Odpowiedź na recenzję: Wojciech Mikołuszko, "Czy Darwin miał rację? Katolicy a teoria ewolucji" G.S. Johnstona (2005)
"Gazeta Wyborcza" 02-04-2005; http://serwisy.gazeta.pl/ksiazki/1,19970,2615124.html
[W. Mikołuszko]
>Po książkę "Czy Darwin miał rację? Katolicy a teoria ewolucji"
>George'a Sima Johnstona sięgnąłem z zaciekawieniem.
>Fascynujący temat (darwinizm a chrześcijaństwo), szacowne
>wydawnictwo (WAM oo. jezuitów), ceniona seria ("Wiara i nauka").
>Moje zaciekawienie dość prędko zamieniło się jednak w złość. Tak
>złej książki dawno nie czytałem.
[J. Kaliszczyk]
Pozwolę sobie wtrącić swoje „trzy grosze”.
Pan Wojciech Mikołuszko, jak pisze, dawno nie czytał tak złej książki.
Czytałam tę książkę (bo nie miałam innego wyjścia jako tłumacz;-) i myślę,
że recenzent źle postawił problem. Książka nie jest „zła”, lecz INNA.
Poglądy przedstawione przez jej autora odbiegają od „schematu”, do którego
przywykliśmy. Uderzają one w przyzwyczajenia, zmuszają do wzięcia pod uwagę
innego punktu widzenia, przeanalizowania go. Czy to źle? Chyba nie.
Oczywiście można krytykować Johnstona. To też normalne. Ale ... nie w
taki sposób, jak P. Mikołuszko.
Próbowałam ocenić jakość jego zarzutów. Niestety wg mnie wiele z nich jest
chybionych. Ale do rzeczy...
[W. Mikołuszko]
> Już pomijam poglądy autora, który, jakoby popierając teorię ewolucji,
ale
> sprzeciwiając się jej wersji w wydaniu darwinowskim, uważa, że "wielkie
skoki
> ewolucyjne, na przykład od gadów do ssaków, nie mogły być
rezultatem
> stopniowej akumulacji genetycznych błędów".
[J. Kaliszczyk]
Właśnie tego, moim zdaniem, nie powinien P. Mikołuszko pomijać. Przede
wszystkim pisząc recenzję, powinien rzetelnie przedstawić stanowisko autora
książki. Johnston już we Wstępie (str.15) wyjaśnia, że:
„W debacie o ewolucji istnieje pewne zagadnienie, które powinno być wyjaśnione na samym początku. Laicy powinni nauczyć się rozróżniać między ‘ewolucją’ a ‘darwinizmem’ (...). Ewolucja’ jest poglądem, że wszystkie formy życia mają wspólnych przodków, a nawet niewykluczone, że tylko jednego. Jest to sensowna, choć nie udowodniona hipoteza. (...) „Ewolucja” oznacza wspólne pochodzenie, jednak nie mówi, jak do tego doszło. Nie odpowiada na pytanie „Jak pływająca w pierwotnej zupie ameba ostatecznie przekształciła się w Homo sapiens”? „Darwinizm” próbuje rozwiązać tę kwestię, dostarczając mechanizmu ewolucji. Tym mechanizmem jest dobór naturalny działający na przypadkowych mutacjach”.
Johnston zatem nie „popiera jakoby teorii ewolucji”, lecz raczej - nie kwestionuje ewolucji w sensie pochodzenia od wspólnych przodków (przodka). Pan Mikołuszko mógłby zatem napisać:
„Już pomijam poglądy autora, który, JAKOBY popierając EWOLUCJĘ, ale sprzeciwiając się jej wersji w wydaniu darwinowskim, uważa, że "wielkie skoki ewolucyjne, na przykład od gadów do ssaków, nie mogły być rezultatem stopniowej akumulacji genetycznych błędów”.
Problem tylko w tym, że w takim zdaniu słowo „JAKOBY” jest zbędne, bo oczywiście można „popierać ewolucję”, a jednocześnie sprzeciwiać się „wersji w wydaniu darwinowskim”.
