Bożena Kastory, "Genetyk poszukuje Boga" (2005)
"Newsweek Polska", 14.02.2005, nr 07, s. 62; http://newsweek.redakcja.pl/archiwum/artykul.asp?Artykul=11629
Bożena Kastory ([email protected])
Genetyk poszukuje Boga
Dlaczego ludzie modlą się i poszukują ukojenia w medytacji? Dlaczego
składają hołd Bogu, Allahowi, Jehowie? Albo wierzą w rzeczy, których nie
można poznać zmysłami ani ocenić rozumem? Te pytania nie dawały spokoju dr.
Deanowi Hamerowi. Po latach badań uczony odkrył gen Boga - biologiczny
mechanizm odpowiedzialny za nasze życie duchowe. Czyżby było ono tylko
pochodną składu chemicznego koktajlu, wpisanego w nasze geny? Jeśli tak, to
nowego wymiaru nabiera też pytanie o istnienie Boga.
Każdego dnia więcej osób modli się i medytuje, niż uprawia seks. I to wystarczy, by ludzka duchowość znalazła się w orbicie zainteresowania nauki - lubi mawiać psychiatra Robert Cloninger. Cloninger prowadził wspólne badania z dr. Deanem Hamerem, genetykiem z amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia, którego przez lata frapował fenomen duchowości człowieka. Uczony rozmawiał z medytującymi mnichami, studentami teologii, zakonnicami spędzającymi dni na modlitwie. Analizował życie osób poświęcających się dla dobra innych, jak Matka Teresa czy dr Albert Schweitzer, lekarz i misjonarz zajmujący się chorymi na trąd w Afryce. Przez wiele lat prowadził badania psychiki i genów osób o różnym stopniu uduchowienia. Był przekonany, że potrzeba doznań mistycznych i wiara w obecność istoty potężniejszej od nas ma podłoże biologiczne - jest podstawowym ludzkim instynktem, który powinien być zapisany w genach.
Znalezienie takich genów - pośród 35 tysięcy innych, w które jest wyposażony każdy z nas - wydawało się nie do wykonania. Wielokrotnie ponawiane eksperymenty potwierdzały ten sceptycyzm. Jednak w końcu - ku zaskoczeniu i naukowców, i teologów - dr Hamer znalazł to coś. Prostą kombinację substancji chemicznych, w których może być zakodowana tajemnica naszej duchowości i wiary. Tajemniczy gen - gen Boga - w skrócie oznaczony jako VMAT2, występuje w ludzkich organizmach w dwu wariantach. Wariant "duchowy" ma skłaniać do medytacji, wiary w siły nadprzyrodzone i do altruistycznego stosunku do bliźnich. Ludzie posiadający wariant drugi mają znacznie mniejsze potrzeby w tej mierze.
Swoje odkrycie Dean Hamer ogłosił w wydanej niedawno książce "The God Gene" ("Boży gen"). Wielokrotnie zastrzega w niej, że nie wypowiada się na temat tego, czy Bóg istnieje, czy nie. Szuka jednak biologicznych źródeł tak powszechnej tendencji do wiary w zjawiska i istoty nadprzyrodzone. - Ptak niemający odpowiednich genów nie śpiewa. Gdyby człowiek nie został wyposażony przez naturę w biologiczną zdolność do przeżyć pozazmysłowych, nie mógłby ich odczuwać - tłumaczy.
Natychmiast pojawiły się głosy krytyczne - część duchownych i naukowców
uznała, że Hamer dokonał nadinterpretacji badań, a sprowadzanie czegoś tak
złożonego i metafizycznego, jak duchowość i wiara do jednego genu jest
nadużyciem. Uczony odpowiadał, że nawet jeśli gen Boga nie jest jedynym
wyznacznikiem naszej duchowości, może być jej istotnym elementem - poprzez
oddziaływanie na wiele procesów zachodzących w naszym mózgu. Na
pierwszy trop naprowadziły Hamera właśnie doświadczenia poświęcone pracy
mózgu. Dotychczasowe eksperymenty pokazały, że osoby doznające objawienia
lub olśnienia, jak doświadczeni w medytacjach mnisi, zatopione w rozmowie z
Bogiem zakonnice czy studenci, którym podano pewien środek psychotropowy,
mieli w podobny sposób zmienioną aktywność mózgu. Towarzyszyły jej przeżycia
pozazmysłowe. Ich treść okazuje się u różnych osób zdumiewająco podobna,
niezależnie od tego, czy wyzwala je medytacja, czy modlitwa, czy też są
skutkiem pogańskich rytuałów
wpadania w trans. W doznaniach tych dominuje poczucie uwolnienia się z
więzów własnego ciała, mistyczna unia z resztą świata i z duchową potęgą,
która go wypełnia. Ta moc przenikająca wszystko przestaje być siłą
zewnętrzną. Staje się częścią osób, które owo złączenie przeżywają.
