rokiem co sekundę wysyłać megabajty informacji do kory wzrokowej.
Kiedy jednak dowiadujemy się coraz więcej o historii zaangażowanych w to genów oraz o ich działaniu - aż do poprzedzających je genów w niewidzącej bakterii, z której zwierzęta wielokomórkowe wyewoluowały ponad pół miliarda lat temu - możemy zacząć opowiadać historię o tym, jak światłoczułe plamki stopniowo zamieniły się w reagujące na światło wgłębienia, potrafiące z grubsza odkryć kierunek, z którego dochodziło światło, a potem stopniowo nabyły soczewki, przez cały czas poprawiając zdolność zbierania informacji.
Nie potrafimy jeszcze powiedzieć, jakie były wszystkie szczegóły tego procesu, ale rzeczywiste oczy, reprezentujące wszystkie stadia pośrednie, można znaleźć rozsiane po całym królestwie zwierzęcym i mamy szczegółowe modele komputerowe pokazujące, że ten twórczy proces działa dokładnie tak, jak to przewiduje teoria. Potrzeba tylko rzadkiego przypadku, dającego jakiemuś szczęśliwemu zwierzęciu mutację, która czyni, że jego wizja jest lepsza niż wizja jego rodzeństwa; jeśli pomaga to w posiadaniu większej liczby potomków niż rywale, daje to ewolucji okazję do podniesienia poprzeczki i ulepszenia projektu oka jednym bezmyślnym krokiem. A ponieważ te szczęśliwe ulepszenia akumulują się - co zrozumiał Darwin - oczy automatycznie mogą stawać się coraz lepsze bez żadnego inteligentnego projektanta.
Choć plan oka jest znakomity, zdradza swoje pochodzenie znamiennym błędem: siatkówka jest "na lewą stronę". Włókna nerwowe, które niosą sygnały z czopków i pręcików oka (wyczuwających światło i kolor) leżą na wierzchu i muszą zanurzyć się w dużą dziurę w siatkówce, aby dostać się do mózgu, co tworzy ślepą plamkę. Żaden inteligentny projektant nie wstawiłby tak pokracznego urządzenia do kamery, a jest to tylko jeden z setek przypadków zamrożonych w ewolucyjnej historii, które potwierdzają bezmyślność historycznego procesu.
Jeśli nadal przekonuje cię ów "Test 2", rodzaj iluzji poznawczej, którą odczuwasz, nawet jeśli ją odrzucasz, jesteś taki sam jak niemal wszyscy inni na świecie; idea, że dobór naturalny ma moc tworzenia tak wyrafinowanych projektów, jest głęboko sprzeczna z intuicją. Francis Crick, jeden z odkrywców DNA, żartobliwie przypisał kiedyś swojemu koledze, Leslie Orgelowi, "Drugie Prawo Orgela": Ewolucja jest mądrzejsza od ciebie. Biologów ewolucyjnych często zaskakuje moc doboru naturalnego w "odkrywaniu" "pomysłowych" rozwiązań problemów projektanckich, na jakie natykają się w laboratoriach.
Wiedzie nas to do nieco bardziej wyrafinowanej wersji iluzji poznawczej prezentowanej przez "Test 2". Kiedy ewolucjoniści tacy jak Crick zachwycają się mądrością procesu doboru naturalnego, nie uznają oni inteligentnego projektu. Projekty znajdowane w przyrodzie są olśniewające, ale procesowi projektowania, który je tworzy, całkowicie brak własnej inteligencji.
Jednak orędownicy inteligentnego projektu wykorzystują brak rozróżnienia między procesem i produktem, który jest ukryty w słowie "projekt". Dla nich istnienie w pełni wykończonego produktu (na przykład w pełni rozwiniętego oka) jest dowodem procesu inteligentnego projektowania. Biologia ewolucyjna wykazała jednak, że ten kuszący wniosek jest błędny.
Tak, oczy są do widzenia, ale ten i wszystkie inne cele w świecie przyrody mogą być osiągane przez procesy, które same nie mają celu i nie mają inteligencji. Trudno to zrozumieć, ale równie trudna jest myśl, że kolorowe przedmioty na świecie składają się z atomów, które same nie są kolorowe i że ciepło nie jest tworzone przez małe, gorące rzeczy.