Nie ma w tym żadnej sprzeczności. Przecież darwinowski mechanizm ewolucji był (i wciąż jest ) podważany przez niektórych naukowców, którzy opowiadają się za ewolucją. Tak było za czasów Darwina - jego oponenci przyjmowali świadectwa na rzecz pochodzenia od wspólnych przodków (przodka) i w tym znaczeniu byli ewolucjonistami. Nie zgadzali się natomiast z darwinowskim wyjaśnieniem przyczyn ogromnego zróżnicowania form świata ożywionego. Mivart, biolog współczesny Darwinowi, nie kwestionował np. tego, że walenie mogą pochodzić od lądowych przodków, lecz pytał Darwina – jak przypadkowe zmiany, odsiewane przez sito doboru naturalnego, mogły doprowadzić do utworzenia wszystkich niezbędnych przystosowań.
Współcześni oponenci neodarwinizmu operując pojęciami takimi jak
„ewolucja, zmiana ewolucyjna” itd., również kwestionują zasadnicze elementy
neodarwinizmu, np. losowość zmian genetycznych, leżących u podstaw
różnicowania się gatunków, np. Shapiro, J.A. 2002. Genome Organization and
Reorganization in Evolution: Formatting for Computation and Function. In
From Epigenesis to Epigenetics: The Genome in Context, L. Van Speybroack, G.
Van de Vijver, and D. de Waele (eds.), Ann. NY Acad Sci 981, 111-134;
Shapiro, J.A. 2002. A 21st Century View of Evolution. J. Biol. Phys. 28:
1-20. (PROCEEDINGS of the 4th International Conference on Biological
Physics, Kyoto, Japan, July 30- August 3, 2001); Wolf –Ekkehard Lőnning,
Heinz Saedler, Chromosome rearrangements and transposable elements, Annual
Reviews of Genetics 2002, vol. 36, s. 389- 410; Shapiro, J.A. 1997. A third
way [alternative to Darwinism & Creationism]. Boston Review 22 (1),
32-33; McClintock, B. Significance of responses of the genome to challenge.
Science 226 (1984), 792-80).
Sumując - szkoda, że autor recenzji nie chciał zauważyć, jakie jest sedno recenzowanej książki: chodzi o kwestionowanie darwinowskiego mechanizmu i to jest bardzo czytelnie wyeksponowane w książce.
[W. Mikołuszko]
> Chodzi o nadzwyczajną liczbę błędów, uproszczeń i przeinaczeń.
Poczynając od
> dużych pomyłek w historii nauki (autor pisze np. że Rosjanie nigdy
nie
> przyjęli Darwina, gdy tymczasem jego poglądy były tam ogromnie
popularne)
[J. Kaliszczyk]
Już pierwszy podany przykład „nadzwyczajnej liczby błędów, uproszczeń i
przeinaczeń” jest całkowicie chybiony.
Przede wszystkim recenzent wyrywa z kontekstu zdanie, na podstawie którego chce uzasadnić, jak wielkim ignorantem jest autor recenzowanej książki. Zdanie to (brzmiące zresztą inaczej) znajduje się w rozdziale 5 książki pt. „ Z popiołów do popiołów – darwinizm po Darwinie”. Rozdział ten dotyczy, jak sam tytuł wskazuje, rozwoju darwinizmu po Darwinie. W podrozdziale "Antydarwinowscy ewolucjoniści" (str.76) Johnston omawia pokrótce sytuację, w jakiej znajdowała się darwinowska teoria ewolucji w pierwszych trzydziestu latach XX wieku. W tym kontekście pada zdanie, o które chodzi recenzentowi:
„Rosjanie nigdy nie przyjęli Darwina, ponieważ nigdy nie przyjęli Malthusa. Inteligencja rosyjska zamieszkująca wielki i słabo zaludniony kraj nie widziała sensu w angielskich teoriach głoszących, że to nacisk selekcyjny wytwarza nowe jakości”.
Tutaj wg recenzenta autor książki popełnia „dużą pomyłkę w historii nauki”. Nie ma tu jednak żadnej pomyłki, tylko recenzent ... no, coś przeoczył. Johnston umieszcza to zdanie w kontekście poglądów przyjmowanych przez większość Rosjan na początku XX wieku. A jakie poglądy przyjmowali? Najwyraźniej autor recenzji nie słyszał o Piotrze Kropotkinie i jego książce „Mutual Aid”, której podstawową tezą jest to, że to „pomoc wzajemna” organizmów pozwala im przetrwać, a nie - maltuzjańska walka. Żeby nie tracić czasu, zacytuję opis zaczerpnięty wprost z artykułu Marcina Ryszkiewicza , Arena walki czy rajski ogród?, Wiedza i Życie, 6/1989:
„(...) Kropotkin nie reprezentował tylko siebie — przeciwnie, jak pokazał niedawno Daniel Todes [amerykański historyk nauki] na łamach czasopisma "ISIS" - cała właściwie rosyjska formacja intelektualna i polityczna, od radykałów poprzez liberałów po konserwatystów, i wszyscy niemal wielcy biologowie rosyjscy odrzucali maltuzjańską wykładnię darwinizmu — tyle ze Zachód nie zdawał sobie z tego sprawy. Kropotkin pisał po angielsku i dlatego był znany; wśród ewolucjonistów jednak uważany był raczej za osobliwego odstępcę od głównego nurtu tej nauki, a nie reprezentanta jakiejś większej 'określonej szkoły’. Ta była po prostu nieznana. (...)