Oto jak opisywał ten stan duchowej jedności ze światem młody mężczyzna, Michael Hoffman, urodzony i wychowany w Hamburgu, który przybył do niewielkiej wioski pod Kioto, aby praktykować medytację. "Straciłem poczucie fizycznych granic mego ciała. Znalazłem się w centrum Wszechświata. Widziałem wielu ludzi zmierzających w moją stronę. Wszyscy byli mną. A ja byłem całym światem".
Z ankiet przeprowadzonych w połowie lat 90. przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NIZ) wynikało, że takiego religijnego przebudzenia lub olśnienia, wraz z poczuciem kontaktu z boską i cudowną siłą duchową, doświadczyła przynajmniej raz w życiu jedna trzecia Amerykanów. Podobna część ankietowanych doznała uczucia przebywania w pobliżu potężnej osobowości, która skłoniła ich do opuszczenia własnego ciała. Mimo tak znaczącej liczby osób mających doznania mistyczne i mimo własnych przeczuć, że warto podejść do sprawy duchowości od strony genetycznej, Hamer długo miał wątpliwości, czy zaczynać podobne badania. Nikt przed nim tego nie robił, a jego koledzy genetycy uważali, że może to ośmieszyć czcigodną instytucję. Nacisk był tym silniejszy, że Hamer sam był wcześniej dyrektorem sekcji badania struktury genów NIZ. W końcu nikt mu nie zakazał badań, ale został zobowiązany przez swych zwierzchników do poszukiwania genów Boga w czasie prywatnym, bez grantów ze strony amerykańskiego rządu. Pierwsza przeszkoda została pokonana.
Hamer przystąpił do poszukiwań fragmentów DNA odpowiedzialnych za przeżycia duchowe. Było to zadanie karkołomne, bo przecież żaden gen nie ma etykietki: "ułatwiam ekstazę religijną". A dowolne dwie osoby mogą różnić się w swoich genomach w około trzech milionach miejsc. I to w którejś z tych trzech milionów różnic może się kryć przyczyna ich mniejszej lub większej skłonności do przeżyć duchowych. Jak ją odszukać? - Jedyną rzeczą, którą wiedzieliśmy na pewno o duchowych przeżyciach i wierzeniach, było to, że są one produktem działania mózgu, powinniśmy zatem szukać genów wyraźnie wpływających na stan umysłu i na rodzaj aktywności mózgu - wyjaśnia tok swego rozumowania dr Hamer. Te właśnie partie DNA powinny mieć inną postać u ludzi zdolnych do głębokich przeżyć duchowych, a inną u pozostałych.
Ale tu rodził się następny problem - potrzeba było sposobu na zbadanie stopnia uduchowienia poszczególnych osób. Szczęśliwie dla zamiarów dr. Hamera kilka lat wcześniej prof. Robert Cloninger, psychiatra ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona, zajmujący się zachowaniami ludzi, opracował liczbową skalę duchowości. Skala opracowana przez Cloningera dotyczy trzech składowych elementów duchowości: zdolności do zapominania o sobie, utożsamiania się z innymi i przeżywania mistycznego związku z Bogiem lub Wszechświatem. Kwestionariusz składa się z wielu pytań dotyczących przeżyć, uczuć i zainteresowań badanych osób. Na przykład: Czy byłeś kiedyś tak pogrążony w jakiejś czynności, że zapomniałeś, gdzie się znajdujesz albo jaka jest pora dnia? A może byłeś tak zakochany, że zniknęła granica między tobą a obiektem uczuć? Czy zdarzyło ci się przeżyć moment istnienia poza czasem i przestrzenią i poza własnym ciałem? Każdej odpowiedzi przypisana jest pewna wartość liczbowa. Ich suma jest oceną duchowości. Ludzie zdolni do zatracenia się w uczuciach ponadosobistych, do ekstazy religijnej zajmują górne rejestry skali.
Dysponując takim kwestionariuszem, Hamer zdobył coś w rodzaju miernika oceny predyspozycji duchowych. Musiał jeszcze znaleźć ochotników do badań. Z tego powodu sześć lat temu w studenckim centrum Uniwersytetu George'a Masona w Virginii zawisł plakat z wydrukowanym wielkimi literami napisem: "Zarób 40 dolarów. Szukamy par rodzeństwa do badań genetycznych. Uczestnicy będą proszeni o oddanie próbki krwi i odpowiedzi na 240 pytań". Szczególnie cenne dla naukowców były bliźnięta i pary rodzeństwa, bo dorastają najczęściej w tym samym otoczeniu. Wpływ środowiska na ich duchowość jest podobny, można go więc pominąć. Ponieważ większość ich genów jest identyczna, tym silniej na tym tle rzucają się w oczy różnice.