Koncentracja na inteligentnym projekcie paradoksalnie przesłoniła coś innego: prawdziwe kontrowersje naukowe dotyczące ewolucji, których jest bardzo wiele. Właściwie w każdej dziedzinie pojawiają się wyzwania wobec takiej czy innej teorii. Prawomocną metodą wywołania takiej burzy jest przedstawienie alternatywnej teorii - takiej jednak, która okazuje się prawdziwa, albo wyjaśnia coś, co kłopotało obrońców status quo, albo łączy dwie odległe teorie kosztem jakiegoś elementu obecnie przyjętego poglądu.
Do dnia dzisiejszego zwolennicy inteligentnego projektu nie przedstawili niczego takiego. Żadnych eksperymentów, których wyniki podważają myśl biologiczną głównego nurtu. Żadnych obserwacji ze skamieniałości, genomiki, biogeografii czy anatomii porównawczej, które podważają standardowe myślenie ewolucyjne.
Zamiast tego zwolennicy inteligentnego projektu posługują się sztuczką, która działa mniej więcej tak: najpierw nadużywasz czy fałszywie przedstawiasz pracę jakiegoś naukowca. Otrzymujesz wściekłe zaprzeczenie. Potem, zamiast zająć się oskarżeniami, cytujesz zaprzeczenie jako dowód, że istnieje "kontrowersja", o której trzeba nauczać.
Proszę zauważyć, że sztuczka nie odnosi się do konkretnych treści. Można jej użyć przy dowolnym temacie. "Praca Smitha w geologii popiera mój argument, że Ziemia jest płaska" - powiadasz, fałszywie przedstawiając prace Smitha. Kiedy Smith odpowiada oskarżeniem o nadużycie jego pracy, reagujesz: "No i proszę, jaką mamy tutaj kontrowersję. Profesor Smith i ja prowadzimy debatę naukową o tytanicznych proporcjach. Powinniśmy nauczać o tej kontrowersji w szkole". I na tym polega rozkoszna natura tej sztuczki: często można wykorzystać samą stronę formalną kwestii dla własnych korzyści, licząc na to, że większość z nas zgubi się w powodzi wszystkich trudnych szczegółów.
William Dembski, jeden z najgłośniejszych zwolenników inteligentnego projektu oznajmia, że sprowokował biologa Thomasa Schneidera do odpowiedzi, którą dr Dembski określa jako "dzielenie włosa na czworo, które dla postronnego obserwatora wygląda wyłącznie absurdalnie". To, co dla naukowca wygląda - i jest - nokautującym zarzutem ze strony doktora Schneidera, Dembski przedstawia jako absurdalne dzielenie włosa na czworo.
Krótko rzecz biorąc, nie ma tu nauki. W rzeczywistości żadna hipoteza inteligentnego projektu nigdy nie została wysunięta jako konkurencyjne wyjaśnienie żadnego zjawiska biologicznego. Może się to wydawać zaskakujące dla ludzi, którzy sądzą, że inteligentny projekt konkuruje z hipotezą nieinteligentnego projektu przez dobór naturalny. Ale mówienie, jak to robią adwokaci inteligentnego projektu: "Jeszcze wszystkiego nie wyjaśniłeś", nie jest konkurującą hipotezą. Biologia ewolucyjna z pewnością nie wyjaśniła wszystkiego, co zastanawia biologów. Ale inteligentny projekt jeszcze nie podjął próby wyjaśnienia czegokolwiek.
Dla sformułowania konkurencyjnej hipotezy trzeba zejść do okopów i podać szczegóły, które mają dające się przetestować implikacje. Jak dotąd zwolennicy inteligentnego projektu wygodnie pominęli ten wymóg twierdząc, że nie mają na myśli żadnych szczegółów dotyczących tego, kim lub czym mógłby być inteligentny projektant.
Aby uświadomić sobie wyraźnie ten brak, rozważmy zmyśloną hipotezę inteligentnego projektu, która mogłaby wyjaśnić pojawienie się istot ludzkich na naszej planecie.
Około sześć milionów lat temu odwiedzili Ziemię inteligentni inżynierowie genetyczni z innej galaktyki i zdecydowali, że byłaby to bardziej interesująca planeta, gdyby znajdował się na niej gatunek mówiący językiem i tworzący religie, złapali więc kilkoro naczelnych i genetycznie ich przeprogramowali tak, by dać im instynkt językowy i powiększone płaty czołowe do planowania i refleksji. To zadziałało.