Dlaczego jednak Rosjanie odrzucili tak zgodnie Malthusa, dlaczego wszyscy, tak skądinąd skłóceni w wielu innych sprawach, odcięli się od jego przekonań?
(W radzieckim marksizmie postać Malthusa też była do niedawna symbolem największego wstecznictwa). Czy zaważyła na tym rosyjska mentalność, której obce były — i to niezależnie od politycznych zapatrywań — ideały wybujałego brytyjskiego indywidualizmu? Zapewne, i to także — sam Kropotkin jednak uważa, że przyczyna leży raczej w charakterze rosyjskiej przyrody, a nie — umysłowości (jeśli ta druga sama nie jest odbiciem pierwszej).”
[J. Kaliszczyk]
Johnston pisze zatem rzeczy nie odbiegające od tego, co opisuje p.
Ryszkiewicz, a przecież temu ostatniemu można chyba zaufać? ;-)
[W. Mikołuszko]
> przez tendencyjne dobieranie i interpretowanie faktów (np. we
fragmentach
> poświęconych wierze >Darwina)
[J. Kaliszczyk]
No, ale w czym problem? Darwin wierzył w Boga? Cytat „Wzniosły zaiste jest
to pogląd, ze Stwórca natchnął życiem kilka form lub jedną tylko..."
poważnie traktują jedynie niezbyt zorientowane osoby, sądząc że to jakoś
rozwiązuje problem. Jednak jak rozwiązać choćby taki (znów zacytuję M.
Ryszkiewicza, bo mam artykuł o Kropotkinie pod ręką):
„(...) to Darwin właśnie — choć zrazu bał się tematu pochodzenia człowieka dotykać w „Powstawaniu gatunków” odsyła czytelnika do ‘dalszych badań’, nie chcąc wypowiadać własnego zdania) — głosił później (w dwóch kolejnych książkach —„0 pochodzeniu człowieka i doborze płciowym” i „0 wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt”) zwierzęcy rodowód nie tylko wszystkich cech anatomicznych, ale i całej psychiki człowieka; nawet uczucia religijne wywodził od mistycznego niemal oddania łączącego psa i jego pana. Cała późniejsza szkoła „psychologii odruchów”, czyli behawioryzmu (dla której uczucia ludzkie są automatycznymi odruchami, takimi samymi jak ślinienie się pawłowskiego psa na dźwięk dzwonka) i niemała część współczesnej socjobiologii tak właśnie ludzką psychikę traktuje — poczytajmy socjobiologiczne interpretacje odwagi, altruizmu, poświecenia, miłości, religii”.
Warto sięgnąć też po to:
K. Jodkowski, Naturalizm ewolucjonizmu a wiara religijna. Przypadek Darwina,
Przegląd Religioznawczy 1999, nr 1 (191), s. 17-34.
Może jednak Panu Mikołuszce chodzi o coś innego. Może on uważa, że na
podstawie cytowanych w książce wypowiedzi Darwina, można wyrobić sobie
pogląd, że był on wyrachowanym materialistą.
Jeśli tak, to myślę, że tu moglibyśmy się porozumieć. Wg mnie Darwin nie był
typem cynicznego materialisty, tłumaczącym np. jak niektórzy - swoje kulawe
życie - biologicznym dziedzictwem. Raczej to jeden z tych, którzy „wadzili
się z Bogiem”, bo bolały ich „rzezie i marnotrawstwo”, śmierć, niepokój
tych, co nie mogą uwierzyć w tę, jak pisał - „przeklętą doktrynę” – wieczne
męki. Znacie takie wypowiedzi Darwina? Mógłby w tym momencie dogadać się z
cierpiącym Hiobem. Hiob jednak miał tyle szczęścia, że Bóg zwrócił mu uwagę
na niepełność wiedzy (Hiob nie wiedział nawet, że istnieje Szatan) oraz to,
że nawet rzecznicy Boga, przyjaciele Hioba - „nie zawsze mówią prawdę”. No,
ale to już odrębny temat...