Zgłosiło się ponad 1000 kobiet i mężczyzn. Zbadano DNA każdego z ankietowanych. Hamer uszeregował wszystkich uczestników według liczby punktów, jakie uzyskali w skali duchowości. Następnie postanowił przeanalizować kilka genów odpowiedzialnych za wykorzystanie w mózgu neuroprzekaźników chemicznych, takich jak dopamina i serotonina. To one decydują o naszych emocjach i nastrojach. Pierwszym podejrzanym okazał się gen oznaczony jako D4DR. Od niego zależy działanie receptora dopaminy. Okazało się jednak, że nie ma żadnego związku między tym genem a duchowością człowieka. Następnym wziętym pod lupę był gen dyrygujący dostawami do komórek nerwowych innego ważnego neuroprzekaźnika, serotoniny. I tym razem nie był to właściwy wybór. Zdawało się, że poszukiwania prowadzą donikąd.
I wtedy przypadek zrządził, że dr Hamer przewodniczył jednej z konferencji naukowych wraz z genetykiem z National Institute of Drug Abuse (Instytutu Badania Uzależnień), George'em Uhlem. Dr Uhl odkrył właśnie pewne warianty genu zajmującego się transportem neuroprzekaźników i szukał współpracownika do kontynuacji badań. Gen nosił nazwę VMAT2 i wytwarzał w mózgu białka, które owijały dopaminę i serotoninę w osobne paczki, przypominające starannie zawinięte prezenty świąteczne. Tylko w takim opakowaniu te związki chemiczne mogły trafić do wybranych adresatów, czyli komórek nerwowych.
Dla Hamera było to jak olśnienie. Zdał sobie sprawę, że jego wysiłki w znalezieniu genetycznych predyspozycji ludzi do duchowości nie dawały rezultatu, bo szukał genów odpowiedzialnych za wytwarzanie oddzielnych nuroprzekaźników. Tymczasem kluczem do tej zagadki mógł być gen ecydujący o dostawach wszystkich tych substancji łącznie, czyli rodzaj pakowalni i zarazem nadrzędnego transportera ukryty w jednym, niewielkim fragmencie DNA.
VMAT 2 miał też istotną dla tych poszukiwań cechę. Występował w dwóch różnych wariantach. W pierwszym jedną z tworzących go zasad była adenina (A). W drugiej odmianie tego samego genu miejsce adeniny zajmowała cytozyna (C). W ciągu miesiąca wszystkie dane genetyczne tysiąca ankietowanych osób zostały prześledzone raz jeszcze. Okazało się, że 106 par bliźniąt różniło się postacią genu VMAT2.
Tym razem był to strzał w dziesiątkę. Wszyscy ankietowani zajmujący wysokie pozycje w skali duchowości mieli wersję C genu VMAT2. Nazwano go wariantem duchowym. Niewielka różnica w architekturze jednego genu decydowała o potrzebie medytacji, o altruistycznym stosunku do bliźnich i o pragnieniu połączenia się w mistycznej unii ze Stwórcą. Skutki wariantu C i A genu VMAT2 starannie zbadano w poszczególnych parach rodzeństwa. Jedną z tych par tworzyli Tim i Peter Mooreland. Tim, 20-letni student ekonomii i zarządzania, wychowany jako katolik, brał udział w ceremoniach religijnych tylko podczas największych świąt. Mimo to wyniki pomiarów jego duchowości sytuowały go dość wysoko na skali Cloningera. Tim czuł się częścią natury i szeroko pojmowanego świata. Był gotów do poświęceń dla dobra innych. Interesowały go przeżycia ponadzmysłowe nieznajdujące naukowego wyjaśnienia. Natomiast jego brat Peter, 27-letni pracownik waszyngtońskiej firmy doradczej, nie uczestniczył w żadnych praktykach religijnych, choć miał zamiar do nich powrócić po założeniu rodziny. Lubił zajęcia na powietrzu, uprawiał rugby, ale przyroda sama w sobie specjalnie go nie zajmowała. W weekendy spotykał się z narzeczoną, pił piwo i chodził do kina. Nie myślał o zjawiskach nadnaturalnych.