Gdyby jakaś wersja tej hipotezy była prawdziwa, mogłoby to wyjaśnić skąd i dlaczego ludzie różnią się od swoich najbliższych krewnych, jak również obaliłoby konkurujące hipotezy ewolucyjne.
Nadal mamy problem z tym, jak powstali ci inteligentni inżynierowie genetyczni, ale póki co możemy spokojnie zignorować tę komplikację, ponieważ nie ma cienia dowodu na rzecz tej hipotezy.
O tym jednak zwolennicy inteligentnego projektu nie chcą dyskutować, ponieważ żadna inna hipoteza inteligentnego projektu nie jest lepiej poparta. W istocie moja naciągana hipoteza ma tę zaletę, że w zasadzie można ją poddać sprawdzeniu: moglibyśmy porównać genomy ludzi i szympansów szukając charakterystycznych śladów ingerencji przez tych inżynierów genetycznych z innej galaktyki. Znalezienie jakiegoś podręcznika dla użytkownika schludnie wbudowanego w pozornie bezfunkcyjny "śmieciowy DNA", który stanowi większość ludzkiego genomu, przyniosłoby grupie zwolenników inteligentnego projektu Nagrodę Nobla, ale jeśli w ogóle szukają, niczego jeszcze nie znaleźli.
Warto podkreślić, że w biologii jest wiele istotnych kontrowersji naukowych, które jeszcze nie dotarły do podręczników czy klas szkolnych. Naukowcy uczestniczący w tych dyskusjach ubiegają się o akceptację wśród właściwych ekspertów w recenzowanych przez innych naukowców pismach, a autorzy i redaktorzy podręczników borykają się z rozstrzygnięciem, które odkrycia wzniosły się do poziomu akceptacji - jeszcze nie prawdy - by warte były poważnych przemyśleń studentów i licealistów.
Stańcie więc w kolejce, inteligentni projektanci. Stańcie za hipotezą, że życie zaczęło się na Marsie i przywiał je tutaj kosmiczny wybuch. Stańcie za hipotezą wodnej małpy, hipotezą początków języka od gestów i teorią, że śpiew był przed językiem, żeby wspomnieć tylko kilka z ponętnych hipotez, gorąco bronionych, którym brakuje jednak poparcia przez fakty.
Discovery Institute, konserwatywna organizacja, która pomogła nagłośnić inteligentny projekt, skarży się, że jej członków spotyka wrogość ze strony uznanych pism naukowych. To jednak nie ta wrogość jest rzeczywistą przeszkodą dla inteligentnego projektu. Gdyby inteligentny projekt był naukową ideą, młodzi naukowcy pędziliby do laboratoriów, ubiegając się o zdobycie Nagrody Nobla, która z pewnością czekałaby każdego, kto potrafiłby obalić którąkolwiek ze znaczących propozycji współczesnej biologii ewolucyjnej.
Pamiętacie zimną fuzję? Środowisko naukowe było niesłychanie wrogie wobec tej hipotezy, ale naukowcy na całym świecie popędzili do laboratoriów, żeby zbadać ten pomysł w nadziei uzyskania glorii, gdyby okazał się prawdziwy.
Zamiast wydawania ponad miliona dolarów rocznie na publikowanie książek i artykułów dla nienaukowców oraz innych wysiłków z dziedziny public relations, Discovery Institute powinien finansować własne, recenzowane przez środowisko pismo elektroniczne. W ten sposób organizacja mogłaby dorosnąć do proklamowanego przez siebie obrazu: nieustraszonego obrońcy obrazoburców przeciwstawiających się systemowi.
Chwilowo jednak teoria, którą promują, jest dokładnie tym, co powiedział George Gilder, długoletni członek Discovery Institute: "Inteligentny projekt nie ma żadnej treści".
Ponieważ nie ma treści, nie ma "kontrowersji", którą można by nauczać na lekcjach biologii. Jest jednak dobry temat dla liceów na lekcjach dotyczących wydarzeń bieżących i polityki: Czy inteligentny projekt to oszustwo? A jeśli tak, jak je popełniono?
*
Artykuł ukazał się pierwotnie 28 sierpnia 2005 na łamach "The New York Times" i publikujemy jego tłumaczenie za zezwoleniem Autora.
>
<p>