[W. Mikołuszko]
> pomijanie niewygodnych informacji (jest np. mowa o
antydarwinistycznych
> poglądach Thomasa Morgana, a nie ma nic o późniejszej zmianie jego
zapatrywań)
[J. Kaliszczyk]
Ech, taki z Johnstona krętacz? A może wymieniani przez niego inni
antydarwiniści też nawrócili się na darwinizm przed śmiercią? Warto byłoby
to sprawdzić, bo kto wie? ;-)
Bądźmy jednak poważni i sprawdźmy, w jakim kontekście wymienia Johnston nazwisko T. Morgana. Znalazłam dwa fragmenty, w których wymienione jest nazwisko Morgana:
„Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku teoria ewolucji stanowiła fragmentaryczny zbiór niespójnych postulatów i teorii. Najbardziej znaczące wydarzenie dwudziestowiecznej biologii – ponowne odkrycie praw Mendla na temat dziedziczenia w 1900 roku i późniejsze prace laboratoryjne genetyków takich jak T.H. Morgan nie były uważane za świadectwo wspierające darwinizm.” (str. 76)
„Rzeczywiście, przez kilkadziesiąt lat po śmierci Darwina nad jego teorią wisiały czarne chmury. Løvtrup pisze że: ‘w okresie pierwszych trzydziestu lat dwudziestego wieku biolodzy nie byli zwolennikami darwinizmu (...)’. W tym okresie Hans Driesch w Niemczech, Lucien Cuenot we Francji, Douglas Dewar w Anglii, Vernon Kellogg i T. H. Morgan w Ameryce - biolodzy i genetycy o światowej sławie odrzucali teorię darwinowską. Cuenot pisał : „Musimy całkowicie porzucić hipotezę Darwina.” (str. 75)
Wygląda na to, że recenzent chce, by autor tu dodał: „Ale pamiętajcie, Morgan ostatecznie nawrócił się na neodarwinizm”. Byłoby nieźle, co ? ;-) Jednak podobne „uchybienie” popełnił również Henryk Szarski, piszący w „Mechanizmach ewolucji” (PWN, Warszawa 1986, s. 210), że:
„Przeciwnikami teorii doboru naturalnego byli również laureat Nagrody Nobla, amerykański genetyk, T. H. Morgan (1866 -1945) (...)”.
Nie ma tu o nic o zmianie poglądów, czyżby i sam H. Szarski spiskował i pomijał niewygodne informacje? ;-) A niech to... Nawet dalej jest o tym, że Morgan nigdy nie pojął podstawowych spraw niezbędnych do zrozumienia neodarwinizmu. Cóż to więc za żałosne nawrócenie...
[W. Mikołuszko]
> uproszczenia (np. w kwestii poglądów ewolucyjnych Jeana
Lamarcka)
[J. Kaliszczyk]
Pełna zgoda, uprościł je, pewnie nie słyszał o efekcie Baldwina.
[W. Mikołuszko]
> i insynuacje (np. obarczanie darwinizmu odpowiedzialnością za
komunistyczne
> zbrodnie)
[J. Kaliszczyk]
Bieda w tym, że różni zbrodniarze z lubością go cytowali (i robili swoje).
Jasne, że Darwin im tego nie nakazał. Im to „tylko pasowało”, ale czy to coś
zmienia?
[W. Mikołuszko]
> a na nieznajomości doniesień naukowych z ostatnich kilkunastu lat
kończąc
> (np. o upierzonych >dinozaurach czy licznych nowych odkryciach
szczątków
> człowiekowatych).
[J.Kaliszczyk]
Pewnie, co nieco mógłby uaktualnić. Na przykład problem pochodzenia ptaków.
Pierwotnie był na ten temat przypis. Strasznie długi, bo temat jest złożony,
jak wiadomo. Znajdowały się w nim też informacje o słabych stronach tezy
pochodzenia ptaków od dinozaurów. Ze względu na rozmiary przypis w końcu
został pominięty. Może rzeczywiście szkoda. W sumie jednak Johnstonowi
chodziło o trudności gradualistycznej transformacji, a nie o kwestie
podobieństwa ptaków i ich ewentualnych przodków. Zatem nawet uaktualnienie
nie zmieniłoby sedna argumentacji. Co do nowych odkryć szczątków
człowiekowatych – to raczej wzmocniłyby one poglądy autora. Bo co zrobić z
hobbitem, który konstruował narzędzia, mając tak mały mózg, że mieścił się w
puszce mózgowej o pojemności 380 cm sześciennych?...