Żaden z braci nie był w swoich zachowaniach ekstremalny. Nie mieli przeżyć mistycznych, nie pragnęli doznać olśnienia poprzez medytację. Ich poziom duchowości był jednak na tyle różny, że Tim znalazł się w górnych rejestrach kwestionariusza Cloningera, Peter zaś w jego znacznie niższej części. Z tą kwalifikacją idealnie współgrały wyniki ich badań genetycznych. Tim miał wariant C genu VMAT2, czyli "wariant duchowy", w jednym ze swoich chromosomów, Peter natomiast w obu chromosomach, otrzymanych od ojca i od matki, miał wariant A. Pierwszy z nich miał więc znacznie silniejsze predyspozycje genetyczne w kierunku duchowości niż drugi. I dokładnie taki sam wniosek wynikał z analizy ich charakterów. Podobną zależność między wariantami genu VMAT2 a skłonnością do przeżyć duchowych stwierdzono u wielu innych bliźniąt i par rodzeństwa.
Hamer wyjaśnił też w swojej książce mechanizm działania genu Boga. Medytacja i modlitwa powodują wyłączenie ośrodka w tylnej części mózgu odpowiedzialnego za orientację w czasie i przestrzeni oraz za poczucie fizycznych granic własnego ciała. Intensywniej natomiast działa tak zwana świadomość wyższa, zlokalizowana w płatach czołowych kory mózgowej, włączająca nas w obraz Wszechświata, właściwa tylko ludziom. Te zmiany, które można śledzić na tomograficznych obrazach mózgu, sprawiają, że zaczynamy się czuć częścią wielkiej kosmicznej całości. O aktywności mózgu decydują neuroprzekaźniki - dopamina, serotonina i noradrenalina - paczkowane i transportowane przez gen VMAT2. Ludzie wyposażeni w "duchowy wariant" tego genu, czyli jego odmianę zawierającą cytozynę (a nie adeninę), mają ułatwione osiąganie nirwany czy przeżywanie mistycznych wizji, bo ich mózg efektywniej korzysta z wytwarzanych substancji chemicznych. Ale to nie przekonało przeciwników Hamera. Szczególnie duchownych, którzy uważają, że istnienie genu Boga może podważyć fundamentalny dogmat wiary, według którego doznaje się duchowego objawienia dzięki łasce Stwórcy, a nie z powodu elektrycznych impulsów w mózgu.
Idea genu Boga jest przeciwna wszystkim moim teologicznym przekonaniom - oświadczył profesor filozofii żydowskiej Neil Gillman z Jewish Theological Seminary w Nowym Jorku. - Nie można ciąć wiary na najdrobniejsze kawałki aż do najmniejszego wspólnego mianownika, którym ma być wariant jakiegoś genu. - Taki redukcjonizm jest dowodem myślowego ubóstwa - protestował teolog z katedry w Liverpoolu, John Polkinghorne. Z kolei Allen Verhey, profesor etyki chrześcijańskiej w Duke Divinity School w Durham, pisał: "Jesteśmy przyzwyczajeni do odkryć genów odpowiedzialnych za chorobę Huntingtona czy otyłość, ale twierdzenie o znalezieniu genu Boga jest po prostu szokujące. To absurd. Sami genetycy przecież uczyli nas doceniać złożoność procesów dziedziczenia. Prosta formuła: jeden gen, jedna cecha, najczęściej okazuje się prostacka i zawodzi".
Zarzuty spotkały Hamera także ze strony kolegów naukowców. - Gen Boga? -
parsknął pogardliwie jeden z nich. - To jakiś nonsens. Inny zapytał: -
Sądzisz, że jest tylko jeden taki gen i właśnie ty go znalazłeś?
- Z naszych badań nie wynika przecież, że gen VMAT2 decyduje o wszystkich
aspektach ludzkiej duchowości, jest jednak bardzo ważny - niezmiennie
tłumaczy Hamer. Uważa, że wiara w istnienie siły wyższej nadaje ludzkiemu
światu harmonię. Dostarcza poczucia optymizmu, zmniejsza strach przed
nieuniknionym końcem życia. Dlatego wszystkie ludzkie społeczności
wypracowały sobie jakiś rodzaj religii. - Jestem przekonany, że nasze
genetyczne predyspozycje do wiary nie są przypadkowe. Strzegą nas przed
przerażeniem z powodu śmierci - mówi Hamer.
Koncepcja genu Boga nie rozwiązuje podstawowych kwestii dotyczących religii. Nie tłumaczy również, czy to Bóg obdarzył nas genami wiary, czy to nasze geny skłaniają nas do wiary w istoty nadprzyrodzone. Mimo to duchowni z założenia uznali, że jest nieprawdziwa. Nie wiemy, czy nie mają racji. Ale wiemy, że Kościoły już nie raz zacięcie broniły się przed naukowymi odkryciami, które zmuszały nas do innego spojrzenia na Boga i kwestie wiary.