[Mikołuszko]
> Co gorsza, książka jest napisana chaotycznie, pozbawiona bibliografii
i
> skorowidzu.
[J. Kaliszczyk]
W oryginale bibliografia jest. To jakieś przeoczenie wydawnictwa.
[Mikołuszko]
> A przypisy tłumaczki, które z założenia mają rozwiewać wątpliwości,
jeszcze je
> pogłębiają. Np. "Pojęcie gatunku musi być jednak dostatecznie szerokie,
by
> nie traktować konia, zebry i osła (...) jako osobnych gatunków". Konia
z
> rzędem temu, kto zrozumie, czym w takim razie jest
gatunek!
[J. Kaliszczyk]
W podanym przykładzie znowu ważny jest kontekst. Johnston wyraźnie wskazał
kilka linijek wcześniej, że używając słowa „gatunek”, nie ma na myśli
gatunku wyróżnianego przez taksonomów (tu byłby problem – bo wiadomo, co
taksonom, to...), tylko pewną kategorię organizmów, o „zdumiewającej
plastyczności” i
wspólnym pochodzeniu. Autor wyjaśnia to np. tu:
„Myśl, że każdy wąsko rozumiany gatunek był „stwarzany osobno”, nie miała za sobą poparcia ani w średniowieczu, ani w okresie patrystycznym. (...) Tradycyjne stanowisko Kościoła katolickiego uznaje Boga za Autora całej przyrody, ale równocześnie pozwala jej na działania nie mające charakteru nadprzyrodzonego, w których może się zawierać różnicowanie gatunków. Innymi słowy nie istnieje sprzeczność między ideą Boga Stwórcy, a poglądem że wszystkie odmiany gołębi wyłoniły się z jednego wyjściowego pnia, za sprawą przyczyn wtórnych, nie mających znamion boskiego interwencjonizmu” (str. 62).
Gdyby w przypisie o mikroewolucji zabrakło zdania, które wg P. Mikołuszki zaciemnia sprawę, zniekształciłabym pogląd autora prezentowany wyżej. Definicja mikroewolucji bazuje bowiem na „wąsko” rozumianym „gatunku”, natomiast autor zdaje się rozumieć gatunek w takim sensie, jak Eryk Wasmann (wprowadził on pojęcie dynamicznego i plastycznego gatunku naturalnego, obejmującego ogromną różnorodność form gatunków taksonomicznych).
Ostatecznie zresztą faktycznie potrzeba „konia z rzędem”, żeby zrozumieć, czym jest gatunek i recenzent nie powinien się dziwić. Pojęcie gatunku jest wszak przedmiotem niekończących się dyskusji i kontrowersji. Na gruncie współczesnej biologii jest ponad dwadzieścia koncepcji gatunku (Hey J., 2001. The mind of the species problem. Trends in Ecology and Evolution, 16(7): 326-329; Mayden R. L., 1997. A hierarchy of species concepts: the denouement in the saga of the species problem. pp. 381-424; In: Claridge, M.F. et al. (eds) Species: the Units of Biodiversity. Chapman & Hall; Stebbins G., L. 1993. Concepts of species and genera. pp. 229-246; In: Flora of North America. Vol. 1. Introduction, New York). Można też spotkać stanowisko nominalistyczne (zaprzeczające realnemu istnieniu gatunku), np.:
"Natura tworzy osobniki i nic więcej, /.../ gatunki nie istnieją naprawdę w przyrodzie. Są one wymysłem intelektu i niczym więcej, /.../ wymyślono je po to, byśmy mogli ujmować większą ilość osobników jako jednostki zbiorowe" (cyt. za Mayr E., 1974. Podstawy systematyki zwierząt. PWN, Warszawa).
Sumując – czytając książkę Johnstona „Czy Darwin miał rację...” , nie ma się co złościć. Trzeba tylko odsunąć na bok uprzedzenia. Jeśli będziemy tylko w kółko powtarzać, że wszystko jest jasne (bo Darwin dał nam wystarczające wyjaśnienie), to będzie miało to niewiele wspólnego z nauką. Książka jest ciekawa i daj nam, Panie Boże, przeczytać jeszcze inne, rozwijające taką tematykę!
Joanna Kaliszczyk